piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 25- „I feel the chemicals burn in my bloodstream, so tell me when it kicks in..”*

*Ed Sheeran- Bloodstream

Piosenka do rozdziału.

Mam nadzieję, że wyczekiwany rozdział. Muszę przyznać, że dość długo wzbraniałam się przed napisaniem go, pewnie ze względu na brak jakiegokolwiek odzewu z waszej strony w komentarzach, co dla mnie było jednoznaczne z tym, że jest źle. Mam nadzieję, że ten się spodoba i zostawicie po sobie jakiś ślad. Następny pojawi się jak pod tym będzie co najmniej 5 komentarzy. 
Zapraszam do czytania i wyrażania opinii.  ****
Otworzył oczy i jedyne co widział to wszechogarniającą ciemność napierającą z niego z każdej strony. Znowu miał ten sen, drobne ciało śpiącej dziewczyny poruszało się miarowo, a on zostawiał ją wychodząc przez drzwi i zatrzaskiwał je cicho.
- Kurwa!- uderzył pięścią w puste miejsce obok niego. Chciałby, cholernie chciałby, aby ona leżała teraz obok niego i żeby wszystko było tak jak dawniej. Niestety, nic już nie mogło wyglądać po staremu, dobrze o tym wiedział, więc pozostało mu tylko znajdowanie kolejnych towarzyszek na jedną noc.
Bolało go to, nawet bardzo. Nie chciał być postrzegany jako zwykły casanova, którego jedynym pragnieniem było uwodzenie coraz to nowej dziewczyny i zostawianie jej po upojnej, albo nawet nie, nocy.
Chciał... Miłości? Bardziej adekwatne by było stwierdzenie, że jej potrzebował, ale nie widziało mu się bycie zdesperowanym. Przynajmniej publicznie. Westchnął cicho i rozejrzał się po pustej sypialni. Nie należała ona do największych i najgustowniej urządzonych, ale mu wystarczała. I tak nie miał tutaj zamieszkać na stałe, taki był ogólny zamiar. Biorąc pod uwagę fakt, że Jay został na noc u Cassie to on może już wracać. Wypełnił swoje zadanie.
Jedyną rzeczą, której zazdrościł bratu i przyznawał się do tego przed samym sobą był fakt, że ma on oparcie w dziewczynie. Nie ważne co zrobił, co ona zrobiła byli dla siebie całym światem. Tak przynajmniej wydawało się zagubionemu Shannonowi.
Jeśli nie chciał spóźnić się na dzisiejsze, ostatnie już zajęcia musiałby wstać teraz i zacząć się szykować. Nie widziało mu się to, zdecydowanie nie. Zamknął oczy i odetchnął ciepłym powietrzem, które wlatywało do pokoju przez otwarte okno nieumyślnie zostawione przez niego w tym stanie wczoraj wieczorem. Spowodowało to niewyobrażalną duchotę w pokoju, że chcąc nie chcąc musiał wstać jeśli nie miał zamiaru się ugotować.
Jeśli chciał wyglądać jako tako i się nie spóźnić musiał zrezygnować ze śniadania, co nie przyszło mu z wielkim trudem. Umył się i po dziesięciu minutach stał przed szafą i szukał ulubionych spodni.
Wyszedł z domu niewiele później z jedną ręką zajętą przez paczkę papierosów,a drugą przez klucze do domu.
-Idealne połączenie panie Leto.-mruknął do siebie ze wściekłością. Zły na siebie dodał.- Stary pryku. Weź się w garść.
Skierował się w stronę auta i z pewnością nie zmieniłby do siebie nastawienia, gdyby nie jakaś czerwonowłosa dziewczyna, która większą uwagę zwracała na czytaną książkę niż na kierunek, w którym idzie. Niestety, przez to, że oboje byli zajęci czymś innym wpadli na siebie, a grawitacja wzięła górę nad wszystkim i tak oto Shannon leżał na niewinnej dziewczynie.
-Przepraszam, wszystko okej?-wydusił z siebie.
-Pomijając fakt, że wciąż na mnie leżysz to bolą mnie plecy. A tak to okej.- uśmiechnęła się tak zniewalająco, że na moment zapomniał o dręczących go problemach i spojrzał w zaskakująco zielone oczy drobnej towarzyszki niedoli.
-A tak...- skrępowany wstał i podał rękę, aby jej pomóc. Chwyciła za nią i miał zaszczyt doświadczyć najdrobniejszego i najdelikatniejszego uścisku rąk, co tak zbiło go z tropu, że o mało by jej nie upuścił.- Dupa z ciebie, nie mężczyzna.- zrugał siebie w myślach i uśmiechnął się ciepło.- Naprawdę wszystko w porządku? Podwieźć cię gdzieś?- zreflektował się od razu.
-Nie, dziękuję.- mógł wyczuć nutę zawstydzenia w jej głosie.
-Pierwszy raz spotykam się z kimś, kto się o mnie potyka, a nie wpatruje się ślepo w telefon.
-Nie trawię takich ludzi.
-Chcesz się wybrać na kawę? W ramach zadośćuczynienia?- zaproponował nieśmiało.
-Chętnie.- odpowiedziała cicho, nieśmiało.
-To daj mi swój num...- urywa w połowie.- Spotkajmy się tutaj, naprzeciwko. Co powiesz na godzinę osiemnastą?
-Będę czekać.- nie dokańcza zdania czekając aż wyjawi jej swoje imię.
-Shannon.
-No to będę czekać Shanny.- odeszła, znów zatapiając się w lekturze.
Uśmiechnął się pod nosem i wsiadł do auta zaparkowanego tuż obok. Czuł, że po raz pierwszy od bardzo dawna jest szczerze zadowolony. Kto wie, może to był dopiero początek szczęśliwej passy Shannona Leto?
****
Przejechał ręką po zmęczonej, spoconej twarzy. Stał bez koszulki na środku kuchni. Nie robili w nocy nic, co powinno zakłócić sen, ale mimo to nie potrafił zmrużyć oczu. Nie odtrąciła go, nie wygoniła. Spodziewał się najgorszego, a dostał najlepsze. Wiedział, że nie zasługiwał nawet na jej pojedyncze spojrzenie, których dostał tamtego wieczoru zbyt wiele. Przynajmniej tam myślał.
-Kiedyś musisz jej powiedzieć.- mruknął sam do siebie i spojrzał w okno, przez które wlewał się delikatny, ciepły blask poranka. Zegar wskazywał godzinę piątą nad ranem, a on mimo braku snu nie czuł zmęczenia ani nawet znużenia.
Rozejrzał się dookoła i postanowił wrócić do Cassie, chociaż położyć się obok niej, poczuć zapach bijący od śpiącego ciała jedynej osoby, którą darzył tak wielkim uczuciem. Teraz to wiedział, czuł, że to nie jest zwykłe zadurzenie.
Wszedł do sypialni w momencie, w którym jego ukochana przewracała się jednego boku na drugi. „Jego Ukochana”.... jak to pięknie brzmi. Uśmiechnął się do śpiącej dziewczyny i położył się obok niej najdelikatniej jak się da. Pod żadnym pozorem nie chciał jej budzić. Wiedział, że czeka ich bardzo poważna rozmowa, a on nie był na to zwyczajnie gotowy.
Ostatnimi czasy przeżył dość pokaźne załamanie nerwowe, na samą myśl o dniach spędzonych na wpatrywaniu się w sufit dreszcz przechodził przez jego kręgosłup, prześlizgiwał się do mózgu i pozostawiał uczucie obrzydzenia do samego siebie. Pierwszy raz w życiu tak dotkliwie się zapuścił, nie tylko fizycznie, choć zrezygnował z tak pieczołowicie przestrzeganej diety, przestał się golić i podcinać włosy; ale też psychicznie. Knuł, spiskował i robił inne rzeczy, do których wstyd mu się było przyznać nawet przed samym sobą, a co dopiero przed tą bezbronną osóbką.
****
Spadała. Ostatnio coraz częściej śniło jej się, że upada. Powoli i statecznie, zawsze tak samo. Ale tym razem sam upadek był inny. Nie wylądowała na łożu z cierni, ani na ciemnej i zimniej posadzce tylko w ramionach. Na dodatek jego ramionach, co było wyjątkowo przyjemną odmianą dla zmęczonego ciała i duszy.
Nagle, pojawił się przebłysk tego o czym tak usilnie starała się zapomnieć.
****
Ciemnowłosy Jared stał naprzeciwko i przyglądał się jej delikatnie przechylając głowę w bok. To zachowanie było dla niego tak typowe, że aż bolało ją to, jak dobrze zna zachowania tego młodego człowieka. Uśmiechał się do niej tak zniewalająco i nieśmiało jak tylko on potrafił. Wyciągnęła rękę w jego stronę, ale on przesunął się tak, że był poza zasięgiem jej dłoni. Zrobiła to samo po raz kolejny i kolejny, ale za każdym razem wymykał jej się, nie pozwalał się dotknąć. Na twarzy wciąż gościł mu ten sam tajemniczy uśmiech. Goniła go przez dłuższą chwilę, ale wciąż i wciąż nie dawał jej szans.
Obraz się zmienił.
Teraz znajdowała się w sypialni ich małego mieszkanka. Było ciemno, noc delikatnie ją otulała i sprawiała, że nie czuła się tak samotnie jak zawsze. Coś jednak było nie tak, w mieszkaniu było cicho, za cicho. Zazwyczaj Jared tłukł się od rana, nie potrafił spać zbyt długo, więc zawsze budził ją śpiewem, albo nieumiejętnym krzątaniem się w kuchni. Słyszała tylko swój niespokojny, przerywany oddech i szelest pościel, z której właśnie próbowała się wydostać.
Skierowała się do salonu, w którym zazwyczaj spędzał czas jej ukochany. Pusto. Cały pokój spowity był w mroku, który zdawał się czyhać w każdym, nawet najmniejszym zakamarku, nie tylko pomieszczenia, ale też jej umysłu. Rozglądała się po nim tak długo, że jej oczy zdążyły się przyzwyczaić do ciemności. Niestety, nigdzie go nie było. Z przerażeniem wpadła do łazienki, która świeciła takimi samymi pustkami jak reszta mieszkania. Wróciła do pokoju dziennego i usiadła na podłodze starając się za wszelką cenę opanować oddech, który przerodził się w urywany szloch.
Czuła się sama, pozostawiona w otchłani samotności. Po raz kolejny zresztą. Jej podświadomość podsuwała coraz to gorsze obrazy. Zaczęła się nakręcać, płakać z każdą minutą bardziej, aż drzwi wejściowe się otworzyły, a w nich stał on.
Rozczochrany, lekko zamyślony z paroma torbami zakupów w chudych dłoniach. Odetchnęła z ulgą i rzuciła mu się w ramiona. Tak... Tak było idealnie.
****
Obudziła się i poczuła czyjąś obecność tuż obok niej. Nie miała ochoty otwierać oczu, więc sprawdziła ręką czy jej się rzeczywiście wydaje. Pod nią poczuła ciepłą klatkę piersiową jakiegoś mężczyzny. Zdumiona podniosła się na łokciach i spojrzała w jego stronę.
Leżał tak spokojnie, jakby to nie był on. Oddychał miarowo, pochrapując lekko co ją kompletnie rozczuliło. Uśmiechnęła się i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku co spowodowało ciche mruknięcie z jego strony. Przewrócił się na plecy, tak, że leżał rozwalony na środku łóżka.
Ostatni raz popatrzyła na niego z czułością i wstała jednocześnie się przeciągając. To był dobry początek dnia- myślała robiąc sobie kawę i podśpiewując cicho.
****
-Tomo! Myślę, że bardziej przeżywasz moją własną ciążę niż ja sama!- krzyczała Vicky, ale nie było w tym ani odrobiny złości. Rozczulał ją tą swoją troską.
-Kobieto ty moja jedyna...- zaczął ostrożnie.- Siedź proszę cicho, bo chcę zrobić ciasteczka dla małego Tomusia.
-On się jeszcze nie...- chciała sprostować, ale spojrzenie małżonka skutecznie zasznurowało jej usta. Wróciła do zszywania jego spodni, które rozdarł podczas remontowania pokoju dziecięcego. Oczywiście nie pozwolił jej sobie pomóc, ani tym bardziej zamówić fachowców. Chciał pokój dla swojego pierwszego potomka zrobić po swojemu. Tak jej powiedział. Skończyło się na podartych spodniach i obolałym kręgosłupie, po tym jak spadł z drabiny na łóżeczko.
-Proszę, powinny już być dobre.- podał jej talerzyk pełen małych, pachnących ciasteczek. Spróbowała jednego i rozpłynęła się w tym niezwykłym smaku. Czuła miętę i jakieś inne zioła, przyprawy. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się do samej siebie.
-Nie ma to jak trafić na idealnego męża.- zachwalała zdolności Chorwata.
-To ja trafiłem na idealną żonę.- powiedział cicho i pochylił się nad nią, aby po chwili złożyć na jej ustach słodki, czuły pocałunek pełen wszystkich uczuć, które do niej żywił. Miłości, troski, zaufania i wielu wielu więcej. Kochał ją ponad wszystko, nie wiedział co by ze sobą zrobił, gdyby ją stracił...