środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 18- Demolition Lovers.


Taki krótki wstęp ode mnie :)
 Rozdział pisany pod wpływem gorączki i dość dużych emocji, więc może być lekko inny od pozostałych. Mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam do wszelkich opinii i komentarzy ( tych pozytywnych, jak i negatywnych), każdy jest mile widziany.
P.S Dziękuję Wikusi mojej kochanej, dzięki której w ogóle powstał ten rozdział :)  

****


Uwinęła się z tą robotą wcześniej niż sobie założyła. Właśnie kończyła wypełniać ostatnie rubryki i postanowiła odnieść to do Emmy w obecnym stanie. Powieki kleiły się jedna do drugiej ze zmęczenia i nie potrafiła powstrzymać ciągłego ziewania. Była wyczerpana ciągłym czytaniem i studiowaniem papierów.
Przeciągnęła się i podnosząc się ociężale z krzesła przypomniała sobie o wizycie u Shannona. Przez ten ogrom pracy kompletnie zapomniała o tym co ją dzisiaj czeka. Starszy brat Jay’a lekko ją przerażał. Nie mówił zbyt wiele, zawsze milczał. Jak już coś powiedział, wypowiadał to tonem pełnym tajemniczości. Bała się go skrycie i nie miała pojęcia co przyniesie ich dzisiejsza rozmowa. Spodziewała się najgorszego i wolała się na to nastawiać. Nie lubiła się na kimś zawodzić, więc i tym razem nie chciała doświadczyć tego potwornego uczucia.
Swoje kroki skierowała do garderoby perkusisty. Emma nie powiedziała jej zbyt wiele o tym czego powinna się spodziewać po tej wizycie. Sama nie miała pojęcia o co chodzi mężczyźnie, ale radziła jej nie przejmować się za bardzo tym co jej powie. Chciała ją wesprzeć, widać to było w każdym pokrzepiającym uśmiechu wysyłanym w stronę dziewczyny. Przynajmniej ona nie okazywała jej żadnych negatywnych odczuć. Co do Jareda to nie była pewna, że szczerość jego intencji jest taka, jaka być powinna, ale powiedziała samej sobie „Czemu nie? Warto spróbować…”. Serce kazało jej dać mu szanse i pozwolić, by się do niego wkradł, ale rozum podpowiadał, że niedługo nastąpi koniec wszystkiego co dobre i przyjemne. Właśnie tego bała się najbardziej…
Zapukała cicho do drzwi, ale nie otrzymała żadnego potwierdzenia, że może wejść do środka. Ponowiła tą czynność i już po chwili stała twarzą w twarz z Shannonem. Przełknęła szybko ślinę i spojrzała mu w te tajemnicze, czekoladowe oczy. Przez chwile miała wrażenie jakby znowu znalazła się w swoim śnie.
Pamiętała więzienie i to jak patrzył na nią z taką namiętnością w oczach, że na samą myśl o tym miękły jej kolana. Przeklinała swój mózg, że akurat w takim momencie musiała sobie przypomnieć ten jakże piękny sen. Każdy jego dotyk, pocałunek, który utknął w jej wyobraźni doprowadzał ją do białej gorączki w tamtej chwili.
Gestem dłoni zaprosił ją do pomieszczenia i zamknął za nią drzwi, które cicho trzasnęły. Usiadła na wygodnej, skórzanej kanapie w czarnym kolorze i oczekiwała najgorszego. Nawet nie wiedziała dlaczego tak bardzo obawiała się tego spotkania, przecież Shann nie mógł jej zbyt wiele zrobić. Pewnie to świadomość o tym, że był dość znaczącym elementem jej trzyletniego snu przerażała ją najbardziej. Gdyby nie to, to z pewnością nie stresowałaby się jego obecnością tak bardzo jak teraz. Patrzyła jak spokojnie siada w fotelu naprzeciwko niej i zakłada nogę na nogę. Widać było po nim, że jest stoicko spokojny i nie przejmuje się tą rozmową za bardzo.
Patrzył na nią z lekkim rozbawieniem w oczach. Na kilometr było czuć zdenerwowanie dziewczyny, że tylko jego ślepy brat tego nie zauważał. Właśnie, znając jego właśnie obraca kolejną napaloną fankę, kiedy to jego rzekoma ukochana siedzi nieświadoma na jego kanapie. W gruncie rzeczy było mu jej straszliwie szkoda, marnowała się przy nie tym co powinna. Przez jego głowę przeleciała mu szybka i dość głupia myśl; a gdybym to zabrał ją braciszkowi, może by wreszcie zauważył co traci przez swoje bezmyślne zachowanie.
Uśmiechnął się, bo wiedział jak bardzo niemożliwe jest to, co właśnie przed chwilą wymyślił. Mimo wszystko postanowił zaryzykować.
-Napijesz się czegoś?- zapytał z udawanym luzem w głosie. Nie mogła domyśleć się co chodziło mu po głowie od kiedy zaproponował jej to spotkanie.
- Chętnie.- odpowiedziała mu uśmiechając się słabo.
-Wody, piwa czy coś mocniejszego?
- Jak masz whisky, to poproszę.
- Widzę, że nie jesteś z tych dam, co preferują delikatne i kobiece drinki?- zapytał z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.- Podoba mi się to…- dodał już o wiele ciszej, tak, żeby dziewczyna nie mogła tego usłyszeć. Podał jej szklankę z trunkiem i sobie nalał tego samego. Wykrzywił usta w czymś, co miało przypominać szczery uśmiech, ale jak zwykle mu nie wyszło. Zaklął w myślach i spojrzał na zestresowaną Cassie.
Jej biust podnosił i opadał w miarę tego jak oddychała. Włosy układały się delikatnie na ramionach i spływały z tyłu, na plecy. Nie wyglądała na starszą niż dwadzieścia pięć lat. Kolejna młoda i naiwna…
Wziął łyk złocistego płynu i automatycznie przypomniał sobie kiedy po raz ostatni miał go w ustach. Wszystkie wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą, przez co zakrztusił się i gdyby nie pomoc dziewczyny, leżałby martwy na tym czarnym, miękkim dywanie.
****
Dwadzieścia pięć lat wcześniej
-Jesteś pewna, że tego chcesz?- zapytał dziewczynę o wdzięcznym imieniu Cassandra. W odpowiedzi uśmiechnęła się do niego blado i pokiwała twierdząco głową.
Zestresowany chłopak zrobił to co powinien i po chwili oboje oddali się miłosnemu uniesieniu…
****
Leżał na łóżku z jedną ręką pod swoją głową, a drugą obejmował dziewczynę w pasie. W popielniczce na stole dogasał papieros, który został wypalony tuż po tej jakże przyjemnej czynności. Uśmiechał się pod nosem zadowolony z tego, co się przed chwilą stało. Wreszcie poczuł się jak mężczyzna. Jak od niej wróci to pochwali się braciszkowi, który mimo faktu, że był o rok młodszy, te sprawy miał już za sobą.
Spojrzał na śpiącą towarzyszkę i w jednej chwili powróciły wszelkie obawy. Nie miał pojęcia czy chce z nią być, czy może woli, żeby sprawy zostały tak jak jest teraz. Niestety, po tym co się przed chwilą wydarzyło ona z pewnością zażąda od niego miliona deklaracji, słów, których ona bał się wypowiedzieć nawet w myślach.
Przerażony tymi myślami wstał w pośpiechu z łóżka i narzucił na siebie wcześniej zdjęte ubranie. Na skrawku papieru naskrobał parę słów, jak bardzo mu się podobało oraz, że mu przykro, ale musi już iść. Poprosił jeszcze, aby nie dzwoniła do niego. Zakończył jednym, krótkim słowem; przepraszam.
Opuścił mieszkanie, w którym się znajdowali i udał się do najbliższego baru. Był tam po raz pierwszy, więc obawiał się, że nie będą chcieli go wpuścić do budynku. Na szczęście udało mu się to bez żadnych większych problemów. Okazał tylko dokument stwierdzający, że jest już pełnoletni i wszedł do środka.
Podszedł do baru i nie wiedząc co zamówić, zasugerował się wszystkimi zagubionymi mężczyznami z filmów, które tak lubił oglądać.
 -Poproszę whisky.- powiedział niepewnym głosem do ponurego barmana, rodem z najstraszniejszych horrorów.
- Pierwszy raz w takim miejscu, co nie?- zapytał go głosem zupełnie nie podobnym do jego wyglądu. Brzmiał… Przyjemnie.
- Aż tak to widać?- odpowiedział zrezygnowanym głosem.
- Poznałem tylko dlatego, że masz wzrok wystraszonej surykatki.- zaśmiał się i podał Shannonowi to, o co poprosił.- Problemy z dziewczyną?
- Żeby tylko…
- Jakaś grubsza sprawa widzę.
- W filmach zawsze barmani dają najlepsze rady, więc przyszedłem tutaj.
- Co ja mogę powiedzieć… Jeśli oddała się tobie bezpowrotnie i jak jesteś przy niej to czujesz się jakbyś mógł przenosić góry na własnych plecach, to biegnij do niej. Więcej taka szansa się nie powtórzy… Jak jeszcze jesteście już po „tym”, to tym bardziej. Nie zmarnuj tego chłopaku, bo dziewczyna jak zając; szybko ucieknie jak zobaczy twoje wątpliwości.- po wypowiedzeniu tych słów wrócił do polerowania reszty szklanek.
Shannon spojrzał na niego z niedowierzeniem. Wszystko się zgadzało… Jednym haustem wypił zawartość swojej szklanki i zostawił większą część swojej gotówki na blacie. Wybiegł z baru i skierował się do domu dziewczyny.
W tamtym momencie wiedział, że to co robi jest właściwe.
****
Wszedł do mieszkania i zastał wszystko w takim samym stanie, jak wtedy kiedy je opuszczał. Uśmiechnął się mając nadzieję, że Cass nadal śpi i zrobi jej niespodziankę swoją deklaracją. Otworzył drzwi do sypialni i ujrzał puste łóżko. Zaskoczony zrobił dwa kroki do przodu i przerażony odkrył, że nie ma listu, który jej zostawił.
Przeklinał w myślach swoją głupotę. Podszedł do stolika, na którym wciąż dogasał ten sam papieros i zauważył jakąś inną kartkę papieru. Ciekawość przezwyciężyła wszystko inne i już po chwili zagłębił się w lekturze tego, co zostało tam napisane.
„Do tego, kto znajdzie to jako pierwszy…
Kochałam go. Całą sobą. Niestety, zostawił mnie jak pierwszą lepszą dziwkę. Nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie. Wzięłam tabletki, za jakąś godzinę powinny zadziałać i na zawsze zniknę z tego świata. Zadowolony jesteś? Pewnie tak, byłam tylko przypadkową przeszkodą na twojej drodze.
Wiedz, że byłeś moim pierwszym, a zarazem ostatnim. Kochałam cię Shannonie Leto. Szkoda, że ty tego nie czułeś…
Cassandra”
Łzy ściekały mu po policzkach. Nie miał nawet siły aby ustać na nogach, więc upadł na podłogę przewracając przy tym stół. Jak on mógł jej to zrobić? Miała tylko siedemnaście lat, była jeszcze dzieckiem...
Wpadł w szał, zaczął niszczyć wszystko co stanęło na jego drodze. Tamtego dnia przysiągł, że nigdy więcej nie pokocha nikogo, tak jak jej. W ogóle nikogo nie pokocha.
****
- Shannon? Wszystko w porządku- z zamyślenia wyrwał go głos Cassie. – Mam kogoś wezwać?
- Nie…- odpowiedział dużo ciszej niż planował.- Nie, jest ok. Wiesz co? Może przełożymy tą rozmowę na później? Czuję się zmęczony.
- Okej… Jakby co, jestem w grupowej garderobie.- powiedziała i wyszła z pomieszczenia.
Nie miała pojęcia co spowodowało tak dziwne zachowanie perkusisty. Nie przejmowała się tym zbytnio, bo mimo wszystko nie darzyła go zbyt wielką sympatią.
Zamiast do garderoby skierowała się do bocznego wyjścia z chęcią zapalenia. Zabawne, jak tak prozaiczny nałóg potrafi kompletnie zawładnąć duszą i umysłem człowieka. Jak już znalazła się na dworze, otoczona przez ciemność to wyciągnęła z kieszeni paczkę ulubionych papierosów.
-Cholera, jak zawsze zapomniałam o zapalniczce.- powiedziała sama do siebie i już miała wracać do swojej torebki po przedmiot, który potrzebowała.
Nagle, tuż przed jej twarzą wyrosła męska dłoń trzymająca ową rzecz. Zdziwiona, lekko przestraszona przyjęła go i po chwili z jej ust wydobywał się ten zbawienny, smolisty dym.
- Dziękuję za zapalniczkę.- rzuciła w ciemność, ponieważ nie potrafiła zlokalizować pomocnego człowieka.
- Zawsze do usług.- odpowiedział jej przyjemny, męski głos. Uśmiechnęła się na samą myśl, że jego właściciel może wyglądać tak samo dobrze, jak brzmi jego głos. Po chwili skarciła samą siebie w myślach, bo przypomniała sobie o Jaredzie.- Mogę się do ciebie przyłączyć?-zapytał ją mężczyzna.
- Oczywiście, Cassie jestem.- wyciągnęła do niego dłoń w geście przywitania. Już za chwilę stał obok niej w całej swojej okazałości. Na czoło opadały mu lekko dłuższe, czarne włosy, a ciemne oczy błyszczały uwodzicielsko.
- Gerard. Miło mi ciebie poznać, członkini Mars Crew jak mniemam?- zapytał ją uśmiechając się szeroko. Odsłonił przy tym dwa rzędy  śnieżnobiałych zębów, czym dodał sobie jeszcze więcej w jej oczach.
- Tak, jestem tutaj nowa. Dzisiaj zaczęłam pracę. A co Ciebie tu sprowadza?
- Powiedzmy, że jestem umówiony z twoim szefem.- po raz kolejny zabił ją swoim uśmiechem i zaciągnął się własnym papierosem. Według niej wyglądał w tamtym momencie jak grecki Bóg po przejściach z lekko zmęczonym spojrzeniem. Mimo faktu, że wyglądał na nieźle zmordowanego życiem, co nie wpłynęło znacząco na jego urodę, mogła zauważyć, że był dużo młodszy od jej Leto. Na spokojnie określiłaby go jako dwudziestolatka, ale znając magię operacji plastycznych, mogła się bardzo pomylić.
Nie mówili nic więcej, tylko cieszyli się chwilą spokoju, która za chwile miała zostać przerwana przez upierdliwego „szefa” dziewczyny. Obydwoje powoli dopalali swoje papierosy obserwując dym, który ulatniał się z nich w zwolnionym tempie.
Gerard chciał przerwać tą wcale nie niezręczną ciszę. Cassie zafascynowała go swoją otwartością i miał ochotę poznać ją jeszcze bardziej. Nabrał powietrza w zniszczone nałogiem płuca i już miał coś powiedzieć, ale przerwał mu huk otwieranych drzwi.
****
Denerwował się bardziej niż powinien. Przecież to była tylko zwykła, formalna rozmowa pomiędzy pracodawcą a pracownikiem. I to jeszcze nie on miał brać w niej udział. Bał się, że Shannon powie Cassie prawdę o nim, o jego nawykach podczas trasy. Nie chciał pamiętać o swojej przeszłości, nie chciał wspominać na nowo tego okresu kiedy co noc miał inną kobietę w łóżku. Ten związek z Cass miał zakończyć na dobre jego stary tryb życia. Niestety, brat mógł wszystko zepsuć i doprowadzić o rozpadu, czegoś co mogło go uratować. Po dzisiejszej kłótni wolał spodziewać się wszystkiego co najgorsze.
Miał w planie pójść do nich i wpaść do pokoju w najmniej oczekiwanym momencie pod jakimś durnym pretekstem. Zatrzymywały go tylko resztki godności i instynktu samozachowawczego, nic więcej.
Sięgnął po telefon i zadzwonił do przyjaciela, który akurat przebywał w mieście. Miał dla niego propozycje, która mogłaby naprawić to, co zepsuje Shannon. Powiedział mu, że za chwile powinien się pojawić za halą, obok bocznego wyjścia z obiektu. Dlatego też Jared musiał się w miarę szybko wyszykować.
****
- Hej Gerard!- krzyknął i przytulił artystę. Dawno się nie widzieli, więc taki akt czułości nie był niczym dziwnym.- Postarzałeś się, czy ja tam widzę siwe włosy?- zażartował i przypatrzył się swojemu przyjacielowi. Obok niego zobaczył jakąś postać w cieniu, która próbowała unikać jego spojrzenia.- Cassie? A co ty tutaj robisz…?
- Przyszłam zapalić po rozmowie z twoim bratem.- odpowiedziała krótko i zniknęła w budynku. Nie wiedzieć czemu zbierało jej się na płacz. Przecież nic złego się nie stało, ale widok Jareda rozbroił ją kompletnie. Przed chwilą była jeszcze gotowa go zdradzić, ale tylko jak na niego spojrzała poczuła ogromne wyrzuty sumienia. Był tutaj dla niej, załatwił jej pracę i obronił przed wszystkimi. Miała dość tego, że każdy martwił się o nią i wszystko za nią robił.

Wybiegła z hali nie zostawiając żadnego listu. Chciała zwyczajnie od nich uciec. 

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 17- Krótkie momenty skupienia.

Wyszedł z bratem na korytarz cały w nerwach. Nie wiedział co ma mu powiedzieć. Ma skłamać, że ona dla niego nic, a nic nie znaczy? A może powiedzieć, że ją kocha, co też nie było do końca prawdą. Bił się ze swoimi myślami, dopóki nie weszli do osobnej garderoby Shannona. Teraz zacznie się rzeź- pomyślał i usiadł na kanapie naprzeciwko brata. Patrzył jak zbiera on myśli, miał wtedy ten charakterystyczny wyraz twarzy, który zawsze doprowadzał Jay’a do śmiechu. Jednak tym razem się nie śmiał. Wiedział, że jak się chociaż uśmiechnie, zepsuje swój misterny plan. Miał zamiar mu powiedzieć co czuje do tej dziewczyny i, że zabiera ją w trasę mimo wszystko co zostanie powiedziane w tym pokoju. Podjął już decyzję i nie zamierzał jej zmieniać.
- Możesz mi łaskawie wytłumaczyć co ty sobie wyobrażasz smarkaczu?- Shannon zaatakował go od razu.
- Grzeczniej trochę… O co ci chodzi? Jestem tutaj z wami na czas? Jestem. Po co się czepiasz?- Jay przejął od brata ten negatywny nastrój. Nie podobała mu się ta sytuacja, chciał to załatwić najszybciej jak to możliwe i wrócić do Cassie, która była z pewnością zasypywana pytaniami przez Emmę i Tomo. Martwił się, że dziewczyna zrazi się do niego przez to co nagadają jej jego przyjaciele…
- Znikasz na dwie noce pod rząd. To jeszcze jestem w stanie zrozumieć, młody jesteś to się wyszalej, ale teraz wyskakujesz mi tu z jakąś przypadkowo poznaną laską i ona ma zostać twoją asystentką. Aż taka dobra była w łóżku, że będziesz ją ze sobą woził po całym świecie?- nie potrafił opanować swojego ciętego języka. Denerwowała go sytuacja z bratem, że znika na całe noce nie mówiąc ani słowa, ale z tą akcją już przesadził. Przecież doskonale znał jego zdanie na temat kobiet podczas trasy; rozpraszały ich, a powinni być skupieni na swojej pracy, a nie na upojnych nocach spędzonych w hotelu. Oczywiście, przygodne panienki mu nie przeszkadzały, ale nie w godzinach pracy.
- Już postanowiłem, że ją zabieram, a ty nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie. To, że ty nie potrafisz nikogo pokochać, nie znaczy, że ja też mam serce z kamienia!- wykrzyczał bratu prosto w twarz licząc na cios z jego strony. Niestety, Shannon nic nie zrobił. Stał cicho wpatrzony w twarz Jareda. W jego oczach mógł dostrzec żal i zdziwienie, tym co powiedział. W jednej sekundzie zaczął żałować, że aż tak go poniosło… Co ta dziewczyna z tobą robi Jay? Zapytał sam siebie, ale nie potrafił odpowiedzieć nawet sobie. Coś niedobrego działo się w jego głowie. – Ja… Shann, stary przepraszam. Nie chciałem…- tłumaczył się nieudolnie starszemu bratu, który wciąż patrzył na niego tym samym wzrokiem. Po chwili, do jego pustego spojrzenia wkradło się rozczarowanie jego słowami. Czuł się z tym strasznie.
- Gdybyś tego nie chciał, to byś nie powiedział… Chodźmy do nich, zaczną coś podejrzewać.- Shannon skierował się do niego, tak jakby był zupełnie obcym człowiekiem. Jared zauważył w jego oczach łzy, co jeszcze bardziej go dołowało. Jak mógł powiedzieć mu coś tak okrutnego. Shann tak łatwo mu nie wybaczy, o ile w ogóle będą ze sobą rozmawiać tak, jak dawniej.
****
Cassie została sama, rzucona na pastwę losu i towarzyszących jej osób. Z lekkim niepokojem wypisanym na twarzy usiadła obok Emmy, która była jej deską ratunkową, gdyby Tomo postanowił ją jakoś zniszczyć.
- No to Cass, opowiesz nam coś o sobie? Musisz mieć w sobie coś wyjątkowego, skoro nasza diva uznała, że jesteś wystarczająco dobra.- zagaił Tomo i uśmiechnął się do niej. Nie potrafiła określić, czy z miejsca darzył ją jakimkolwiek uczuciem. Jego twarz miała dość przyjazny wyraz, ale z różnych wypowiedzi na forach wyczytała, że jeśli Chorwat się zdenerwuje, to nie ma zmiłuj.  Zrobiła dobrą minę do złej gry i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Postanowiła grać miłą osobę.
- Wiecie, staram się dostać na kurs reżyserski, ale do tego potrzeba jakiegokolwiek doświadczenia w branży. Z pomocą przyszedł mi Jared i powiedział, że mogę mu pomóc przy waszym nowym teledysku. Szczegółów jeszcze nie znam, ale się zgodziłam, bo w mojej sytuacji każda rzecz się przyda.- zakończyła jakże piękne kłamstwo. Tak samo jak oni, przed chwilą dowiedziała się, że wyjeżdża z nimi w trasę. Nie, że jej to przeszkadzało, cieszyła się i to bardzo. Ale wiedziała jakie reakcje wzbudzi jej osoba wśród reszty zespołu i MarsCrew…
- To świetnie! Wreszcie jakaś dziewczyna się do nas przyłączy, mówię ci, jak masz z tą trójką wytrzymać dwadzieścia cztery godziny na dobę to możesz bardzo szybko oszaleć.- Emma roześmiała się i szturchnęła lekko dziewczynę. Wydawała się być taka prawdziwa i przyjaźnie nastawiona, że Cassie od razu podłapała jej rozbawiony nastrój. Blondynka chyba była jej jedynym sprzymierzeńcem, nie wliczając w to Jay’a.
- Emma! Bo ją przestraszysz i nie będę miał kogo uczyć moich nowych przepisów…- obruszył się Tomo, ale po chwili śmiał się z nimi w głos. Czyli największą przeszkodą oraz wrogiem był Shannon. Na jej nieszczęście właśnie otworzyły się drzwi garderoby, a w nich pojawił się obiekt jej rozmyślań; starszy brat jej… Pracodawcy. Przy tej wersji powinna na razie zostać, dopóki nie jest z nim sam na sam.
- Zabieramy się do roboty, koncert sam się nie zrobi.- zakomenderował i po chwili już go nie było. Pewnie skierował się w stronę sceny, aby rozpocząć wszystkie przygotowania. Zebrani w pokoju spojrzeli po sobie i dołączyli do wyraźnie zdenerwowanego perkusisty. Emma niemalże w podskokach pobiegła za nim i zaczęła wypytywać o jego widzimisię.
Cassie została w pomieszczeniu sama z Jaredem. Miała tylko parę chwil na to, aby z nim porozmawiać.
- To jadę z wami w trasę, prawda?- zagaiła muzyka.
- Pomyślałem, że to będzie najlepszą opcją. Przepraszam, że tak się o tym dowiedziałaś, ale mam nadzieję, że choć trochę się cieszysz.- uśmiechnął się do niej, czym jak zwykle rozwalił ją na łopatki. Spojrzała w jego oczy o odcieniu błękitu i po raz kolejny w nich zatonęła. Nie wiedziała kiedy ich usta się połączyły, ale nie zależało jej na tym. Mogłaby trwać tak przez wieczność, ale wiedziała, że musi zadać to cholernie nurtujące pytanie. Oderwała się od niego i oparła głowę o jego bark. Czuła się taka szczęśliwa, jednak miała świadomość, że jedno słowo z jego ust i to wszystko się zmieni.
-Jared?- zapytała cicho.
- Co jest?
- Kim ja… Kim dla ciebie jestem?- odważyła się podnieść głowę i ponownie zajrzeć w zwierciadła jego duszy. Nie dostrzegła w nich nic niepokojącego, więc odetchnęła z ulgą i czekała na odpowiedź, która wszystko zmieni.
- Cassie… Zależy mi na tobie i to cholernie mocno. Nie mam pojęcia czy jest to miłość i czy nam to w ogóle wyjdzie, ale… Chcesz zostać moją dziewczyną?- wyrzucił z siebie bardzo szybko i oczekiwał jakiejkolwiek reakcji. Nie był stuprocentowo pewny tego co powiedział, ale warto zaryzykować, bo potem będzie tego żałował przez resztę swojego życia. Uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny i popatrzył na nią z niepokojem w oczach.
- No może…. Oczywiście, że zostanę Jay.- powiedziała i ucałowała go w policzek. Była bardziej szczęśliwa niż powinna, co nadawało jej jeszcze więcej energii.
- Zostaniesz tutaj chwilę? Emma do ciebie przyjdzie niedługo i podpiszecie te wszystkie papierki, ja nie mam do tego głowy. Lecę na próbę, trzymaj się mała.- rzucił szybko i wybiegł z pokoju.
Radość rozpierała go całego.  Czuł się jak zakochany nastolatek, wiedział, że może w tej chwili wszystko. Dzisiaj planował spędzić trochę czasu z dziewczyną, lepiej ją poznać. Miał przeczucie, że coś z tego będzie. Chyba po raz pierwszy od czasów Cameron. Uśmiechnął się pod nosem i wszedł na scenę. Przedstawienie czas zacząć…
****
- Dzięki wam wszystkim, byliście wspaniali. Kocham was Anglio!- wykrzyczał resztkami głosu i zbiegł ze sceny. Miał już na dzisiaj wolne. Za dwie godziny wyruszali do kolejnego kraju, kolejnego miasta zagrać koncert po raz kolejny w tej trasie, która zdawała się nie mieć końca. Oczywiście, nie planowali pobić swojego rekordu, ale z dwa lata im zejdzie. Wparował rozradowany do garderoby i szybko wskoczył pod prysznic. Chciał się odświeżyć, żeby nie witać dziewczyny w swoim ociekającym potem, „koncertowym” obliczu.
Strużki chłodnej wody spływały po jego ciele tworząc cieniutkie ścieżki. Zazwyczaj pomagało mu to zebrać myśli, ale te jak uparte nie potrafiły ułożyć się w odpowiednich dla nich przegródkach. Notorycznie powracały wspomnienia z rozmowy z bratem. Nie miał pojęcia dlaczego zachował się jak skończony idiota. Może to wina Cassie? Zapytał sam siebie. Boże, Jared uspokój się i przestań obwiniać tą dziewczynę. Nic ci nie zrobiła, tylko zakręciła w twoim pustym łbie. Pogódź się z tym.
Wyszedł spod prysznica i zawiązał ręcznik wokół swoich wąskich bioder. Wciąż był mokry, ale nie przeszkadzało mu to, aby opuścić swoją garderobę i przemknąć się do wspólnego pomieszczenia. Na szczęście, zastał tam tylko Cassie, która siedziała odwrócona do niego tyłem.  Uśmiechnął się i objął ją od tyłu. Wzdrygnęła się, po czym odwróciła twarz, na której zagościł prześliczny uśmiech.
- Już po? Boże… te papiery mnie wykończą, a wolę wszystko przeczytać, to moja pierwsza praca…- powiedziała dość zmęczonym głosem.
-Ej, kochanie, to ja tutaj skakałem i śpiewałem przez dwie godziny z rzędu.- zaśmiał się i pocałował ją w czoło. Kochała te jego drobne, czułe gesty.
- Oj panie Leto… Kusisz mnie, kusisz. Musiałeś przyjść tutaj prosto spod prysznica, prawda? Nie byłbyś sobą?- zapytała zawadiacko. Nie miała pojęcia skąd się u niej wzięły takie odzywki. Zazwyczaj była dość grzeczną osobą, spokojną i wstydliwą. Jak ten mężczyzna na nią działał…
- O proszę… Przejrzałaś mnie na wylot, nie ma co, poddaję się.
Nagle ich amory zostały przerwane przez szybkie otworzenie drzwi. Jared machinalnie odskoczył od dziewczyny i stanął z rękami podniesionymi przy głowie. Nie przemyślał tego za bardzo, bo w efekcie jego szybszych ruchów, ręcznik postanowił opaść na podłogę i zostawić mężczyznę takiego, jak go pan Bóg stworzył. Nie było to zbyt korzystne dla niego, ponieważ do pokoju wszedł nie kto inny, jak jego ukochany braciszek, który i tak nie miał dobrego zdania na temat dziewczyny. Jednak zdawał się kompletnie nie zwracać uwagi na Jareda. Nie zaszczycił go nawet jednym, pogardliwym spojrzeniem.  Zwrócił się tylko do dziewczyny.
- Cassie, wyjeżdżamy za dwie godziny, więc za godzinę powinnaś być spakowana i mniej więcej gotowa, dasz radę?- zapytał ją, a w jego głosie nie wyczuła specjalnej wrogości. Nie uśmiechał się, nie był zadowolony czy rozbawiony. Zachowywał pełny profesjonalizm. To jej pasowało.
- Pewnie, tylko skończę podpisywać umowy i zaniosę je do Emmy.. Pomóc tobie w czymś?-zapytała z czystej uprzejmości. Chciała go też lekko ułaskawić, widziała napięcie między nim a Jay’em. Było prawie namacalne.
- W sumie to… Tak… Jak już oddasz to wszystko Emmie to przyjdź do mojej garderoby.- uśmiechnął się podejrzanie i równie szybko jak się pojawił, wyszedł z pomieszczenia.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą i dopiero teraz zobaczyła co się dzieje tuż obok niej. Jay stał osłupiały, jednak to nie było najdziwniejsze. Był wciąż nagi i nie zapowiadało się, aby miał się za chwile ubrać. Był w istnym szoku, tego co się tutaj przed  chwilą wydarzyło. Miała teraz idealną okazję by przypatrzeć się swojemu chłopakowi.
To, że miał idealnie wyrzeźbione ciało już dawno zdążyła zauważyć. Kropelki wody uwydatniały to jeszcze bardziej niż powinny. Wyglądał jak grecki Bóg i nikt nie powinien być w stanie temu zaprzeczyć. Każdy mięsień, był idealnie wypracowany, tak że łączny efekt powalał na kolana. Sama świadomość, że widzi bożyszcza nastolatek zupełnie nagiego, kompletnie ją dziwiła. Zeszła wzrokiem niżej na brzuch. Mogłaby się rozpływać nad nim latami, ale coś ciągnęło ją, aby spojrzała w dół. A tam…
- Przepraszam! Czuję się molestowany, wychodzę!- zaśmiał się Jared i bez skrępowania podniósł ręcznik leżący na podłodze. Starał się nie pokazywać jak bardzo boi się rozmowy Cassie i jego brata. Wolał zająć głowę tym, że stał przed nią kompletnie nagi.

- Oj już się tak nie krępuj Leto.- krzyknęła za nim jak wychodził z pokoju i odprowadziła go wzrokiem. Teraz zostało jej dokończyć papiery i udać się do Shannona. Obawiała się tego straszliwie. W razie czego, zawsze może powiedzieć mu co o nim myśli. Z takim postanowieniem zabrała się do dalszej pracy…
****
Tyle ode mnie :) 
Zapraszam do wszelkich opinii i komentarzy, następny rozdział za tydzień.
Mogę wam w tajemnicy powiedzieć, że zbliżamy się do końca ff ;)
*MarsHugs*