środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 8- Tak bardzo chcę dotknąć cię...

Muzyka:

East West Rockers- Dotknąć cię
Happysad- Niezapowiedziana

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeżeli chodzi o wydarzenia z ostatniej nocy nic nie poszło po mojej myśli. Wyszłam z pokoju do łazienki, by się trochę ogarnąć przed "tym", a jak już wróćiłam zastałam Jareda rozwalonego na całe łóżko i śpiącego w najlepsze. Muszę przyznać, że wyglądał całkiem słodko gdyby nie ta strużka śliny płynąca z jego ust. Najwidoczniej alkochol zrobił swoje i młody Leto zbytnio nie podołał swojemu zadaniu. Nie przeszkadzało mi to aż tak, ale zrobiło apetyt na to co może kiedyś nastąpi. 
Obudziłam się jakieś pięć minut temu, a obok mnie dalej leży chłopak wtulony w moją pierś jak małe dziecko. Gdyby tylko był kimś innym oberwałby za takie zbliżenie się do mnie ale to przecież boski Jared. Powoli wstaję z łóżka, tak by nie obudzić mojego towarzysza. Wciągam na siebie mój czarny szlafrok zakupiony na jednej z wyprzedaży za pierwszą pensje. Jego satynowy materiał delikatnie otula moją skórę i podkreśla to co powinien. Przeglądam się w lustrze i przynajmniej w tym nie wyglądam jak tłusta świnia. Moje kompleksy chyba nigdy nie znikną całkowicie. Wiem, że podobam się Jay'owi, że go podniecam ale i tak nie daje mi to stuprocentowej gwarancji, że jestem idealna. Tak bardzo chciałabym zaakceptować samą siebie, móc wyjść na ulicę bez przekonania, że każdy się ze mnie wyśmiewa i wskazuje na mnie palcami. Zarzucam jakieś przypadkowe kapcie na nogi i wychodzę z pokoju. Chyba one są Jareda, poznaje to po tym, że są na mnie dużo za duże, ale i tak przyjemnie otulają moje stopy. 
Wchodzę do salonu i pierwsze co rzuca mi się w oczy to rozwalone wszędzie butelki i Tomo leżącego w bliżej nie określonej pozycji  z głową na kanapie a resztą ciała na dywanie w szczątkach pizzy. Obrzydliwy i niezbyt przyjemny widok. Nienawidzę widoku upitych ludzi. Po takich obrazach na długo odechciewa mi się pić alkocholu. Kieruję się do kuchni lecz słyszę jakieś głosy ze środka pomieszczenia. Zatrzymuję się tuż przed lekko uchylonych drzwiami i zaglądam przez ową szparę. To co widzę przechodzi wszystkie moje oczekiwania. 
Niby wszystko w porządku. Impreza nie dotarła tutaj, więc butelki nie pokrywają całego metrażu. Jednak na środku pomieszczenia stoi  Shannon i robił sobie kawę. Byłoby to całkowicie normalne gdyby miał coś na sobie. Tak. Właśnie patrzę na  nagiego Shanna. Jest do mnie odwrócony tyłem, ale i tak widzę wystarczająco dużo. Jego muskulatura jak na dwudziestolatka była imponująca.  Mogę policzyć każdy mięsień jego ciała. Na plecach ma tatuaż przedstaiwający kulę ziemską a na boku jakieś tam trzy czaszki. Widać, że jest  po jakimś wysiłku fizycznym, bo na jego ciele osiadły kropelki potu. Jeszcze bardziej podkreśla to jego muskulaturę, która i bez tego przyprawia mnie o dreszcze i brudne myśli. Zaraz. Muszę się opamiętać, przecież podoba mi się Jay i to właśnie jego pragnę. On mi pomógł wyjść z dołka i ciągle mi pokazuje jaka to niby jestem idealna. To z nim chcę być i czekam tylko na moment kiedy mi to zaproponuje. Cassie, proszę cię opanuj się i swoje popędy seksualne. Szybko się prostuję i odchodzę parę kroków cichutko, tak aby mnie nie usłyszał. Kiedy jestem już w połowie salonu znowu kieruję się do kuchni podśpiewując jedną z moich ukochanych piosenek Nirvany. Mój mózg wymyślił sobie, że na tą okazję najlepsza będzie "Rape me". Cóż za ironia. 
Otwieram srzwi kuchenne, akurat gdy dochodzę do refrenu utworu. Wydzierając się na cały głos, aby mój przyjaciel mnie zgwałcił widzę jak Shannimal podskakuje jak oparzony i odwraca się do mnie przodem. Udaję zaskoczoną i robię to samo co starszy Leto. Chłopak w pośpiechu zakrywa swoją nie taką małą męskość najbliższą patelnią.
Kurwa! Kompletnie zapomniałam, że to nie jest  mieszkanie tylko Jay'a... Głupio przyznać bo to była twoja impreza, ale tak szybko się ulotniłaś, że wyleciało mi z głowy, że tu jesteś. Sorry Cass za widoki, chociaż sama przyznaj, że jest na co popatrzeć.
 Nie, to ja przepraszam. Powinnam zapukać czy coś w tym stylu... Dasz trochę tej swojej słynnej kawy?- staram się uspokoić i nie dać po sobie poznać co się dzieje w mojej głowie. Świetnie mi to wychodzi, codziennie przecież udaję, że się dobrze czuję i wszystko ze mną w porządku. 
Okej... Masz tu swój kubek a ja pójdę się jakoś ubrać i ogarnąć, bo jakoś nie mam zamiaru dalej pokazywać tobie dlaczego to powinnaś wybrać mnie a nie tego chuderlaka. Przynajmniej nie teraz- mówi i uśmiecha się szelmowsko. Ach ci Leto, przyzwyczaiłam się, że każdy z nich ma lekką obsesje na swoim punkcie, co u Jareda jest jeszcze urocze ale u tego tutaj zaczyna mnie lekko denerwować. 
****
Jakąś godzinę tamu Shannon i Tomo wyszli z naszego mieszkania. Na pożegnanie dostałam zadziorne mrugnięcie okiem od Leto oraz obietnice ponownej wizyty od Chorwata. Oj nie chciałabym, aby coś takiego się stało. Przynajmniej nie na razie, wciąż muszę ochłonąć po tym co widziałam w kuchni. Zdążyłam już posprzątać w salonie a Jared w tym czasie przygotowywał aparat do sesji. Kompletnie o niej zapomniałam, więc teraz idę się szybko obmyć po nocy i zrobić delikatny makijaż. Strasznie się denerwuję, ponieważ zobaczy mnie nago w pełnej krasie, a przez to może przestać się mną interesować. Nie każda dziewczyna ma takie zwały tłuszczu jak ja. Mimo codziennych ćwiczeń i głodówki nie osiągnęłam swojego celu. Przez ostatnie tygodnie mój sublokator kazał mi jeść dużo więcej niż powinnam. Przytyłam i to widać.
Wychodzę z pod prysznica, bo tylko na to miałam teraz czas i wycieram się w mój ukochany, czarny puchaty ręcznik. Suszę włosy i spinam w luźnego koka, maluję szybko oczy czarną kredką i tuszuję rzęsy i zakładam szlafrok. Jeszcze tylko trochę pudru i jestem gotowa. 
Wchodzę do salonu, w którym siedzi już Jared ustawiający coś w aparacie i oczywiście mówiący coś do siebie. Jest bardzo na tym skupiony, co mogę zobaczyć po wydatnej żyłce pod jego okiem.
Przysłonę muszę lekko otworzyć... A co to ISO się zagubiło trochę? Przecież jestem w zamkniętym pomieszczeniu... Pierdolony aparat!- cudownie. Teraz się zdenerwował. Na szczęście dostrzegając mnie momentalnie się rozpromienionia i zostawia przedmiot swojego wkurzenie na kanapie. Podchodzi do mnie i całuje mnie delikatnie w czoło. Wie, że to uwielbiam.- Nie stresuj się tak piękna. Wyglądasz wspaniale.
Jared...? Bo ja sobie właśnie coś uświadomiłam. Nie nadaję się do twojej sesji, musisz znaleźć inną modelkę-  próbuje mi przerwać i oczywiście dodać te swoje trzy grosze.- Chodzi o moje blizny... Zepsują tylko efekt prawda?
Ehh... Właśnie, że nie. Jedną z wielu rzeczy, które mnie namówiły, żeby poprosić ciebie o pozowanie były one. Chcę pokazać, że istotka z takimi problemami jak ty i z tak tragiczną historią, jest milion razy piękniejsza od zwykłej i pustej lali.- i znowu mnie sobą urzekł. Jest taki uroczy w tym wszystkim co mówi. Niechętnie zgadzam się z nim co wywułuje jego promienny uśmiech, który tak bardzo uwielbiam. Dzięki niemu mam znów ochotę by żyć.
Kazał mi usiąść na kanapie i na razie w szlafroku popozować, aby się z ńim oswoić. Muszę przyznać, że on jako fotograf sprawdzał się niesamowicie. Czuję się, jakbym była rzeczywiście ładna i potrzebna. Rozśmiesza mnie, następnie każe  kusić i robić dwuznaczne pozy, co mi w ogóle nie przeszkadza. Po chwili zapominam, że jest tutaj z aparatem i mam wrażenie, że jestem z nim sam na sam i za moment wskoczy mi do łóżka i wiemy jak to się skończy. Przychodzi czas na zrzucenie czarnego aksamitu ze mnie i rozpoczęcie sesji już nago. Zaczynam się stresować, lecz mój fotograf radzi mi stanąć tyłem do niego i powoli ściągnąć to ze mnie. Robię to co mi mówi i już po chwili stoję ze szlafrokiem zsuniętym z moich ramion do połowy. Widać moje plecy i kawałek pośladków, ale nie sprawia mi to już problemu. Powtarzam sobie w myślach, że to tylko Jay i nic mi się nie stanie. Najbardziej martwię się o moje zwały tłuszczu, lecz powoli o tym zapominam. 
Moje odzieniem leży sobie spokojnie na ziemi, a ja odwracam się spokojnie do mojego chucherka. Zamykam oczy by się nie denerwować i pokazuję mu się w pełnej krasie. Nie słyszę dźwięku migawki oraz lamp błyskowych więc otwieram moje czarne oczy. Przed sobą widzę Jareda zapatrzonego w moje piersi. No tak, przecież to facet. Nie ważne jak wspaniały, cudowny i uroczy jest dla mnie musi się gapić. To jest chyba zapisane w jego kodzie genetycznym. Martwię się czy aby nie zauważył celulitu, który można dostrzec z pięciu kilometrów. 
Ja wiem, że jestem tłusta, ale nie patrz się tak na mnie proszę, to boli.- mówię cichutko starając się nie rozpłakać. Rozpuszczam włosy i wreszcie słyszę parę dźwięków lamp błyskowych. Ocknął się. 
Ja... Patrzyłem się na twoje...- mruczy coś pod nosem zawstydzony. Widzę ten rumieniec wstydu na jego twarzy.- Twoje... No piersi no.- wreszcie udaje się mu wysłowić.- Możemy kontynuować sesje?- nagle jego głos nabiera tego niewyjaśnionego chłodu. Jest taki... Obcy. Boli mnie to bardzo, ale potakuję i dalej staram się wypaść jak najlepiej. 
****
Minęło parę dni od mojego przełamania się i pokazania wszystkich blizn na raz. Jared jest jedynym człowiekiem, który je widział w pełnej okazałości. Oczywiście oprócz lekarzy pielęgniarek za szpitala psychiatrycznego. Dzisiaj miał egzamin i powinien dostać ocenę za te zdjęcia co mi zrobił. Boję się bardzo, ponieważ nie mam zielonego pojęcia jakie wybrał i co powie na to jego instruktor. 
Słyszę jak ktoś przekręca klucz w zamku i widzę Jay'a z milionem siatek z zakupami i torbą z aparatem.
Nie obraziłbym się jakbyś mi trochę pomogła Cassie.
Już, już czekaj byłam w łazience.- kłamstwo. Tak naprawdę siedziałam w pokoju z żyletką w ręce i myśląc o nim zastanawiałam się czy może nie zauważy jak zrobię to jeszcze raz. Szukałam dobrego miejsca i tyle. Kurwa znowu chcę zacząć. A obiecałam.- Boże co ty kupiłeś? Jakieś cegły na budowę, czy co?- podnoszę jedną z siatek, która jest zadziwiająco ciężka jak na zwykle zakupy spożywcze. 
Oj tam nie marudź Cass. A i dostałem szóstkę za twoje piękne zdjęcia.- skoro są takie wspaniałe, to dlaczego przez drugą część sesji zachowywałeś się jakbyś ducha zobaczył. Muszę go o to kiedyś wypytać. Wchodzę do kuchni i powoli rozpakowuję zakupy. Chleb, masło, cukier i ty podobnie produkty. Pomiędzy tym wszystkim widzę jakiś zielony kartonik. Chyba pudełeczko. Wyciągam to i widzę czerwoną farbę do włosów. Po cholerę mu to?
Możesz mi łaskawie wytłumaczyć po co nam farba do włosów?
Nam? Cass, myślałem, że nigdy nie zaproponujesz mi tego. Oczywiście, że zostanę twoim chłopakiem maleńka- tryb bezczelnego Leto uważam za włączony. Działa bez zarzutu. Jestem wściekła, ale nie potrafię się długo na niego gniewać. Przynajmniej nie kiedy robi minę, przez którą chcę go zgwałcić na wszystkie możliwe sposoby.- A i kochanie zafarbujesz mi włosy? Mam wizję.- odpowiada szelmowsko i znika w kuchni. Cudownie jest mieć artystę za chłopaka. Polecam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i mamy ósmy rozdział :)
Co myślicie? Zapraszam do opinii i komentowania ;)
*MarsHugs* 

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Libster Blog Award :)

Panie i Panowie,
Zostałam nominowana do Libster Blog  Award  przez:
http://boulevard-of-hope-and-dreams.blogspot.com
 i oto moje odpowiedzi na pytania :) 


Na razie nie mam swoich nominacji, ale to się niedługo zmieni :) Zapraszam do lektury.

1. W jakich okolicznościach pojawił się pomysł na Twoje opowiadanie?
Była to całkiem spontaniczna decyzja z mojej strony. Ostatnio zaczęłam się interesować wszelkimi fanfiction o Thirty Seconds To Mars, a w mojej głowie wciąż powstawał zarys mojego własnego opowiadania. Chciałam po prostu oddać to co czuję i przemycić moje własne spostrzeżenia i emocje w tym oto fanfiction.
2. Czy dobrze Ci się pisze przy muzyce? Jeżeli tak, to jakiej?
Oczywiście, że tak. Uwielbiam utożsamiać sobie niektóre rozdziały, bohaterów z różnymi utworami albo ich fragmentami. Najczęściej jest to muzyka 30 Seconds To Mars, ale również Nirvana, Fleetwood Mac, czy soundtracki z seriali, gier albo filmów. 
3. Czy zastanawiałaś się kiedyś nad usunięciem bloga?
Tego, na którym zamieszczam moje opowiadania to nie. Kiedyś, owszem usunęłam jednego, ale znajdowały się na nim tylko moje chore myśli i przemyślenia. Jak na razie nie potrafiłabym usunąć tego, który teraz tworzę. 
4. Wyobraź sobie, że możesz spotkać się z jedną postacią z Twojego opowiadania. Która by to była, i dlaczego?
Na pewno nie byłaby to Cassie. Dlaczego? Ponieważ jest ona moim delikatnym odzwierciedleniem, więc nie chciałabym spotykać drugiej siebie, jedna mi w zupełności wystarczy :). Jeżeli miałabym wybierać postać to pewnie byłby to Jared. W opowiadaniu chcę go przedstawić jako kochającego, dbającego o Cass chłopaka z trudną przeszłością. Chwilami mnie rozczula podczas pisania i doprowadza do łez, śmiechu. Jest takim moim "ideałem" przesłanym na strony tego bloga.
5. Czy ktoś inspiruje Cię na co dzień do pisania? Jeżeli tak, to kto?
Jest parę takich osób, niekoniecznie pozytywnie dla mnie nastawionych. Chciałabym pominąć te złe, bo one tylko dodają mi tej siły i pomysłów na przejścia i przygody Cass. Chyba najbardziej inspiruje mnie dziewczyna, którą dość niedawno poznałam właśnie przez to opowiadanie. Rozmawiałyśmy chwilę ma temat bloga, muzyki i wyszła z tego naprawdę fajna znajomość. Motywują mnie też do działania ludzie, którzy czytają, komentują i przeżywają razem ze mną losy Cass i Jareda. Jest to cudowne uczucie, kiedy widzisz prawie tysiąc wyświetleń po zaledwie siedmiu rozdziałach.
6. Czy potrafiłabyś zabić jednego z bohaterów w Twoim opowiadaniu?
Nie chcę zdradzać moich dalszych  planów na to fanfiction. Dyplomatycznie odpowiem, że nie wiem :) 
7. W jakim stopniu pisanie jest dla Ciebie odskocznią od codzienności?
Myślę, że pisanie tego opowiadania nigdy nie będzie dla mnie zbytnią odskocznią. Pewnie dlatego, że wspominam w nim o swoich problemach i przemyśleniach. Uwielbiam tworzenie tego małego "dziecka" i choć przez nie czasami przypominam sobie na nowo niektóre sprawy, bardzo mnie ono umacnia i w pewnym sensie wspiera.
8. Dlaczego piszesz bloga o takiej tematyce?
Pomysł na taką tematykę przyszedł do mnie od tak. Nigdy nie potrafiłam pisać szczęśliwych opowiastek o bajecznej miłości, więc wprowadzenie w ten wątek nieco brutalności prawdziwego  świata nie było dla mnie trudne.
9. Chciałabyś kiedyś na poważnie zająć się pisaniem?
Szczerze to nie. Nigdy nie myślałam o sobie w kategorii "pisarka". Nie sądzę, że mam aż taki talen w tej dziedzinie, aby tworzyć coś już na poważnie. Sprawia mi to niebywałą przyjemność, zmusza do refleksji,ale zdecydowanie bardziej widzę siebie w roli reżysera :) 
10. Czy zdarza Ci się płakać podczas pisania niektórych scen?
Czasami to tak. Oczywiście nigdy nie wypłakiwałam sobie oczu, ale symboliczne łezki polceiały nie raz. Chyba to normalne, że autor kiedy pisze o swoich przeżyciach zostaje uderzony przez wspomnienia i prędzej czy później łzy się pojawią.
11. Chciałabyś żyć w świecie swoich bohaterów?
Nie. Nie za bardzo "jara" mnie świat narkotyków, zbiegłych więźniów i anorektyczek. Mimo wszystko kocham swoje życie i nie zmieniłabym w nim nic :) 



sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 7- You get me closer to God...

Muzyka

Polecam:
Stranger in a  Strange Land- Thirty Seconds To Mars
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od sytuacji w łazience minęły dwa tygodnie. Przez ten czas Shannon zdążył wyjechać do Europy w sprawie jakiś "ważnych" interesów w Chorwacji. Miał się odezwać jak coś znajdzie, ale milczy od kiedy opuścił Los Angeles. Nie twierdzę, że mi to przeszkadza, lecz trochę tęsknie za jego wrednym poczuciem humoru. Co do mnie i Jareda, to znaleźliśmy sobie malutkie, trzy pokojowe mieszkanko na obrzeżach Miasta Aniołów. Nie jesteśmy razem, ale bardzo zbliżyliśmy się do siebie nawzajem. Codziennie rozmawiamy ze sobą o swoich problemach, o tym co nas spotkało wciągu dnia. Mamy osobne sypialnie i jak na razie każdy śpi w swojej, choć znając zapał chłopaka niedługo może się to zmienić. 
Dostałam prace w pobliskiej restauracji jako kelnerka. Nie zarabiam milionów, ale wystarcza na opłacenie mojej części czynszu oraz drobne wydatki. Jared pracuje w fabryce i to on przynosi więcej pięniędzy do domu. Po jego zachowaniu mogę zauważyć, że bardzo się stara o moje względy, przy czym jest strasznie uroczy. 
Mam nadzieję, że to co się działo dwa tygodnie temu nigdy nie wróci, i że już nie dotknę więcej żyletek. Jay na każdym kroku zwraca uwagę czy wokół mnie nie ma ostrych przedmiotów, czy dobrze się czuję. Imponuje mi tym, ale denerwujące są jego telefony o każdej porze dnia i nocy czy napewno wszystko jest ze mną w porządku. 
Ja nie pozostaję mu dłużna; kontroluję czy aby nie jest pod wpływem przez co nasłuchałam się wielu komentarzy w moją stronę. Życie z nim jest takie wspaniałe. Nie czuję się zobowiązana by trwać przy nim cały czas, ale mimo to, to tego pragnę. Chcę widzieć jego uśmiechniętą twarz z samego rana, pomagać mu opatrzyć skaleczenia, co muszę przyznać jest przy nim lekko niemożliwe; nigdy nie spotkałam człowieka, który tak bardzo boi się krwi, szpitali oraz wszystkich medykamentów. 
Dzisiaj są moje urodziny i chyba Jared coś szykuje, ale za Chiny Ludowe nie chce powiedzieć czy coś wie. Siedzę sobie przy stole w kuchni z kawą w ręku i rozmyślam co słychać w mojej kochane Anglii. Znając klimat, jest tam pewnie milion razy zimniej, desz nieustannie pada, możliwe, że nawet śnieg nas zaszczycił. Chwilami chciałabym wrócić do domu, ale biorąc pod uwagę rzeczy, które pamiętam stamtąd mam co do tego mieszane uczucia. Wysłałam kartkę do mamy, że znalazłam pracę i jakieś studia, że może przyjadę na święta. W sumie to powinnam skę zapisać do jakiejś szkoły. Wiem, że Jay stara sie dostać na reżyserię, dlatego cały czas kręci te swoje filmy, w których ja muszę grać główne role. Chyba słyszę jak wchodzi do domu, więc szybko gaszę papierosa i otwieram okno, żeby zapach trochę zelżał.
Jestem! Znowu paliłaś?- już na starcie zaczyna te swoje dochodzenie czego to ja nie robiłam. Ehhh znowu się zaczyna.- Mówiłem tobie, że tego nie trawię...- nie zdążył dokończyć a ja już całuję go przelotnie w policzek i wychodzę do łazienki.- Co ja z nią mam...- słyszę zza drzwi i śmieję się pod nosem. Nie umiem sobie wyobrazic życia bez niego. Nie poznałam wczesniej tak kochanego i dbającego o mnie pod każdym względem. 
   Zrzuciłam z siebie przepoconą piżamę i odkręciłam gorącą wodę. Nie obeszło się bez mojego codziennego rytuału patrzenia w lustro i zaznaczania na sobe miejsc do poprawienia. Stałam nago przed swoim odbiciem z czarnym markerem w ręce. Jak zwykle zaczęłam od zakreślenia tych fałd na brzuchu oraz góry celulitu na udach. Przydałoby się powiększyć odrobinę moje już mikroskopijne piersi, które wyglądały jak dwa malutkie ugryzienia komara. Tak bardzo chciałabym być idealna. Chcę się starać dla niego, być perfekcyjną tylko po to by sprawić mu przyjemność. Ostatnio mówił mi, że musi zrobić parę aktów na zajęcia z fotografii, a ja jestem idealną modelką do tego typu zdjęć. Wspominał o tym jakiś miesiąc temu, to ja mu odburknęłam, że dzień po moich urodzinach czyli jutro. Stresuję się tym okropnie, bo nie chcę aby widział moje wszystkie fałdki i niedoskonałości. Jared wmawia mi, że jestem najpiękniejszą i najszczuplejszą dziewczyną jaką spotkął, ale ja jak zwykle mu nie wierzę. Wchodzę na wagę i kolejny raz widzę tą obrzdliwą liczbę. Czterdzieścicztery kilogramy. Co takiego zrobiłam światu, że tak mnie karze?  Zaznaczam na moim ciele te dwie cyfry tuż koło obojczyka. Niech ta liczba  przypomina mi o sobie codziennie dopóki nie zmaleje i mnie nie uszczęśliwi. Wchodzę powoli do wanny i zanurzam się w gorącej wodzie chcąc zmyć z siebie wszystkie smutki i żale. Nie wiem nawet ile czasu minęło. Chyba zbytnio się zamyśliłam i nawet się nie zorientowałam jak dobiła piętnasta. Słyszę ciche pukanie do drzwi i głos zdenerwowanego Jareda, który dopytuje się czy aby mi nie pomóc. Cholera jasna jak ten człowiek mnie chwilami denerwuje. Postanawiam, że będę go olewać jeszcze przez chwilę i wychodzę z wanny i odwracam się tyłem do drzwi z zamiarem wytarcia głowy. Niestety bez moją wrodzoną niezdarność upuszczam ręcznik. Przeklinam siarczyście, co na pewno usłyszał mój wychudzony podsłuchiwacz. Pochylam się po ofiarę mojego braku ogarniętości i kiedy trzymam już w ręce owy ręcznik słyszę jak drzwi się otwierają i wpada przez nie zdenerwowany i nadopiekuńczy Jay. Podskakuje jak oparzona i staram się zakryć tym mikroskopijnym skrawkiem materiału. 
Czy mógłbyś łaskawie wyjść?- staram się zachować spokój i schować wszystkie linie co narysowałam markerem jeszcze godzinę temu. Jego wzrok automatycznie pada na czarne kreski na moim ciele oraz te narysowane żyletkami. Jeszcze nigdy nie widział na raz  wszystkich moich ran. Czerwienię się strasznie i zamykam oczy by nie widzieć obrzydzenia na jego twarzy, które na sto procent się pojawi. Jestem potworem.
                                  ****
            Perspektywa Jareda
Nie mam pojęcia co się z nią dzieje. Ja rozumiem, że kobieta spędza mnóstwo czasu w łazience ale to jest już przegięcie. Ta kobieta chciała się parę razy zabić i robiła to właśnie w tym pomieszczeniu. Staram się delikatnie zasygnalizować jej, że się martwię pukając w drzwi ale chyba mnie nie słyszy. Chwile później przeklina głośno i słyszę jakieś szmery. Koniec tego, nie obchodzi mnie czy jest naga, ale coś złego może się dziać więc wchodzę. Moim oczom ukazuje się przepięknie wyćwiczone ciało Cass. Każdy jego centymetr wyzwala we mnie zwierzęce instynkty więc głośno wciągać powietrze do płuc. Czuję się jakby cała krew spłynęła z mojej twarzy i znajduje się znacznie niżej. Nagle dziewczyna się odwraca i dostrzega mnie stojącego jak ten kołek. Stara się nieumiejętnie zakryć ręcznikiem, który najwyraźniej upuściła przed sekundą. Dostrzegam wiele czerwonych ran na skórze, zapewne po samookaleczeniach. Obok tych czerwonych i wyblakłych są też czarne, jakby narysowane markerem jeszcze parę chwil temu. Widzę też zdania takie jak "Nigdy nie będziesz idealna" i inne w tym samym dołującym stylu. Spoglądam jej w oczy, w których widzę łzy i jakby wstyd za swoje ciało. Po chwili je zamyka i jakby czeka aż wyjdę i zapomnimy o tym wszystkim. W mojej głowie zapala się lampka podpowiadająca jedno szalone rozwiązanie. Nie myśląc wiele podchodzę do niej i obejmuję ją z całych sił. Czuję jak jej mięśnie się rozluźniają więc mogę chyba zaryzykować, więc całuję ją delikatnie w usta i czekam czy odwzajemni pocałunek. Miłym zaskoczeniem jest to, że oddaje go ze zdwojoną siłą i przylega do mnie jeszcze mocniej. Jej jeszcze mokre ciało dotyka mojego i nawet przez ubranie jestem w staniw poczuć jak bardzo jest rozpalone. Widać, że chce tego tak bardzo jak ja. Nie mam już siły na rozmyślania, więc odpływam w tym miłosnym uścisku. Szybko ściągam swoją koszulkę i kontynuuję ten długi już pocałunek. Rękami błądzę po jej ciele, od włosów aż po pośladki. Jest taka idealna, choć jak dla mnie zbyt chuda. Mimo swojej niewielkiej postury ma dość duże i pełne piersi, w które mógłbym wpatrywać się godzinami. Teraz czuję na mojej gołej skórze jak bardzo podoba jej się to co robię. Podnoszę ją tak, by nogami oplotła mnie w pasie i wciąż całując wynoszę ją do mojej sypialni i kładę na łóżko. Dalej nie mogę uwierzyć, że dziewczyna z moich snów leży przede mną naga i tylko czeka aż coś zrobię. W pośpiechu zrzucaj z siebie resztę garderoby i pochylam się nad moją kochanką. Moje usta dotykają jej rozpalonej szyi i schodzą coraz niżej aż...
Przeklęty dzwonek do drzwi. Dlaczego akurat w takim momencie. Szybko uświadamiam sobie kto to może być i zakładam bokserki a na to spodnie. Koszulkę jak na razie odpuszczę bo to tylko Shann z tym swoim kolegą przylecieli na urodziny Cassie. Jakaś dziewczyna tego Chorwata też powinna być, więc mam nadzieję, że moja królowa się nie zanudzić na swoim przyjęciu urodzinowym. Mówię jej, żeby się ubierała bo to goście na jej imprezę. Zaskoczona nie wie co się dzieje. Zostawiam ją nagą na swoim łóżku i czym prędzej idę do drzwi.
                                    ****
 - O widzę, że braciszek zaliczył.- słyszę komentarz  mojego jak zawsze gotowego, żeby coś zniszczyć brata.
 - Przymknij się Shann i się jakoś zachowuj. Przyszedłeś tu na urodziny Cass. O, a ty musisz być Tomo, tak?- staram się zachować spokój i ukryć przyśpieszony oddech i zarumienione policzki. Zapraszam gości do środka i ze smutkiem stwierdzam, że nie przyprowadzili ze sobą tej Vicky. Na moje pytanie o jej nieobecność odpowiadają, że jest chora albo coś w tym stylu. Nie zwracam na to zbyt wielkiej uwagi, bo do pokoju wchodzi moja piękność. Wygląda nieziemsko. Nie mam pojęcia jak jej się udało ubrać i ułożyć włosy w tak krótkim czasie. Moi rozmówcy mają podobne miny jak ja. W myślach karcę za to jednego i drugiego, ale jak na razie nie jestem z Cass i może robić co chce. Mimowolnie zaciskam pięści i na tym ja na razie muszę zakończyć okazywanie złości. Zapowiada się fascynujący wieczór, bo już widzę ile alkocholu przyniósł Shannon. Cudownie.
                            ****
                          Perspektywa Cassie
Tuż po tym jak Jared wyszedł z pokoju oprzytomniałam i zaczęłam się szybko ubierać. Na szczęście zostawiłam sukienkę u niego w pokoju po tym jak wczoraj pytałam go w co mam się ubrać. To co się właśnie zdarzyło nie może być prawdą. Spełniła się właśnie jedna z moich licznych fantazji z tym człowiekiem w roli głównej. No może prawie. Ale i tak to przeszło wszytko czego oczekiwałam po nim w najskrytszych marzeniach. Nie tylko jest idealnie zbudowany, lecz też świetnie wyposażony jak na dziewiętnastolatka. Skarciłam się w myśli za te zdanie i czym prędzej poprawiłam włosy i sukienkę. Ciekawostką jest to, że nie mam pod nią żadnej bielizny co może być przydatne jak już impreza się skończy... Cassie! Czy mogłabyś uspokoić swoje chore myśli i zająć się rzeczywistością? Tak? To to zrób.
Stoję teraz w salonie i obserwuję zdziwione spojrzenia Jay'a, jego brata i kogoś jeszcze. Czuję się jak obiekt w muzeum i lekko się czerwienię. 
 - To jest Cass, a to jest Tomo.-  Shannon przedstawia mnie chłopakowi obok niego. Witam się z nim grzecznie i soadam na kanapie obok Jareda. Lekko sztywne to przyjęcie, ale i tak lepsze od wszystkich organizowanych przez moją rodzinę. Doceniam starania braci i fakt, że Shann przyleciał aż z Europy, więc uśmiecham się i staram być miła.- No to co? Chluśniem bo uśniem!- komenderuje Shannimal i wypija pierwszego z wielu drinków tego wieczoru. Widać, że chce rozluźnić nieco spiętą atmosferę, więc podłapuję temat i biorę szklankę do ręki. Są moje urodziny, a to oznacza, że mogę pić ile zapragnę. 
                          ****
Jest już koło północy, alkochol leje się litrami a nas nie opuszcza dobry humor. Nasłuchałam się wielu historyjek z dzieciństwa braci od Shannona, nie rzadko lekko kompromitujących Jay'a. Dawno się tyle nie uśmiałam, ich towarzystwo sprawiło, że przestałam się zamartwiać swoim wyglądem i świetnie się bawiłam. Chorwat opowiadał chyba najzabwanjesze opowieści, jakie kiedykolwiek słyszałam czym wywoływał kolejne i kolejne salwy śmiechu. 
Kiedy już Shann z Tomo są  bardzo podpici i znaleźli się w swoim świecie, postanawiam sprawdzić wytrzymałość młodszego Leto. Sięgam po swój nowy telefon komórkowy, który dostałam od niego na urodziny i szybko kreślę sms'a do pana obok mnie. Widzę jak sięga do kieszeni i obserwuję jego reakcję na to co napisałam. "Nie mam pod spodem żadnej bielizny a idę się położyć za chwilę. Chcesz mnie ułożyć do snu?" Patrzę jak głośno przełyka ślinę i zerka na mnie ukradkiem, lecz udaję, że nie wiem o co chodzi. 
 - Panowie, musicie mi wybaczyć, ale nie mam tak mocnej głowy jak wy, więc idę się już  położyć. Wy jeszcze siedźcie jak macie ochotę.- mówię po chwili i wychodzę z pokoju. 
Wchodzę do mojej sypialni i cicho zamykam drzwi. Teraz pozostaje mi tylko czekać, więc siadam na łóżku i zaczynam rozmyślać. Co takiego jest w tym człowieku, że przy nim nie czuję kompleksów? Nie wstydzę się już swojego ciała, po tym, jak zobyczłam jakim wzrokiem na mnie spogląda. Jak na jakiś kawałek mięsa czekający aż go zje. Moje krótkie rozmyślania przerywa pukanie do drzwi.
 - Cassie...? Masz może problemy z zasypianiem? 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i mamy już 7 rozdział :) nie bijcie za to co tutaj się znajduje, proszę :D 
Zapraszam do opinii i komentarzy.

*MarsHugs*

wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 6- One life left to live, to forgive...

Muzyka:

Polecam do tego czytania tego rozdziału:
Revenge- 30 Seconds to Mars 
Second life replay- Californication Soundtrack
Happysad- Z pamiętnika młodej zielarki
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
  Czy znasz to uczucie, kiedy w jednej chwili cały świat spada ci na głowę? W tym oto momencie właśnie tak się czuję. Kolejny raz zaprzepaściłam szanse na normalne życie i posiadanie kogoś, kogo obchodzę. Jestem nikim. Zepsułam wszystko akurat wtedy, kiedy zaczęło się układać. 
Czego w tej chwili pragnę? Moja pesymistyczna natura oraz głosik nienawiści podpowiadają jedną myśl; śmierci. Chcę umrzeć. Przez chwilę nawet pomyślałam, że warto żyć, na świecie jest mnóstwo ludzi z problemami dużo większymi niż moje i jakoś dają radę. Dlaczego mam skrócić swoie cierpienie, skoro ono podobno uszlachetnia? 
  Jedni myślą, że samobójstwo to akt tchórzostwa i ucieczki od problemów. Zwykłe szczeniackie wykroczenie. Ja odkąd pamiętam starałam się zrozumieć co ci ludzie przeszli, jaka była  ich historia i wreszcie, z jakich powodów musieli wykonać tak poważny krok w przepastne ramiona śmierci? Zastanawia mnie fakt, że tak wiele ludzi wyśmiewa się z samookaleczania oraz nienawiści do samego siebie. Co jest w tym takiego zabawnego? Czy ludzkie nieszczęście stało się śmieszne i radosne tylko dlatego, że tak wiele z nas ma problemy? A może to jest kwestia dojrzałości psychicznej. To tak bardzo boli kiedy najlepszy przyjaciel umniejsza twoje sprawy tylko dlatego, że popadłaś w nałóg ostrej żyletki. Krzywdzące, ale niestety prawdziwe.
        ****
Powoli wychodzę z pokoju, aby tylko nie obudzić Shannona i nie musiec wysłuchiwać jego pijackich zwierzeń. Szybko odszukuję łazienke, w której automatycznie się zamykam. Tutaj mam już spokój i  mogę płakać. Łza jedna za drugą pokonuję drogę od mojego oka aż po szyję i dekolt. Patrzę w lustro a jedyne co widzę to kompletną życiową porażkę wypisaną na mojej twarzy. Kolejny raz zawiodłam kogoś na kim mi tak cholernie mocno zależy, jak i samą siebie. Koło lustra widzę kosmetyczkę i mała iskierka nadzieji błyska w moim oku. Podnoszę się z podłogi i chwyta, owe znalezisko. Wysypuję całą zawartość na podłogę i wciąż liczę na to, że ujrzę moje ukochane przyjaciółki. Jest jakaś podrabiana woda kolońska, maszynka elektryczna i.... Tak! Widzę trzy magiczne przdmioty, moją ucieczkę od problemów i zła co się na tym świecie znajduje. 
Momentalnie ściągam spodnie chcąc zostawić nadgarstki na później. Czuję ten cudowny drescz podniecenia i przypływ adrenaliny. Tak długo czekałam na tą chwilę, że moje ręce zaczynają się mimowolnie trząść. Siadam na podłodze, wkładam słuchawki do uszu i puszczam moją składankę wyciskającą łzy. Zaczynam mój rytuał.
Najpierw powoli przesuwam narzędzie rozkoszy po mojej skórze czując coraz to większą ekstazę. Przyciskam delikatnie i czekam aż popłynie pierwsza kropelka krwi. Kiedy już ją widzę przesuwam ręką tak aby powstała długa, prosta kreska idealnie psaująca do swoich poprzedniczek. Zamykam oczy i rozkoszuje się tym uczuciem. Wykonuję kolejne pięć tym samym ruchem i staram się uspokoić mój oddech. Czuję się taka zaspokojona, jakby nie było nic oprócz mnie i moich przyjaciółek. Nigdy ich nie opuszczę, one zawsze pomagały mi w cierpieniu i uśmierzały sobą ból w mojej głowie.
Leżę tak na tej zimnej posadzce aż nagle słyszę dobijanie się do drzwi. Ledwo co potrafię się na tym skupić, więc ignoruję je kompletnie. Delikatne światło sprawia wrażenie, że w łazience nikogo nie ma. Moja ręka z żyletką przenosi się na przeciwny nadgarstek. Parę cięć i obok mnie powstaje coraz to większa kałuża krwi, która powoli miesza się z moimi łzami. Wszystko wydaje się być takie piękne, ludzie tacy dobrzy i mili. Chyba zasypiam.
****
Perspektywa Jareda
Jak tylko usłyszałem słowa mojego pijanego braciszka nie mogłem w to uwierzyć. Spojrzałem na Cass i ujrzałem ten przerażony wzrok. Czyli jednak to prawda. Wybiegłem szybko z apartamentu i udałem się do zaufanego dilera. Mój sposób na radzenie sobie z tak wielkim rozczarowaniem jak to był dość kosztowny, ale jaki efektowny. Wracam teraz do hotelu okrężnymi drogami, aby nie wzbudzać podejrzeń. Łzy cisną mi się do oczu, lecz obiecałem sobie, że jak wrócę i zamknę się w łazience, by wsktrzyknąć sobie dawkę mojego lekarstwa to wtedy pozwolę sobie na płacz. Dlaczego kolejna osoba chce mnie wykorzystać i dostać się do mojego brata? Co on ma w sobie czego ja nie mam? Czy to takie zabawne rozkochać w sobie chłopaczka tylko po to, żeby dostać się do członka jego rodziny? Nie sądze. Kurwa, chciałem jej pomóc, a ona odpłaca mi się obściskiwaniem z Shannem. Rozumiem, część planu i w ogóle ale to co oni tam wyprawiali nie należało do jej zadań! Dochodzę już do hotelu, otwieram drzwi i szybko pokonuję drogę do windy. Jeszcze tylko parę pięter i będę u celu. Moja słodka amfetamina czeka w kieszeni kurtki tylko na to by się nią odpowiednio zająć. 
Wychodzę na korytarz i otwieram drzwi do apartamentu i szukam łazienki. Próbuję do niej wejśc, ale mimo tego, że światło się nie pali to jest zamknięta. Pewnie się drzwi zatrzasnęły jak to często bywa w takich motelach. Opieram się o nie ciężarem ciała i wreszcie ustępują. 
W półmroku dostrzegam rozsypane rzeczy z mojej kosmetyczki, tak, jakby ktoś chciał coś znaleźć, a sprawiało mu to problem. Jednak to co widzę obok jest spełniem koszmaru, który ostatnio śni mi się co noc.
Widzę Cass całą w jej własnej krwi i z żyletką w ręce. Ma zamknięte oczy, więc szybko podbiegam do niej i staram się ją ocucić. Dziewczyna nagle spogląda  na mnie a jej źrenice są rozszerzone jakby z podniecenia.

****
Perspektywa Cassie
Ktoś wchodzi do łazienki, ale moje powieki są zbyt ciężkie, aby je unieść. Słyszę urywany oddech i czuję jak ktoś kuca przede mną i potrząsa mną delikatnie wciąż szepcąc moje imię. Jak ono pięknie brzmi w jego ustach. Rozpływam się wyobrażając sobie mojego rozmówcę w różnych intymnych sytuacjach razem ze mną. Udaje mi się otworzyć oczy i widzę spełnienie moich marzeń. Chyba już umarłam i trafiłam do nieba. Uśmiecham się lekko i pokazuję mu moje dzieło unosząc nadgarstek do poziomu jego wzroku. Nie rozumiem dlaczego, ale widzę przerażenie wypisane na jego twarzy.
Czego się boisz kochanie? Jestem wreszcie szczęśliwa...- mówię mu do ucha i widzę jak wzdryga się na moje słowa. Zapomniałam, że mnie nienawidzi. Kolejne łzy płyną po moich policzkach już nawet nie staram się ich ukrywać. 
Cass, dlaczego to zrobiłaś? Czemu chciałaś się zabić?- pyta mnie roztrzęsionym głosem i widzę jak w jego oczach zbierają się pojedyncze krople. 
Kolejny raz zawaliłam, chciałam, naprawdę chciałam abyś mnie pokochał. Wszystko zniszczyłam. Nie rozumiem dlaczego wtedy go tak pocałowałam, pewnie przez to, że wreszcie czułam się jak ta silna osoba, co może mieć wszystko ale nie musi niczego. Przykro mi to mówić, ale wykorzystałam go, aby poczuć się lepiej w swoim ciele. Oczywiście, podobało mi się ale nie czuję do niego tego co do ciebie... Proszę cię nie zostawiaj mnie.- widzę jak chłopak walczy ze sobą aby mnie nie przytulić i odejść ale chyba uczucia wzięły górę nad rozumem i po chwili jestem w jego objęciach. Jak dobrze jest znowu poczuć się kochaną. Czuję jego zapach, który tak mnie uspokaja i  w jedeneh moje nerwy nie wytrzymują i kompletnie się rozklejam w jego koszulkę. Udaję mi się usłyszeć jego cichy szloch. Widać, że przeżywa to tak samo jak ja.
Cass...- Jared odsuwa się ode mnie i w jego zapłakanych oczach widzę troskę i smutek.- Opowiem ci pewną historię, ale obiecaj, że mnie wysłuchasz do końca i ani razu nie przerwiesz, dobrze?- pyta mnie chłopak, a ja potakuję potulnie. Dla niego zrobię wszystko. Widzę jak uśmiecha się delikatnie i zaczyna.- Pamiętam jak miałem piętnaście lat i ludzie wyśmiewali się ze mnie, że jestem synem hipiski. Według nich nie miałem domu i brałem narkotyki. Śmiali się z moich ubrań, z tego, że były na mnie za duże, bo w większości należaly do Shannona. Pewnego dnia przesadzili i to poważnie. Nie mogę sobie przypomnieć co to była za obelga, ale wtedy sięgnąłem po żyletki. Czułem podniecenie, ekstazę oraz to wspaniałe uczucie szczęścia. Wreszcie coś przyćmiło to, co się działo w mojej głowie. Myśli przestały być takie głośne a całe moje ciało ogarnął przyjemny ból. Od tamtego czasu robiłem to regularnie. Po roku czasu wyglądałem jak jedna wielka, czerwona blizna. Akurat wtedy przyszła do nas pewna dziewczyna. W jej oczach widziałem taki sam smutek jaki był w moich. Potem kompletnie nie zwracałem na nią uwagi, aż do dnia, który zmienił moje dotychczasowe życie. Tamta dziewczyna przyszła do szkoły z uśmiechem na twarzy i roześmianymi oczami. Nie rozumiałem co może pocieszyć osobę, która ma problem z samookaleczaniem. Na przerwie poprosiłem ją, aby wyszła ze mną na podwórko i porozmawiała. Nawet nie wiedziałem jak ma na imię ale po tej historii zapamiętam je do końca życia. Alex powiedziała mi pewien sposób, który pomógł mi zaprzestać okalecznia się. Musisz ustalić sobie pierwszą datę. Dajmny na to, że będzie ona za tydzień od dzisiaj. Do tej pory nie możesz się pociąć, jeśli to zrobisz to ja także, rozumiesz Cass? Potem ustalasz kolejną i kolejną i jeszcze następną, dopóki się całkowicie nie wyleczysz. Przez ten cały czas będę cię wspierał. Jesteś moim słońcem, a moje słoneczko nie ma prawa cierpieć...- skończył swoją opowieść, podczas której łzy spływały po moich policzkach jak szalone. Jemu naprawdę na mnie zależy. Przytulam go najmocniej jak potrafię i wsłuchuję się w jego bicie serca oraz miarowy oddech. Powoli zasypiam przytulona do mojego wybawiciela...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No to mamy szósty rozdział :) 
Dedykuję go osobie, bez której by w ogóle nie powstał. Dzięki, że przy mnie jesteś :) 
Co o nim myślicie?
Czekam na opinie i komentarze ^^
Następny już w sobotę.

*MarsHugs*

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 5- Jesus, save me, I'm in love with this hell...

WSTAWKA MUZYCZNA 
Dzięki sugestii mojej kochanej Oli proponuję wam dwie piosenki do słuchania podczas czytania tego rozdziału :)
Ja słuchałam w trakcie pisania Save me :) 
A tak to polecam-
Stranger in the strange land- Thirty Seconds To Mars
Albo
Witness- też Marsiaków :)

Zapraszam do rozdziału numer 5 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 - Jared, nie. Proszę cię nie teraz. Zaufaj mi, że pragnę tego tak bardzo jak ty, ale moim marzeniem nie jest stracenie dziewictwa na środku Los Angeles i do tego przed więzieniem.- ufff, udało mi się zachować trzeźwy umysł i nie ulec mu tak łatwo.
 - Ty... Jeszcze nie wiesz.. Tego? Ale, że taka dziewczyna jak ty- chyba nie może  w to uwierzyć. Co we mnie takiego wyjątkowego? Raczej nic.
 - Tak, taka dziewczyna jak ja. Poza tym jak chcesz to ze mną zrobić to najpierw muszę schudnąć. Chyba nie chcesz kochać się ze słoniem?- w moich oczach pojawiają się pierwsze łzy. Nienawidzę mówić o swojej wadze, o swoim wyglądzie. Czy to jest naprawdę takie trudne? Jestem gruba i to widać, nie trzeba zadawać dodatkowych pytań. Najbardziej dobijające są te spojrzenia kiedy wspomnę coś o tym jak wyglądam albo ile chcę ważyć. Chciałabym choć raz w życiu poczuć się taka piękna i kochana, jakbym była ósmym cudem świata. Niestety grube osoby nie mają miejsca na tym świecie, każdy nas wyśmiewa, nikt nie chce zrozumieć dlaczego tak jest. Przykre, lecz prawdziwe.
 Odchodzę od młodszego Leto i kieruję się w miejsce spotkania z Shannonem. Mijaliśmy je w drodze do więzienia, więc nie mam problemów z trafieniem. Na razie chcę od niego uciec. Nie chcę by ktokolwiek oglądał moje łzy. One są dla mnie oznaką słabości, a kiedy ją okazujesz zostajesz sam.
                                                                      ****
                                            *Perspektywa Jareda*
Znowu. Nie potrafię zrozumieć tego, co siedzi w jej głowie. Przecież tak bardzo staram się, aby czuła się wyjątkowo. Czy ona tego nie widzi? Ten jej sposób poruszania, to jak coś mówi, uśmiecha się. Jest taka delikatna, chcę ją chronić przed wszystkim co jest złe na tym świecie. Wiele dziewczyna w życiu przeszła, po części jest mi jej straszliwie żal i szkoda, ale z drugiej strony powinna otworzyć oczy na to co się dzieje wokół niej. Widziałem te spojrzenia przechodniów  ukradkiem jej rzucane. Jest boginią seksu, ale nie umie tego dostrzec. Co w tym takiego trudnego? Jestem już stracony, oplotła mnie wokół swojego palca, a ja reauguję na każde jej skinienie. 
 Zabawne, że taki ktoś jak ja zakochał się w tak wspaniałej dziewczynie. Jedyne na co liczę to, to że nie dowie się o mojej paskudnej przeszłości. Już wie, że brałem, nie da się tego ukryć. Przez te cholerne blizny po igłach nie potrafię dostać pracy na dłużej niż parę miesięcy. Prędzęj czy później zawsze zauważają te malutkie ślady. Przynajmniej o tyle dobrze, że zszdeł mi ten paskudny, fioletowy kolor z ręki. 
Staram się dotrzymać kroku mojej pani w czarnych włosach. Wygląda jak taki drobny, czarny aniołek. Jest spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Jak patrzy na mnie z pożądaniem, miękną mi kolana a mózg odmawia współpracy. Cholera stary, musisz się pozbierać i przestać fantazjować. Dziewczyna popadła w takie kompleksy, że zanim ci uwierzy, że ci się podoba miną wieki. Ale dla takiej osoby warto tyle czekać.
                                                                             ****
Jezu... Jak ten chłopak się strasznie wlecze! Stoję na miejscu już od dobrch paru minut a tego małego zazdrośnika jeszcze nie ma. Z nerwów wypalam kolejne papierosy, chyba jedyna rzecz oprócz żyletek, która mnie uspokaja. Właśnie, jak tylko Jared wróci muszę go namówić aby oddał mi moje przyjaciółki. Tak strasznie kusi aby znów to zrobić. Chcę poczuć przyjemny dreszcz podneicenia kiedy zimna stal dotyka mojej skóry. Tęsknie za widokiem pojedynczych kropelek krwi zlewających się w jedną, potężną, która sunie po moich udach. Już jak skończymy te chore akcje z Shannonem to wracam do Nowego Jorku i kończę z tym marnym światem. Może przed tym wszystkim zrobię to z Jaredem. Naprawdę go polubiłam, podoba mi się strasznie więc czemu nie? Jednak nikt ani nic nie odciągnie mnie od tego pomysłu. Mam już zwyczajnie dość wszystkiego co mnie otacza. Tego zakłamanego społeczeństwa pełnego plastikowych cycków i chyba mózgów. Nie poznałam jeszcze nikogo, kto powiedziałby mi w twarz prawdę. Wsztstko teraz się odbywa za twoimi plecami słonko.
 Wreszcie widzę jak mój niedoszły kochanek nadchodzi. Z twarzy nie znima mu ten jego specjalny, bezczelny uśmiech, ale widzę jak bardzo się denerwuje. Zza niego udaję mi się dostrzec Shanna. Czyli realizacja planu trwa dalej. Zakładam maskę spokojnej osoby, nie jest to dla mnie problemem, ponieważ robię to każdego pierdolonego dnia. 
 - Cass, teraz twoja kolej. Gliny praktycznie siedzą nam na ogonach. Weź idź z nim gdzieś coś zjeść i dokładnie za dwadzieścia minut macie wejść do hotelu, o którym mówiłem. W razie czego będę zaraz za wami.- szybko streszcza Jared i odchodzi na papierosa. Zostawia mnie w stresie i z poczuciem winy z drugim najseksowniejszym facetem na ziemii. Będzie dobrze, nie ma innej opcji, ale nerwy mnie zżerają od środka. 
 - Chodź kociaku, zabieram cię na kolację. Ja stawiam.- uśmiecha się do mnie mięśniak. Chyba jedyne co ma wspólnego ze swoim bratem to ten bezczelny wyraz twarzy jak jest czegoś pewny. Właśnie temu nie mogę się oprzeć. Starszy Leto doskonale wszedł w swoją rolę, więc coraz bardziej się rozluźniam. Czuję jego rękę na mojej talii i staram się nie myśleć o tym co się działo w więzieniu. To tylko część tego chorego planu, to zdanie zapętliło się w mojej głowie, a mój mózg jak katarynka powtarza te słowa. 
                                                                            ****
Siedzę sobie z mężczyzną w jakimś tanim barze i udaję, że interesuje mnie mój talerz z frytkami. Prawda jest taka, że po pierwsze to dalej odczuwam wstręt do jedzenia, a po drugie boję się spojrzeć mu w oczy. Nie chcę by widział jak na mnie działa, sama nie chcę tego tak odczuwać. Wiem, że podobam się jego bratu, a on mimo wszystko jest lepszą partią do związku niż Shannon. 
 - Muszę przyznać, że świetnie całujesz młoda.
 - Ty też niczego sobie.- postanawiam ograniczyć wszelkie konwersacje do minimum. Nie chcę aby wyczuł stres w moim głosie. Za parę sekund powinniśmy wyjść i jako szczęśliwa i rozpalona para wstąpić do małego motelu prowadzonego przez dobrego przyjaciela obu braci. Trzy, dwa jeden wychodzimy. Łapię go szybko za rękę i ciągne za sobą w strone umówionego miejsca. Kątem oka udaje mi się dostrzec policjantów niby to spokojnie przechodzących przez ulicę. Dobrze wiem, że nas śledzą.
 We wcale nie przypadkowej studzience "przypadkiem" klinuje mi się obcas tych niebotycznych szpilek. Lekko przesadzenie krzyczę i zaczynam płakać, z tym drugim nie mam problemu; czasami udawałam szloch aby wzbudzić poczucie winy u rodziców. Taka ze mnie suka. 
 Shannon jak na zawołanie kuca przy mnie i pomaga mi wyswobodzić nogę z kanalizacji. W tym samym czasie możemy dostrzec jak "pijany" Jared zatacza się na jeden z wozów policyjnych i przy odrobinie siły wgniata sobą maskę. Plan działa i ma się dobrze. Jak tylko gliny zajmują się bełkoczącym  chłopakiem jego brat szybko bierze mnie na ręce a but zostaje w studzience. O tym mi nie powiedzieli! Nie mogą ustalać takich rzeczy beze mnie. Przecież jeden z nich dobrze wie jaki mam problem ze swoją wagą i z tym, żeby mnie ktoś podnosił. Jestem taka gruba, nie można mnie normalnie unieść bez pomocy jakiś noszy czy czegoś w tym rodzaju. Chyba jestem cała czerwona bo czuję jak mężczyzna dyszy, no tak, jestem przecież ciężka. Mój chory umysł nie pozwala mi zauważyć faktu, że sapie dlatego, że biegnie i jest cały zestresowany a ja jestem lekka jak piórko. Cóż, przekleństwo anorektyczek.
 Trafiamy na podwórko jakiejś restauracji, które prowadzi do motelu. Tutaj już mogę wyrwać mu się z ramion, co niezwłocznie robię. Zostawiam za sobą zaskoczonego chłopaka i biegnę do wejścia ukrytego za jednym z kontenerów. Wchodzę do środka i widzę całkiem nieźle umeblowane wnętrze. Swoją drogą świetny pomysł na biznes; znajdujesz miejscówkę zdala od wścibskich oczu i zapewniasz idealne warunki zbiegłym gangsterom ile tylko potrzebują. Oczywiście za sowitą opłatą. 
 Siedzimy już z Shannonem w przydzielonym nam apartamencie. Przytulnie tu i przede wszystkim ciepło. Czekamy już godzinę na jego brata i zaczynamy obydwoje odchodzić od zmysłów. Co się takiego dzieje, że tak mu długo zajmuje kompletne zgubienie policji. Nagle, jak na zawołanie otwierają się drzwi a w nich stoi nasza zguba. Lekko mówiąc śmierdzi gorzałą, ale to gwarantuje wiarygodność naeszego planu. Na jego ustach widzę ten zbawienny dla mnie uśmiech. Znowu czuję się bezpiecznie. Zza pleców wyciąga butelki wódki i oznajmia dość donośnym głosem, że mamy co świętować.
                                                                        ****
Kieliszek za kieliszkiem. Szklanka za szklanką aż w końcu butelka za butelką. To wszystko pochłania Shannon. My z Jaredem ograniczamy się się do kieliszka co jakiś czas. Bracia jakby dostali nowych sił, śmieją się i żarują, widać po nich, że za sobą tęsknili. Chciałabym mieć taki kontakt ze swoim rodzeństwem jak oni. Czują się w swoim towarzystwie tak swobodnie, zupełnie jak dwójka przyjaciół. Ja o sobie i moim rodzeństwie nie mogę tego powiedzieć. Zawsze między nami panowała dość sztywna atmosfera, może to ze względu na wiek, a może na różne charaktery. 
 Sielanka nie ma końca, ale w pewnym momencie wszystko zaczyna zmieniać się w koszmar. Dlaczego ponownie?
 - Stary, ja nie wiem skąd ty wytrzasnąłeś tą suczkę ale słuchaj. To co ta dziewczyna potrafi zrobić z językiem! Gdyby nie plan pomyślałbym, że naprawdę się wczuła! Przez bite pół godziny penetrowała wnętrze moich ust! Aż mi stanął.- śmieje się rubasznie Shannon. Co ja takiego kurwa zrobiłam, że koniecznie musiał o tym wspomnieć? Widzę zdziwienia a następnie wściekłość w oczach Jareda. Po chwili, w której obrzucał mnie oskarżycielskim spojrzeniem, wybiega z pokoju trzaskając głośno drzwiami. Zaskoczony Shann patrzy mi się w oczy a potem zasypia na siedząco. Cudownie. Przynajmiej mogę się teraz w spokoju  rozpłakać. Znowu zniszczyłam sobie szanse na lepsze życie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No to mamy piąty rozdział kochani :) Jak się podoba? Co myślicie? 
Następny już w środę, a w nim.... Sami zobaczycie :)

Czekam na opinie i komentarze ;) 
*marshugs*

Rozdział 4- Love Game

Trzy, dwa... Jeden. Wchodzę do sali odwiedzin świecącej pustkami. W rogu pokouj siedzi do mnie tyłem jakiś mięśniak. Przypuszczam, że to jest ten osławiony Shann. Jared wyznał mi w samolocie, że w dzieciństwie nazywał go Shannimal. Starałam się nie parsknąć mu w twarz śmiechem. Kto o zdrowych zmysłach, do cholery jasnej nazywa kogoś jak z niemieckiego pornosa. Ta informacja pozwoliła mi wyrobić swoją opinie o stabilności psychicznej, szczerze to jej braku u obu panów Leto. Przystojne z nich osóbki ale lekko pojebane. I znowu moja sucza natura wkracza do akcji, spokojnie Cass, musisz się trzymać planu. 
 - Hej misiu pysiu mój kochany! Co oni zrobili mojemu biedactwu?- wydzieram się brzmiąc zapewnie jak jakaś głupia kwoka. Chyba zadziałało, policjanci wyszli z sali nie chcąc słuchać oraz patrzeć na moje akty okazywania miłości. Mogłabym już zachowywać się normalnie, ale w pomieszczeniu jest mnóstwo kamer. Przecież to więzienie, idiotko. Mój jakże uprzejmy głosik w głowie porwócił ze zdwojoną siłą.
 - O co chodzi? Co jest grane?- pierwszy raz w życiu słyszę taki tembr głosu. Czuję jakby przenikał przez moje ubranie, następnie ciało i docierał do mojej duszy. Gdyby nie to, że mam się trzymać planu to wiem co by się za chwilę działo na jedym z tych stolików. Niestety to pozostanie jedynie w mojej chorej wyobraźni.- Kim ty..- nie zdąrzył dokończyć. W jednej chwili znajduję  się przy nim i zgrabnie wpijam  się w jego usta. Mimo tego, że jest niższy od swojego brata, muszę  stanąć na palcach by go dosięgnąć. Jego pocałunki są zupełnie inne od Jareda, takie mocniejsze, pełne wielu emocji zbitych w jedną silną, która zawładnęła mną w tej chwili. Wiem, że on traktuje ten moment jako ostatnią możliwość kontaktu z kobietą, dopóki nie zamkną na te parę lat, ale to jest dla mnie tak magiczny sposób na pokazanie tego co się czuje, że niemal zapominam o wiadomości. Sprawnie "wprowadzam" mu ją do ust, by móc choć przez sekundę dłużej rozkoszować się nim. Jego silne ramiona oplotły mnie niczym stalowe kraty, które nie pozwolą mi się z nich wyrwać. Gdybym miała opisać jego zapach jedym słowem, na sto procent byłaby to kawa. Pachniał jak ta prawdziwa, kolumbijska. Niestety plan obejmował też pożegnanie się z nim po "krótkim i niezobowiązującym" pocałunku jak go określił Jared. Chudy zazdrośnik. Chciałabym wyglądać tak jak on: mogłabym policzyć swoje wszystkie żebra przez skórę i wreszcie przestać się odchudzać. Niestety on wygląda fantastycznie, a ja mam zwały tłuszczu. Dobra Cass kończ to i się żegnaj.
 - Jared.- wyszeptałam mu do ust. Mężczyzna zrobił zdziwioną minę i przestał mnie całować. Mam nadzieję, że zrozumiał, że nie muszę już mu tłumaczyć.- Usta. Wiadomość.- wyrzucam z siebie te dwa słowa. Głośniej, tak żeby usłyszeli to policjanci dodaję- Kochanie, do zobaczenia za godzinę. Przecież to będzie twoje ostatnie sześćdziesiąt minut u mojego boku skarbie! Domyśl się co będziemy robić.- kończę zalotnie i posyłam mu buziaka w powietrzu.
 Nie czekając na policjantów wybiegam chichocząc jak nastolatka. Mam nadzieję, że nie mam tych swoich cholernych rumieńców na policzkach, nie chcę żeby Jared to widział. 
                                                                        ****
 Wychodzę z gmachu więzienia i widzę jak mój zazdrosny chuderlak pali papierosa. Patrząc na końcówki innych wokół niego, nie jest to pierwszy jaki teraz zmaltretował. Dostrzega mnie, a na jego twarzy widzę złość. Czy zrobiłam coś nie tak? Przecież cały czas trzymałam się tego cholernego planu. Widzisz? Znowu zawiodłaś głupia słonico. Jak możesz być taka beznadziejna? Głos w mojej głowie zaczyna mnie powoli dobijać. Mam już dość.
 Mimo wątpliwości podchodzę chwiejnym krokiem do Jareda. Dlaczego się kołyszę na boki? Po pierwsze to z emocji jakich pozwolił mi doświadczyć Shannon, a po drugie tp te szpilki są strasznie niewygodne.
 - Mogę łaskawie wiedzieć co takiego robiłaś przez te pół godziny? Czy może nie jestem godzien?- pyta wyraźnie wkurzony chłopak. Czyli jednak ponownie wszystko zepsułam.
 - Chciałam, żeby to wyglądało naturalnie. Nie mogłam jako napalona dziewczyna przyjść dać buziaka i wyjść. Przekazałam mu wszystkie informacje co miałam, jednym słowem wykonałam zadanie.- kolejny raz staram się zachować spokój i opanowanie. Przez moją chorą psychikę, każda, nawet najmniejsza dawka krytyki sprawia, że płaczę. Z trudem powstrzymuję łzy.
 - Ja... Przepraszam. Martwiłem się, że coś nie wypaliło, policjanci się zorientowali albo Shann nie wszedł w twoją grę. Wybaczysz mi?- mówi to wszystko na jednym oddechu i patrzy mi głęboko w oczy. Nagle jego pełne błękitu spojrzenie ciemnieje aż przybiera kolor granatu. Nie mam pojęcia dlaczego. Może to ze złości na mnie? Dlaczego ja wszystko pieprzę?- Cass, jesteś idealna.- szok. Przeżywam w tym momencie największe zaskoczenie w życiu. Jared przysuwa się do mnie, a ja myślę, że chce mnie uderzyć, więc kulę się w sobie instynktownie. Zamiast twardej pięści na policzku czuję jak jego usta zbiżają się do moich. Bezwiednie oddaję się mu całą sobą. Moje ciało przylega do jego, a ręce oplatają jego plecy i ramiona. Chłopak popycha mnie w stronę ściany, tak, że teraz dotykam tyłem gładkiego muru jednego z budynków Miasta Aniołów. Powoli smakuję jego usta, których, jak się okazało przed chwilą, byłam strasznie spragniona. Napięcie między nami jest w tej chwili niemal, że namacalne. On pogłębia pocałunek, a ja wplatam palce w jego kruczoczarne włosy. Na swoim podbrzuszu mogę odczuć jego podniecenie, co w tej chwili w ogóle mi nie przeszkadza. Chłonę całą sobą jego dotyk, ręce wędrujące od mojej talii aż po pośladki i uda. Po raz pierwszy w życiu czuję się jak w niebie. Nie, zaraz, stop! Moja droga nie czujesz tego po raz pierwszy. Jakieś pięć minut temu obmacywałaś jego brata. Ale to tylko część planu... Staram się tłumaczyć swojemu własnemu sumieniu. Część planu powiadasz? A zawarte w niej było twoje podniecenie na samą myśl o nagim Shannie? Biję się z myślami. Z jednej strony pociąga mnie ten tajemniczy diler za kratkami swoich emocji, a z drugiej mam przed sobą prawdziwego boga seksu, któremu najwidoczniej się podobam. Inaczej nie całowałby mnie w taki sposób, w ogóle by mnie nie całował. Pogratulowałby wykonania swojej części planu i zabrał na jąkąś kawę. Właśnie... Od dzisiaj ten napój będzie mi się kojarzył z tylko jedną osobą. Teraz rozumiem dlaczego nadano mu ksywkę jak z porno, świetnie by się tam nadawał. Jego umiejętnośći przewyższały moje delikatne i dziewicze pocałunki jakieś tysiąc razy. Czułam się przy nim naprawdę pożądana. Jego młodszy brat działa na mnie zupełnie inaczej. Chcę go mieć. Rozmawiać z nim i śmiać się z jego idiotycznych żartów. Wracać z nim po nocach z kina i pić razem tanie wino. Zasypiać wtulona w jego ramiona po tym jakbyśmy kochali się jak wariaci. Potrzebuję tego związku, świadomości, że mam kogoś takiego jak on. Chęci bycia lepszą tylko dla niego, strojenia się i wymyślania różnorakich makijaży tylko by mu sobą zaimponować. Oto ja, Cassie Answorth jestem gotowa wkroczyć w poważny związek z tym człowiekiem, który właśnie dobiera mi się do stanika. Ale czy będę w stanie sprostać jego wymaganiom w sypialni? Przecież jestem laikem w "tych" sprawach. Wszystko co wiem o seksie jest zaczerpnięte z jakiś podrzędnych filmów porno i szkolnych broszurek rozdawanych na wychowaniu do życia w rodzinie. Cudownie... Mam nadzieję, że nie rzuci mnie z powodu mojego marnego doświadczenia w tych sprawach. Kobieto uspokój się! Nie jesteście razem. Nie planuj wspólnej przyszłości jeśli nawet nie wiesz co on do ciebie czuje! Może po prostu to jest jego sposób radzenia sobie ze stresem? Albo nie miał nikogo przez długi czas i jest na "głodzie". Wredny głosik daje się we znaki a ja coraz mniej zwracam na niego uwagę. Cholera, jak mi jest dobrze. Czuję przyjemne uczucie ciepła w okolicach mojej miednicy. Jeśli zaraz coś się nie stanie to chyba ekspoduję.
-Cass...- słyszę przerywany głos Jareda. Teraz nabrał brzmienia, które przyprawia mnie o ciarki na plecach. Co on takiego w sobie ma, że tak na mnie działa? Chciałabym się sprzeciwić, że to za wcześnie, ale nie potrafię. Wydaje się jakbym czekała na tą chwilę przez całe moje życie.- Teraz to ja chcę cię zgwałcić.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem, że krótki, wiem, że mało się dzieje :/ ale jest to drugi rozdział dzisiaj, więc nie bijcie :p
 
Jak wam się podoba takie rozwinięcie akcji? Czekam na komentarze tutaj i na fb, choć milej widziane są tutaj :) 

A i chcę dodać, że kocham każdego z braci tak samo,a obraźliwe komentarze do jednego i drugiego to kwestia weny :)

* MarsHugs*

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 3- Lost in the City of Angels...


- Kurwa! Dlaczego ten człowiek nie potrafi choć raz zrobić tego o co się go grzecznie prosi? Czy to ejst takie trudne nie pakować się w każde gówno leżące na ulicy? Dlaczego on myśli, że jak sobie spierdoli życie to ja nie będę chciał mu pomóc?- Jared od jakiś pięciu minut chodzi koło telewizora i krzyczy. Domyślam się, że to jest ten jego zaginiony brat. Przystojny, nie powiem, że wygląda jak grecki bóg, ale na pewno ma "to coś". Wydaje się być dużo niższy od mojego gospodarza, bardziej krępy i umięśniony. Na jego ramionach i nadgarstkach dostrzegłam liczne tatuaże, dla mnie wyglądające na jakies plemienne bzdety.
 -Jared.. Spokojnie, proszę cię usiądź i się uspokój bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.- staram się być opanowana aby chłopak jeszcze bardziej się nie stresował. Z jednej strony nie powinny mnie obchodzić jakieś tam tragedie małego narkomana i jego braciszka dilera, ale z drugiej ten oto ćpun dał mi dach nad głową i wysłuchał mojej przydługiej, smęcącej opowieści. Dlatego chcę mu pomóc. Nie wiem jeszcze jak, ale to zrobię, nawet jeśli miałabym go uciszać i pocieszać.
 - Czy ty siebie słyszysz kobieto?! Jak mam być spokojny jak mój szanowny brat postanowił dać się złapać? Szukałem go cztery lata i dowiaduję się o tym gdzie jest z jakiejś podrzędnej stacji telewizyjnej! Rozumiesz! Z jebanych wiadomości! Jemu już naprawdę wyżarło mózg przez te dragi...
 - Mogę jakoś tobie pomóc? Jest coś co mogłabym zrobić?- oferuję mu pomoc, mam nadzieję, że doceni moje marne starania. Wreszcie ktoś ma większe problemy niż ja. Chcę się poczuć potrzebna, choć raz.
- Nie... Właściwie to tak- zmienia szybko zdanie. Gdybym tylko znała go lepiej pewnie bym się domyśliła co się kryje w tej jego ślicznej główce. Wiem jedynie tyle, że ma plan.- Nie chcę się narzucać czy coś, wiem, że znamy się od paru godzin, ale pojedź ze mną do Los Angeles. Mam pewien plan i grasz w nim dość znaczącą rolę. Proszę cię, potem dam tobie spokój już na zawsze, a tak przynajmniej będziesz mogła pomóc zagubionemu narkomanowi i jego bratu...
 - Kiedy jedziemy? Chciałabym się umyć i ogólnie odświerzyć przed drogą...- nawet się nie zastanawiam nad odpowiedzią. Co innego miałabym powiedzieć? "Wiesz, dzięki za wszystko, ale spierdalaj to nie moja sprawa"? Poza tym to dla mnie wspaniała okazja, żeby poznać trochę świata, a kto wie może po drodze znajdę kogoś kto mnie pokocha taką jaką jestem. Cholera! Znowu moje marzenia o wielkiej miłości dają się we znaki. Przez te wszystkie lata wmawiałam sobie, że nie ma nic gorszego niż zakochani ludzie, że oni wszyscy kiedyś ze sobą zerwą, i tak się nie kochają... Niestety w tym czasie rodziła się we mnie głęboka, pełna niewiadomych tęsknota bycia kochanym. Tak, może się to wydać zabawne albo nawet kuriozalne alę tęsknie za czymś czego nigdy nie było dane mi doświadczyć. Chcę być dla kogoś tą jedyną. Osobą, dla której wstawał by wcześniej by tylko zrobić jej poranną kawę, robiłby jej zdjęcia i śmiął się z nich razem z nią. Muszę oprzytomnieć, przecież wyruszam na poszukiwanie przestępcy z ledwo poznanym chłopakiem. Ciekawe doświadczenie, nieprawdaż?
                                                                     ****
Stoimy z Jaredem na lotnisku. Nie mam pojęcia jak udało mu się załatwić nam miejsca na ten lot. Kiedy ja brałam przysznic najwidoczniej gdzieś wyszedł. Jak już przebrałam się we względnie czyste ubrania, wpadł do domu lekko poturbowany ale z biletami. Wolę nie wnikać skąd je ma, na moje pytania odpowiada, że mam się o to nie martwić. Najbardziej zastanawia mnie fakt, że jadę z nim. Nic między nami nie zaszło, nie licząc pamiętnego pocałunku, który zmienił jego jak i moje życie. 
 - Za ile lecimy?- pytam chłopaka.
 - Niedługo, Cass- uśmiecha się do mnie. Dlaczego on musi mieć tak zniewalający sposób mówienia, poruszania się i chyba wszytskiego. Onieśmiela mnie sobą, swoją szczerością w tym co robi.- Możesz nie patrzeć na mnie jakbyś mnie chciała brutalnie zgwałcić?- bezczelnie pyta. A co jeśli wie, że mi się podoba?
 - Pierdol się Leto.- mam nadzieję, że nie zauważył mojego zawstydzenia. Chyba się rumienię, cholera.-   Chodźmy już na odprawę bo się jeszcze spóźnisz Panie Doskonały- mówię z udawaną obojętnością i ruszam w stronę bramki. 
 Szkoda, że tak szybko się oddaliłam. Przez to nie  miałam okazji zobaczyć co się dzieje  z moim pewnym siebie rozmówcą. Jared stoi z delikatnie mówiąc bananem na twarzy, szczerze to przypomina dzieciaka, który cieszy się z nowego autka. Tylko, że w tej chwili on otrzymał coś znacznie lepszego.

                                                                    ****
 Odprawa przebiegła zadziwiająco szybko. Przez cały czas Jared patrzył się na mnie z dziwnym uczuciem bijącym z jego oczy. Lustrował każdy mój ruch, każde westchnięcie. Czuję się lekko skrępowana przez to jego palące spojrzenie ale idzie się przyzwyczaić. Nie powinnam teraz myśleć o tym jak bardzo podoba mi się sposób w jaki zachowuje się wobec mnie młodszy Leto. Muszę się teraz martwić na jaki szatański plan wpadł chłopak. Jaka jest w tym moja rola? Jeśli sądzi, że zrobię wszystko co mi powie to się grubo myli.
 Siedzimy już w samolocie na miejscach sto razy wygodniejszych niż te, na których tu przyleciałam. Nie jest to pierwsza klasa, ale przynajmniej mogę rozprostować nogi i prawdziwie odpocząć. Załatwił nam miejsca przy oknie, więc mogę spokojnie podziwiać to co dzieje się wokół mnie. 
 Czekają nas długie godziny lotu, może nawet lepiej, że się polubilyśmy; w razie ataku nudy zawsze możemy porozmawiać na wspólne tematy. Odkryłam, że interesuje się taką samą muzyką jak ja, lubi te same filmy i ma podobne patrzenie na życie. Miła odmiana dla osoby przyzwyczajonej do wszechobecnego plastiku, inaczej mówiąc: pokolenia Britney. Nie mam nic do tej kobiety, ale proszę niech przestanie śpiewać, reszta jest w porządku. 
 - Ej Cass, mam pytanie- stara się mnie zagadać. Powodzenia życzę. Po tej akcji na lotnisku wstydzę się spojrzeć mu w oczy. Znowu ten przeklęty głosik w mojej głowie naśmiewa się z mojej naiwności. Przecież taki ktoś jak on nie może się tobą zauroczyć, to nie jest możliwe. Nie zdarza się takim słoniom jak ty kochana.- Czy zawsze się tak rumienisz kiedy ktoś cię przyłapie na spojrzeniu, które zachęca człowieka do jednego?
 - Chcę ci łaskawie przypomnieć, że lecimy do Los Angeles aby zrobić coś ze sprawą twojego brata. Jak na razie możesz darować sobie te komentarze.- staram się być poważna, ale moje kąciki ust odmawiają mi posłuszeństwa. Uśmiecham się jak ten przysłowiowy głupi do sera. Tylko ten mój "ser" ma nieziemskie błekitne oczy oraz bezczelną naturę.
 - Nie chcę już nic mówić, ale znowu się rumienisz kochana.- odpowiada z tym zniewalającym uśmiechem i wkłada słuchawki do uszu. 
 Mam spokój i czas na ochłonięcie, zakrycie rumienców. Przez jakieś dwie godziny pewnie będzie czegoś słuchał. Szukam w moim ukochanym plecaku zeszytu gdzie zapisuję wszystkie swoje myśli. Naszła mnie wena, może coś napiszę...

,,-Nic. Spadło z szafy i potoczyło się po podłodze. Uderzyło o kant biurka i popłynęło dalej niesione na skrawkach naszych wspomnień. Wspólnych chwil i rozczarowań.
Jestem nikim. Nic mnie nie rani, nic nie wzrusza. Odleciałam w przestworza bezmyślnej namiętności tamtych lat.
Nic. Jest pełne nadziei. Przypomina mi nas. Takich szczęśliwych, głupich a zarazem tak mądrych i obeznanych w trudnej sztuce przetrwania. 
Czasem  dopadają mnie słowa. Jak bardzo bym chciała się ich pozbyć. Może nawet je zabić. Zagłuszyć krzykiem beznamiętnym jak ja. Taka pusta ale w tej samej chwili pełna uczuć. 
Myśl. Myślę o niczym. Wypełnia mnie niezdefiniowana chęć życia. 
Nic. Cierpi na bezsenność. Siedzi godzinami przy oknie. Co planuje? Na co czeka? Dlaczego nie może spać? 
Sen. Śnię o niczym. Urywki koszmaru wkradły się do moich snów i zawładnęły nimi. Tak brutalnie. Wtargnęły bez pukania i niszcząc wszystko na swojej drodze dotarły do mnie.
Słowo. Boli bardziej niż najgłębsza rana. Nie rań mnie już. Proszę.
Nic. Też potrafi cierpieć. Jego cierpienie objawia się jako te powolne jęki ciszy podczas konwersacji z tobą. Niby takie swawolne i oddane, lecz w głębi duszy zagubione.
Nic. Dlaczego krwiawi? Kolejny raz skrzywdzone przez Słowo. Widzisz jak niszczysz wszystko wokół ciebie? Może tego chciałeś, to twoje skryte pragnienie. Płomienie pożerają Nic  swoimi pieszczotliwymi językami nienawiści. 
Zastanawiałeś się kiedyś co czuje Nic?
Potrzebujesz miłości. Nic ci już nie pomoże. Nic nie będzie patrzeć jak umierasz w samotności, na którą sam zapracowałeś. Jesteś taki słaby.
Nic też było słabe. Urosło w siły jak ujrzało swojego oprawce w ramionach krzyku i rozpaczy. 
Też to widzę. Wiesz jak się teraz czuję? Jestem szczęśliwa. Myślami błądzę w odmentach twojego umysłu i widzę tą samą pustkę co była we mnie. 
Nic już się nie boi. Jest tak samo odważne i pełne wigoru jak ty byłeś. 
Kiedy Nic spadnie? Potoczy się znów po podłodze i zepchnięte w kąt pozostanie zapomniane? Czy Nic dalej jest tak słabe jak ty? 
Nie widzisz go? Jest przy tobie zawsze gdy zadajesz mi cios i pokornie wchłania twoją agresje. Kiedyś przestanie. Wtedy Nic ci nie zostanie...-przerwała swój wywód pełen psychodelicznych sformułowań i zawiłych fraz-Koniec już na dziś.- pomyślała odkładając tabletki do szafki z lekami. Tam gdzie ich miejsce."*
                                                                  ****
Dolecieliśmy dosłownie chwilę temu. W samolocie Jared obwieścił mi swój misterny plan. Nie powiem, zaskoczył mmie zdeczka, ale obiecałam mu pomóc to to zrobię. Obyło się bez większych problemów z policją, nawet nie zdziwili się kiedy Leto zapytał ich jak dostać się do więzienia przy sądzie najwyższym. Dziwni ludzie, wszystko w tym mieście wydaje się być dla mnie takie inne, nikt cię nie zna, możesz być anonimowy.
Jadąc metrem wiele nie zobaczyłam, ale teraz idziemy już jedną z najbardziej ruchliwych ulic jakie są w Los Angeles. Infrastruktura jest wspanaiła, budynki górują nad nami jak srebrni strażnicy pokoju. Myślę, że lepiej sprawdziły by się na służbie niż tutejsza policja. Widzą wszystko ale zauważąją jedynie jedną piątą z tego.
Dotarliśmy do gmachu "więzienia na przeczekanie", zatrzymują tu tych co albo przepili całą noc i muszą wytrzeźwieć, albo czekających na rozprawę i ten sprawiedliwy lub nie wyrok. 
 Jared zaciągnął mnie w jakiś róg i jeszcze raz powtórzył cały plan podkreślając moją rolę w całej sprawie. Po paru poprawkach w moim wyglądzie  wykonanych przez chłopaka jestem już gotowa na wejście do budynku. Jeśli miałabym być delikatna powiedziałabym, że wyglądam jak wyjątkowo skąpo ubrana kurtuzana z bronxu. Czego się nie robi dla przypadkowo poznanego chłopaka, który zawrócił mi w głowie.
                                                                            ****
W głowie cały czas powtarzam sobie plan działania: "Wchodzisz, mówisz kim jesteś i spotykasz się z nim. Całujesz go, nie zwracasz uwagi, że może cię odepchnąć. W ustach masz liścik, który przekazujesz podczas pocałunku. Nie jest głupi zorientuje się, że Jared za tym stoi, że chcesz mu pomóc. Jak wszystko dobrze pójdzie spotykacie się podczas jego ostatniej godziny na wolności przed wyrokiem". No ja nie wiem czy takiej ostatniej. 
- Dzień dobry, przyszłam spotkać się z moim misiem pysiem. Macie mojego chłopaka.- mówię ciągle żując wymownie gumę. Poszli na tą ściemę, widać to po ich minach.
- Imię i nazwisko więźnia?- pyta mnie podstarzały mężczyzna w okularach spadających na jego garbaty nos.
- Shannon Leto.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

* opowiadanie napisane przeze mnie na miniatury literackie w tamtym roku :) 

No to mamy kolejny rozdział :) mam nadzieję, że błędów jest coraz mniej. Co o tym myślicie? Czekam na opinie i komentarze :) 
A co do postu na facebooku to Aleksandra Dara miałaś rację :) w nagrodę dostaniesz jutrzejszy rozdział już dzisiaj wieczorem :) 
Jedyne co musisz zrobić to napisz mi w wiadomości prywatnej na facebooku swój adres e-mail to wyślę go tobie koło 22.

*MarsHugs*

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 2- I'm on my time with everyone...

O Idę wraz z Jaredem  poprzez Nowy Jork, miasto, które już w pierwszym dniu mojego pobytu w nim zmieniło moje życie. Oznacza to tyle, że plotki są prawdziwe, że może jest dla mnie nadzieja. Jeśli tak, jestem na dziewięćdziesiąt procent pewna, że moja szansa idzie obok mnie. 
 Nie zamieniliśmy wielu słów w ciągu tych pięciu minut marszu. Jak na razie wystarcza mi uczucie, że nie jestem sama. Myślę w tej chwili, że komuś na mnie zależy. Chciałabym aby to była prawda, to, że ktoś mnie kocha. Za bardzo wybiegam w przyszłość. Liczy się tu i teraz, nic więcej nie jest w stanie mnie dzisiaj obchodzić. 
 Dochodzimy do jego "miejscówki". Miał racje; nie jest to miejsce dla ludzi z wyższych sfer. Oczywiście nie twierdzę, że mieszka w jakiejś zatęchłej melinie, ale luksus to to nie jest. Jesteśmy na obrzeżach tego magicznego miasta. Jest tu o wiele spokojniej, nie słychać aż tak bardzo samochodów oraz pijanych przechodni. Można powiedzieć, że to miejsce ma swój klimat, chce się tutaj wrócić, usiąść na ławce i pomyśleć.
 Jared otwiera przede mną drzwi i zapraszającym gestem wskazuje na wnętrze mieszkania. Wchodzi za mną, zapala światło i słyszę jak odetchnął z ulgą. Pewnie dlatego, że w pokoju jest nienagannie czysto. Uśmiecham się, wyobrażając sobie jak chłopak wszystko pucuje i czyści. Całkiem zabawna myśl biorąc pod uwagę jego wątłe ciało odziane w fartuszek z falbanką a w jego zmaltreowanej rączce podskakująca miotełka do kurzu w rytm ulubionej piosenki. Omal nie parsknęłam śmiecham, ale powstrzymałam się nie chcąc urazić mojego gospodarza. 
 Po lekko krępującym momencie ciszy Jared stwierdza, że musi iść przygotować herbatę i łóżko dla mnie. Nie oferuję swojej pomocy, przynajmniej mam czas aby rozejrzeć się po salonie. 
 Na środku pokoju stoi stara kanapa pokryta jakimś rodzajem koca pełnego dziur po papierosach- pewnie popadł w nałóg tak jak ja. Po prawej stronie od owego mebla stoi mały telewizor na szafce, której kolor przypomina kolor moich oczu. Wokół tego wszystkiego jest parę komódek i wieża stereo. To chyba wszytko co jest warte uwagi w tym pomieszczeniu. Ściany pokrywa nieciekawa, żółta farba a na podłodze leży dywan z wątpliwej jakości wełny. Mimo wszytsko muszę przyznać, że pokój tak jak i okolica jest w miarę przytulny.
 Postanawiam rozsiąść się na kanapie, ponieważ moje plecy odzywaiły się od takiego luksusu jakim jest miękkie podłoże. W samolocie załatwiłam sobie miejsca po taniości; nie można było tego nazwać nawet biznes klasą. 
 Czuję pod sobą ciepło materiału i powoli odpływam. Z pewnością bym zasnęła, gdyby nie fakt, że Jared wchodząc do salonu z herbatą i przekąskami głośno mi obwieszcza co ma dobrego do jedzenia. 
Właśnie, kolejny problem. Po dość długiej chorobie wciąż nie potrafię normalnie sięgnąć po coś co sprawi, że przytyje. Nie umiem. 
 Patrzę jak chłopak siada obok mnie i podaje mi zieloną herbatę. Ciekawe skąd on wie, że to moja ulubiona. Staram się już nie myśleć o idiotycznej herbacie i biorę kubek od niego. 
 - To teraz jak już masz co jeść, jest ci względnie ciepło, to opowiesz mi dlaczego to robisz? Dlaczego tak się krzywdzisz?
 Zaczynam opowiadać mu to co wyrzuciłam z siebie na samym początku. Mówię mu o tym co robiłam, co się ze mną działo. Nagle przerywa mi mój wywód:
 - Nie chodzi mi o to co robiłaś, gdzie trafiłaś i kto ci chciał pomóc. Chciałbym wiedzieć co spowodowało tą przerażającą autoagresję u ciebie?
 - Ohh... Dobrze, powiem ci o tym wszystkim, ale pod jednym warunkiem- odpowiadam mu i znowu staram się ukryć swoje uczucia do niego. Poruszył mnie swoim zachowaniem, sprawił, że znowu pomyślałam: "O, popatrz komuś zależy!". Wydaje się być taki miły i bezinteresowny. Coraz częściej przyłapuję się na patrzeniu na jego usta. Cholera, chciałabym go znowu pocałować, ale nie ma na to zbytnio szans. Muszę się otrząsnąć i udawać, że jest dobrze. Przecież jestem w tym mistrzynią.- Najpierw ty opowiesz mi swoją historię.
 - Nie mam pojęcia od czego by tu zacząć. Jedyne co pamiętam z dzieciństwa to przeraźliwą biedę i matkę zapraszającą różnorakiej maści hipisów na darmowe zioło. Zajebisty start w przyszłość, nieprawdaż? Mojemu kochanemu braciszkowi udało się wyrwać jak skończył szesnaście lat. Do tej pory nie udało nam się go znaleźć. Z jednej stronu cieszę się, że chociaż jemu udało się odciąć od naszej toksycznej rodzicielki, a z drugiej to cholernie tęsknie. Był moim jedynym przyjacielem, teraz nie mam nikogo by się zwierzyć, zapytać o radę... Z domu uciekłem dwa lata temu w moje siedemnaste urodziny. Matka była zbyt zjarana, żeby dostrzec jak wychodzę po raz ostatni z domu. Dużo ryzykowałem biorąc pod uwagę, że w Bossier City każdy mnie znał i mógł wydać policji. Wsiadłem w pierwszy lepszy pociąg i tak trafiłem tutaj, do miasta pełnego nadzieji. Nie miałem pieniędzy na życie, więc dorabiałem u jednego z baronów narkotykowych. Miałaś okazję go zobaczyć, to on ścigał mnie w parku. Przez to wszystko popadłem w nałóg i skończyłem tutaj. Jestem dziewiętnastoletnim ćpunem po nieudanym odwyku. Chyba opowiedziałem ci wszstko o sobie, teraz twoja kolej Cass.
- Jak zwykle zaczęło się od głupich i rzekomo niewinnych żartów. W wieku trzynastu lat byłam dość pulchną blondyneczką, więc otrzymałam ksywkę "świnka". Pamiętam jak strasznie płakałam po nocach, nie chciałam chodzić do szkoły i symulowałam choroby byleby tylko zostać w domu. W tym samym czasie starsze rodzeństwo się wyprowadziło, pewnie mieli dość życia w tym zakłamanym domu. Rodzice zaczęli się kłócić i niedługo po wyprowadzce Tonego i Effy, rozwiedli się. Przez te wszystkie problemy w szkole nie obeszło mnie to za bardzo. Ludzie dalej mnie wyzywali coraz to bardziej wymyślnymi nazwami. Raz byłam słoniem, świnią albo tłustą szmatą. Zaczełam zapisywać sobie te przezwiska po to aby pamiętać co sobą reprezentuję. Popadłam w anoreksję oraz ciężką depresję. Każda blizna na moim ciele odpowiadała każdemu obraźliwemu komentarzowi. Dwa lata później, po pobycie w szpitalu z powodu mojej głodówki, koszmar zaczął się ponownie. - w tym momencie nie wytrzymałam i po moich policzkach popłynęły pojedyncze łzy. Jednak kontynuowałam opowieść- W szkole pojawił się pewnien chłopak. Był inny, tak jak ja. Miał długie włosy i jak na mężczyznę był dosyć niski. Od razu złapaliśmy wspólny język, rozmawialiśmy godzinamy przez telefon a w szkole spędzaliśmy razem przerwy. Niestety to nie trwało długo, coś jak zwykle musiało się spieprzyć. Pamiętam jak któregoś marnego dnia poprosił mnie, żebym przyszła wcześnie rano w nasze miejsce. Kiedy dochodziłam do ławki on już tam był, podniósł głowę jak mnie zobaczył i się uśmiechnął. Powiedział mi wtedy, że mnie kocha, odpowiedziałam mu to samo. Rozumiesz, ktoś mnie kochał! Dla mnie to było taką nowością, że nie wiedziałam jak się zachować. Przez jakiś tudzień było pięknie, nieśmiałe uśmiechy, liściki i chodzenie razem za rękę gdy odprowadzał mnie do domu po lekcjach. Kiedy po tym cudownym tygodniu przyszłam do szkoły oświadczył mi, że żartował i, że nikt nigdy nie pokocha takiego słonia jak ja. Dla mnie to było już za dużo. Nie wytrzymałam i z powrotem popadłam w depresję. Potem szło już jak z górki; pycholodzy, psychiatrzy i szpital dla wariatów. Nic mi nie pomogło, jedynie zrobili ze mnie zimną sukę.
 - Cass... Chodź tu do mnie.- mówi Jared i przytula mnie bardzo mocno. Jak on cudownie pachnie! Czuję woń wody kolońskiej zmieszanej z dymem papierosowym oraz niebywały spokój i opanowanie; pachnie dla mnie jak dom. Wtulam się w niego mocniej a on włącza telewizor tłumacząc się zamiłowaniem do wiadomości. Leżę mu na ramieniu i powoli zasypiam. Nagle, słyszę komunikat, który pewnie za wiele dla mnie by nie znaczył ale chłopak podrywa się z kanapy słysząc te słowa:
 - Groźny diler narkotykowy z Los Angeles wreszcie zatrzymany. Policja pochwyciła przestępce dosłownie parę minut temu i już jest w drodze do więzienia stanowego. Proces sądowy odbędzie się za dwa dni w sądzie najwyższym. Shannon Leto nie będzie już bezkarnie panoszył się po ulicach miasta aniołów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No to mamy kolejny rozdział i lekkie zaskoczenie na koniec :P co myślicie o tym? 
Mam nadzieję, że jest mniej błędów i starałam się nie używać skrótów :) 
Zapraszam do opinii i komentarzy ^^
 *MarsHugs*

Rozdział 1- Rape me my friend...

- Cassie! Proszę Cię... Chciałbym wytłumaczyć!- słyszę za sobą wołanie Jareda. Nie rozumiem dlaczego tak bardzo zależy  mu na tym, aby mi to wytłumaczyć. Przez chwilę pomyślałam, że może mu się podobam, ale szybko odpędzam to od siebie. Przecież ja nikomu się nie mogę podobać. Wredny głosik w mojej głowie szepce do mnie: "Ty grubasie. Myślisz, że ktokolwiek zwróciłby uwagę na takiego słonia jak ty? W szczególności chłopak o wadze piórka? Chyba jesteś śmieszna".
Przez tą jedną głupią myśl przypominają  mi się wszystkie obraźliwe komentarze rzucane w moją stronę. Kolejne łzy płyną bezwiednie od moich oczu do moich ust. Dopiero ich słony smak uśwaidamia mi, że znowu płaczę. Opadam na trawnik. Nawet nie wiem gdzie jestem. Staram się uspokoić i sięgam po kolejnego papierosa do mojego plecaka. Cholera! Zostawiłam go na tej piekielnej ławce. Nie mogę się teraz po niego wrócić. Jared pomyśli, że chcę z nim rozmawiać. Przyłapuję się na tym, że obchodzi mnie co sobie będzie wyobrażał o mnie chłopak, którego ledwo co znam. Co ja gadam. W ogóle go nie znam. Z drugiej strony lepiej żebym się martwiła tym niż tym, że nie mam przy sobie żyletki. O tak... Chciałabym sobie znów ulżyć. Kusi mnie piekielnie. Muszę znowu poczuć zimny język ostrza na mojej skórze. Jedyną rzeczą, którą w sobie lubię jest fakt, że moja skóra ma kolor śnieżnobiały. Nie ważne ile się będę opalać, zawse pozostanę królową śniegu. Czerwień mojej krwi wygląda przepięknie na białych nadgarstkach. Nie mówiąc już o nogach. 
 Rozmyślam sobie nad wyższością żyletek nad nożyczkami, gdy nagle słyszę czyjś przyśpieszony oddech i głuche uderzenie obok mnie. Postanawiam otworzyć oczy; co mi szkodzi ujrzeć mojego mordercę. Nie powiedziałam wam jeszcze jednej rzeczy o sobie-  a mianowicie zawsze wzystko widzę w ciemnych barwach. Nie jest to pomocne, ale za to jakie ciekawe. Zawsze pisałam najciekawsze opowiadania o mordercach, nagłych zgonach oraz samobójstwach. Nauczycielki były zachwycone moim warsztatem pisarskim. Zasługa licznych pamiętników, gdzie każdy wpis wyglądał jak list pożegnalny. 
Wracam do rzeczywistości. Powoli otwieram oczy i nic nie widzę. Niemożliwe, że mi się zdawało. Siadam na trawie i zaczynam się rozglądać za obiektem co delikatnie mówiąc sapie. Spoglądam w prawo i już widzę co, albo raczej kto zakłócił mój moment załamania nerwowego. Obok mnie leźy rozłożony jak długi Jared. Muszę przyznać, że chłopak jest zdesperowany skoro biegł za mną aż tutaj. Widzę jak otwiera swe magnetyczne oczy i uśmiecha się do mnie. Staram się odwzajemnić ten gest ale moje usta odzwyczaiły się od tego grymasu potocznie zwanego "serdecznym uśmiechem". Głosik w mojej głowie podpowiada, że wyglądam jak słoń ze szczękościskiem. Przez ten komentarz zaprzestaję moich marnych starań. 
- Szukałem cię Cass.- odzwya się chłopak. Ten jego głos... Cholera dziewczyno nie rozpływaj się nad nim. To ćpun- Mogę mówić tobie Cass, prawda?- możesz robić wszytstko co chcesz. Kurwa! Nie zakochuj się idiotko! Pamiętasz? Nie zasługujesz na miłość.
- Taa, jasne.- odpowiadam z udawaną obojętnością. Co w nim takiego jest, że chcę go przytulić i pocieszyć a z drugiej strony zgwałcić. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje.- Po co za mną biegłeś?- staram się być oziębła. Znowu ukrywam emocje, nawet przed sobą.
- Chciałem przeprosić. A poza tym to zostawiłaś plecak.- no tak. Rzeczywiście. Głupia ja pomyślałam, że mogę mu się spodobać.
- Nie musisz przepraszać. Przyzwyczaiłam się do niechęci do mojej osoby.- tylko się nie użalaj idiotko. Nie możesz ufać nikomu. Staram się zachować stoicki spokój- Daj plecak. Sprawdzę czy wszystko jest.- chłopak bez słowa podał mi go. Zaczynam myśleć, że może go uraziłam. Ale to on obraził mnie jako pierwszy. Należy mu się. Zabieram się do przeszukiwania mojej zguby. Dokumenty są, paczki fajek też. Przeglądam kosmetyczkę. Brakuje moich żyletek i temperówki. Tak myślałam...- Wiesz może gdzie są moje... Rzeczy z kosmetyczki?- pytam ze stresem. Nie może mi ich zabrać. Nie poradzę sobie bez nich. W chwilach załamania wystarczy, że na nie spojrzę i jest mi trochę lepiej.
- Mówisz o tym?- wyciąga z kieszeni moje ukochane przyjaciółki i macha mi nimi przed oczami.- Szukałem jakiegoś numeru telefonu czy czegoś w tym guście i znalazłem to. Myślę, że ci się już nie przydadzą.- mówiąc to wstaje i wyrzuca wszystko do jakiejś rzeki. Zabawne, jestem w tym mieście i nie wiem nawet jakie rzeki przez nie przepływają, jak nazywają się ulice. Niestety na razie to nie jest moim problemem. On wyrzucił na moich oczach jedyne rzeczy, które przynosiły mi stuprocentową ulgę.- Wiesz, że nie możesz tego robić? 
- Tak? A co ci tak bardzo zależy na ty co mogę a co nie? Przypominam ci, że jestem tylko głupią anorektyczką, którą spotkałeś na swojej drodze przez przypadek.- znowu staram się ukryć emocje. Tym razem nie jest to przypływ miłości. Teraz ukryam gniew, wściekłość i co dziwne: pożądanie. Dziwne dlatego, że przez to wszystko odstawiłam życie seksualne na bok. Mogę się pochwalić, że jestem osiemnastoletnią dziewicą. Dlaczego? Zawsze kiedy ktoś proponował mi cokolwiek myślałam, że ze mnie kpi. Mnie przecież nie można pożądać. Jestem obrzydliwa.
- Zależy mi na każdym. Każdym co ma problemy tak jak ja. A ty mi na takiego kogoś wyglądasz.- odparł przez zaciśnięte zęby. Czyżbym trafiła w słaby punkt? Z jednej strony mi przykro a z drugiej chętnie wypróbuję jego granice. Chętnie się nimi pobawię.- Więc od dzisiaj już tego nie robisz. Rozumiesz? 
- Yhym.- mruknęłam pod nosem. Dlaczego on nie może już sobie iść? Dostałam mój plecak, więc niech spierdala. Nie chcę aby pomyślał, że mi się podoba. Z doświadczenia wiem, że kiedy ludzie wiedzą co czujesz i jaka jesteś naprawdę; niszczą cię i gnoją póki mogą.- Naprawdę dzięki za pomoc i troskę, ale muszę już iść. Śpieszę się na pociąg, który odjeżdża za trzydzieści minut. Ucięliśmy sobie uroczą pogawędkę, nieprawdaż? Już zdążyłeś mnie pouczyć. To chyba mój życiowy rekord: widzimy się drugi raz, nie znam cię a ty już odciągasz mnie od samobójstwa. Powiem ci jedno Jared; piętnastu psychologów, następnie tyle samo psychiatów aż w końcu cały szpital dla wariatów próbował to zrobić. Jak sam możesz zauważyć z marnym skutkiem.- wstałam i zaczełam iśc. Jakie to zabawne, kolejny raz go zostawiam samego z głową pełną myśli. Ledwo co mnie poznał biedaczek a już spierdalam mu psychikę. Niestety chłopak jakby ogłuchł: poszedł za mną. Oczywiście, nie przestając mówić do mnie, żebym nie szła itp. Lecz nagle powiedział coś, co sprawiło, że się zatrzymałam.
- Dlaczego mnie okłamujesz Cass? Dobrze wiem, że nie śpieszysz się na żaden pociąg. Nie masz biletu, u nas nie kupisz tak szybko biletu o tej porze dnia.- nagle dotarło do mnie co on mówi. Jak mogłam być taką idiotką, że nie pomyślałam zanim palnęłam to kłamstwo. Zapomniałam, że to just nie jest przytulna Anglia; flegmatyczna i powolna. To jest już prawdziwy świat, znajduję się w Nowym Jorku, gdzie nigdzie nie dostanę nic za darmo. Nawet pomocy.
- Ja... Ja wcale nie... Przepraszam ciebie Jared ale naprawdę krępuje mnie rozmowa na takie tematy...- próbuję się tłumaczyć z własnej głupoty. No tak, to, że przefarbowałam włosy na czarno nie zmienja faktu, że jestem blondynką z krwi i kości. Mimo mydlącego oczy koloru włosów cała moja posatć wskazywała na delokatną, jasną stronę mojej osobowości. Delikatna twarz z oczami koloru czekolady, lekko czerwone usta... Tak określają mnie inni. Ja widzę siebie jako tłustą, niską dziewczynę ze świńskim nosem i zapadającymi się policzkami. Dopóki Jared mnie nie pocałował myślałam, że moje usta stworzone są tylko do najgorszej czynności na świecie; jedzenia. Moja figura też nie jest obiecująca: dziewczyny w szkole plotkują za moimi plecami, że podobno mam świetne nogi i chcą z zazdrości żebym je sobie złamała. Dla mnie są to dwa obrzydliwe klocki tłuszczu, z którymi zmuszona jestem żyć. Spodnie tylko uwypuklają zwały celulitu znajdującego się na nich. Jedynie ślady po bliznach zakrywają większość tych obrzydliwych kończyn. Pamiętam jak kiedyś zapytałam chłopaka, któremu rzekomo się podobałam, aby mnie opisał. Powiedział rzeczy, które zapamiętam chyab do końca mojego nędznego życia: " Cass, kiedy tylko cię widzę na korytarzu szkolnym pierwsze co widzę to twoje idealne oczy, które chwilami przerażają mnie swoją głębią. Następnie idealne kości policzkowe i te różowe usta, stworzone do pocałunków. Kolejna jest twoja idealna figura: długie nogi oraz wcięcie w talii. Jako facet zwracam oczywiście uwagę na pełne piersi, którymi obdarzyła cię matka natura..." 
Po tym co powiedział uciekłam do damskiej toalety na trzecim piętrze: miałam pewność, że nikt tanie zajrzy. Płakałam przez długi czas wiedząc, że mnie okłamuje, że to nie jest opis mnie. Patrzyłam wtedy w lustro i jeszcze bardziej utwierdzałam się, że to stek kłamstw.
- Cass! Cass! Wszystko ok?- kompletnie zapomniałam o chłopaku stojącym przede mną. Wyrwał mnie z mojego zamyślenia i brutalnie sprowadził na ziemię.- Słyszysz mnie dziewczyno? Masz w ogóle gdzie się podziać?
- Nie. Tak się sklada, że jestem zdana tylko na siebie i cholernie mocno sobie z tym nie radzę.- wyrzuciłam to z siebie na jednym oddechu i znowu poczułam te piekelne łzy, które wypalały mi policzki.
- Chodź ze mną, proszę. Mam małą miejscówkę niedaleko, nie jest to może pałac do jakich zapewne przywykłaś, ale na jedną noc mam nadzieję, że wystarczy. Nie bój się, nie skrzywdzę cię.- powiedział chłopak pełnym troski głosem. W sumie to co mi szkodzi? Nie mam już nic do stracenia, nie mam tutaj nikogo, do kogo mogłabym pójść, więc czemu nie spróbować u niego? Zapowiada się być intereującym człowiekiem, może jak już spędzę z nim trochę czasu to się dowiem czy chcę go zamordować czy chcę się z nim kochać.
- No to chodźmy.- mówię do niego a moja perfidna podświadomość nie pozwala mi dostrzec uśmiechu, który wkradł się na jego twarz po moich słowach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i mamy pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że rozjaśniłam lekko sytuację z wyglądem bohaterki :) ponownie przepraszam za błędy i myślę, że zdania są już mniej chaotyczne i troszkę dłuższe :) 
Na razie jest to dopiero początek, więc zaczynam się rozkręcać :) W następnej części dowiemy się dużo o Jaredzie i naświetlimy jego postać wieloma wątkami :) 
Zapraszam do komemtarzy w tym konstrktywnej krytyki :)
*MarsHugs*