poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 16- Mieć czy być?

Po obiecanych dziesięciu minutach pojawił się pod jej domem. W piżamie, z rozczochranymi włosami; zupełnie nie jak wielki pan Jared Leto. Teraz liczyła się tylko Cassie i to co do niej czuł. Nie wiedział czy to była miłość, współczucie, czy po prostu chęć opieki nad nią. Nie obchodziło go to, że nie powinni się nawet znać.
Nie musiał długo stać przed drzwiami i wzbudzać zainteresowania sąsiadów. Dziewczyna otworzyła mu tylko jak dotarł do wejścia do budynku. Miała bladą, zapadniętą twarz i dość duże wory pod oczami sugerujące fakt, że przepłakała cały ten czas od owego spotkania aż do teraz.
Nie mówiąc nic wziął ją w ramiona i po chwili niósł ją po schodach do jej sypialni. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje, ale za którymś razem trafił. Cassie nie była w stanie go nakierować, bo wtuliła się w niego najmocniej jak potrafiła i nie kontaktowała ze światem zewnętrznym. Położył ją delikatnie na łóżku i otulił kołdrą. Sam usadowił się tuż obok i zaczął ją uspakajać. Nie mógł pozwolić, aby po raz kolejny wpadła w histerię. Nie przy nim.
- Już jestem przy tobie kochanie… Spokojnie będzie dobrze- wypowiadał te słowa nie wierząc w nie zbytnio. Jak może być dobrze kiedy ktoś krzywdzi osobę, którą on… No właśnie. Czy on ją kocha? Czy to nie jest kolejne przelotne uczucie mające na celu pozwolić mu zapomnieć o Cameron?
Teraz naszły go te wszystkie wątpliwości ukrywane wcześniej pod tą ogromną dawką adrenaliny związanej z sytuacją. W co on się wpakował? Ale zaraz, jeszcze nie jest za późno, może ją zostawić i wrócić do hotelu. Przeraził się nagle odpowiedzialnością, która na niego spadła. Po raz pierwszy od ładnych paru lat miał kogoś, kim miał się zaopiekować i o niego zadbać.
Już miał wstawać, uciekać i zostawić ją samą sobie. Przez pierwszych parę dni może i miałby te wyrzuty sumienia. Potem by zniknęło, on rzuciłby się w wir pracy, koncertów. Nikomu by o niej nie powiedział i cierpiał w samotności, zresztą jak zawsze. Nie zwierzał się z takich spraw nawet bratu. Zresztą, on też mu nic nie mówił. Niby takie wspaniałe rodzeństwo, przykładne i idealne. Nie kłócą się przy mediach, nie mają żadnych skandali. Taka była wersja dla gazet plotkarskich i ich matki. Prawda była zupełnie inna.
Pomijając wszystkie sprzeczki o jakieś codzienne pierdoły, często dochodziło wśród nich do awantur. Był taki czas, że w ogóle nie odzywali się do siebie poza kamerami i koncertami. Chyba poszło wtedy o dziewczynę. To był ostatni raz kiedy rozmawiali o sprawach sercowych. Każdy miał swoich znajomych, tylko Tomo mógł się zwierzyć każdemu z nich. On był jedynym, który trzymał tem zespół razem i za to Jared był mu dozgonnie wdzięczny.
Musiał zakończyć rozmyślania nad jego chorym psychicznie bratem i wrócić do zastanawiania się, czy zachować się jak zawsze, czy może zostać z nią do końca. Dylemat był dla niego tak ogromny, że nie zauważył jak dziewczyna przestała szlochać i zaczęła mu się przyglądać.
- Myślisz o zostawieniu mnie tutaj, prawda?- jej cichy, słaby głos przerwał jego rozmyślania. Jak ona mogła go przejrzeć… Przecież nigdy nikomu się to nie udało.- Widzę to w twoich oczach, Jay.
- Cass…- nie wiedział jak zacząć rozmowę. Czuł się nieswojo po tym co mu powiedziała. Musiał koniecznie opracować nową technikę ukrywania swoich prawdziwych zamiarów.- Nigdy nie mógłbym zostawić cię samej w takim momencie. Opowiesz mi co się dokładnie stało?- czuł się podle. Jak największa męska świnia na świecie. Dziewczyna przeżywała w tym momencie jedne z najtrudniejszych chwil w jej życiu, a on myślał o zostawieniu jej samej sobie. Gratulacje Jared, dostałeś medal idioty.
****
Obudził ją jakiś dziwny ciężar napierający na jej bok. Przeraziła się, nawet bardzo. Nie przypomina sobie, aby zasypiała oglądając serial do późna, więc wersja, że to komputer odpadała. Spróbowała się odwrócić na drugi bok, aby zobaczyć co uciskało ją tak mocno. Niestety, to też jej się nie udało. Spojrzała w dół i na swoim brzuchu ujrzała dużą, męską dłoń. Momentalnie przypomniały jej się wszystkie wydarzenia z wczorajszego dnia. Były chłopak, jej parogodzinny płacz i Jared, w którego oczach wyczytała wszystko to czego się obawiała. Łzy napłynęły jej do oczu na samo wspomnienie jego spojrzenia. Jednak postanowiła mu zaufać i uwierzyć w szczerość jego intencji. Przecież został z nią całą noc i do niczego nie doszło, musiało mu choć trochę zależeć na jej osobie. Z taką nadzieją w głowie wydostała się z jego objęć i spojrzała na mężczyznę, leżącego w jej łóżku.Wyglądał tak uroczo zawinięty w różową kołdrę w małe kwiatuszki. Zrobiłaby mu zdjęcie, ale dźwięk spustu migawki mógłby obudzić jej towarzysza.
Skierowała się do łazienki i obmyła się z trudów wczorajszego dnia. Wyglądała jak siedem nieszczęść, a dzisiaj miała poznać najważniejszą osobę w życiu jej… Właśnie… On był jej chłopakiem, znajomym, czy przyjacielem, z którym się całuje i właśnie poznaje jego rodzinę. Przy najbliższej okazji musiała się dowiedzieć na czym stoją, bo w tej chwili nie miała zielonego pojęcia.
Skończyła brać prysznic i szybko wysuszyła włosy, ułożyła je i nałożyła lekki, delikatny makijaż. Dochodziła godzina ósma rano, więc powinna już obudzić Jareda ze snu. Weszła po cichu do pokoju i zastała go odwróconego do niej plecami, w samych bokserkach przeklinającego na cały świat. Musiał tak zasnąć, bo patrząc na obcisłość jego dżinsów, nie dałby rady spać w nich ze spokojem.
Oparła się o framugę drzwi i podziwiała jak wraz z poruszaniem się Jay’a jego mięśnie napinają się i rozluźniają. Wyglądało to jak jakaś sztuka, nie mogła uwierzyć, że stoi tuż obok niego i ma możliwość podziwiania tego co się dzieje tuż przed jej oczami. Chciała podejść, dotknąć i przekonać się czy to na co patrzy jest naprawdę prawdziwe, czy może dzieje się to w jej chorej głowie.
Na jej nieszczęście, a może też i szczęście odwrócił się do niej i uśmiechnął się szeroko.
- Tak się zastanawiałem czy moja księżniczka poszła się umyć, czy ode mnie uciekła.- powiedział ze śmiechem i podszedł do niej. Zostawił delikatny pocałunek na jej czole i sam poszedł pod prysznic.
Za parę godzin zaczynało się meet and greet, więc po dziewiątej powinien być na hali i przygotowywać się z resztą do koncertu. I tak wiedział, że dostanie ochrzan od starszego brata, który uwielbiał bawić się w ojca rodziny. Zawsze pouczał Jareda co powinien robić, a czego mu nie wypada. Sam oczywiście nie był w żadnym stopniu święty, ale uważał się za lepszego od Boga. Jay często się z niego śmiał, że to przez kryzys wieku średniego zrobił się taki zdziadziały, ale wtedy dochodziło już do rękoczynów ze strony Shannona. Innymi razy dogryzał mu, że to wszystko przez brak odpowiedniej dziewczyny, co by go utemperowała i postawiła do pionu. Po takich tekstach zostawał dosłownie mordowany spojrzeniem starszego brata. Mimo, że nie chciał się z nim  kłócić aż tak bardzo, bawiło go zachowanie zdenerwowanego Shanna. Brat go śmieszył całą swoją zakręconą osobą.
Wyszedł spod prysznica świeży i zadowolony. Spojrzał w lustro i tylko jak zobaczył swoją twarz dostał nagłego ataku wstrętu do własnej osoby. Jak śmiał pomyśleć takie rzeczy o dziewczynie, która mu bezgranicznie zaufała. Czuł się strasznie z tym, że miał czelność rozważać, żeby wyjść z jej domu i tak po prostu ją zostawić. Może te wszystkie wątpliwości odpadły na niego tak nagle, że nie mógł sobie z tym poradzić, czy to przez jego paskudny charakter. Brat pewnie by postawił na drugie, przecież zawsze wspierał Jareda w podjętych przez niego decyzjach. Pomyślał z przekąsem i poszedł owinięty ręcznikiem do pokoju zajmowanego przez dziewczynę. Zastał ją siedzącą na łóżku z podkulonymi nogami i komputerem znajdującym się na nich. Widać było, że coś namiętnie czyta, bo jej wzrok biegał od jednego końca ekranu do drugiego i tak w kółko.
Ze śmiechem podszedł do niej i usiadł tuż obok. Musiał się trochę powyginać i cudem objął zajętą komputerem dziewczynę. Spojrzała na niego przelotem i wróciła do studiowania tego, co tak bardzo ją absorbowało.
- Zamierzasz tak iść na koncert?- zapytała go w przerwie w przeglądaniu Internetu.
- Wiesz, takie widoki są zarezerwowane tylko dla ciebie.- powiedział zalotnie i musnął ustami jej odkrytą szyję co spowodowało dreszcz, który przeszył całe jej ciało. Starała się zachować jako taki spokój i nie poddawać się urokowi słynnego Leto. Wyswobodziła się z jego objęć, co wywołało śmiech u mężczyzny. Patrząc na jego zachowanie miał on ochotę na niektóre rzeczy, dość przyjemne, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Nie w pierwszych dniach znajomości.
- Po tym co widziałam w Internecie, do tych widoków ma najczęstszy dostęp Terry Richardson.- odpaliła, byle żeby zmienić temat na coś mniej jednoznacznego. Wolała aby się na nią w tej chwili obraził, niż rzucił i zrobił rzeczy, na które tak czekała.
Od zerwania z pamiętnym chłopakiem i wypadku nie miała żadnego kontaktu z mężczyznami. Była zielona w tych sprawach i bała się na razie to zmienić. Jeszcze nie była psychicznie gotowa na takie ekscesy, ale przy tym facecie to kto wie. Może mu ulegnie jak każda zresztą.
-Phi… Lepszej riposty nie umiałaś znaleźć? Pamiętaj, przed urokiem Leto nie ma ratunku, raz wpadniesz i już się nie wydostaniesz.- zaśmiał się i położył się tuż obok niej.
- Jak ma na mnie zadziałać twój urok, jeśli będziesz za chwilę martwy bo nie pojawiasz się na hali?- zaśmiała się z mężczyzny i wstała odkładając komputer na szafkę. Objęła już taktykę radzenia sobie z młodszym, więc miała nadzieję, że na starszego również podziała. Przez te wszystkie problemy osobiste kompletnie zapomniała, że Shannon jest chwilami niezrównoważony i nie wiadomo jak ją przyjmie. Zanim Jared wparował pół nagi do jej pokoju czytała wypowiedzi fanów na temat spotkań z perkusistą. Oczywiście, dla nich mógł zachowywać się nawet jak Matka Teresa, ale jak Cassie mu się nie spodoba może ją zniszczyć jednym słowem wypowiedzianym w stronę Jay’a na jej temat. Tego bała się najbardziej. Nie chciała, aby Jared zostawił ją przez słowa tego idioty. Już wolała zostać porzucona przez to co robiła niż przez jakieś plotki i pomówienia. Co to to nie.
****
Wysiedli tuż przed halą i mimo wielkich kolejek do niej, nikt nie zwrócił na nich większej uwagi. Widok faceta w bluzie od dresu i niebieskich spodniach od piżamy nie zrobiła na nich żadnego wrażenia. Zabawne, że ich największy idol mógł przejść obok nich zupełnie niezauważony. Jednak ślepota ludzi w dzisiejszych czasach jest przerażająca.
Kiedy znaleźli się już w obiekcie gdzie miał odbyć się koncert jej przerażenie zaczęło rosnąć na sile. Wszędzie kręciło się mnóstwo ludzi, którzy patrzyli na nią jak na intruza wdzierającego się na ich terytorium. Uśmiechała się do nich blado, a oni odpowiadali jej tymi sztucznie wymuszonymi wyrazami twarzy mającymi przypominać uśmiech. Nie wychodziło im to najlepiej. Skierowali się w stronę, gdzie znajdowały się garderoby, a ona ze stresu poczuła się słabiej. Nie uszło to pilnej uwadze Jareda, który patrzył na nią badawczo odkąd znaleźli się w korytarzach poświęconych dla artystów i personelu. Pokiwała głową na znak, że wszystko jest jak w najlepszym porządku co strasznie mijało się z prawdą, ale nie chciała go dołować jeszcze bardziej. I tak miał stres przed spotkaniem z bratem, który chyba był dla niego dość dużym autorytetem.
Weszli do garderoby opatrzonej znakiem Marsów. W środku siedziały trzy postacie i zawzięcie o czymś dyskutowały. Na ich widok umilkli, a atmosfera zrobiła się dość nieprzyjemna. Wszyscy patrzyli na Cassie z niemym pytaniem „kto to do cholery jasnej jest” wypisanym na ich twarzach. Już miała uciekać, biec jak najdalej od nich, kiedy odezwał się Jared, jej wybawca.
- Słuchajcie wszyscy to jest Cassie, moja….- tu zawahał się chwilę. Nie miał pojęcia co ma im powiedzieć. Postawił na coś bezpiecznego, najwyżej później się jej wytłumaczy o co mu chodziło.- Nowa przyjaciółka.- wybrnął.- Cassie, to jest Shannon mój ukochany starszy braciszek, tamten dziwny mężczyzna obok niego to Tomo, a tam siedzi mój większy i mądrzejszy mózg, Emma.
Nie poszło aż tak źle. Emma zdobyła się nawet na to, żeby podejść do dziewczyny i uścisnąć jej dłoń. Jedynie ona wydawała się nie szufladkować jej jako potencjalnego zagrożenia. Jej uśmiech był szczery, przynajmniej taką nadzieję miała Cassie.
-Jared, kolejny nowy członek Mars Crew? Nie za dużo ich ostatnio zatrudniłeś?- jak zwykle uprzejmy Shannon okazał swoją delikatność i dyskrecję. Jay miał ochotę go zadźgać tępym nożem na oczach wszystkich fanów perkusisty. Na razie ograniczył się do zaciśnięcia pięści i uśmiechu pełnego skrywanej nienawiści do brata.
- Nie kochany, tym razem nie. Chciałem aby pomagała nam przy teledyskach, wiesz mój główny asystent i zastępca.- jego promienny uśmiech zbił wszystkich z tropu. Jednak potrafił być dobrym aktorem jeśli tego bardzo chciał. A macie krytycy. Pomyślał i zaśmiał się w duchu z własnej dziecinności.
- Och, to wspaniałe bracie. Pozwolisz, że zamienię z tobą słowo na temat naszego koncertu, który gramy dzisiaj i mam nadzieję, że o tym pamiętasz. Twoja urocza towarzyszka zostanie na tą chwilę z Tomo i Emmą,  jeśli pozwolisz.- Shannon wycedził przez zęby i uśmiechnął się tak sztucznie, że chyba pobił tym biust nie jednej aktorki filmów pornograficznych.

Wyszli razem na korytarz i Jared już wiedział, że nie szykuję się kolejna przyjacielska pogawędka z braciszkiem.
****
Tyle ode mnie, długo mnie nie było i mam nadzieję, że się podoba ;)
Zapraszam do wszelkich opinii i komentarzy :) 
*MarsHugs*

czwartek, 27 marca 2014

WAŻNE

Hej kochani, 
Co do następnego rozdziału to na razie się nie pojawi. W większości jest to spowodowane brakiem czasu, mnóstwem nauki, ale chyba najbardziej brakiem weny. 
Jakoś nie potrafię się ponownie wczuć w te postacie. Przepraszam, ale nie dam rady, a nie chcę pisać byle czego na siłę :)
Na razie zapraszam do przeczytania mojego drugiego ff, na którym rozdziały zamieszczam w miarę regularnie.
*MarsHugs* 

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 15- Wake me up.

Tak bardzo pragnęła, aby to nie był kolejny sen. Nie chciała obudzić się z łzami w oczach i wokół siebie ujrzeć tylko tą wieczną pustkę. Patrzeć jak wszystko dookoła niej ucieka i jedyne co zostaje to tęsknota, za tym czego tak naprawdę nigdy nie miała. Dawała sobie miliony szans na poznanie kogoś wartościowego, a kiedy właśnie taki ktoś stał tuż obok niej i całował ją czule w usta nie potrafiła go rozpoznać. To jak błądzenie we mgle, ciągłe poszukiwanie szczęścia w świecie pełnym wojen i krwi rozlanej za jakieś chore przekonania. Jedyne czego teraz potrzebowała to to, że kiedy po raz kolejny otworzy oczy ujrzy go przed sobą z takim samym uśmiechem jak wcześniej. Facet z jej snów stał tuż przed nią i czekał na jakąkolwiek odpowiedź. Nie wiedziała, czy powinna iść za głosem serca, czy posłuchać rozumu. Oczywiście nie mogła zapomnieć, że ten pierwszy wprowadził ją w śpiączkę. Bała się zaufać sobie samej na tyle, aby pozwolić sobie zakochać się w kimś ponownie.
Uznała, że powinna się jakoś odezwać. Powiedzieć mu cokolwiek, nie chciała żeby pomyślał, że ona go nie potrzebuje. Prawda jest zupełnie odwrotna. Potrzebowała go jak powietrza, był jedynym, który nie patrzył na nią przez pryzmat śpiączki. Zauważył w niej więcej niż ładną buzię i wzruszającą historię. Potraktował ją jak człowieka, a nie zlepek historii i niepowodzeń. Nie obchodziło jej już to, że zna go dwa dni, że jest sławny i pewnie zostawi ją po tygodniu związku. Liczyło się tu i teraz, nawet jeśli ich uczucie jest czymś przelotnym i mało trwałym. Chciała go całą sobą.
- Jay… Może, może ty masz rację…- wydusiła z siebie te słowa i spojrzała w jego piękne błękitne oczy. Nie widziała w nich litości ani smutku, czy zrezygnowania. Wydawał się być szczęśliwy.
- Zapamiętaj, ja zawsze mam rację.- odpowiedział jej z uśmiechem na twarzy, który nie chciał z niej zejść.
****
Jutro miał się odbyć koncert, na który została zaproszona. Stresowała się delikatnie, bo właśnie tam pozna Shannona, który podobno nie przepadał za towarzyszkami brata. Nie wiedziała jak ma się ubrać, a całe wydarzenie miało być za  dwadzieścia godzin. W między czasie umówiła się z jedyną osobą, która zna konkretne przyczyny jej samobójstwa. Szczerze to nie mogła określić, którego spotkania obawiała się bardziej.
Mieli pójść do kawiarni i pogadać o wszystkim co między nimi zaszło. Jednym słowem ona chciała się dowiedzieć i oczyścić swój umysł od ciągłego zastanawiania się nad tym co się wydarzyło. Zdecydowała się na normalny, luźny strój. Założyła zwyczajne czarne spodnie i koszulkę, którą dostała od Alex jak wyszła ze szpitala. Był to luźny, czarny t-shirt z nadrukiem przedstawiającym tygrysa. Kochała ten element swojego ubioru i gdy tylko mogła zakładała go.
Wyszła z domu i wsiadła do auta. Miała jeszcze piętnaście minut do spotkania w kawiarni, która znajdowała się tylko parę kilometrów od jej domu. Powoli dojeżdżała w umówione miejsce, a przy stoliku zauważyła tego, przez którego to wszystko się zaczęło. Zmienił się i wcześniej nie zdawała sobie sprawy jak bardzo człowiek może się zmienić przez trzy lata. Wcześniej był typem skatera, ubierał się na luzie, a teraz przed jej oczami siedział dorosły mężczyzna w skórzanej kurtce i czarnych spodniach. Włosy miał względnie ułożone, a pamiętała go z burzą loków rozwianych we wszystkie strony.
Siedziała tak sparaliżowana w samochodzie przez dobrych pięć minut nie mogąc się zebrać w sobie. Postanowiła wysiąść i załatwić to szybko. Na sam jego widok robiło jej się niedobrze, a co dopiero będzie się z nią działo, kiedy ten oto człowiek otworzy usta i coś powie. Weszła ze zdecydowaną miną do kawiarenki, a on odwrócił się w jej stronę. Spojrzał na nią niepewnie i wstał. Kiedy do niego podeszła nastała niezręczna cisza, a on wyciągnął w jej stronę rękę. Uścisnęła ją i wymusiła na swojej twarzy udawany uśmiech.
- Cześć Cass, co tam u ciebie?- zaczął niezręcznie rozmowę. Oczywiście, zawsze starał się być tym świętym. To akurat pamiętała.
- Co u mnie? Hmmm.. Wiesz, leżałam trzy lata w szpitalu, nie miałam kontaktu z rodziną, przyjaciółmi. Nic niezwykłego, a u ciebie?- w jej głosie można było wyczuć rosnącą coraz to bardziej wściekłość. Wiedziała już dlaczego tak na niego reagowała. Był najbardziej wkurzającą osobą na ziemi. Myślał, że jak zapyta co u niej to wszystko minie, a on będzie mógł wyjść z sytuacji czysty.- Ale nie spotkaliśmy się po to, aby rozmawiać o tym jak bardzo jest ci mnie żal. Chcę się dowiedzieć czegoś o mojej przeszłości, a ty wiesz o niej najwięcej. Zamieniam się w słuch.- słyszała jak głośno przełyka ślinę i bierze głęboki wdech. Zaczyna się opowieść.
- Ehh… Nie jest mi przyjemnie o tym opowiadać, więc postaram się streścić. Jak już wiesz, byliśmy razem i wszystko zapowiadało się świetnie. Kochałem cię całym moim sercem i ty mnie chyba też. Tylko, że ja jak się poznaliśmy miałem dziewczynę. Obydwoje darzyliśmy się uczuciem, więc mimo tego, że byłem z kimś związany to byłem z tobą. Codziennie mówiłaś mi, że masz już dość, a ja powinienem wybrać. Czułaś się jak kochanka, wątpiłaś w moje uczucia, ale ja naprawdę cię kochałem. Pewnego dnia powiedziałaś, że to już koniec i nie będziesz kolejny raz wysłuchiwać moich kłamstw. Zerwałaś ze mną, a ja zostałem z tą drugą. Zachowywałem się wtedy jak idiota i za to cię przepraszam, chociaż wiem, że nie mogę cofnąć czasu. Przyjaźniliśmy się jeszcze przez jakiś czas, ale ja podczas naszych rozmów cały czas mówiłem ci o tej drugiej. Nie miałem serca z nią zerwać, bo groziła mi, że się zabije. Nawet nie masz pojęcia jak wielkim ciosem było dla mnie to, że chciałaś zrobić to samo. Chyba cię to wszystko przerosło, całe te życie w kłamstwie, ukrywanie się. Nie mogliśmy nawet dać sobie buziaka w parku, bo byłem takim idiotą… Gdybym tylko wiedział, że ona nie jest warta mojego zachodu, nigdy bym się tak nie zachował  w stosunku do ciebie. – skończył. W jej oczach zauważył łzy. Domyślał się, że się rozpłacze, będzie na niego krzyczeć, ale ona zawsze była inna. Nigdy przy nim nie płakała, starała się ukrywać uczucia w sobie. Nawet podczas jednej z ich największych kłótni nie płakała, nie krzyczała. Wtedy uderzyła go po raz pierwszy i ostatni. Niedługo po tym zerwała i jeszcze później urwał się kontakt. Potem dowiedział się o jej próbie samobójczej.
Dziewczyna nie wiedziała co ma myśleć o tym idiocie. Nie miała pojęcia dlaczego tyle z nim wytrzymała. Nic mu na to nie odpowiedziała, nawet na niego nie spojrzała. Wstała i szybko wyszła z kawiarni. Miała  już dość wrażeń jak na jeden dzień.
Wsiadła do auta i pośpiesznie pojechała do domu. Nie zamierzała płakać w aucie jak jakaś porzucona idiotka. Nie będzie się zniżać do takiego poziomu. Starała się z dumą przejść do budynku, ale gdy tylko zamknęła drzwi zalała się łzami.
Nie pamiętała ile godzin już przepłakała. Była straszliwie głupia, jeśli wytrzymała z tym człowiekiem tyle rzeczy bez żadnego mrugnięcia czy większego sprzeciwu. Z jednej strony cieszyła się, że to wszystko się wydarzyło, bo dzięki temu poznała Jay’a i mogła z nim dzielić swoje emocje, odczucia. Ale z drugiej czuła się jak dziwka. Tak, czuła się dziwką, kochanką, czy kurwą. Jak kto woli. Miała sobie za złe, że była ślepa na jego gierki i wiernie trzymała się jego boku.
Gdyby nie jej wrodzony spokój i opanowanie, z pewnością przyłożyłaby mu porządnie w tej kawiarni. Tak bardzo chciała znać prawdę i poznała.
- Proszę bardzo Cassie, szczęśliwa?- zapytała siebie z jawną ironią w głosie. Daleko jej było do szczęścia.
Przez tego idiotę zapomniała kompletnie o jutrzejszym koncercie i spotkaniu z resztą zespołu. Pomyślała, że wymyśli coś jutro, a teraz weźmie gorącą kąpiel i położy się spać.
- Nie będzie aż tak źle… Shannon to nie jakiś potwór, tylko brat człowieka, który wywołuje uśmiech na twojej twarzy. Głowa do góry kochana…- powiedziała do siebie tuż przed zaśnięciem.
****
- Shannoooooon chodź tu do mnie chcę ci coś powiedzieć.- Jared jak zwykle subtelnie zawołał brata przez telefon. W odpowiedzi usłyszał tylko zbiór przekleństw, a po chwili rozległo się pukanie do jego drzwi. Podszedł do nich z uśmiechem i szybko je otworzył. Tak jak przewidział, Shann opierał się o nie, przez co prawie upadł, czym wywołał salwy śmiechu u swojego młodszego braciszka.
-Mam nadzieję, że to coś ważnego… Przerwałeś mi oglądanie filmu.- Shannon powiedział do niego zamiast przywitania. Nie był zachwycony wysłuchiwaniem kolejnego szalonego pomysłu Jareda, tuż po tym jak brat wrócił z półtora dniowej włóczęgi, o której nawet nic nie wspominał. Po prostu się pojawił i ignorował wszelkie pytania co do tego co tam takiego wyprawiał.
- Lepiej usiądź, bo to co ci powiem nieźle cię zaskoczy.- oho, zaczyna się. Tak jak Shannon zakładał. Pewnie nowy pomysł rozpowszechniania zespołu. Jednak posłuchał brata i zrobił to, co mu powiedział. Mierzyli się przez chwilę spojrzeniami, kiedy Jared szybko wypalił.- Poznałem kogoś.
- Ale, że na jedną noc i chcesz mi dać jej numer, bo aż taka dobra w tych sprawach, czy może ta jedna jedyna?- niewiele myśląc zapytał go Shann. Miał dość chwilowych miłostek braciszka.
- Wspiąłeś się na wyżyny dowcipu, naprawdę. Powinieneś założyć kabaret „Zabawny karzeł Shannon zaprasza do wspólnej zabawy”.- odparował wkurzony Jared. Zawsze,  za każdym razem bnrat kpił z jego dziewczyn. Niestety przy większości miał racje, ale jakim prawem mówił tak o Cassie. Może dlatego, że jej nie znał Dziadzie? Zapytał sam siebie w myślach.
- A mój braciszek jak zwykle uroczy. Kiedy ją poznam?- Shann walił prosto z mostu. Chciał wiedzieć, czy to kolejne chwilowe zauroczenie.
- Tak się składa, że zaprosiłem ją na jutrzejszy koncert.
- Czyli to prawda co piszą w gazetach… Mój brat oszalał.- zaśmiał się  Shannon za co oberwał poduszką. Wciąż się śmiejąc wyszedł z pokoju i zostawił zdenerwowanego brata samego sobie. Może napisze jakąś nową piosenkę.
****
„Do zobaczenia jutro, mam nadzieję, że ci się spodoba, Jay”
Naskrobał szybkiego smsa i poszedł wziąć prysznic. Musiał przyznać przed samym sobą, że nigdy wcześniej się tak nie stresował przed koncertem. Chciał wypaść jeszcze lepiej niż zazwyczaj, więc przedłużył swój rytuał higieny o nadprogramowe czynności. Może się to wydawać śmieszne, ale kiedy wiedział, że jest w stu procentach czysty, był dużo pewniejszy siebie.
Miał swoje małe „wspomagacze” przed występami, z których nie omieszkał nie skorzystać i tym razem. Umyty, ogolony i pachnący położył się do łóżka i wziął telefon, aby posprawdzać kto do niego napisał. Musiał przyznać, że od czasu do czasu wchodził na różne fora plotkarskie o nim. Najczęściej używał nicku ShannonsBitchForever wymyślonego przez obydwu braci podczas jakiejś hucznej imprezy.
Kolejne plotki na temat jego orientacji seksualnej. Niektórzy uważali go za krypto geja o heteroseksualnym nastawieniu, a reszta za jedną wielką hybrydę wszystkich odłamów seksualnych.
I tak najbardziej bawiły go niektóre fanfiction, w których czytaniu lubował się Shannon. Po prostu kochał naśmiewać się z miliona wyobrażeń na temat wielkości sprzętu jego brata. Jared oczywiście czytał tylko te opiewające świetność jego brata i śmiał się z przedstawiania go jako zagubionego w życiu romantyka pod przykrywką brutalnego zwierzęcia. Niektóre opisy zwalały go z miejsca, na którym obecnie siedział. Chyba o największe spazmy ze śmiechu przysparzał go zwrot „ich języki walczyły o dominacje”. Jak on miałby czytać jakieś erotyczne opowiadanie, to przy tym zdaniu całe jego podniecenie by wyparowało.
Oczywiście były też miliony normalnych ludzi piszących o nich całkiem dobrze przemyślane historie, ale zabawniejsze były te napalone dziewczynki opisujące każdy mięsień jego ciała.
Rozmyślałby o tym wszystkim, dopóki by nie zasnął lecz przerwał mu telefon od Cassie. Zaskoczony, że dziewczyna jeszcze nie śpi odebrał i jej przerywany oddech. Przeraziło go to nie na żarty.
- Cassie? Co się stało?- zapytał dziewczynę.
- Jared… Ja, ja nie mogę spać… Dowiedziałam się dlaczego to sobie zrobiłam i…-reszty wypowiedzi nie był w stanie usłyszeć, ponieważ szloch dziewczyny rósł na sile.

- Daj mi dziesięć minut, zaraz u ciebie będę.- zdołał powiedzieć i szybko się rozłączył. Z jednej strony chciał jej pomóc się uspokoić, a z drugiej zżerała go niesamowita ciekawość co się stało…
****
Trochę się z tym namęczyłam, jest strasznie osobisty i ryczałam przy jego pisaniu, więc mam nadzieję, że się spodoba choć trochę :)
mi niezbyt przypadł do gustu, ale obiecuję, że następny będzie lepszy
zapraszam do opinii i komentarzy :) 
*MarsHugs*

czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 14- Lust.


Otworzył oczy i to co ujrzał przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Leżał na kanapie w czyimś domu i w pierwszej chwili nie wiedział co się dzieje. Chciał zacząć już się zbierać, jak zawsze miał w zwyczaju po upojnej nocy z przypadkową dziewczyną. Jednak po chwili przypomniał sobie wszystko co działo się wczorajszej nocy; to dlaczego nie znajduje się w hotelu, oraz czemu jest bez koszulki i jakaś dziewczyna przez całą noc leżała na jego klatce piersiowej.
Zrozumiał co i dlaczego się stało. W głowie ciągle kołatała mu się historia Cassie. Na samą myśl, że taka młoda osoba tyle w życiu przeszła i wcale, a wcale nie są to przyjemne rzeczy. Nie mógł pojąć jak to jest żyć ze świadomością, że trzy lata z twojej młodości zostały zabrane przez jeden głupi błąd.
Chodził chwile po pokoju i zastanawiał się jak może jej pomóc w tym wszystkim. Czuł się dziwnie odpowiedzialny za tą małą osóbkę. Chciał zostać jej przyjacielem, może nawet dla bezpieczeństwa weźmie ją w trasę… To byłoby dobre wyjście, gdy wiedział o niej trochę więcej niż to, że przez trzy lata była w śpiączce. Musiałby też przekonać do tego Tomo i Shannona. Z tym drugim byłby problem. Brat miał bardzo profesjonalne podejście do ich zawodu. Uważał, że w trasę nie powinna jeździć żadna kobieta, oprócz Emmy. Nawet Vicky z nimi nie podróżowała, dlatego aby nie rozpraszać zbytnio Toma. To nie było jedyne dziwne zachowanie jego brata. Ostatnio stał się bardziej oschły w stosunku do Jareda, nie wiedzieć czemu trzymał go na dystans. Ciągle powtarzał, że jest już zmęczony tym wszystkim, że ma już dość. Jay bał się, że Shann zrezygnuje z grania w zespole i pewnego dnia po prostu odejdzie. Nie chciał go stracić, przez ich szalony tryb życia brat i gitarzysta zespołu byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Czasami miewał różne wizje, w których to budzi się, a obok niego na poduszce leży karteczka zapisana koślawym pismem Shannona. Sięga po nią i może przeczytać, że brat ma go dość, tej całej bieganiny, wywiadów, koncertów i tak dalej…
Czasem nawet on miał chęć rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać na jakąś bezludną wyspę, ale momentalnie przypominał sobie jak ciężko było mu dotrzeć tam, gdzie się teraz znajduje. Nie po to tyle pracował nad sobą i swoimi słabościami, żeby tak łatwo z tego zrezygnować. Jak tylko pomyślał o tym, że tyle nerwów, nieprzespanych nocy i głodówek miałoby pójść na marne, od razu nabierał więcej energii i ochoty do dalszej pracy.
Co do dziewczyny musiał się jeszcze nad tym zastanowić, chęć pomocy tej zagubionej duszyczce kompletnie zajęła jego myśli. Szybko sobie zanotował w głowie, że musi poważnie porozmawiać z bratem i poszedł pomyszkować w kuchni. Zastanawiał się czy dziewczyna ma coś wegańskiego do jedzenia. Nabrał wielkiej ochoty na naleśniki, niestety w lodówce nie było potrzebnych składników.
Poszedł do łazienki i szybko się obmył, jego koszula była jeszcze wilgotna, więc zarzucił kurtkę na nagą klatę i szybko wybiegł do sklepu. Modlił się w duchu, aby nikt go nie rozpoznał, bo nie widziało mu się tłumaczenie Emmie co robił półnagi w angielskim sklepie spożywczym. Na szczęście obeszło się bez paparazzich, chyba nie wiedzieli, że gwiazdy są jeszcze w Londynie. Koncert był dopiero za parę dni, a oni mieli w zwyczaju przyjeżdżać dzień przed nim.
Wrócił szybko do jej domu i z zadowoleniem zauważył, że dziewczyna jeszcze śpi. Było około siódmej rano, więc jej się nie dziwił. Uśmiechnął się pod nosem i zabrał się do przygotowywania śniadania. Nie należał do najlepszych kucharzy, nie mógł równać się z Tomo, ale ciągle próbował nauczyć się gotować najprostszych rzeczy. Raz nawet udało mu się upiec tort dla Shannona na urodziny, ale dziwnym trafem braciszek nie kwapił się do próbowania prezentu Jareda, który zdemotywowany zachowaniem Shanna, poleciał szybko do sklepu po nową gitarę. Akurat na ten prezent Shannon się ucieszył.
Zdeterminowany mężczyzna wrócił do pichcenia smakołyków dla Cassie.  
****
Obudził ją delikatny zapach spalenizny. Tak bardzo chciała go zignorować i powrócić do przyjemnego snu. W swoich marzeniach sennych przypominała sobie wszystkie przyjemne momenty z Jaredem. Oczywiście z tym, o którym śniła przez trzy lata. Rozmowa z jego ,,prawdziwą” wersją bardzo jej pomogła. Pokazała jej, że w rzeczywistości jest kochany i opiekuńczy. Nie tego naczytała się na różnych forach i blogach. Najczęściej pisano, że ten człowiek to gwałciciel, że lubi się zabawić i był już z większością celebrytek w  Hollywood. Zawsze jak czytała plotki takie jak powyższe, zastanawiała się jak to jest naprawdę. Teraz już wiedziała, że wszystkie te informacje są wyssane z palca, a Jared to jedna z najczulszych osób jakie znała. Chyba, że udawał, był przecież aktorem.
Swąd palonego jedzenia coraz bardziej jej przeszkadzał. Nie mogła już zwyczajnie ignorować, więc z  przerażeniem otworzyła oczy. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to to, że spała w salonie. Nie poświęciła temu zbyt wielkiej uwagi i pobiegła szukać źródła zapachu. Przystanęła w drzwiach kuchni i to co tam zastała doprowadzało ją jednocześnie do płaczu i śmiechu.
Ujrzała Jareda dosłownie walczącego z patelnią. Chyba próbował przewrócić jakiś placek, niestety z marnym skutkiem. Zauważyła, że prób musiało być więcej, bo cała kuchnia wyglądała jak pobojowisko. Wszędzie walała się mąka i rozlane mleko. Cieszyła się, że jej mama tego nie widzi, bo z pewnością już rzuciłaby się do sprzątania.
Stała tam wystarczająco długo, aby zobaczyć jak mężczyzna kompletnie sobie nie radzi. Niewiele myśląc, niezauważalnie podeszła do niego i odebrała mu z rąk patelnie. Uśmiechnęła się na widok jak podskoczył ze strachu. Obrócił się w jej stronę i odpowiedział jej takim samym uśmiechem, w którym dostrzegła nieme podziękowania.
- Siadaj, już dość ubrudziłeś mi kuchnie jak na jeden raz.- powiedziała do niego ze śmiechem, a w odpowiedzi on wystawił do niej język.
- Chciałem się jakoś odwdzięczyć za przenocowanie…- tłumaczył się tak, jakby rozmawiał z osobą, która w każdej chwili może go za to skarcić. Stresował się jak na pierwszej randce, co było dość dziwne.
- Ależ dziękuję, za wspaniałe śniadanie, tylko pozwól, że ja się tym zajmę.- odpowiedziała, odwrócona do niego tyłem. Przez to nie widziała, jego spojrzenia, które gdyby tylko mogło wypaliłoby dziurę w jej krótkiej sukience.
****
- Gdzie do cholery jasnej jest ten idiota?!- Shannon chodził dookoła pokoju z telefonem w ręce.- Zawsze pałęta się każdemu pod nogami, a jak jest potrzebny to znika! Kurwa za każdym razem tak jest!
Kolejny raz jego brat pokazał wszystkim jak bardzo w dupie ma ich karierę. Oczywiście, dawał z siebie wszystko jeśli chodziło o zespół, ale czasem odwalało mu bardziej niż powinno. Nie odzywał się od wczorajszego wieczoru. Najpierw Shann myślał, że może Jay położył się wcześniej, po niedawnej głodówce był jeszcze osłabiony.
Martwił się o niego straszliwie, przecież to był jego młodszy braciszek, o którego zobowiązał się dbać. Byli w mieście, którego nie znali tak dobrze. Nie obchodziło go, że był to czterdziesto-trzy letni facet, a do tego światowa gwiazda. Miał prawo zamartwiać się o niego, jakby to był mały, zagubiony chłopczyk.
Zdenerwowany wyszedł ze swojego pokoju i w pośpiechu skierował się do tego zajmowanego przez jego brata. Na szczęście miał zapasowy klucz, jakby coś się miało stać. Wszedł szybko i zastał to, czego się spodziewał. Brak portfela, telefonu i krótki liścik zapisany pismem Jay’a.
-Nie martw się bracie, wychodzę się przejść, może wpadnę do baru. Dzwoń jakbyś coś chciał. Jay.- przeczytał na głos i wszystko zaczęło układać się w jedną całość.
Znając brata spędził upojną noc z jakąś przypadkową laską i wróci niedługo nieźle skacowany. Nie zmieniało to faktu, że dalej był na niego wkurzony. Nawet więcej niż wkurzony. Ale z drugiej strony podziwiał umiejętność brata pozwalającą mu nawiązywać szybkie i intensywne kontaktu. Ostatnio się podobno zmienił, szukał miłości, czy czegoś w tym stylu. Shann zbytnio mu nie wierzył. Rola w filmie otworzyła mu oczy, ale czy naprawdę? Czy może znowu grał na pokaz, po to aby zmylić wszystkich.
Nie wiedział już co ma o tym wszystkim myśleć. Odpuścił pokój brata wciąż myśląc o zaistniałej sytuacji. Sam już od dawna szukał tej ,,jedynej”. Niestety, gdy tylko dowiadywały się co robi na co dzień chciały zawsze wymusić na nim darmowe wejściówki do barów, na różne wydarzenia. Połowie zależało na jego dobrach materialnych, a drugiej na kontaktach. Oczywiście, miał świadomość, że jest przystojnym facetem, ale co z tego jeśli nikt nie chciał go z powodu jego osobowości, charakteru. Miał dość całego tego hollywoodzkiego zakłamania, najlepiej by rzucił to w cholerę, ale za bardzo to kochał. Czuł by się strasznie pusty, gdyby nie mógł co noc spełnić marzenia tysięcy ludzi przychodzących na ich koncert. Jedynie miłość do tego co robi pozwalała mu przetrwać z dnia na dzień.
Już miał się kierować do pokoju, kiedy wpadł na pewien pomysł. Może też wykorzysta szanse jak brat i pójdzie do jakiegoś baru, pobawi się trochę i zapomni o tym co Jay wymyślił. Skierował się do pokoju zajmowanego przez Tomo, wolał mu powiedzieć gdzie idzie, nie chciał się zachowywać jak jego dziecinny młodszy brat.
-Tomo, wychodzę.- oznajmił gitarzyście, wchodząc do jego pokoju bez pukania. Na szczęście zastał go w ubraniu.- Nie wiem kiedy wrócę, może jutro.
- Zamieniasz się w Jay’a Shannon, martwię się…- odparł ze śmiechem przyjaciel.- Tylko nie zrób się taki zniewieściały jak on w tym filmie. Nie zniósłbym widoku ciebie w spódniczce…- Tomo śmiał się już na cały głos, przez co oberwał poduszką.
-Ehh… Tak czy inaczej wychodzę, a ty rób co chcesz, tylko nie zdradzaj Vicky.- odpowiedział mu perkusista i skierował się w stronę drzwi. Za sobą usłyszał jakąś wiązankę niezbyt przyjemnych słów.- Misja wykonana.- zaśmiał się pod nosem i skierował się do wyjścia z hotelu.
Chciał znaleźć jakieś ustronne miejsca w Londynie, wzgórza czy coś podobnego. Miał potrzebę pobycia samemu, a dopiero potem napicia się czegoś.
****
- Smakowało?- zapytała go dziewczyna. Nie odzywali się zbytnio, byli zajęci jedzeniem naleśników przygotowanych przez nią. Nie wiedziała dlaczego go zapytała, przecież zjadał już dziesiątego pod rząd. Przyjemnie jej się patrzyło jak komuś smakowało to co przyrządziła.
- Jeszcze się pytasz? Lepsze niż robi Tomo…- nie miał pojęcia, czy ona w ogóle wie kto to jest, ale nie obchodziło go to w tej chwili. Miał swoje ukochane jedzenie, jeszcze do szczęścia brakowało mu pierogów, ale niestety niewiele osób poza polską potrafi je zrobić.
- No to panie Leto, proszę umyć naczynia.- powiedziała mu z uśmiechem. Jak nabrudził to niech chociaż posprząta, nawet jeśli jest wielką gwiazdą muzyki i filmu.
Jared wstał zrezygnowany, ale szczęśliwy i podszedł do zlewu. Nie lubił wykonywać tej czynności, ale czego się nie robi dla dziewczyny tak wyjątkowej jak ona. Słyszał jak wychodzi z kuchni i zostawia go samego. Zaczął sobie podśpiewywać jedną z jego ulubionych piosenek, które napisał.
- ,,Year zero, another hero
Is anybody alive here across the line?
Buy a new face, start a new race
It doesn't matter, it's all just to save your face
It doesn't matter, it's all just to save you
It doesn't matter, it's all just to save your face
It's all just to save you”
Niezbyt przyjemna czynność minęła mu dość szybko, więc po piętnastu minutach mógł już uznać, że skończył. Wszedł do salonu i zastał dziewczynę stojącą do niego tyłem. Patrzyła w okno, więc nie miał jak zobaczyć wyrazu jej twarzy. Przez jego głowę przeszła jedna, szalona myśl, a magia chwili spowodowała, że chciał ją zrealizować.
Podszedł do niej od tyłu i delikatnie ją objął. Dziewczyna delikatnie napięła mięśnie pod wpływem szoku, ale już za chwilę rozluźniła się. Odwrócił ją do siebie przodem i spojrzał w jej piękne, czarne oczy. Mógłby tak stać godzinami, ale wystarczyło tylko jedno spojrzenie na jej usta, aby poczuł niesamowite pożądanie. Pochylił się nad nią odrobinę i dosłownie wpił się w jej usta. Najpierw powoli, tak jakby muskał delikatny płatek róży. Nie mógł się za bardzo opanować, więc kontynuował coraz to intensywniej. Dziewczyna w stu procentach odpowiadała na jego ruchy i już po chwili namiętnie się całowali.
Jego ręce wędrowały po jej plecach i biodrach. Starał się omijać jej piersi i pośladki, nie chciał, aby pomyślała, że chce się z nią tylko przespać. Ona nie pozostawała mu dłużna. Jej ręka dość szybko znalazła się w jego włosach, następnie na karku.
Była zaskoczona tym co się przed chwilą stało. Nie miała pojęcia, że Jay żywi do niej jakiekolwiek uczucia inne niż litość i ciekawość. Nie chciała, aby całował ją tylko dlatego, że jest mu przykro z powodu tego co przeszła. Nie chciała być traktowana jak pięciolatka.
Bardzo przyjemnie całowało jej się z nim, ale wiedziała, że nie mogą tego robić. Powinni skończyć i o tym zapomnieć, ale ona tak bardzo tego chciała. Potrzebowała poczuć coś więcej niż rozpacz i smutek. Jared był jej jedynym ratunkiem, ale nie była pewna, że on ją chce.
Oderwała się od niego i ze smutkiem spojrzała mu w oczy. Już nie były tak błękitne jak zawsze. Barwą przypominały ciemny ocean, wzburzony wiatrem.
-Jay…- zaczęła niepewnie.
- Nic nie mów, proszę.- przerwał jej szybko. Widział tą rozpacz w jej oczach i nie miał pojęcia czym była spowodowana.- Wiem, że nie powinniśmy, znamy się dwa dni, ale czemu nie możemy spróbować?- spojrzał na nią i mógł przysiąść, że w jej oczach dostrzegł nadzieję. Nadzieję na nowe, lepsze jutro.
****

Mam nadzieję, że się podoba :) 
Trochę się z nim namęczyłam, ale jest :) 
Zapraszam do opinii i komentarzy,
*MarsHugs*

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 13- Love.

Spacer minął im bardzo przyjemnie. Szli obok siebie, ramię w ramię rozmawiając. Poruszali w miarę neutralne tematy takie jak ulubiony zespół, film. Cassie prawie nie wygadała się, że bardzo podobało jej się Requiem do snu.
Skończę Doszła do wniosku, że facet z jej snów w realnym świecie jest tak samo interesujący jak w jej marzeniach. Zastanawiało ją tylko jak on tam się znalazł, ale starała się o tym tak nie myśleć, żeby się nie wydać. Bała się, że jak zbyt intensywnie będzie się nad tym rozprawiać to wykona jakiś gest. Było tak wtedy jak z przyzwyczajenia nazwała go Jay. Nie miała pojęcia dlaczego to zrobiła. Wymsknęło jej się. Na szczęście muzyk dobrze to przyjął.
Natomiast nim szarpały sprzeczne emocje. Dziwił się sam sobie, że przystał na propozycje ledwo co poznanej dziewczyny. Nie pierwszy raz takie otrzymywał i nigdy do tej pory się na nie zgadzał. Coś mu się musiało w niej spodobać. Może urzekła go jej uroda, a może to, że nie miała zupełnego pojęcia kim on jest. Rozmawiała z nim jak ze zwykłym facetem, a to właśnie tego tak mu brakowało. Chciał poczuć się jak normalny facet, móc wyjść do baru i upić się porządnie. Jedynie we własnym domu mógł zachowywać się bardziej po ,,ludzku”. Nie kontrolował go żaden wścibski paparazzi, nie zaglądał mu do lodówki. Chodził sobie w samych majtkach nie zważając na to co się dzieje wokół niego. Właśnie to uwielbiał. Oczywiście, jego praca była dla niego spełnieniem największych marzeń. Kochał to co robił tak bardzo, że poświęcał temu nie tylko swój czas, ale także zdrowie. Tylko dzięki temu, że od wielu lat był weganinem trzymał się tak dobrze. Miał czterdzieści dwa lata, a mnóstwo osób mówiło mu, że wygląda na trzydzieści. Przynajmniej tyle. Wiele by oddał, żeby móc powrócić do lat swojej młodości i zacząć zmieniać swoje życie dużo wcześniej. I tak dużo osiągnął, ale chciałby jeszcze więcej.
Rola w jego ostatnim filmie wykończyła go psychicznie i fizycznie, ale mógł przyznać, że jest z siebie dumny. Nigdy wcześniej nie miał wokół siebie tyle szumu medialnego, co tylko pomagało w sprzedaży biletów na koncerty. Od początku przysięgał sobie, że nie zrobi nic tylko dla czystego zysku, ale surowe realia Hollywood dopadły go wcześniej niż myślał. Promowanie tras koncertowych poprzez tysiące udzielanych wywiadów stało się dla niego codziennością. Coraz mniejsze wrażenie robiły na nim wszystkie flesze skierowane w jego stronę. Ciągle czuł tą cudowną ekscytacje zmieszaną z podnieceniem przed koncertem, ale bał się, że niedługo wygaśnie. Bał się tego jak cholera.
Miewał kiedyś sny, z których budził się z krzykiem na ustach. Śnił o kobiecie, która wchodzi do
jego w miarę poukładanego życia i zabiera mu wszystko co kocha. Brata, matkę, fanów i ukochany zespół. Nie był to żaden z tych krwawych koszmarów ociekających przemocą. Ona zwyczajnie odchodziła a za nią wszyscy. Budził się cały spocony i myślał przez resztę nocy. Tak się działo przez równe trzy lata. Parę tygodni temu miał ostatni taki sen. Od tamtego czasu raz w tygodniu śni mu się tajemnicza postać ubrana w maskę średniowiecznego lekarza w czarnym kapturze i szacie. Sen jest na tyle dziwny, że nawet nie chce się z niego obudzić, próbuje podejść do tej postaci, ale ona ucieka i zostawia go z maską w ręku.
Im więcej o tym myślał, tym więcej szczegółów zapominał. Cholerna pamięć. ,,Starzejesz się Dziadzie…” mówił sobie często w głowie.
-Jesteśmy na miejscu. Skromny dom, ale własny.- powiedziała lekko zawstydzona całą sytuacją jak i swoją głupotą Cass. Co ją skłoniło, aby go do siebie zaprosiła? Chciałaś go zgwałcić idiotko? Głos w jej głowie zadawał jej coraz to bardziej napastliwe pytania. Sama nie wiedziała czego chciała. Potrzebowała odrobiny rozrywki, a on wyglądam na rozrywkowego, choć lekko starszego faceta. Mogła to potraktować jako przygodę na jedną noc ale nie chciała. Bała się, że porzuci ją tak jak w jej śnie. Kurde, Cassie nie jesteście razem pohamuj się dziewczyno.
Szybko otworzyła drzwi starając się ukryć drżenie rąk. Stresowała się jakby wpuszczała do swojego domu komornika. To był tylko zwykły mężczyzna, który jest sławny. Zapomnij o tym, że śniłaś o nim przez trzy lata. To ci w niczym nie pomoże.
-Rozgość się, naprzeciwko drzwi masz salon z barkiem. Ja pójdę się trochę odświeżyć do łazienki.- rzuciła krótko i wręcz pobiegła na górę. Cudownie Cassie, teraz na pewno nie zauważy, że się stresujesz. Mogłaś jeszcze szybciej przebierać tymi nóżkami to może pomyślałby, że przed nim uciekasz. Głos w jej głowie szalał z wściekłości.
Na dole został skonsternowany Jared z głową pełną różnorakich myśli. Ściągnął przeciw słoneczne okulary nie chcąc robić z siebie jeszcze większego idioty niż jest. Wszedł powoli do salonu, który był całkiem gustownie umeblowanym pokojem. Ciemna podłoga dobrze współgrała z połączeniem minimalistycznych, czarnych i białych mebli. Z prawej stronu pokoju dostrzegł barek, do którego skierował się od razu.
Ujrzał tam wiele butelek pełnych trunku, którego nie powinien zbyt dużo pić. Był jednym z tych ludzi, którzy po alkoholu nie czuję się za dobrze oraz się tak nie zachowują. Wolał wypić jednego czy dwa drinki jak był zdenerwowany niż obalić całą butelkę samemu. Zdarzyło mu się to tylko jeden jedyny raz po rozstaniu z Cameron. Pił ile wlezie tylko po to, aby zapomnieć. Nie udało mu się to. Każdego dnia wspomniał jej uśmiechniętą twarz. Musi się w końcu od niej wyleczyć, ale nie umie zaufać na tyle nowo poznanym dziewczynom. Może ta będzie inna…
Wpadł na pomysł, żeby odrobinę ją zaskoczyć. Zrobi im drinki, może atmosfera się trochę rozluźni. Zresztą po to go tutaj zaprosiła. W zamian za uratowanie jej życia mógł wypić trochę z jej domowego zapasu alkoholu. Miał nadzieję, że jest pełnoletnia. Idioto przecież wpuścili ją do klubu. Głos w jego głowie przypomniał mu o jego głupocie. Na oko miała niewiele ponad dziewiętnaście lat. Niby pełnoletnia, ale i tak ponad dwa razy młodsza od niego. Gdyby cokolwiek go z nią wiązało zostałby wyzwany od pedofilów, gwałcicieli. Cholernie tego nie chciał.
-Rozgościłeś się?- nagłe pytanie trochę go zaskoczyło. Podskoczył delikatnie upuszczając trzymaną przez niego szklankę. Zawstydził się lekko i spojrzał przepraszającym wzrokiem na dziewczynę.- To nic, nic się nie stało.- uśmiechnęła się do niego lekko i podeszła bliżej.
-Przepraszam za kłopot, może ja już pójdę?- zapytał próbując ukryć rumieniec na twarzy. Obecność Cassie obok działała na niego rozpraszająco. Nie potrafił skupić się na niczym innym niż patrzeniu w jej piękne, czarne oczy. Podobnie czuł się przy Cameron i to przez sytuacje związane z tą osobą czuł się niepewnie. Szukał miłości, ale nie takiej zwalającej z nóg, wchodzącej w duszę i zostawiającej na niej pełno śladów. Chciał mieć tylko kogo kochać na stare lata. Samolubne, proste marzenie, którego jeszcze nie spełnił.
- Zostań… Przez to całe zamieszanie w klubie nie mieliśmy okazji się poznać.- dalej grała w tą swoją zagmatwaną gierkę. Udawała wyluzowaną, chętną kontaktu i pełną optymizmu. W myślach przeklinała siebie po raz tysięczny za swoją wrodzoną głupotę. Może te trzy lata wyrwane z jej życiorysu w tym pomogły. – Usiądź, pójdę do kuchni po jakąś szmatkę, masz całą mokrą koszulę.
****
- Nie chce zejść… - powiedziała z uporem w głosie.
W tym momencie bardzo dziwnie wyglądali. Jakby ktoś nagle wszedł do domu pomyślałby, że są w trakcie czegoś bardzo intymnego. Jared stał na środku salonu i niewyjaśnionym wyrazem twarzy patrzył się w dół, gdzie Cass pomagała mu zetrzeć plamę z koszulki.- Ściągaj to.
- C..co?- zapytał zdezorientowany.
- Jak teraz to ściągniesz to wrzucę to do pralki i powinno się doprać…
- A… Dobrze, to odwróć się.- poprosił ją z cichą nadzieją, że go nie posłucha i jedna z jego fantazji snutych od kiedy  ją poznał się spełni. Niestety, odwróciła się. Przeklął w myślach swoją głupotę i nagłe zawstydzenie. Nigdy nie miał problemów z nagością, nie raz na koncertach był pozbawiany koszulek. Nie był też zakompleksiony, więc ta postawa zaskoczyła jego samego. Pewnie to przez to, że bardziej niż powinien przejmuje się zdaniem dziewczyny. Chciałby pokazać się w jak najlepszym świetle, a zamiast tego świeci przed nią gołą klatą. Nie żeby było coś z nią nie tak, wręcz przeciwnie.
Dziewczyna zabrała od niego koszulę i zaniosła do łazienki. Gdy Jared rozbierał się bardzo kusiło ją, aby nie spojrzeć. Chciała sprawdzić czy pod ubraniem wygląda tak samo jak w jej śnie.
Powinna dać jemu jakąś koszulkę, ale jedyne co miała w domu to ubrania swoje i matki. Jakoś nie wyobraża sobie Jay’a pomykającego po jej salonie w różowej bluzeczce rozmiaru s. Zaśmiała się wyobrażając sobie ten dziwny, zabawny obraz.
Wrzuciła zaplamione ubranie do pralki i wreszcie miała okazje spojrzeć w lustro. Ujrzała w nim dość mocno zarumienioną twarz. Różowe policzki, błyszczące oczy…
-Cholera dziewczyno on ci się podoba…- powiedziała cicho to samej siebie.- Ochłoń, wyjdź do niego i zachowuj się tak, jakbyś wcale nie czytała o nim od dwóch tygodni.
Rzeczywiście ostatnio siedziała na różnorakich forach, stronach i blogach poświęconych facetowi, który siedzi w jej salonie bez koszulki. O ironio… Miliony dziewczyny dałoby się pociąć, żeby tylko zamienić z nim słowo, a ona miała go u siebie w domu i to z nagą klatą.
Przeglądała nawet jedno fanfiction znając życie napisane przez napaloną trzynastolatkę. Opowiadało ono o tym jak bardzo jej idol jest wspaniały. ,,Rozbudowane” dialogi polegały na mówieniu sobie kocham cię co pięć minut, a podczas największej kłótni ,,mam cię dość!”. Płakała ze śmiechu czytając to Alex przez telefon.
-Dobra Cassie pora wrócić do rzeczywistości…- ochlapała sobie twarz zimną wodą i przetarła ręcznikiem.
Była już gotowa, aby wyjść i ujrzeć Jareda bez koszulki. Zawsze może podejść szybko do barku i wypić jednego na odwagę.
****
Wyszła z łazienki i zobaczyła jak Jay włącza radio i szuka jakiejś muzyki. Nie wiedziała czy chciał zrobić nastrój, czy bał się niezręcznej ciszy. Wyobraźnia podpowiadała jej miliony scenariuszy kończących się dobrze, przyjemnie i też takich, o których bała się myśleć. Straszliwie chciała poczuć jak to jest być z nim w prawdziwym życiu, fascynowało ją to. Z drugiej strony bała się zagadać, spróbować wykonać jakikolwiek ruch, aby nie popełnić żadnej gafy. Czuła się przy nim swobodnie, jak ze starym przyjacielem ale też spięta i nerwowa. Świadomość, że jest to facet z jej snu paraliżowała ją jak tylko na niego spoglądała. Mimowolnie traktowała go jak osobę lepszą od siebie. Nie wiedziała nawet czemu.
-O… już jesteś? Mam nadzieję, że nie obrazisz się, ale pomyślałem, że przyda się jakaś muzyka.- uśmiechnął się do niej rozbrajając ją tym kompletnie. Zastanawiała się dlaczego on tak mocno na nią działa. Może przez jego urok osobisty, a może przez ilość alkoholu jaką dzisiaj przyswoiła.
- Oczywiście, że się nie obrażę. Pozwolisz, że w końcu zrobię nam te drinki?- odpowiedziała mu takim samym, zniewalającym uśmiechem. Przynajmniej miała nadzieję, że taki był.
****
-…No i sama rozumiesz, że nie mogłem nic zrobić. Pozostało mi tylko patrzeć jak mój własny brat jest niesiony na rękach przez dość potężną kobietę.- zaśmiewał się Jared. Mieli za sobą już sporo drinków i atmosfera się bardzo rozluźniła. Opowiadał jej liczne historie z trasy, licznych wypraw do różnorakich krajów.
Przez te parę godzin odkryła jego ogromną charyzmę i poczucie humoru. Rozmawiało im się naprawdę świetnie. Mimo dość sporej różnicy wieku znaleźli wspólne tematy takie jak muzyka, czy film.
- To teraz czekam na twoją historię, opowiedz mi coś o sobie.- powiedział nagle Jay. Tego pytania się obawiała.
- No wiesz… Mam dopiero 21 lat, wiele się w moim życiu nie wydarzyło…- skłamała. Już wolała powiedzieć nieprawdę, niż opowiadać o swojej głupocie.
- Oj, Cassie. Na pewno coś masz ciekawego do powiedzenia.- nie poddawał się. Interesowało go to, ponieważ dostrzegał tą niewidzialną barierę pomiędzy nimi. Może ktoś ją w przeszłości skrzywdził, była w toksycznym związku, albo w czymś podobnym. Chciał ją po prostu poznać.
- Ehh… Powiem to tobie tylko dlatego, że zdobyłeś moje zaufanie. Zacznę od tego, że nie pamiętam ostatnich trzech lat mojego życia. Pewnie zapytasz dlaczego. Otóż przez moją nastoletnią głupotę zapadłam w śpiączkę. Jednym słowem chciałam popełnić samobójstwo, ale skończyło się to inaczej niż zakładałam. Nie pamiętam przyczyny tego czynu, wiem tylko tyle, że było to przez chłopaka. Podobno był to mój przyjaciel, w którym zakochałam się bez pamięci. I tak w wieku osiemnastu lat miałam próbę samobójczą zakończoną trzy letnią śpiączką. Obudziłam się z niej parę tygodni temu i jakoś żyję od tamtej pory… Cały czas uczę się siebie na nowo, staram się sobie przypomnieć więcej faktów z mojego dotychczasowego życia, ale chwilami… Nie umiem…- załamał jej się głos, a oczy zaszkliły się od łez. Szybko wciągnęła powietrze, czym ostatecznie udowodniła, że płacze. Cały czas ciężko jej było o tym mówić, a w tej oto chwili otworzyła się przed zupełnie nieznanym jej facetem. Oczywiście, że go znała tylko w jej pokręconym śnie, który wciąż pamiętała ze wszystkimi szczegółami.- Jedyne co pamiętam to sen, który śnił mi się przez całą śpiączkę…
Jared nic nie powiedział. Był w kompletnym szoku. Spodziewał się rzewnej historii jak to zerwał z nią chłopak i płakała przez parę miesięcy, a teraz staje na nogi.  Nie miał pojęcia jak ją może pocieszyć, jakich słów użyć, aby jej nie urazić. Nie chciał również, żeby pomyślała, że go to w ogóle nie obeszło. Wręcz przeciwnie.
Wykonał jeden, prosty gest, który wraził wszystko co poczuł do tej dziewczyny, po tym co powiedziała. Przysunął się odrobinę do niej i mocno ją przytulił. O dziwo nie poczuł żadnego opowu z jej strony.
Chwile potem siedzieli objęci i ona wypłakiwała się w jego nagie ramię. Nie miał pojęcia ile czasu trwają w takiej pozycji. Nie było mu nie wygonie, nie przeszkadzało mu, że jego ręka jest już cała mokra od jej łez.
Pierwszy raz od dawna czuł się, że jest właśnie tam gdzie powinien, że robi to co do niego należy. Zamknął oczy i wtulił się jeszcze mocniej w roztrzęsioną dziewczynę. Po chwili zasnęli w swoich objęciach, jak para kochanków zmęczonych swoją miłością. Tylko, że ich związek miął podłoże czysto emocjonalne. Przynajmniej na razie…


***********
Mam nadzieję, że się podobało :) 
Czekam na opinie i komentarze ;)
*MarsHugs*
P.S. Specjalne podziękowania dla Alex, bez której nie powstałby ten rozdział :D

wtorek, 4 marca 2014

Spełnienie marzeń :) Koncert w Berlinie 25.02.2014

Hej :)
Tak jak obiecywałam napiszę moją relację z koncerty Thirty Seconds To Mars w Berlinie :) Jest ona strasznie subiektywna (weźcie pod uwagę, że to mój pierwszy koncert ;) ). Mam nadzieję, że się wam spodoba :3


Może zacznę od samego początku. Rano wstałam gdzieś po szóstej strasznie podekscytowana. Ogarnęłam się i już siedziałyśmy z mamą w aucie kiedy coś ją tknęło i zajrzała pod nie. Okazało się, że odpada nam rura od tłumika i musiałyśmy pojechać do mechanika. Powiedział on nam, że to dość poważnie i całą godzinę kiedy on to przymocowywał ja stałam z boku i ryczałam. Bałam się strasznie, że nie pojedziemy, że będę miała miejsce na szarym końcu itp., itd. Udało nam się wreszcie wyjechać do Berlina.
Na miejscu byłam po jedenastej. Zestresowana, szczęśliwa i pełna nadziei. Pod areną stało już parę osób, w większości Polacy :D. Po godzinie dwunastej zaczęło się coś dziać. Jacyś faceci przyjechali rozstawiać barierki, ale zostawili je i odjechali. Co jakiś czas ktoś wychodził i przestawiał je, ale nie o tym ta notka.
Około trzynastej przyszła Wiktoria z Martą i usiadłyśmy przed wejściem. Mimo tylu godzin na dworze nie było mi w ogóle zimno. Chyba przez nerwy :)
Siedziałyśmy tak w trójkę, dopóki nie przysiadły się do nas studentki z Wrocławia. Dzięki tym ludziom, oczekiwanie na koncert stało się o wiele przyjemniejsze :)

A to ja już pomalowana :D
Koło godziny siedemnastej wszyscy wstali i czekali na wejście. Powinni wpuścić nas o osiemnastej. Wtedy przyszło mnóstwo ludzi i zauważyłam, że większość osób co tak czekali te ładne parę godzin to Polacy. Chyba Niemców aż tak to nie obeszło, albo mają inną mentalność.
Wybiła godzina osiemnasta i zaczęło się zamieszanie, dwadzieścia minut po zaczęli nas wpuszczać. Stałam w pierwszej kolejce, chyba piąta. Weszłam na teren areny i pierwsze co usłyszałam to, to że moja flaga jest za duża i muszę oddać ją im na przechowywanie. Lekko załamana oddałam i poszłam do wejścia na arenę. Gdy tylko sprawdzili mi bilet prawie pobiegłam na płytę. Dzięki mojej kochanej Wiktorii, która mnie wciągnęła za sobą miałam miejsce tuż obok sceny, po stronie Shannona.
Czekałyśmy tak na support i poznałyśmy dwie świetne dziewczyny ze Szczecina :)
Po dziewiętnastej trzydzieści pojawił się na scenie zespół Twin Atlantic. Szczerze, to byłam dość sceptycznie nastawiona do nich ale muzykę miel naprawdę fajną :) Idealna rozgrzewka przed Marsami :)

Zdjęcia z supportu :D



 Trwało to do dwudziestej trzydzieści. Potem wszyscy zeszli ze sceny i pojawiła się wielka kotara zakrywająca ją całą. Oczywiście z triadą. Czekałyśmy w niecierpliwości do za dziesięć dziewiątej. Wszystkie podekscytowane, w stresie.
Nagle z głośników usłyszałyśmy słowo ,,Love" i poleciały pierwsze nuty ,,Birth". Cała sala zaczęła krzyczeć, tak jakby wszyscy wpadli w szał. Kotara spadła na publiczność i szybko została zabrana przez grupę ochroniarzy. Jared zaczął śpiewać,wszyscy piszczeli i czekali aż pojawi się na scenie. Wreszcie wyszedł i ku mojej uciesze nie miał na sobie tego pierzastego futra, za którym nie przepadam ;)
Chwilę po nim na scenę weszła osoba, na którą najbardziej czekałam; Shannon. Wtedy zaczął się prawdziwy koncert. Niestety nie dane było mi zobaczyć jak wchodzi Tomo, ale jakoś to przebolałam :(
Następnie zagrali Night of The Hunter i szaleństwo się zaczęło. Śpiewałam z nimi na cały głos, tak że po pierwszej piosence miałam zdarte gardło. Wtedy mnie to nie obchodziło. Jedynym co mnie zawiodło to brak piosenek z pierwszej i drugiej (oprócz The Kill na akustyku) płyty. Cicho liczyłam na Buddha For Mary (moją ukochaną ich piosenkę) i się lekko zawiodłam. Pomijając ten fakt koncert był nieziemski. Pamiętam jak wszyscy (przynajmniej znaczna większość) rzucali się by być bliżej Jareda, ja cały czas zbliżałam się do barierek pod perkusję. Pod koniec koncertu stałam już przy barierkach i miałam idealny widok na Shannona.
Potem grali Search and Destroy, This is War, Conquistador, Do or Die, The Kill, Hurricane, End of All Days i Stay. Podem doszło do Bright Lights gdzie zaczęła się zabawa :D Macie tutaj wideo wyjaśniające wszystko.
Skończyło się na tym, że Shannon musiał odciągać Klaasa od swojej perkusji :) Wyglądało to przekomicznie.
Dokończyli Bright Lights i zagrali Closer To The Edge. Oczywiście zakończyli Up in The Air.
Jednym słowem byli świetni, na żywo są jeszcze lepsi niż na nagraniach, chociaż można usłyszeć, że Jay nie wyciąga dźwięków tak jak dawniej. Ale to nic, i tak ma nieziemski głos.
Jedyną rzeczą, której zazdroszczę mojej mamie to to, że Jared przebiegł parę centymetrów od niej. Ja miałam mojego Shannona, więc nie mogę narzekać :)
Podczas koncertu nie odbyło się od żartów Jay'a i jego słynnych monologów. Było cudownie :)


Wiem, że nie jest to profesjonalna relacja, więc radzę potraktować to z dużym przymrużeniem oka ;) Cały czas mam w sobie tyle emocji, że jak tylko o tym pomyślę to płaczę ze szczęścia.

Trochę zdjęć :)








Mam nadzieję, że wam się mimo wszystko podobało :) i nie przestraszyliście się mojej twarzy :D
Jak chcielibyście więcej zdjęć, filmów, szczegółów itp to piszcie do mnie na facebooku :) Zapraszam :) 

*MarsHugs*

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 12- Bright lights, big city she dreams of love..

Ocknęła się niewiele później. Wciąż nie potrafiła uwierzyć, że to co się dzieje, dzieje się naprawdę. Przed oczami miała chłopaka ze snu wyglądającego niemal identycznie jak ten na ekranie telewizora. Malujące się w jej oczach przerażenie rosło z minuty na minutę. Mogła przysiąc, że nigdy w życiu nie słyszała o nim, nie znała go. Czy to jej mózg płatał jej figle, czy to jakieś czary? Bała się sprawdzić jego nazwisko w wyszukiwarce, nie wiedziała dlaczego, ale myśl o tym wprowadzała ją w histerię. Niestety żeby przekonać się o co w tym wszystkim chodzi musiała wykonać ten krok.
Odpaliła ponownie laptopa i wpisała intrygujące ją hasło. Wyskoczyło jej milion stron, które z uwielbieniem opisywały aktora. Chwile po nich natrafiła na artykuł w Wikipedii.
-    Przynajmniej tutaj dowiem się czegoś bardziej istotnego niż dokładne daty każdej zmiany fryzury tego człowieka.
 Wyczytała, że ma on świetnie prosperujący zespół, podobno bardzo popularny. Grywa w dobrych filmach i jest nominowany do Oscara. Chyba rzeczywiście jest taki wspaniały jak o nim piszą.
Najbardziej zainteresowała ją jego kariera muzyczna. Jak grają już szesnasty rok, to muszą być dobrzy. Na YouTube znalazła ich stronę z teledyskami. Pod względem reżyserii były to małe dzieła sztuki. Wszystko idealnie dograne, każdy ruch, obraz był przemyślany. Zachwycona zapomniała się w tym wszystkim i obejrzała każdy po kolei. Zakochała się w tym do piosenki ,,From Yesterday". Sam pomysł kręcenia tego w Chinach był innowacyjny.  Kolejny jej ulubiony to ,,Hurricane". Te załamane, wręcz zatuszowane granice między snem a jawą zostały tam idealnie pokazane. Opuszczony Nowy Jork, piękne budynki, klucze. Wszystko układało się w jedną, wspaniałą całość.
Na oglądaniu teledysków, słuchaniu ich muzyki spędziła ponad cztery godziny. Zdążyła już zakupić wszystkie cztery płyty przez Internet. O pieniądze nie musiała się martwić, ponieważ mama dawała jej dość dużo na wszelkie zachcianki. Pewnie chciała wynagrodzić jej te trzy stracone lata. Jednym słowem dziewczyna nie mogła narzekać na brak środków na koncie.
Niestety wciąż bolała ją jej pełna zależność od rodzicielki. Chciała się wyprowadzić i  wreszcie móc zacząć nowe życie. Niedługo miało się to zmienić, lecz ona jeszcze o tym nie wiedziała.
****
Każdy dzień wyglądał dla niej tak samo. Wstawała, o której tylko chciała, sprzątała trochę w domu i zasiadała przed komputerem lub telewizorem. Matka otaczała ją wielką troską i opieką. Chuchała na nią i dmuchała przy każdej możliwej okazji. Mimo tego, że pracowała codziennie zawsze znajdywała czas, aby porozmawiać z córką o przeszłości.
Najbardziej brakowało jej tej stabilności. W swoim śnie miała wszystko czego zapragnęła; kochającego chłopaka, dom i świadomość, że wszystko się ułoży. Teraz mogła o tym tylko pomarzyć.
Tak bardzo tęskniła za Jaredem ze snu, że w nocy płakała parę godzin w poduszkę. I tak codziennie. Miała już dość tego wszystkiego. Chciała znów znaleźć się w świecie jaki sobie wymyśliła. Niestety zawsze kiedy próbowała przyśnić sobie coś z tych wydarzeń, jedyne co się pojawiało to widok uciekającego od niej chłopaka. Smutne.
****
-    Ale na pewno sobie poradzisz? Jak chcesz to mogę zostać... Czekaj zadzwonię.
-    Mamo! Mogłabyś się uspokoić trochę? Dam radę, nie mam pięciu lat. Jakby coś się działo to zadzwonię... Jedziesz tylko na tydzień, nie na dwa miesiące.
Stały przed drzwiami wejściowymi i przekomarzały się już od trzydziestu minut. Jej mama wyjeżdżała na jakieś szkolenie pracownicze. Na tydzień. Martwiła się o córkę strasznie, dlatego nie chciała jej zostawić samej. Na szczęście dziewczynie udało się już ,,wygonić" rodzicielkę i z ulgą zamknąć drzwi.
Opadła na fotel i zaczęła myśleć co takiego mogłaby dzisiaj zrobić. Biorąc pod uwagę fakt, że dawno nie wychodziła z domu, od razu pomyślała o klubie. Zadzwoniła najpierw do Alex, aby upewnić się, że może wyjść i chwilę potem stała przed szafą i zastanawiała się co na siebie włożyć. Przez te wszystkie szpitalne ekscesy mogła sobie na wiele pozwolić. Jej figura była idealna, nie wyglądała jak szkielet, ani jak wieloryb. Delikatne krągłości rysowały się pod materiałem sukienki, którą wybrała. Postanowiła postawić na naturalność. Nie idzie szukać chłopaka, czy czegoś w tym stylu. Chce się tylko napić i pobawić przy muzyce.
Szybko zrobiła sobie delikatny makijaż i była już gotowa do wyjścia. W intrenecie odszukała jakiś renomowany klub, do którego po pokazaniu zawartości portfela szybko się dostała.
Lawirując pomiędzy rozbawionymi parami na parkiecie, wzrokiem ciągle szukała baru. Tęskno jej było do tego piekącego smaku w ustach. Chciała wypić parę drinków i wrócić do domu. Taki przynajmniej był plan.
****
Przy barze było dość dużo ludzi. Wolny stołek znajdował się pomiędzy obściskującą się parą a jakimś pijanym biznesmenem. Już miała siadać na nim zrezygnowana, ale ujrzała jak jakaś wypacykowana dziewczyna wstaje parę miejsc dalej. Z ulgą podeszła do miejsca i usadowiła się wygodnie. Zamówiła sobie jakiegoś w miarę słabego drinka na początek. Chciała się upić ale to powoli, teraz postanowiła podziwiać otoczenie.
Siedziała obok zajętej flirtowaniem z barmanem kobiety i jakiegoś faceta. Zatrzymała wzrok na tym drugim.
Pierwszym co rzuciło jej się w oczy były jego włosy. Starannie uczesane i ułożone sięgały mu za ramiona. Widać było, że o siebie dba. Rozjaśnione końcówki idealnie współgrały z mocną, skórzaną kurtką. Nie umiała dostrzec co miał pod nią bo siedział z głową pochyloną tuż nad szklanką. Spodnie miał w kolorze czarnym, tak samo jak buty. Jedynie skarpetki były fioletowo-różowe.
-    Kto bogatemu zabroni...- pomyślała i jednym haustem wypiła zawartość szklaneczki z trunkiem.
                                                                                                                        
Zamówiła sobie tym razem whisky. Może nią się szybciej upije. Odstawiła głośno alkohol na blat baru i już miała kontynuować swoją obserwację, gdy mężczyzna odwrócił się w jej stronę z lekką irytacją.
-    Jeśli chcesz autograf to wystarczy, że poprosisz. Nie musisz lustrować mnie jak kawał mięsa na sprzedaż. Masz jakiś długopis? Gdzie podpisać?- zaatakował ją pytaniami. Gdy tak na nią spojrzał, po jego niebieskich oczach poznała, że jest to sam Jared Leto. Zaniemówiła.- To chcesz ten podpis, zdjęcie, cokolwiek? Wiesz, nie mam całej nocy by zastanawiać się nad twoimi zachciankami...
-    Nie... Ja... Nie znam Pana. Przepraszam za kłopot.- postanowiła grać idiotkę. Może pod tym płaszczem ,,niewiedzy" zdoła ukryć swoje przerażenie. Bała się jak cholera. Widzi właśnie na oczy człowieka, o którym śniła przez trzy lata. No może o młodszej i mniej aroganckiej wersji.
-    A... To ja przepraszam. Mogę ci postawić drinka, żebyś mi wybaczyła?- uśmiechnął się, czym powalił ją na kolana.- A tak przy okazji... Jared Leto, a ty?- podał jej rękę i przyglądał jej się uważnie.
-    Cassie Answorth...- zawahała się lekko i uścisnęła delikatnie wyciągniętą w jej stronę dłoń. Była bardzo miękka i przyjemna w dotyku. Tak jakby dotykała niemowlaka. Zapomniała się w tym wszystkim i trzymałaby ją jeszcze przez długą chwilę.
Rozbawiony mężczyzna zabrał dłoń i spojrzał na dziewczynę. Była w jego typie; szczupła, lecz z krągłościami, niska jak na kobietę ale nie przeszkadzało mu to. Jedynie kolor włosów był lekką przeszkodą. Kruczoczarne, długie, zaskakiwały swoim blaskiem. Wyglądała jak mały, ciemnowłosy aniołek.
Dzisiaj miał męczący dzień. Rano pokłócił się z bratem o jakąś pierdołę. Jak zwykle. Czasem mieszkanie z Shannonem strasznie go męczyło. Niby rodzina, ale w niektórych sprawach zachowywali się jak najwięksi wrogowie. Kochał go najbardziej na świecie, ale jego bałaganiarstwo go dobijało. Dochodzi jeszcze praca nad trasą, nowym teledyskiem i filmem. Niby już wypuszczony, ale gale rozdania nagród też zajmują czas… Chciał odpocząć od tego wszystkiego, uciec. Niestety w każdym miejscu, do którego by nie poszedł znajdywała się rzesza napalonych na niego fanów. Uwielbiał spędzać z nimi czas ale niektórzy nie potrafili zrozumieć, że oprócz sceny ma też swoje życie. Potrzebował kogoś, kto nie zna go aż tak, żeby go czcić. Ta dziewczyna, mimo młodego wieku wyglądała na taką jakiej szukał. Miała inteligentne spojrzenie, delikatne rysy twarzy, które podkreśliła delikatnym makijażem. Wyglądała naprawdę przeuroczo. Słodka i niebezpieczna- pomyślał.- Oby.
Siedzi już w tym Londynie od paru dni. Koncerty, wywiady i pokazy najnowszego i pierwszego filmu opowiadającego o zespole. Miał już dość wiecznego rozpoznawania go nawet wtedy jak wychodzi z publicznej toalety. Chciał się tylko w spokoju wysikać, a już musiał podpisywać czyjeś ręce, telefony i robi[EW1] [EW2] ć sobie z nimi zdjęcia.
- Co cię tu sprowadza? To nie jest bar dla takich dziewczyn jak ty…- powiedział z uśmiechem. Nie chciał jej urazić, w jego głowie brzmiało to jak komplement.
- A jakim typem dziewczyny według ciebie jestem?- podchwyciła jego grę. Kto jej zabroni, żeby się zabawiła. Pierwszy raz w życiu poszła do takiego klubu. Szczerze to do jakiegokolwiek klubu. Najlepsze lata swojego życia zmarnowała przez głupi błąd z młodości. Nie mogła sobie pozwolić na zmarnowanie żadnej szansy.
- Zazwyczaj widuję tu kobiety… Hmm… Otwarte na każdą propozycję. Ty mi na taką nie wyglądasz.
- Skąd pan wie panie Leto..- pomyślała, że niewinny flirt z chłopakiem ze snu jej nie zaszkodzi. A nóż się to jakoś rozwinie… Marzenia ściętej głowy. Głos w jej głowie znów zaczął dokazywać. Zabawne, że akurat teraz.
- Proszę, mów mi Jared, bo czuję się na starszego niż jestem- odparł roześmiany facet.
- No to Jared, czym zajmujesz się na co dzień?- uznała, że granie głupiej nieźle jej wychodzi. Nie mógł się zorientować, że nie dość, że wie kim on jest to śniła o nim przez równe trzy lata. Z miejsca uznałby ją za psychopatkę, a tak to może zyska kogoś oprócz Alex, z kim może pogadać od czasu do czasu.
- Wiesz… Nic ciekawego. Mam mały zespół, koncertujemy czasami. Gramy tutaj koncert za dwa dni. Przyjdziesz? Załatwię tobie bilet jak chcesz i tak będzie mało ludzi…- postanowił grać skromnego, początkującego muzyka. Jak dziewczyna się zgodzi i zainteresuje się nim, nie wiedząc kim jest, to z chęcią z nią spróbuje czegoś więcej. Takiej osoby szukał. Zainteresowanej nim, a nie na jego pieniędzmi czy sławą.
- Z wielką chęcią posłucham twojej muzyki Jay.- zagalopowała się i z przyzwyczajenia zdrobniła jego imię. Kurwa. Pomyśli, że na niego leci. Podobał jej się, ale nie mógł nic zauważyć.
- Jay? Jak miło słyszeć to zdrobnienie. Fajny odpoczynek od ciągłego ,,Jared wynieś śmieci!”, ,,Jared pomóż mi z perkusją!”. Spotkałem się też z określeniem ,,Dziadu”. Nie wstydź się tak…
Chciał jeszcze coś dopowiedzieć, kiedy do klubu wpadł facet z bronią. Zaczął coś krzyczeć po rosyjsku. Cassie przerażona pochyliła się dość nisko i widział jak nerwowo oddycha. Nie myślał za dużo i chwycił ją na ręce i ukradkiem wyniósł na zewnątrz. Zaskoczona dziewczyna nie stawiała nawet oporu.
Wyszli na dwór i chłodne, nocne powietrze uderzyło w ich nozdrza. Poszli jeszcze kawałek i Jared odstawił ją na ziemię.
- Przepraszam ciebie… Musiałem działać szybko, bo ten mafioso patrzył się na ciebie. Mam nadzieję, że nie odebrałaś tego jako wielki afront…
- Dziękuję za uratowanie mi życia Jared. W zamian zapraszam do siebie na dokończenie naszych drinków. I nie przyjmuję odmowy.- odpowiedziała wdzięczna dziewczyna. Myśl ta przyszła jej do głowy na poczekaniu, bo czemu nie? Nie ma nic do stracenia.
- Przejdziemy się?- zapytał zadowolony Leto. Wszystko szło po jego myśli. Do tej pory.
 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak wam się podobało? :)
Zapraszam do opinii i komentarzy :3
*MarsHugs*