poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 21- I will save you from yourself...






Odpowiedź przyszła zaskakująco szybko i chwilę potem dziewczyna stała przed niewielką szafą i 
planowała strój na dzisiejsze wyjście. Uśmiechnięta od ucha do ucha przeglądała ubrania i podśpiewywała słowa ulubionej piosenki chodzącej jej po głowie od samego rana. Pewnie stroiłaby się jeszcze bardziej i dłużej, ale przerwał jej dzwonek telefonu rozbrzmiewający w całym domu.
-Muszę go sobie kiedyś zmienić...- pomyślała, a z jej ust wydał się cichy pisk kiedy zauważyła kto dzwoni. Drżącymi rękoma odebrała rozmowę.
-Dzień dobry, mam przyjemność rozmowy z panią Cassie Answorth?
-Tak.- odpowiedziała cicho.
-Dzwonię z uczelni, do której pani będzie uczęszczać od jutra.- wstrzymała na chwilę oddech i czekała na dalszą część wypowiedzi.- Chciałam tylko powiedzieć, że dostała się pani na dodatkowy kurs fotografii.
-Dziękuję bardzo, od kiedy zaczynam?
-Jutro dostanie pani potrzebne dokumenty do uzupełnienia. Do widzenia.
Chciała skakać z radości, ale w tym momencie nie miała czasu na takie ekscesy. Skończyło się tylko na łzach w oczach spowodowanych tym ogromnym szczęściem, które ją spotkało. Wiedziała, że tylko nieliczni dostają się na owe zajęcia. Tylko najlepsi mieli szanse uczyć się od mistrzów, by samemu nim zostać. Ten kurs otwierał jej drogę w świat, dawał tysiące, nawet miliony możliwości.
Dzięki telefonowi dużo szybciej wybrała strój na dzisiejszą okazję. Może to przez tą ogarniającą ją zewsząd radość, albo to presja czasu. Sama tego nie wiedziała, ale czuła, że od teraz wszystko się ułoży i będzie tak, jak być powinno. Zapomni o Jaredzie, o tym jak ją skrzywdził i zapomniał o niej przy pierwszej lepszej okazji. Na samo wspomnienie o tym mężczyźnie łzy zbierały jej się pod powiekami, ale z trudem je powstrzymała.
-Stop! Nie możesz ryczeć tylko jak o nim pomyślisz, bo nigdy go nie zapomnisz...- wykrzyczała prosto w niczemu winne lustro, które lekko zaprotestowało w chwili, kiedy uderzyła w nie otwartą dłonią.Opamiętała się i po pięciu minutach stała przed drzwiami do domu i szukała do nich kluczy. Przeklinała w myślach swoje roztrzepanie i przeszukując torebkę oparła się o ścianę obok. Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. Gdzieś musiały być. Uspokoiła nerwy, a do jej głowy zaczęły powracać tematy, o których najlepiej by zapomniała.
Widziała obrazy tamtej nocy, przebłyski pamięci napadły na nią ze zdwojoną siłą i zaatakowały w najmniej oczekiwanym momencie. Opadła bezgłośnie na posadzkę i zamknęła twarz w dłoniach. Nie obchodziła jej już późna godzina, czy fakt, że jeszcze trochę i spóźni się na spotkanie, na które tak się cieszyła. Minęła radość z kursu fotograficznego i dotknęła jej szara rzeczywistość, w której się znajdowała.
Przyjechała tu aby spełniać marzenia, osiągać to co nie jest osiągalne, a jedyne czym się teraz zajmowała to użalanie się nad przeszłością i tym jak to ją skrzywdzono. Otarła łzę spływającą po jej pomalowanej twarzy i wróciła się do mieszkania. Postanowiła coś sobie i chciała dotrzymać tej cichej obietnicy.
-Już nigdy, przenigdy nie pomyślę o tym człowieku. Nawet gdyby stanął mi przed twarzą w tej chwili.- powiedziała pokrzepiająco, podczas gdy poprawiała niedoskonałości w makijażu.Zakluczyła drzwi i opuściła mieszkanie. Była pewna swego i silna. W tamtej chwili czuła, że nic nie jest w stanie jej złamać. Nawet TEN Jared Leto, albo szczególnie nie on.
****
Szybkimi łykami wypijał gorącą jeszcze kawę. Parzyła go delikatnie w usta, a zapach unoszący się nad nią zachęcająco łaskotał jego nozdrza. Uśmiechnął się sam do siebie i odetchnął zrelaksowany. Oparł nogi o biurko wsłuchał się w odległe głosy studentów.
Dzisiaj był jego pierwszy dzień w nowej pracy. Co prawda próbny i nie wiadomo ile tu zostanie, ale czuł się jak prawdziwy nauczyciel. Od dziecka wmawiał sobie, że jak kiedykolwiek nim zostanie to nie będzie tak wredny jak ci, co uczyli go za młodych lat.
Teraz dobrze wiedział, że tak nie będzie i jak pierwszy lepszy smarkacz podejdzie do niego z pretensjami to będzie próbował, aby go jakoś nie uszkodzić. Co w jego przypadku będzie dość trudne, ponieważ do najspokojniejszych to nie należał.
Drzwi do sali otworzyły się i powoli zaczęła się przez nie wsypywać grupka roześmianych studentów rozmawiających o egzaminach, przygodach z ostatniej nocy. Uśmiechnął się na sam ich widok. Byli tacy młodzi i niewinni. Mieli całe życie przed sobą, podczas gdy on był już na jego półmetku.
Skończył swoje wywodu i założył na nos okulary, po to, aby dodać sobie pewności oraz autorytetu. Wyciągnął aparat z plecaka i głośno odchrząknął. Nie wywołało to zbyt wielkiej reakcji, więc ponowił czynność tylko dużo głośniej. Znowu to samo.
Na szczęście jakaś dobra duszyczka w pierwszym rzędzie odwróciła się do reszty i pomogła mu w uciszeniu rozbawionej grupy. Podziękował jej wzrokiem i nieśmiałym uśmiechem. Nabrał powietrza do ust i wyrzucił z siebie zdanie, które prawie stanęło mu w gardle.
-Dzień dobry, nazywam się Shannon Leto i będę was uczył podczas tego kursu.- uspokoił nerwy. Już najgorsze było za nim. Teraz tylko wyuczona formułka na temat zasad, regulaminu i podobnych nudnych spraw. Potem zacznie się prawdziwa przyjemność; praca z aparatem.- Macie do mnie jakieś pytania na temat tego kim jestem i tak dalej? Potem nie będzie na to okazji.
****
Weszła do sali gdzie miały odbywać się zajęcia i usiadła w jednym z pierwszych rzędów. Była taka szczęśliwa oraz przepełniona pozytywną energią, że bała się, że nie usiedzi w miejscu i rozsadzi tą salę. Uśmiech nie schodził jej z twarzy dopóki nie zobaczyła kto będzie ją uczył.
Przed nią siedział nikt inny tylko ten cholerny Leto. Zawsze, ale to zawsze jak coś zaczynało się układać w jej życiu pojawiał się ktoś, kto to kompletnie zniszczy i zdepcze. Zacisnęła pięści w akcie złości i pozwoliła powietrzu opuścić jej zdenerwowane płuca. Wzrok skierowała centralnie na perkusistę i starała się ukryć targające ją emocje.
Wsłuchała się w jego słowa i musiała przyznać, że nie jest aż taki zły. Co prawda, był bratem tego idioty, ale znał się na rzeczy. Nawet nie zauważyła, kiedy rozluźniła ręce i zaczęła pochylać się w jego stronę, tak aby usłyszeć jeszcze więcej. Mogłaby tak siedzieć i słuchać godzinami, ale wybiła godzina, o której kończyły się jej zajęcia. Musiała się śpieszyć, bo następne miała na drugim końcu uczelni, ale nie omieszkała podejść do wykładowcy. Chciała zobaczyć jego reakcję.
Uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła głową w jego stronę. Nawet z większej odległości mogła zobaczyć jak jego usta układają się w ciche „kurwa”.
-Cassie? Co ty tu robisz?- zaczął niezbyt grzecznie, ale był w takim szoku, że zapomniał o tych wszystkich uprzejmościach.
-Powinnam chyba zapytać co ty tutaj robisz?- odpowiedziała spokojnie, ale w środku była jednym, wielkim kłębkiem nerwów.
-Dostałem etat jako nauczyciel. Pomyślałem, że przyda mi się robota w przerwie między koncertami...- wypaplał akurat to, czego miał nikomu nie mówić. Mieli ogłosić takową przerwę dopiero za tydzień, a on już szasta informacjami na prawo i lewo. Brawo Shanny, jesteś większym idiotą od braciszka. Zadowolony?
-O... Czemu robicie przerwę, coś nie tak?- zaciekawiło ją to wręcz niemiłosiernie. Miała cichą nadzieję, że to przez fakt, że Jared załamał się po takim końcu ich „związku”. Niestety, wiedziała, że prawda jest zupełnie inna i z pewnością chodzi o chorobę Emmy lub kogoś z MarsCrew.
-Wiesz, to nie jest rozmowa dobra dla takiego miejsca. Może pójdziemy do kawiarni po zajęciach? Tutaj naprzeciwko jest całkiem przyjemna.- jak już szaleć to szaleć. Poszedł za ciosem i zaprosił byłą dziewczynę brata na kawę. Jak nisko musiał upaść?
****
Wybiegła z uczelni tuż po dzwonku oznaczającym koniec zajęć. Skierowała się w stronę kawiarni, w której umówiła się z nowym wykładowcą.
Jaki ten los jest parszywy... Ostatnim razem jak się spotkali na osobności nie skończyło się to za dobrze. W większości to przez ich „rozmowę” zakończył się jakże krótki, ale intensywny związek jej i Jareda. Niby minęło już trochę czasu, ale wciąż pamiętała nieobecny wzrok Shannona mówiący jak bardzo ten mężczyzna cierpi. Zrobiło jej się go nawet żal. Pomyślała, że jak złapie z nim jakąkolwiek nić porozumienia, to zapyta go co mu się w tamtym momencie stało.
Jak już skończyła obmyślać plan zaprzyjaźnienia się ze starszym z braci dotarła akurat do wspomnianej przez niego kawiarni.
Weszła do środka i pierwsze co zobaczyła, to były malutkie stoliki poustawiane jeden obok drugiego, każdy przykryty czerwonym obrusem w białą kratkę. Poczuła się przez chwilę jak u babci w domu. Pamiętała go jeszcze z beztroskich lat dzieciństwa, kiedy to biegała po babcinym sadzie pełnym jabłek i krzewów malin rosnących dookoła drzew.
W rogu pomieszczenia zauważyła perkusistę siedzącego na małym, drewnianym krzesełku. Wyglądało to dość zabawnie, biorąc pod uwagę jego posturę, która przepięknie kontrastowała z krzesłem rodem z pałacyku dla dzieci. Uśmiechnięta podeszła do niego i przywitała się zdawkowo. Jak na razie nie przyszła tu zawierać przyjaźnie. To później, teraz musiała wybadać teren.
- To czemu nie gracie? Opowiadaj.- zapytała prosto z mostu patrząc mu w oczy z lekką premedytacją.
- Widzę, że przechodzisz do sedna sprawy. Okej, jak już powiedziałem a, to czas na kolejne litery alfabetu.- uśmiechnął się delikatnie i podsunął jej pod nos zamówioną wcześniej kawę. Wzięła łyk i już wiedziała, że od teraz tylko jemu będzie powierzać wybór tego oto napoju. Smakowała jak wszystkie szczęśliwe wspomnienia zebrane w kubek i zaparzone. Westchnęła z roszkoszy i czekała na dalszą część jego wypowiedzi.- Niestety, Jared czuje się coraz gorzej. Wiem, że z pewnością nie masz ochoty słuchać zbyt wiele na jego temat. Ja na twoim miejscu też bym nie chciał, ale właśnie o niego chodzi. Przyjechał tutaj ze mną w ramach urlopu i z pewnośćią leży teraz w łóżku i rozpacza jak bardzo spieprzył.- wyrzucił z siebie na jednym tchu. Spojrzał w jej oczy szukając jakiejkolwiek dezaprobaty, albo innego sygnału, aby przestał mówić. Ale nie znalazł nic. Pustkę. Postanowił kontynuować.- Wtedy, w tym klubie widział ciebie jak wychodziłaś. Chciał się nawet za tobą rzucić, ale uznał, że wszystko jest już stracone.
-Nic nie jest jeszcze stracone...- wyszeptała sama do siebie przerażona nagłym zwrotem całej sytuacji. Ale to i tak nie było najstraszniejsze. Najbardziej przeraziła się uczucia, które odżyło w niej na nowo.

********************

Jak Wam się podobał? Zapraszam do wszelkich komentarzy i opinii. Niestety, do 4 czerwca nic się nie pojawi, więc mam nadzieję że to zaspokoi waszą ciekawość co dalej z fabułą :)
*MarsHugs*
A, i coś mi się z kolorami merda i nie mam pojęcia dlaczego tekst jest dwukolorowy :c 


czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 20- „Proszę spójrz na mnie choć raz, by kwitnąć mógł mojego życia smak”


Specjalne podziękowania dla Igi <3

Od ostatnich wydarzeń minęły dwa tygodnie. Następnego dnia, tuż po feralnej wizycie w klubie Cassie wsiadła w pierwszy, najwcześniejszy samolot. Samego lotu nie pamiętała za dobrze. Jedyne co utkwiło jej w głowie, było uczucie kompletnego porzucenia. Czuła się zdradzona.
Oczywiście, wiedziała, że prędzej, czy później to się rozpadnie, ale nie spodziewała się tego tak prędko. Z wcześniejszych opowieści Gerarda myślała, że zastanie samotnego, opuszczonego mężczyznę. Niestety, mylił się i to bardzo co do swojego przyjaciela.
Tryskał szczęściem i energią, zachowywał się w stosunku do tamtej dziewczyny tak pewnie, jak nigdy w otoczeniu Cass.
Całą noc spędziła płacząc w kącie hotelowego łóżka. Dopiero nad ranem udało jej się przysnąć, ale niecałą godzinę potem obudziła się zlana zimnym potem, zwinięta w kłębek.
Teraz siedziała sobie w oknie nowego, prowizorycznego mieszkania na Manhattanie. Nie powalało wielkości i wyrafinowaniem, ale miała w nim podstawowe rzeczy pozwalające przeżyć takie jak lodówka czy łóżko. Podobało jej się z jednego względu; nic w nim nie przypominało jej o nim.
Wiedziała, że we własnym domu nie miałaby życia, po tym co się wydarzyło. Każda rzecz, poduszka lub okruszek na podłodze przypominał jej o jednym, konkretnym człowieku. O Jaredzie.
Nie pozwalał jej o sobie zapomnieć, był w tym cholernie dobry. Zagnieździł się w jej umyśle tak mocno, że mimo największych starań nie potrafiła się pozbyć jego dotyku, głosu oraz spojrzenia, które zawsze przeszywało ją na wskroś.
Starała się, naprawdę. Przynajmniej to sobie wmawiała.
****
Zamknęła za sobą drzwi i od razu do jej nozdrzy dotarł stęchły zapach bloku. Niestety, nie była to najprzyjemniejsza woń jaką kiedykolwiek wdychała, ale nie było jej stać na droższe mieszkanie, znajdujące się w jednej z tych bogatszych dzielnic. Musiało jej wystarczyć to, przynajmniej na jakiś czas.
Wyszła z budynku i skierowała się w stronę ulubionej kawiarni. Mieszkała tutaj tylko dwa tygodnie, ale już znalazła swoje miejsce, w którym mogła przesiadywać godzinami żywiąc się jedynie ciastkiem i kubkiem ciepłej, aromatycznej kawy. Weszła do środka i tym razem nie poczuła wszechobecnej stęchlizny, ale przyjemny zapach jej ulubionego napoju.
Zamówiła dużą latte i podeszła do stolika przy oknie. Z torby wyciągnęła komputer i zaczęła dzisiejszą pracę od sprawdzania maili. Na dobry początek zatrudniła się w agencji reklamowej jako asystentka, zaczynała dopiero od jutra, więc dzisiaj mogła zając się wysyłaniem papierów na wszelkie możliwe uczelnie.
Jak zwykle została zasypana spamem, informującym ją o ofertach powiększenia piersi oraz innych części ciała. Z miejsca odrzuciła ponad pięćdziesiąt wiadomości i weszła na stronę „jej” uczelni. Wysłała na nią papiery jeszcze z Londynu, czyli dość dawno temu. Niestety, nie dostała jeszcze żadnej odpowiedzi.
Stresował ją tek fakt niemiłosiernie, ale wiedziała, że powinna czekać jeszcze drugie tyle na jakąkolwiek wiadomość od nich. Była to bardzo prestiżowa placówka, więc tylko nieliczni dostawali odpowiedzi po miesiącu oczekiwania.
Upiła parę łyków napoju, który spokojnie parował obok jej dłoni. Był wyśmienity, zresztą jak wszystko w tym mieście. Zakochała się w nim od razu jak wylądowała samolotem na lotnisku. Ci ludzie, budynki... Wszystko wydawało się takie inne, odmienne. Ludzie zdawali się ciebie nie zauważać, każdy miał własne sprawy do załatwienia i nie zwracali uwagi na samotną, płaczącą dziewczynę na środku najtłoczniejszej ulicy. Z jednej strony było to zbawienne, ale z drugiej mogłeś się stać tak bezduszny jak oni.
Dla Cassie to było ratunkiem od przeszłości. Nikt nie dawał jej taryfy ulgowej i nie traktował jej jak poszkodowaną, niezdolną do życia dziewczynkę. Przychodziły takie momenty, że chciała wrócić, paść w jego ramiona i zapomnieć o zabawie w dorosłą. Niestety, świadomość, że nie mogła tego zrobić nawet w chwilach największego zwątpienia sprowadzała ją na ziemie i nie pozwalała wzbić się po raz kolejny do świata marzeń.
Rozmyślania przerwał jej mężczyzna, który bezczelnie usiadł naprzeciwko niej. Nie robił sobie nic z niemych protestów dziewczyny.
-Witam, mam nadzieję, że wolne.- powiedział szarmanckim głosem.
-Naprawdę, miło, że pan pyta. Jak widać wolne, zresztą i tak muszę się zbierać...- odpowiedziała mu cicho, ale stanowczo.
-Wiem, że wychodzisz tylko dlatego, że ja się przysiadłem. Codziennie siedzisz tutaj parę ładnych godzin i dzisiaj też miałaś taki zamiar. Chciałem cię poznać, porozmawiać. To wszystko.- z brzmienia jego wypowiedzi mogła usłyszeć lekką desperacje. Pochlebiało jej to, nawet bardzo, ale w jej sytuacji nic nie potrafiło jej pocieszyć.
Nie wiedziała co może mu odpowiedzieć. Rozgryzł ją, miał we wszystkim rację. Przychodziła tutaj tylko dlatego, żeby nie myśleć o Jaredzie, o tym co jej zrobił. Oczywiście, miała świadomość, że to ona wszystko zapoczątkowała i to jej wina jak to się dalej potoczyło. Ale nie kazała mu lecieć do pierwszej lepszej barowej dziewczyny i obmacywać jej w ten lubieżny sposób.
-Uznam twoje milczenie za zgodę.- uśmiechnął się do niej szeroko i upił trochę ze swojej dużej, czarnej kawy. Nie mogła nie odpowiedzieć mu tym samym, nie wiedziała nawet dlaczego.
-Proszę, siadaj. Niestety nie jestem zbyt rozmowna, więc nie zabawię ciebie rozmową.- odpowiedziała mu zdawkowo i wróciła do przeglądania poczty.
-Dobrze się składa, przynajmniej będę mógł się komuś wygadać i nie będzie mi przerywał.- powiedział tak pewny siebie, jak nikt inny.
****
Przez ten czas Cassie wysłuchała jak układa się jego życie towarzyskie, jakie ma problemy z rodzicami i, że nie wie na jakie iść studia. Uśmiechała się pokrzepiająco i potakiwała wtedy, kiedy tego od niej wymagał. Wiedziała, że nie postępuje zbyt elegancko, ale szczerze miała to już w nosie. W pewnym momencie zauważyła jak chłopak wstaje i wychodzi.
-Przynajmniej nie musisz już go słuchać...- mruknęła w myślach i wyjrzała przez okno.
Cudownie, deszcz lał ciężkimi strugami i rozbijał się w miliony małych kropelek, jak tylko jej dotykał. Wyglądało to tak... Romantycznie. Przypominało jej to ten pseudo związek z Jaredem. Byli silni jakio jedność, złączeni ze sobą, ale tylko jak jakaś przeszkoda się pojawiła to rozpadli się na milion małych kawałeczków i żadne z nich nie potrafiło się pozbierać.
Zaśmiała się cicho na samą myśl jak poetycko nazwała to co się między ją a nim działo. Normalnie wywołałoby to u niej wodospad łez, ale dzisiaj miała dobry humor. Może to przez chłopaka, który wydawał się mieć nawet więcej problemów niż ona, co w jej teraźniejszej sytuacji było istnym ewenementem.
Postanowiła opuścić swój jedyny zakątek spokoju i udać się na uczelnie, może znajdzie jakieś nowe ulotki, albo zapisze się na dodatkowe kursy. Jak na taką pogodę wydawało się to być najlepszym rozwiązaniem. Zamknęła laptopa i spakowała go do dużej, oczywiście czarnej torby. Już by wychodziła z kawiarni, ale pod komputerem zobaczyła małą, białą kartkę. Jej ciekawska natura nie pozwoliła zostawić notki w spokoju i po chwili trzymała ją w dłoniach oraz starała się rozszyfrować co na niej jest napisane.
Wiem, że mnie nie słuchałaś. Jakbyś chciała się spotkać to dzwoń...”
Na drugiej stronie był umieszczony numer telefonu. Mimowolnie uśmiechnęła się i zapisała go w pamięci telefonu. Chłopakowi należą się jakieś wyjaśnienia, a kto wie, czy to nie przerodzi się w prawdziwy, normalny związek.
W świetnym nastroju poszła poszukać tych kursów. Po raz pierwszy od dawna czuła się dobrze.
****
-Kurwa!- krzyknął na tyle głośno, że zwrócił na siebie uwagę pozostałych. Nie potrafił się pohamować, podczas gdy gorąca kawa wypadła mu z rąk i wylądowała wprost na kolanach.
W duchu modlił się, żeby dziewczyna nie wyjrzała przez okno, bo trudno nie zauważyć mężczyzny z wielką brązową plamą na białych spodniach. No cóż, wyglądało to dość dwuznacznie.
Szybko przetarł dolną część garderoby i wrócił do obserwowania czarnowłosej. Codziennie przychodziła tutaj, sprawdzała maile i piła ten sam rodzaj kawy.
Denerwowało go tylko to, że dzisiaj nie była sama. Przysiadł się do niej jakiś wyrostek, chłopak, na którego normalnie nie zwróciłaby uwagi.
Mimo nagłego wypadku zrobił parę zdjęć i pozostał na swoim miejscu. Nie chciał wzbudzać żadnych podejrzeń, ba, to było ostatnie czego w tej chwili pragnął...
****
Opuściła wysoki, potężny budynek uczelni i udała się w stronę domu. Było dość wcześnie, więc postanowiła przejść się dłuższą drogą przez park.
Podziwiała kwiaty, klomby i drzewa znajdujące się dookoła niej. Po deszczu wszystko wydawało się świeższe i pachniało tak wspaniale, że Cassie miała ochotę tam zamieszkać. Ze słuchawek w jej uszach popłynęła cicha i spokojna muzyka. Mimowolnie zaczęła podśpiewywać i nawet tańczyć. Czuła się rzeczywiście szczęśliwa. Tak, jakby wszystko miało się ułożyć i nie myślała już o Jaredzie, o tym co jej zrobił i jaką krzywdę jej wyrządził. Była wolną kobietą w mieście, w którym wielu spełniło swoje najskrytsze marzenia i ona była jedną z nich. Od jutra zaczynała naukę na bardzo prestiżowej uczelni i wreszcie czuła, że robi to co właściwe. Uśmiechała się do przechodniów i machała do skonsternowanych jej zachowaniem starszych pań.
W efekcie tego całego szczęścia wyciągnęła telefon z kieszeni i napisała szybkiego smsa.

Masz czas dziś wieczorem? To ja, dziewczyna z kawiarni.”

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 19- Trudno nie wierzyć w nic.



Nie miała pojęcia ile czasu upłynęło od wyjścia z areny. Wydawało jej się, że biegła dużo dłużej niż pozwalałyby jej na to siły. Zadyszana oparła się o jakiś przypadkowy murek i odetchnęła. Niestety, nie robiła tego z ulgi. Bardziej ze smutku, niewiedzy, która otaczała ją jak czarny płaszcz pozbawiający powietrza. Kolejny raz w tak krótkim odstępie czasu nie miała pojęcia co dalej zrobić.
Podobał jej się Jared. Doceniała jego starania, których dołożył aby miała pracę. Wiedziała, że po części robi to tylko dlatego, że jest mu jej szkoda. Nie była ani w jego typie, ani w wieku. Z logicznego punktu widzenia ich związek nie miał racji bytu.
Pochodzili z różnych sfer, a ich zainteresowania były zupełnie inne. Połączył ich przypadek i równie dobrze przypadek może ich też rozdzielić. Nie wiedziała czy stanie się to za miesiąc czy rok, ale wiedziała, że to nie jest mężczyzna dla niej. Tylko dlaczego ją tak bardzo do niego ciągnęło?
Może to te oczy, idealnie zbudowane ciało, czy charakter, wrodzona dobroć.  Coś w nim zaczarowało ją tak, że mimo sceptycznego podejścia coraz bardziej pragnęła jego dotyku. Chciała czuć ten ciepły, miarowy oddech na swojej szyi, móc całować usta, z których na co dzień wydobywał się nieziemski głos.
Miała mętlik w głowie. Z jednej strony chciała tam wrócić i rzucić mu się w ramiona, nie myśleć o niczym innym niż on. Niestety, z drugiej miała ochotę wyjechać, uciec daleko i nigdy nie wracać do tego, co czekało na nią za rogiem.
Spojrzała na ekran telefonu i przerażona zauważyła, że jest już grubo po trzeciej w nocy. Skierowała swoje kroki do domu, bo podjęła już decyzję. Nie wiedziała, czy dobrą, ale ważne, że dokonała tego wyboru.
****
Ze zdziwieniem zauważyła, że drzwi do domu są otwarte. Nacisnęła na klamkę, która nie stawiając żadnego oporu dała jej dostęp do środka budynku.  Zapalone światła skierowały ją do kuchni, w której napotkała zaniepokojoną rodzicielkę. Serce podskoczyło jej do gardła, a żołądek poszedł w jego ślady.
- Widzę, że wróciłaś wcześniej. Jak było?- zagaiła.
- O… Pojawiłaś się łaskawie w domu. Jaki jest powód?- wściekłość kipiała z niej tak, że Cassie miała wrażenie, że zaraz wyleje się na podłogę.- Nie, że siedzę tu nerwowo od paru godzin i zastanawiam się co się z tobą dzieje!- te ostatnie zdanie wykrzyczała.
- Wyprowadzam się. – rzuciła krótko i pobiegła do swojego pokoju. Po omacku zaczęła wrzucać rzeczy do pokaźnych rozmiarów walizki. Tą noc miała zamiar spędzić w hotelu, a potem planowała złapać pierwszy lepszy samolot do Nowego Jorku. Miała tam więcej możliwości niż tutaj z nadopiekuńczą mamą nad głową.
Tak jak się domyślała, po chwili rodzicielka dołączyła do niej.
- Co ty sobie myślisz? Niedawno wyszłaś ze szpitala! Jak sobie poradzisz beze mnie?- zasypywała ją pytaniami gorzej niż z karabinu maszynowego.
- Mamo, wszystko przemyślałam. Wyjeżdżam na studia. Do Ameryki. Powinnaś uszanować moją decyzję, jestem już pełnoletnia. Kocham cię, odezwę się jak tylko będę mogła.- powiedziała na jednym tchu i przelotnie pocałowała ją w policzek.
W tamtej chwili, po raz pierwszy od dawna wiedziała, że robi właściwie.
****
Odetchnęła rześkim, nocnym powietrzem Londynu. Wiedziała, że po raz ostatni ( przynajmniej na jakiś czas ) ma okazje je wdychać. Nie planowała szybkiego powrotu, może pojedyncze odwiedziny parę razy do roku. Chciała ukończyć studia na uniwersytecie w Nowym Jorku, skończyć tą prestiżową szkołę i spełnić największe marzenia, których nawet śpiączka jej nie odebrała.
Postanowiła oszczędzić pieniądze, które wydałaby na taksówkę i przejść się do pobliskiego hotelu. Szukała takiego, z którego mogłaby zarezerwować sobie przelot samolotem. Była pełna determinacji i chęci do działania. Miała tylko cichą nadzieję, że Jared tak łatwo jej sobie nie odpuści i odwiedzi ją chociaż raz. Wiedziała, że to ona była tą co odchodzi i zostawia wszystko za sobą, ale słabość do niebieskookiego nie pozwalała jej myśleć inaczej.
Zatrzymała się przy pierwszym lepszym hoteliku, napotkanym po drodze. Wyglądał na jeden z tych „porządniejszych”. Weszła do środka i pierwsze co napotkała, to były dość spore palemki stojące po obu stronach od wejścia. Przytłaczało ją wszechobecne złoto i przepych napadający na nią z każdego boku.
Podeszła do recepcji i zarezerwowała sobie pierwszy wolny pokój na liście. Znajdował się na pierwszym piętrze, co oznaczało, że nie było potrzeby tachania walizki po wszystkich kondygnacjach budynku. Z uśmiechem na twarzy odebrała klucz i po chwili stała przed drzwiami jej tymczasowego miejsca pobytu.
Otworzyła drzwi za pomocą elektronicznej karty i już znajdowała się w całkiem  przytulnym przedsionku. Pomieszczenie było małe, ale można było wyczuć ciepło bijące od jego ścian.
Wnętrze było utrzymane w brązowych i kremowych odcieniach. Na środku głównego pomieszczenia, które było sypialnią, stało wielkie, małżeńskie łóżko otoczone baldachimem. Naprzeciwko, znajdowały się duże, przezroczyste drzwi prowadzące na balkon. Otworzyła je, bo potrzebowała poczuć chłodne, nocne powietrze na jej zmęczonym ciele. Odetchnęła z ulgą, ale można było wyczuć w tym odrobinę smutku.
Z jednej strony cieszyła się z tego, że wreszcie coś z sobą zrobiła, poszła o krok dalej w spełnianiu własnych marzeń. Niestety, z drugiej żałowała podjęcia najbardziej krzywdzącej decyzji w całym jej życiu. Zostawiała trudną przeszłość, rodzinę i Jego.
Teraz już dobrze wiedziała, że nie ma to większego sensu, że nie potrzebne są jej kolejne zawody sercowe, że już wystarczy jej bólu związanego ze związkami. Chciała uniknąć takich sytuacji, jakie miały miejsce trzy lata temu.
Rozejrzała się po swoim ukochanym, rodzinnym mieście i jedyne co miała w głowie, to wydarzenia z ostatnich tygodni. Wreszcie poczuła, że żyje. Nikt nie wspominał o śpiączce, o tym, że nie jest jeszcze do końca przystosowana do funkcjonowania w społeczeństwie. Przy nim czuła się… Prawdziwa. Nie musiała udawać tak jak przed mamą i lekarzami, że wszystko jest w porządku i nie musi być  pod stałą opieką psychiatryczną. Dawał jej tyle nadziei. Swoją ciężką pracą, determinacją pokazał jej, że warto się starać, że warto żyć, a nie tylko cicho istnieć.
Nie bolało jej to, że widziała w nim tyle wątpliwości co do jej osoby. Wiedziała na co się porywa oraz to, że nikt nie będzie w stanie funkcjonować przy niej w stu procentach normalnie. Była mu tylko wdzięczna, że nie wspominał o tym za często.
Wróciła do pokoju, ponieważ zaczynało jej się robić zimno. Podeszła do walizki i z najmniejszej kieszeni wyciągnęła wyłączony jeszcze, telefon komórkowy. Uruchomiła urządzenie i pierwszym co jej  wyskoczyło, to były nieodebrane połączenia od Jareda. Jak widać jednak nie odpuścił sobie jej do końca. Wciąż liczyła, aby jakimś cudem znalazł się pod drzwiami jej pokoju hotelowego i wybił jej z głowy wyjazd. Niestety, nic takiego nie miało miejsca i raczej mieć nie będzie.
Zrezygnowana opadła na łóżko i przymknęła oczy. W głowie miała największy mętlik od czasu kiedy wybudziła się ze śpiączki. Przewróciła się na drugi bok, tak żeby móc obserwować nocne niebo. Było ciemne wręcz czarne, lekko usiane białymi gwiazdkami dającymi odrobinę światła. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym, że właśnie w taką samą noc poznała Jay’a.
Zapewne rozmyślałaby nad tym jak bardzo za nim tęskni i byłaby w stanie cofnąć się pod arenę i modlić się o to, że jeszcze jej nie opuścili. Niestety, przerwało jej nieustające pukanie do drzwi. Wstała niechętnie i już chciała odprawiać tego kogoś, kiedy  postanowiła sprawdzić kto to.
Wyjrzała przez wizjer i jedyne co ujrzała to ciemną postać w kapturze zasłaniającym jej całą twarz. Przestraszona otworzyła drzwi i zaskoczona zobaczyła jak  mężczyzna wchodzi do jej pokoju.
- Przepraszam bardzo, ale chyba się pan pomylił.- zaczęła dość agresywnie, ale zaniemówiła. Postać ściągnęła kaptur i wreszcie mogła go rozpoznać.- Gerard? Co ty tutaj robisz?
- Widziałem jak wchodzisz do hotelu, w którym akurat się zatrzymałem z żoną, więc postanowiłem ciebie odwiedzić.- uśmiechnął się zawadiacko i właśnie przez ten uśmiech prawie by zignorowała fakt, że wspomniał o tym, że jest już żonaty.
- Pewnie, rozgość się…- ręką wskazała mu fotel i sama usiadła naprzeciwko.
- Może od razu przejdę do rzeczy. Dlaczego uciekłaś od niego?- zapytał ją już nie takim przyjemnym  głosem. Czuła w nim rozczarowanie oraz wyrzuty. Świetnie, opuściła  zakochanego mężczyznę i teraz jego kolega przychodzi się z nią rozliczyć. Nie było to może dojrzałe zachowanie, ale rozumiała troskę o przyjaciela.
Nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Sama nie była pewna, czemu to zrobiła. Niby przez wątpliwości i świadomość, że to się nie uda. Jednak w tej chwili to były marne tłumaczenia.
- No właśnie. Sama tego nie wiesz. Mogę tobie powiedzieć co ja wiem na ten temat. Jay się załamał i pewnie siedzi w jakimś przypadkowym barze i pije ile wlezie. Pierwszy raz od dłuższego czasu widziałem go takiego… Szczęśliwego. Po tym jak sobie poszłaś prawie rozpłakał się w moich ramionach, a to mu się nie zdarza za często. Opowiedział mi o tobie i wydajesz się być rozsądną dziewczyną. Jak coś do niego czujesz to leć, biegnij. Może go jeszcze znajdziesz.- skończył mówić i się do niej lekko uśmiechnął. Zaraz nie było go już w jej  pokoju i mogła usłyszeć oddalające się kroki.
Nie wiedziała czy płakać, czy słuchać przypadkowo poznanego faceta. Jak zawsze, zaufała komuś innemu niż sobie i po pięciu minutach można było ją zobaczyć wybiegającą z hotelu.
Wszystkie jej wątpliwości ustały, teraz miała jeden, jedyny cel. On.
****
Pożegnał się z przyjacielem i przez chwilę patrzył jak odchodzi w stronę hotelu. Mógł równie dobrze pójść do swojego i przespać się choć trochę przed podróżą, ale nie to było w jego planach. Swoje kroki skierował ku pobliskiemu parku. Chciał to wszystko przemyśleć, chociaż wiedział, że dojdzie do wniosku, że nie rozumie kobiet.
Zawsze, ale to zawsze  jak zaczynał angażować się w jakiś związek, albo to jemu odwalało i ją zdradzał, albo wręcz przeciwnie. Tym razem ona uciekła, a on nie miał pojęcia dlaczego. Pierwszą rzeczą, o której pomyślał to było to, że Shannon jej coś naopowiadał. Na szczęście, jak do niego przyszedł to udało mu się wyciągnąć, że nic jej nie powiedział. W tej sprawie mógł mu wierzyć, bo mimo licznych sprzeczek, Shannon nigdy by go nie okłamał. Przynajmniej w tej sprawie mógł być spokojny.
Chłodne, nocne powietrze owiewało go z każdej strony. Miał wrażenie, że w momencie, w którym zimny powiew pada na jego skórę, wszystkie smutki odchodzą w dal.
W pierwszym momencie miał ochotę za nią pobiec, wyjaśnić. Niestety, ale może nawet na szczęście, Gerard odwiódł go od tego pomysłu. Popełniłby jeszcze jakąś głupotę, której żałowałby przez dłuższy czas. Może powiedziałby o parę słów za dużo i dziewczyna mogłaby się przestraszyć. Nie chciał składać jej żadnych deklaracji, sam nie wiedział co do niej czuje. Niby to miłość, ale jego wątpliwości zostawiały go lekko skołowanego.
Przy innych kobietach nie czuł się tak jak przy niej, ale nie miał stu procentowej pewności, że za tydzień to się nie rozpadnie. Myślał, że to nie będzie aż takie trudne. Ładna dziewczyna, mądra i taka… Niewinna. Te trzy lata w śpiączce pozostawiły w niej odrobinę nastoletniej niewinności i naiwności. Tego mu brakowało w codziennym życiu. Wszystkie te wyrachowane, zimne kobiety doprowadzały go do szału.
Nie chciał tego przyznawać, nawet sam przed sobą, ale w głębi duszy potrzebował właśnie takiej małej, zagubionej dziewczynki, aby mógł o nią dbać i się nią interesować. Chciał poczuć się potrzebny komuś, komu pomoc się należy. Cassie dawała mu taką możliwość. Swoją niewinnością uświadamiałaby mu na co dzień, że człowiek nie może pędzić od punktu a do punktu b, nawet jeżeli oznaczył sobie tymi punktami swoje marzenia. Przy niej miał być wzorem cnót i opiekunem. Niestety nie dała mu do tego okazji.
****
Nawet nie zauważył, kiedy nogi poniosły go pod jej dom. Mógł przysiąść, że zrobił to kompletnie nieświadomie. Jak to on, pomyślał, że to jakiś sygnał od tego co siedzi w górze i nami steruje. Postanowił wejść, zapukać i dowiedzieć się o co jej chodziło. W tamtej chwili wydawało mu się to najlepszym wyjściem.
Drzwi otworzyła mu obca kobieta, która wydawała się być starszą wersją Cassie. Jedynie kolor włosów miały różny; kruczoczarny został zastąpiony miodowym blondem.
- Przepraszam, że tak późno niepokoję. Zastałem może Cassie?- domyślił się, że to może być jej mama. Uśmiechnął się przepraszająco i wyczekiwał odpowiedzi.
- Nie ma i nie będzie. Wyjechała na studia.- zwróciła się do niego dość zdenerwowanym głosem. Nagle coś go uderzyło. Nie był to fakt, że wyjeżdża i go od tak zostawia. Zabolało go to, że nic mu o tym nie wspomniała. Poczuł się taki… Nieważny.
Gdyby był dzień i oświetlenie byłoby dużo mocniejsze, to kobieta z pewnością zauważyłaby tą pojedynczą łzę spływającą po jego lewym policzku. Otarł ją niezauważalnie i podziękował za informacje. Przeprosił po raz kolejny i odszedł nie czekając aż jej rodzicielka zamknie drzwi.
Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić, więc udał się do jedynego miejsca poza jej domem, które tutaj znał. Niestety, ono też kojarzyło mu się z tym krótkim, aczkolwiek burzliwym „romansem”.
- Od teraz wszystko będzie ci się z nią kojarzyć Dziadzie…- burknął do siebie pod nosem i otworzył drzwi prowadzące do środka.
Pierwszym co go uderzyło była strasznie głośna muzyka dobiegająca z ogromnych głośników, które ustawiono po obu stronach sali. Mimo bólu głowy spowodowanego nadmiarem stresu, nie przeszkadzało mu to za bardzo. Skierował się w stronę baru i po chwili siedział przy nim popijając alkohol z dość dużej szklanki.
****
Mijały minuty, nawet już godziny. Jared z każdą z nich robił się coraz bardziej pijany. Nie zauważył nawet jak na jego kolanach pojawiła się cycata blondynka, która zaczynała go coraz bardziej absorbować swoimi wdziękami. Nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie; dzięki niej na chwilę zapomniał o Cassie.
****
Wbiegła do baru gdzie po raz pierwszy go zobaczyła. Przed oczami miała obrazy ze swojego snu oraz to co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni. Chciała mu to wszystko wyjaśnić, powiedzieć, że to jego wybrała. Była zaślepiona miłością do niego i wreszcie to sobie uzmysłowiła.
Zobaczyła go. Uradowana chciała już podchodzić, ale zauważyła, że nie jest sam. Najpierw pomyślała, że to Emma i żali jej się, albo cokolwiek innego.
Potem zobaczyła jak owa kobieta siada mu na kolanach, a jego ręce zjeżdżają coraz niżej, aż trafiają na jej pośladki. Wmurowało ją w podłogę i dopiero potrącenie przez jakąś pijaną dziewczynę sprowadziło ją na ziemię.

Po policzkach spłynął jej wodospad łez. Wiedziała, że on też wybrał. I to nie ją.
***************
Mam nadzieję, że wyczekiwany rozdział :) Jak Wam się podobał? Zapraszam do wszelkich opinii i komentarzy 
*MarsHugs*