czwartek, 27 lutego 2014

Koncert :)

Hejka kochani,
Chcielibyście żebym wrzuciła moją relacje z koncertu w Berlinie + fotki?

piszcie ;)


*MarsHugs*

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 11- Is this the end I feel?

Muzyka:
Peter Gabriel- Mercy Street (moja nowa miłość :) )
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

                                                                Perspektywa Cassie
-Nie wytrzymam już dłużej tego ciągłego napięcia! Codziennie przychodzę tutaj z nadzieją, że się wybudzi, ale ona wciąż śpi...- głos jakiejś kobiety przebił się do mojego snu. Wydawał się dziwnie znajomy wręcz czuły. Próbuję otworzyć oczy i zobaczyć co się dzieje dookoła mnie, ale powieki wydawały się zbyt ciężkie, by je podnieść. Pozostało mi tylko przysłuchiwanie się rozmowie dopóki nie będę miała wsytarczającej siły, aby spojrzeć na tych ludzi.
- Proszę się uspokoić. Jest sześćdziesiąt procent szansy, że Pani córka wybudzi się w ciągu dwóch tygodni. Trzeba być dobrej myśli- to chyba jest jakiś lekarz. Zaraz, ja jestem w szpitalu. Ostatnie co pamiętam to biegnącego Jareda, śmierć dziadka i próbę samobójstwa. Myślałam, że mi się udało, że nie żyję. Niestety trafiłam do jakiegoś szpitala i dziwnie znajoma kobieta płacze obok mnie. Może jej córka jest ciężko chora? Współczuję jej, nie wiem co ja bym zrobiła na jej miejscu. 
 - Mam już wystarczająco siły aby otworzyć oczy. To co widzę, a potem słyszę mało co nie przyprawia mnie o zawał serca...
****
Dziewczyna otworzyła oczy i pierwsze co ujrzała to zapłakaną osobę siedzącą u jej boku. Zdziwiona tym wszystkim usiadła na łóżku i przeciągnęła się. Czuła się tak, jakby spała o parę godzin za długo. Rozejrzała się na boki, a kobieta, która dotąd była na krześle wstała i ciężko oddychała.
- tDoktorze! Lekarza, pielęgniarkę! Kogokolwiek! Moje dziecko się wybudziło!- zapłakana kobieta wybiegła i krzykiem nawoływała pomoc lekarską. 
Cassie, która wciąż siedziała na łóżku ze skonsternowaną miną bała się odezwać. Jej struny głosowe wydawały się wręcz zakurzone. Nie potrafiła wydać z siebie odgłosu głośniejszego niż cichutkie ziewnięcie. Z zaciekawieniem oglądała swoje otoczenie. Bladozielone ściany nadawały pokojowi bardzo sterylnego wyglądu. Na przeciwko niej znajdowało się dość duże okno z widokiem na jakiś park.
Na korytarzu rozbrzmiewały kroki tej kobiety i kogoś jeszcze. 
- Cassie kochanie, tak bardzo tęskinłam...- zwróciła się do niczego nie spodziewającej się dziewczyny. Przez głowę przebiegła jej myśl, że to może być jej matka, albo ktoś równie bliski. 
- Proszę zachować spokój. Pani córka jest pewnie w ogromnym szoku. Najpierw proponowałbym rozmowę z naszym szpitalnym psychologiem. To od niego powinna usłyszeć całą prawdę.
- Kim Pani jest? Gdzie ja jestem? Dlaczego leżę w szpitalu? Co mi jest?- dziewczyna zaczęła zasypywać ową dwójkę pytaniami. W odpowiedzi dostała pełne zrozumienia spojrzenie lekarza i szloch swojej mamy. Przynajmniej domyślała się, że to jest jej rodzicielka. Kompletnie jej nie rozpoznawała co wprowadzało ją w stan zawieszenia emocjonalnego. Bała się samej siebie.
- Proszę nie płakać... Po tylu latach śpiączki chwilowa amnezja jest zupełnie normalna. Jej mózg dopiero wzbudza się ze stanu uśpienia. Może potrwać to około dwóch tygodni, no najdłużej miesiąc.- powiedział spokojny jak tafla wody lekarz. Zwrócił się do dziewczyny- Cassie, za chwile przyjdzie tu nasz psycholog i wszystko tobie wytłumaczy. Nie masz się co martwić, jesteś bezpieczna. Ta kobieta obok mnie to twoja matka, zostawię was same dopóki nie przyjdzie pani psycholog. - mówiąc to wyszedł z pokoju i zostawił je na osobności. .
- Mamo? Pamiętam twój głos...- Cass wydusił az siebie a jej oczy zaszkliły się od łez. Nie kojarzyła dokładnie tej kobiety, ale w jej pamięci utkwiło brzmienie jej głosu. Zawsze ciepłe, spokojne, przypominające o domu. Jej mama zaniosła się płaczem i przytuliła ją mocno. Cassie tak zaskoczył ten nagły gest, że przez chwlię wciąż siedziała z rękoma na kolanach, ale po chwili objęła rodzicielkę, a z jej oczy popłynęły łzy pełne zagubienia. 
Kolejne pół godziny spędziły na szlochu przerywanym rozmową o wszystkim i o niczym. Dziewczyna dowiedziała się od mamy, że ma dwadzieścia jeden lat oraz dwójkę młodszego rodzeństwa. Zapytana o przyczynę śpiączki usłyszała dość wymowną ciszę. Na szczęście po chwili przyszła pani psycholog. Mama Cass ulotniła się szybko przez drzwi i zostawiła kobiety same.
- Hej Cassie, nazywam się Alexandra Hernandez, ale mów mi Alex. Jestem tutaj psychologiem i chcę tobie pomóc. Wiesz już co się z tobą stało?- zapytała dziewczynę, a ta pokręciła przecząco głową.- Trzy lata temu chciałaś popełnić samobójstwo. Na szczęście przeżyłaś, ale obrażenia ciała były tak poważne, że zapadłaś w śpiączkę i dopiero teraz się wybudziłaś. Pamiętasz może co się działo przed tym wszystkim?
Dziewczynę zatkało. Łzy bezwiednie spływały do jej ust i zostawiały słone ślady na policzkach. Czemu miałaby popełniać samobójstwo? Ktoś jej nie lubił? Ledwo co przypomina sobie głos własnej matki nie mówiąc o powodzie jej depresji. W jej głowie ciągle brzmiało imię Jared, ale jeśli to co mówi Alex jest prawdą to był tylko sen. Sen, który trwał przez trzy lata. 
Nagle jak sobie uświadomiła jak bardzo zmarnowane jest jej życie. Jak mówił lekarz, amnezja może trwać nawet przez miesiąc. Zanim wróci do normalności minie jeszcze więcej czasu. Głupia nastoletnia  decyzja zniszczyła jej przyszłość. Ominęła swoje najlepsze lata, nigdy nie miała przyjęcia z okazji przejścia w dorosłość. Ludzie pamiętają ją jako nastolatkę, sama tak się czuła. Niestety rzeczywistość jest brutalna. Była dwudziesto jedno  letnią kobietą, która nie potrafi nawet wstać z łóżka. 
- Ja... Nie umiem sobie przypomnieć powodu mojego... Samobójstwa. Jedyne co pamiętam to mój sen. Śniłam o chłopaku imieniem Jared, jego bracie i koledze. Związałam się z nim i byłam szczęśliwa aż do pewnego dnia. Wyjechałam na parę dni i dowiedziałam się, że mój dziadek nie żyje. Załamałam się i chciałam popełnić samobójstwo, podciąć sobiei żyły, cokolwiek. Widziałam jak ode mnie odchodzi, jakby się przestraszył. Wtedy się obudziłam w szpitalu. 
- Twoja podświadomość chciała ci wiele przekazać Cass. Twój dziadek rzeczywiście umarł. Widać, że codzienne wizyty twojej mamy tutaj miały duży wpływ na to co się działo w twojej głowie. Przez te trzy lata żyłaś w swoim wymarzonym świecie, ale teraz musisz postarać się wrócić do tego realnego. Zostawię ci swój numer telefonu żebyś do mnie mogła zadzwonić jak już wypiszą cię ze szpitala. Zawsze warto jest mieć kogoś kto wysłucha, a tobie przyda się to najbardziej. 
- To bardzo miłe z twojej strony Alex... Ale mogę ci zadać jedno pytanie?- w odpowiedzi dostała kiwnięcie głową.- Dlaczego tak się o mnie martwisz? Ja rozumiem, że to twoja praca...-psycholog nie pozwoliła jej dokończyć.
- Przypominasz mi siebie parę lat temu. Też chciałam popełnić samobójstwo i też przez chłopaka. Uratował mnie od tego właśnie ten, przez którego chciałam to zrobić. Przyszedł do mnie i zastał mnie z tabletkami i zapasem żyletek. Wyznał wtedy, że mnie kocha i tak oto teraz Peter jest moim mężem.
- Zrobiłam to przez... Chłopaka?
- Tak... Przykro mi to tobie mówić ale jak chcesz znać tą historię to ja opowiem.
- Proszę, powiedz mi, tak bardzo chcę coś pamiętać...
- Wszystko powiedziała mi twoja przyjaciółka. Zakochałaś się w pewnym chłopaku. Dla ciebie był ideałem; ignorowałaś sygnały innych, komentarze, które go obrażały. Chciałaś jego i tylko jego. Pewnego dnia wróciłaś ze szkoły i poczekałaś aż rodzice opuszczą dom. Napisałaś list pożegnalny i chciałaś podciąć sobie żyły. Znaleźli cię nad ranem z tabletkami i żyletkami wokół ciebie. Gdyby przyszli godzinę później udałoby ci się zrobić to czego tak bardzo pragnęłaś. Na szczęście zdążyli dojechać po ciebie za szpitala, ale konsekwencje przerosły każdego. Ciebie pewnie też. Dlatego chcę tobie pomagać.
Cassie poczuła się jakby znalazła bratnią duszę. Kogoś, kto ją rozumie i pomoże przwyrócić jej pamięć bez ciągłego szlochu. Na rozmowie z Alex spędziła jeszcze z dwie godziny. Właśnie tego dnia zrodził się początek przyjaźni...
****  
Dwa tygodnie później 
Cass została wypisana ze szpitala. Powoli przyzwyczajała się do życia w realnym świecie. Na razie nic sobie nie przypomniała, ale Alex mówiła, że jest na dobrej drodze. 
Okazało się, że mieszka tylko z mamą, ponieważ rodzice się rozwiedli a rodzeństwo już dawno się wyprowadziło. Żyło jej się całkiem spokojnie, oglądała mnóstwo filmów rodzinnych, czytała pamiętniki i oglądała zdjęcia. Za wszelką cenę chciała poznać imię chłopaka, przez którego to zrobiła. Chciała z nim porozmawiać o tym wszytskim. Niestety mama nie udzielała jej żadnej konkretnej odpowiedzi za każdym razem jak ja o to pytała. 
Cały czas w głowie miała tajemniczego chłopaka ze snu. Jared Leto. Nie miała pojęcia skąd on wziął się w jej głowie. Czytała gdzieś, że wszystkie postacie, które spotykamy w naszych snach choć raz już widzieliśmy. Nie ważne czy na ulicy ukradkiem dostrzeżesz jakąs twarz, czy jest to twój przyjaciel. Ludzki mózg nie jest w stanie sam stworzyć twarzy. Przynajmniej tak czytała.
Dużo czasu spędzała pisząc wiersze, opowiadania. Myślała, że może przez to przypomni sobie choć trochę z jej dotychczasowego życia. Niestety. Pewnego dnia z pod jej pióra wyszła taka oto perełka:


"Zamykam oczy i cały świat umiera;
Gdy podnoszę powieki rodzi się ponownie.
(Myślę, że wymyśliłam cię w mojej głowie).

Gwiazdy zaczynają niebiesko-czerwonego walca,
Galopem wkrada się umowna ciemność:
Zamykam oczy i cały świat umiera.

Śniłam, że czarami wciągnąłeś mnie do łóżka
I śpiewałeś mi obłąkany miłością, całując mnie całkiem szaleńczo.
(Myślę, że wymyśliłam cię w mojej głowie).

Bóg spada z nieba, ognie piekła bledną:
Wyjdźcie serafinie i mężczyźni Szatana:
Zamykam oczy i cały świat umiera.

Wyobrażałam sobie, że wrócisz tak, jak mówiłeś,
Ale zestarzałam się i zapomniałam jak miałeś na imię.
(Myślę, że wymyśliłam cię w mojej głowie).

Powinnam była raczej pokochać ognistego ptaka;
One przynajmniej wracają wraz z nadejściem wiosny.
Zamykam oczy i cały świat umiera.
(Myślę, że wymyśliłam cię w mojej głowie).*"
****
Pewnego dnia, gdy po raz kolejny siedziała leniwie przed telewizorem z laptopem na kolanach natrafili na jakiś film. Pomyślała, że czemu nie, przecież musi znać jakieś klasyki. Opowiadał o grupie narkomanów; szalonej kobiecie, wychudzonym chłopaku i reszcie towarzystwa. Nie skupiała się za bardzo na ekranie, zignorowała nawet fakt, że głos jednego z bohaterów wydawał jej się podejrzanie znajomy. 
Na razie miała ważniejsze sprawy. Starała się znaleźć jakąś pracę a potem uczelnie. Nie mogła przecież cały czas siedzieć u mamusi. Była już dorosłą kobietą, która przez swoją nastoletnią głupotę musi teraz codziennie studiować drzewo genealogiczne. Za to siebie nienawidziła. Miała już tego dość, ale codzienne rozmowy przez telefon z Alex wiele jej dawały. Czuła się potrzebna, bezpieczna i zadbana. 
Studiowała wszystkie strony poświęcone kierunkowi reżyserii. Jedną z nielicznych rzeczy, które pamiętała to było zamiłowanie do filmu, teatru. Chciała tworzyć te małe dzieła sztuki puszczanie w kinach. Przez cały okres rekonwalescencji obejrzała wszystkie filmy Kurosawy, Felliniego i Larsa Von Triera. Zakochała się w dużym ekranie i nie mogła przestać oglądać coraz to nowych produkcji. O każdym obejrzanym dziele starała się pisać pare słów, tak aby na wypadek kolejnego napadu  amnezji nie zapomnieć o tym cudzie. 
Film, który teraz oglądała nawet przypadł jej do gustu. Nie był to może najlepszy jaki widziała, ale nie był to też jeden z tych wszechobecnych hollywoodzkich gniotów.
Dziewczyna uroniła parę łez na zakończenie filmu i czekała na napisy końcowe, aby dowiedzieć się kto dostał główne role, by móc wyszukać danego aktora.
Czytała te napisy i czytała, aż wreszcie trafiła na jedno nazwisko, które kompletnie ją zatkało.
-Jared Leto...- ostatkiem sił wykrztusiła i straciła przytomność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*wiersz Sylvii Plath "Szalonej dziewczyny piosenka miłosna" 
Nie bijcie :) 
Jak się podobało? Zapraszam do opinii i komentarzy :)
*MarsHugs* 

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 10- It's a beautiful kind of pain...

Muzyka: 
Dżem- Modlitwa 
Thirty Seconds to Mars- The Kill
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                                           Perspektywa Cassie
Chyba już śnię. Wszytko miesza mi się z rzeczywistośćią. Chciałabym uciec wraz z nim gdzieś daleko od wszelkiego rodzaju problemów i zapomnieć. Zabawne, że ciągle nie mogę spać przez to wszystko co się w moim życiu wydarzyło. Jak tylko zamknę oczy to widzę ich twarze wyśmiewające się ze mnie. Wyzywające, pełne nienawiści usta mówiące te wszystkie raniące słowa. Dokładnie słyszę każde zdanie wypowiedziane przez nich mające na celu zniszczenie mnie psychicznie. Pewnie już płaczę z nadmiaru emocji związanych nie tylko z Jaredem. Znowu mnie kusi. Chciałabym to zakończyć jednym ruchem ręki po moim nadgarstku, ale nie mogę. Obiecałam przecież. I co z tego i tak cię nie kocha! Głos w mojej głowie nabrał ostatnio wredniejszego usposobienia niż zwykle. Jednak może tym razem ma racje? Jak to wszystko fo do mnie mówi to prawda, to nie dam sobie rady. Jay jest moją jedyną nadzieją na  nowe, lepsze jutro. Dzięki niemu nie boję się aż tak bardzo porzucenia i powoli zaczynam siebie akceptować. Oczywiście dalej nienawidzę swojego ciała i najlepiej bym ucięła sobie te zwały tłuszczu, ale on twierdzi, że nie ma takiej potrzeby.
Słyszę komunikat, że za chwilę będziemy już lądować w Los Angeles. Z jednej strony jestem tak bardzo szczęśliwa, że go zobaczę, a z drugiej boję się jego reakcji. Zapinam pasy i zamykam oczy. Głos w mojej głowie podpowiada mi, że coś jest nie tak jak powinno. Tym razem staram się to ignorować. Telefon mi brzęczy w kieszeni, ale nie patrzę kto dzwoni. Pewnie Jared dobija się na skype. Chcę mu zrobić niespodziankę, nie może wiedzieć gdzie aktualnie jestem. 
****
Idę do autobusu, w ręku trzymam gitarę oraz ulubioną herbatę dla Jay'a. Kolejny raz słyszę dzwonek telefonu, który zdążyłam już włączyć. Przeklinam siarczyście i staje na środku chodnika próbując wyciągnąć z kieszeni obiekt mojej złości. Litery na wyświetlaczu układają się słowo mama. Z lekkim niepokojem odbieram...
Tak,  mamuś? Coś się stało?
Cass... Kochanie moje... Bo, bo...- kobieta jąka się i słyszę tylko pojedyncze słowa. Staram się wyłapać kontekst.- Tak mi przykro Cassie! Miałaś wyłączony telefon, nie mogłam się do ciebie dodzwonić... Jesteś tam Cass? Cassie?!
****
Upuszczam komórkę i słyszę jak cichutko uderza o beton. Herbata podziela jej los ochlapując przy tym moje nogi wrzątkiem. Nawet nie zwracam na to uwagi. Wszytko dzieje się tak szybko, że nie zauważam spojrzeń rzucanych na mnie jak na jakąś wariatkę. Staram się uspokoić i zbieram rzeczy z chodnika. Jednym ruchem ręki przywołuję żółtą taksówkę i podaję kierowcy dobrze znany mi adres. Pamiętam jak Jared pokazał mi to miejsce tuż po tym, jak się tu wprowadziliśmy. Mimo tego, że było to tak charakterystyczne, nikt tam nie przychodził. 
Wysiadam i kieruję się na najbardziej oddaloną polanę tuż nad skarpą. Pewnie taksówkarz usnął mnie za jakiegoś szaleńca, ale głęboko w nosie mam wszystkie jego opinie i komentarze. 
Wszystko jest takie jak to zapamiętałam; magiczne i tajemnicze. Siadam na skraju polany i wreszcie mogę pozwolić sobie na uronienie choć jednej łzy. 
Tak bardzo chcieliście mnie zniszczyć! Wreszcie osiągneliście to o co walczyliście! Zadowoleni? Jedyna osoba, która zawsze chciała mnie wysłuchać nie żyje! To wy go zabiliście! Zamordowaliście mojego dziadka!- krzyczę. To co we mnie siedziało od rozmowy z mamą wreszcie wyszło. Wcale nie poczułam się lepiej. Teraz dopiero uświadomiłam sobie, że to jest prawda. Już nigdy nie usłyszę jego głosu, nie będę słuchać jego historii o tym jak to kiedyś było. Rozmawiałam z nim jakiś tydzień temu. Chciał abym przyjechała ale się wykręcałam. Jak ja siebie nienawidzę! Byłam taką idiotką i wolałam spędzić tem czas z chłopakiem, którego ledwo co znam niż z ukochanym dziadkiem... Dlaczego wszystko co najgorsze przytrafia się akurat mi?
Szukam w plecaku czegoś co załagodzi ból. Żyletki dawno skonfiskował mi Jared, więc nie mogę już liczyć na moje drobne przyjaciółki. Znajduję notatnik i długopis, to mi się z pewnością przyda. W małej, zapomnianej przez Boga kieszonce dostrzegam pudełko z napisem "W razie najgorszej depresji". Zadowolona, że Jay tam nie zajrzał, otwieram je. W środku znajdują się dwa kwadraciki, nazywane przez niektórych "biletami na seans" oraz mała temperówka. Uśmiecham się przez łzy i zabieram się do rozkręcania przedmiotu. Nieograniczona radość wypełnia mnie w tej chwili. Myśl, że mogę połączyć się z moim dziadkiem w jednym świecie i trwać tam na zawsze jest jak iskierka nadziei w ciemną noc pozbawioną jakichkolwiek gwiazd. 
Przymykam oczy, a z moich ust zaczynają wydobywać się słowa. Układają się w pewien wiersz, który ukochał sobie mój dziadek...

"Niech staną zegary, zamilkną telefony,
Dajcie psu kość, niech nie szczeka, niech śpi najedzony,
Niech milczą fortepiany i w miękkiej werbli ciszy
Wynieście trumnę. Niech przyjdą żałobnicy.

Niech głośno łkając samolot pod chmury się wzbije
I kreśli na niebie napis: „On nie żyje!”
Włóżcie żałobne wstążki na białe szyje gołębi ulicznych,
Policjanci na skrzyżowaniach niech noszą czarne rękawiczki.

W nim miałem moją Północ, Południe, mój Zachód i Wschód,
Niedzielny odpoczynek i codzienny trud,
Jasność dnia i mrok nocy, moje słowa i śpiew.
Miłość, myślałem, będzie trwała wiecznie: myliłem się.

Nie potrzeba już gwiazd, zgaście wszystkie, do końca;
Zdejmijcie z nieba księżyc i rozmontujcie słońce;
Wylejcie wodę z morza, odbierzcie drzewom cień.
Teraz już nigdy na nic nie przydadzą się.*"

Kończę kreślenie po moim wątłym ciele. Kładę mój bilet na język i staram się zasnąć, oby na zawsze...
****
                                                           Perspektywa Jareda 
Kolejny dzień pozostawiony samemu sobie. Chyba zaczynam popadać w samokrytyczną paranoję.    To tylko dwie noce bez mojej kochanej Cassie a już wariuję. Alkochol się kończy, a ja nie mam za co kupić większej ilości. 
Umieram.
Czuję jak życie ucieka ze mnie coraz bardziej z każdą minutą spędzoną w samotności. Kurwa. Mam już dość. Nie mam już siły płakać. Przesadzam już pewnie, ale tak bardzo się o nią martwię... Kocham każdy jej uśmiech i spojrzenie, każdą myśl o nas, każdy grymas i sposób poruszania. Jest tak delikatna, że kiedy trzymam ją w ramionach boję się, że rozpadnie się na milion małych kawałeczków. 
Wiem, że wyjechała tylko na trochę, że zaraz wróci i wszystko będzie tak jak dawniej. Jednak głos w mojej głowie podpowiada mi, że coś złego się stało. Nie daje mi to spokoju i każdy nawet pojedynczy hałas odbieram jako otwieranie drzwi prze mojego skarba. Jak już mówiłem, popadam w paranoję.
Napisałem już dwie nowe piosenki i chociaż wiem, że to jest bezsensu, bo nie dla mnie kariera muzyka, czuję się lepiej. Zabawne jak pare słów zapisanych na kartce papieru potrafi tak dobrze oddać to co się dzieje teraz w mojej głowie. 
Wpadam na pomysł, żeby odwiedzić miejsce, gdzie wszystkie problemy zdają się uciekać.  Zarzucam coś na siebie i spoglądam w lustro; zwyczajny chłopak, lekko wychudzony, a z oczy bije jakaś tajemnicza siła. Świetny opis Jay, naprawdę. 
****
Wspinam się na wzgórze z myślą, żeby tylko się tam położyć i dać umysłowi odpocząć. Chcę się obudzić obok mojej Cassie, móc wtulić się w jej delikatne ramiona i zapomnieć o tym wszystkim co się wydarzyło. Powoli dochodzę na szczyt. Widać już jak księżyc pomału ustępuje miejsca dla słońca. Gwiazdy chowają się za drzewami, tak jakby bały się dnia. 
Ja też się boję... Kolejny samotny dzień...- krzyczę w pustą przestrzeń. Przestraszony, że ktoś mógł mnie słyszeć wbiegam już szybko na szczyt wzniesienia.
Tego mi było trzeba.. Świerze, chłodne powietrze oczyszcza mój umysł i z czasem nie myślę o problemach, tylko leżę z zamkniętymi oczami i próbuję się uspokoić. 
Nagle, jakby obok mnie, słyszę ciche łkanie. Zdziwiony wstaję i ruszam w poszukiwania tej biednej, smutnej istotki. W rogu polany zauważam postać dziewczyny, która chyba śpi. Widzę czarne, lśniące włosy i  momentalnie ciśnienie mi skacze. Niewiele myśląc podbiegam do owej kobiety i z przerażeniem w oczach dochodzę do wniosku, że do moja mała Cass.
Koło niej widzę małe pudełeczko z zakrawawioną żyletką i drobnym, kolorowym kwadracikiem. Modlę się w duchu, żeby to nie było to co myślę. Niestety, moja ukochana postanowiła wybrać się w "podróż" a oto jej bilet... Sam kiedyś brałem do gówno i nie mam zbyt dobrych wspomnień z tym oto narkotykiem. Acid, od tego zaczynałem a skończyłem na heroinie i wylądowałem w bagnie. Głos w mojej głowie podpowiada mi, żebym położył sobie ten oto bilecik na język, objął Cassie i zasnął, ale zdrowy rozsądek każe mi coś zrobić.
Potrząsam nią  delikatnie szepcąc jej do ucha, żeby się obudziła. Przerażony nie mogąc jej obudzić wstaje i biegnę szybko do najbliższej budki telefonicznej, aby zadzwonić po pogotowie. 
W życiu się  tak nie bałem o bliską mi osobę...
****
                                                              Perspektywa Cassie 
Mam piękny sen. Jest tam dziadek, Jared i wszystko jest takie kolorowe. Ludzie są szczęśliwi i nie znają trosk... Widzę jak podchodzi do mnie wielki kocur i mną delikatnie potrząsa. Robi się bardzo natarczywy, ale nie obchodzi mnie to. Jestem w pełni szczęścia z dwoma najważniejszymi osobami w moim życiu. Nagle owa kreaturą pochyla się nade mną i szepce mi coś do ucha. 
Cassie obudź się! Proszę cię nie rób mi tego! Kurwa obudź się wreszcie!- głos ma odległy, tak jakby przemawiał do mnie z łodzi podwodnej. Odrazu rozbudzam się delikatnie uświadamiając sobie do kogo on należy. Próbuję się wydostać, iść za nim, przeprosić, ale słyszę jak kocur odchodzi i jedyne co mi pozostaje to odgłos jego kroków. 
Gwałtownie otwieram oczy i widzę tą samą polanę, na której zasnęłam zapłakana. Podnoszę się i szukam wzrokiem mojego wybawcy. Widzę jak ktoś zbiega ze zbocza i pozostaje po nim tylko kurz.
Jared! Proszę cię pomóż mi... Kocham cię i przepraszam...- w oczach pojawiają mi się łzy i powoli przysłaniają cały świat. Tak bardzo wszystko zepsułam. Kolejny raz zawiodłam. Przepraszam, że żyję!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i jest wyczekiwany 10 rozdział ;) jak Wam się podoba? 
Przepraszam za takie opuźnienia, ale szkoła i nauka mi nie pomagają w pisaniu :(
Za tydzień będzie kolejny i mam dla was dwie wiadomości.
Niedługo kończę to opowiadanie, ALE zaczynam nowe też o tematyce związanej z Thirty Seconds To Mars :) 
Czekam na opinie i komentarze :) 
*MarsHugs* 

* wiersz pod tytułem Funeral Blues- Audena 

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 9- "I wish, I wish you were here..."

Muzyka-
Kings of Leon- Beautiful War
Pink Floyd- Wish You Were Here

                                                           Perspektywa Jareda
Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Leżę jeszcze w pościeli i zastanawiam się czemu miejsce obok mnie jest puste. Jeszcze wczoraj wieczorem była tutaj Cassie. Rozmawialiśmy  pół nocy o wszystkim i o niczym. Pamiętam, że zasypiałem szczęśliwy jak dziecko, że to właśnie mi trafiła się taka dziewczyna. Kochająca, choć z problemami, których mam nadzieję pomogę jej się pozbyć. Przeciągam się powoli i ziewam dość głośno. Nagle pod moją dłonią wyczuwam mały kawałek papieru. Zdziwiony otwieram oczy i podnoszę kartkę tak aby zobaczyć co na niej jest. 
"Kochanie,
Wyjechałam na parę dni wszystko sobie przemyśleć. Pierwszy raz od wielu lat czuję się taka szczęśliwa. Jesteś moim ideałem. Trudno mi jest powiedzeć to tobie w twarz, bo sama nie mogę uwierzyć, że się tobie podobam. Och, chyba to zbyt śmiałe stwierdzenie. Jeśli nie to ja się nie obrażę, nie martw się. Wiedz, że cię kocham i chcę każdy dzień spędzać z tobą.
Będę niedługo, nie dzwoń, nie wzięłam telefonu. Jakby miało się przedłużyć napiszę list.
Kocham cię,
Cassie"
Dlaczego ona mi to robi? Szybko zrzucam z siebie kołdrę i idę do łazienki. Przeżywam twarz z nadzieją, że to tylko sen i za chwilę obudzę się w objęciach mojej ukochanej. Robię to po raz drugi, trzeci i wciąż nie działa. Patrzę w swoje odbicie w lustrze i załamuję się jeszcze bardziej. Wyglądam jak tysiąc nieszczęść zebranych w jedno wielkie. Podkrążone oczy i napuchnięte policzki po śnie dopełniają wizerunku zera. Czuję się jakbym był nikim. Znowu mnie zostawiono samego. Najpierw brat, matka, a potem inne dziewczyny mówiące, że wychodzą tylko do sklepu, że wrócą za godzinkę lub dwie. Nigdy nie wróciły. Może dlatego tak bardzo emocjonalnie zareagowałem na chwilowe opuszczenie mnie przez Cass.
Co takiego siedzi w jej głowie? Chciałbym móc odczytać wszystkie jej myśli i pomóc zmienić jej sposób postrzegania świata. Gdybym tylko mógł pokozać jej jak bardzo jest piękna, jakim ideałem jest dla mnie. Niestety nie potrafię. Możliwe, że jestem złym chłopakiem, nie umiem jej tego uświadomić. Kolejna rzecz, która mnie załamuje. Postanawiam wyjść z tej przeklętej łazienki, która od pewnego wydarzenia kojarzy mi się tylko z krwią, strachem i bólem. 
Kieruję się do kuchni, może w lodówce został jeszcze jakiś alkochol po urodzinach Cassie. Na szczęście Shannon nie był mendą jak zawsze i zostawił dwie butelki wódki. W takich momentach kocham tego człowieka sto razy bardziej. Idę z moimi zdobyczami do salonu i włączam jakąś płytę. Akurat trafiła mi się "Wish you were here" Floyd'ów. Idealny tytuł, idealna muzyka dziękuję tobie odtwarzaczu. Powoli pokój zapełnia się delikatnym brzmieniem gitary a ja odpływam z butelką w ręku. 
                                                                     ****
Kolejny raz zostawiony sam na sam ze swoimi myślami. Nienawidzę tego, zabija mnie to. Mój własny umysł chce zniszczyć resztę. Łzy spływają mi po policzkach. Przynajmniej teraz mogę płakać. Przy niej nie byłbym w stanie okazać takiej słabości. Ja mam być tym silnym, który ją ochroni przed wszelkim złem tego świata.
Może ją zbytnio przestraszyłem tym wszystkim? Niektóre rzeczy stały się zdecydowanie za szybko, a ja nie potrafię na to nic poradzić. Jako facet też mam swoje potrzeby, choć i tak się przy niej hamuje, aby nie skrzywdzić jej uczuć. Jest tak delikatna, że boję się cokolwiek zrobić aby się nie bała. Nie chcę żeby żyła w ciągłym strachu, że ją opuszczę, zostawię. 
Muszę się jakoś ogarnąć i pokazać jej, że może mnie zostawić samego. Kurde... Jestem jak pięciolatek; jak tylko zostanę sam robię sobie krzywdę. Nie żebym się znowu chciał okaleczać, ale ciężko mi z tym wszystkim. 
Wódka powoli się kończy, a ja wciąż ma ochotę na ten trunek. Postanawiam wstać i poszukać czegoś co pozwoli mi zasnąć i obudzić się jak już ona wróci. 
                                                                         ****
Resztkami sił ogarniam bałagan powstały przez moje alkocholowe ekscesy. Ledwo co trafiam do kosza na śmieci, ale muszę tu posprzątać, bo Cassie mogłaby zmienić o mnie zdanie. Zaschnięte łzy na mojej twarzy powodują, że przypominam sobie o wszystkim co sprawiło, że się pojawiły. Oczy zaczynają mnie piec i czuję jak pod powiekami powstają kolejne krople. Weź się w garść chłopie! Masz wspaniałą dziewczynę! Tak, ale właśnie ta cudowna dziewczyna mnie zostawiła. Może nie dosłownie opuściła, że już nie wróci... Wyjechała i nawet nie mam pojęcia gdzie pojechała... Co ze mnie za chłopak, który nawet nie wie gdzie jest jego ukochana.
Udało mi się wreszcie posprzątać to co pozostało po mojej rozpaczy. Uspokojony kładę się do łóżka, w którym jeszcze wczoraj rozmawiałem z moją słodką Cassie. Między nami do niczego jeszcze nie doszło. Myślę, że Cass nie jest gotowa na to wszystko. Mimo tego, że w pełni ją akceptuję i powtarzam jej codziennie jaka to jest piękna, dziewczyna nadal myśli, że jest obrzydliwa. 
Przykładam głowę do poduszki i czuję jak wszystkie myśli ulatują wraz z momentem jak zamykam powieki. W głowie kołata mi się pewien tekst...
"No working sign, no alibi
We're fading faster than the speed of light..."
                                                                             ****
                                                               Perspektywa Cassie
Znowu zjebałam. Potrzebuję trochę wytchnienia, zapomnienia. Pierwszy raz w życiu moje marzenia zaczęły się spełniać. Mam wspaniałego chłopaka, którego od tak zostawiłam samego przez jakąś moją fanaberię. Nie wzięłam telefonu, nawet nie mam jak mu powiedzieć gdzie jestem, i że go kocham ponad wszystko co mi znane. 
Siedzę na tej samej ławce co pare tygodni temu. Ten oto element infrastruktury miasta zmienił moje życie, pozwolił podjąć ważne decyzje i to dzięki niemu poznałam tego wspaniałego człowieka. Wypalam już kolejnego papierosa, a dym unosi się z wiatrem i leci w świat. Malowniczo to wygląda; samotna dziewczyna w środku nocy siedzi na ławce i wypala jedną fajkę za drugą. Łzy już dawno wyschły więc musimy odjąć od tego nerwowe, efektowne szlochanie. 
Jedyna elektroniczna rzecz, którą ze sobą wzięłam to odtwarzacz mp3 kupiony za pieniądze z mojej skromnej pensji. W takich momentach jak te nie potrafię słuchać tego popowego gówna lecącego w każdej przypadkowej rozgłośni radiowej. W mojej składance w sam raz na dola są utwory Led Zeppelin, Pink Floyd oraz mojego króla Jimiego Hendrixa. Uwielbiam sposób, w który niemal czarował swoją gitarę tak, aby zagrać jak najlepiej. 
W liście do Jareda napisałam, że nie wiem kiedy wrócę. Prawda jest taka, że dobrze wiem co, gdzie, jak i o której. Transport mam załatwiony na pojutrze. Chciałam dać sobie czas  na przemyślenie tego, czy w ogóle zasługuję na takiego mężczyznę jak on. To co ta osoba zrobiła z moim mózgiem przechodzi ludzkie pojęcie. Myślę o nim cały czas, ale także mam pewność, że on robi to samo. Wspaniałe jest być zakochaną z wzajemnością... 
Ostatnie moje wspomnienie z Jay'em w roli głównej to wtedy jak leżeliśmy razem w jego łóżku i rozmawialiśmy pół nocy. Zasnął przede mną, co było dla mnie idealne, bo mogłam napisać list i spakować najpotrzebniejsze rzeczy do mojego słynnego plecaczka. On też mi pomógł w nawiązaniu znajomości z Jaredem.
Teraz mi się wydaje, że tamtego dnia wszystko mi sprzyjało, tak jakby ktoś tam na górze zlitował się nad moimi marnymi losami. Kolejny papieros tkwi w moje dłoni ale ja już nie mam siły by go zapalić. 
Nagle do głowy wpada mi dość szalony i mało przemyślany pomysł. Może by tak wrócić już dzisiaj do niego? To co miałam zrobić to zrobiłam, a nie potrafię aż tak bardzo siebie krzywdzić. Chcę go zobaczyć, przytulić i wytłumczyć swoje idiotyczne zachowanie. 
Niestety moja najlepsza przyjaciółka, panna Depresja nie ma ochoty się mnie pozbyć i trzyma się mnie coraz mocniej i mocniej. Podpowiada mi miliony rzeczy, o których nawet nie chcę słyszeć. A co jeśli ma inną? Może jesteś tylko przykrywką? Znając twoje szczęście chce cię tylko wykorzystać i porzucić. Powtarzam sobie, żebym jej nie słuchała i zostawiła to wszystko w cholerę. 
Jeśli chcę coś zdobyć muszę postawić moje życie na jedną kartę. I nią jest związek z Jaredem. On jest w stanie mnie uratować, pokazać co to znaczy być kochanym.
Nie mogę go zawieść, nie tym razem. Nic sobie nie zrobię, wrócę grzecznie do domu i przytulę go z całych sił. 
                                                                            ****
Za parę godziń wylatuję do Los Angeles, miasta, które zmieniło moje życie i sposób w jaki na nie patrzę. Mówią, że jest to miejsce zagubionych aniołów szukających szczęścia w wielkim świecie. Sama siebie jako takiego postrzegam. Tylko, że moje skrzydła zostały urwane już dawno temu i wiele razy  wgniecione w ziemię przez społeczeństwo. 
Stoję przed sklepem muzycznym z ostatnimi "luźnymi" pienędzmi w ręce i zamiarem zakupów. Pewnego razu usłyszałam jak mój ukochany śpiewa pod prysznicem. Jego głos brzmiał jak złota nić oplatająca moje uszy i łagodząca każdego rodzaju ból. Był delikatny a zarazem zdecydowany. Leto wspominał mi kiedyś, że grał na gitarze, ale nie stać go na instrument, bo wszelkie oszczędności wydaje na aparat i sprzęt fotograficzny.
Dzisiaj to ja chcę spełnić jego marzenie.
                                                                         ****
Siedzę w samolocie pełna lęku i niepokoju co zastanę w naszym mieszkaniu. Mam cicha nadzieje, że będzie tam tylko Jared paradujący nago po salonie, za co zawsze go karciłam. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale zbytnio mnie kusił. Nie mogę się mu ponownie pokazać z moim tłuszczem. Przez jego kuchnie dużo przytyłam i ważę teraz pięćdziesąt trzy kilo co jest ogromną liczbą. 
Przede mną wiele godzin lotu, na szczęście w moim ukochanym zeszycie mam skrawki z jakimiś wierszami, które kiedyś przypadły mi do gustu. Wyciągam pierwszy lepszy z nich i zaczynam lekturę:

"Sylvia Plath- Wisielec
Za korzonki mych włosów jakiś bóg schwytał mnie.
Skwierczałem pod jego napięciem jak prorok na pustyni.

Noce migały jak powieka jaszczurki;
Świat pustych bezbarwnych dni w oczodole bez cienia.

Sępia nuda przybiła mnie do tego drzewa.
Gdyby on był mną, uczyniłby to samo co ja."

Stopniowo zasypiam i zapominam o wszystkim co się dzieje. W snach mam tylko jego i siebie. Nikogo więcej...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i mamy kolejny rozdział :) 
Szczerze mówiąc to nie jestem z niego zbytnio zadowolona :/ musialam go dodać, bo kolejne nie miałyby sensu ale jakiś taki miałki wyszedł... Sami oceńcie.
Czekam na opinie i komentarze

*MarsHugs*