poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 16- Mieć czy być?

Po obiecanych dziesięciu minutach pojawił się pod jej domem. W piżamie, z rozczochranymi włosami; zupełnie nie jak wielki pan Jared Leto. Teraz liczyła się tylko Cassie i to co do niej czuł. Nie wiedział czy to była miłość, współczucie, czy po prostu chęć opieki nad nią. Nie obchodziło go to, że nie powinni się nawet znać.
Nie musiał długo stać przed drzwiami i wzbudzać zainteresowania sąsiadów. Dziewczyna otworzyła mu tylko jak dotarł do wejścia do budynku. Miała bladą, zapadniętą twarz i dość duże wory pod oczami sugerujące fakt, że przepłakała cały ten czas od owego spotkania aż do teraz.
Nie mówiąc nic wziął ją w ramiona i po chwili niósł ją po schodach do jej sypialni. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje, ale za którymś razem trafił. Cassie nie była w stanie go nakierować, bo wtuliła się w niego najmocniej jak potrafiła i nie kontaktowała ze światem zewnętrznym. Położył ją delikatnie na łóżku i otulił kołdrą. Sam usadowił się tuż obok i zaczął ją uspakajać. Nie mógł pozwolić, aby po raz kolejny wpadła w histerię. Nie przy nim.
- Już jestem przy tobie kochanie… Spokojnie będzie dobrze- wypowiadał te słowa nie wierząc w nie zbytnio. Jak może być dobrze kiedy ktoś krzywdzi osobę, którą on… No właśnie. Czy on ją kocha? Czy to nie jest kolejne przelotne uczucie mające na celu pozwolić mu zapomnieć o Cameron?
Teraz naszły go te wszystkie wątpliwości ukrywane wcześniej pod tą ogromną dawką adrenaliny związanej z sytuacją. W co on się wpakował? Ale zaraz, jeszcze nie jest za późno, może ją zostawić i wrócić do hotelu. Przeraził się nagle odpowiedzialnością, która na niego spadła. Po raz pierwszy od ładnych paru lat miał kogoś, kim miał się zaopiekować i o niego zadbać.
Już miał wstawać, uciekać i zostawić ją samą sobie. Przez pierwszych parę dni może i miałby te wyrzuty sumienia. Potem by zniknęło, on rzuciłby się w wir pracy, koncertów. Nikomu by o niej nie powiedział i cierpiał w samotności, zresztą jak zawsze. Nie zwierzał się z takich spraw nawet bratu. Zresztą, on też mu nic nie mówił. Niby takie wspaniałe rodzeństwo, przykładne i idealne. Nie kłócą się przy mediach, nie mają żadnych skandali. Taka była wersja dla gazet plotkarskich i ich matki. Prawda była zupełnie inna.
Pomijając wszystkie sprzeczki o jakieś codzienne pierdoły, często dochodziło wśród nich do awantur. Był taki czas, że w ogóle nie odzywali się do siebie poza kamerami i koncertami. Chyba poszło wtedy o dziewczynę. To był ostatni raz kiedy rozmawiali o sprawach sercowych. Każdy miał swoich znajomych, tylko Tomo mógł się zwierzyć każdemu z nich. On był jedynym, który trzymał tem zespół razem i za to Jared był mu dozgonnie wdzięczny.
Musiał zakończyć rozmyślania nad jego chorym psychicznie bratem i wrócić do zastanawiania się, czy zachować się jak zawsze, czy może zostać z nią do końca. Dylemat był dla niego tak ogromny, że nie zauważył jak dziewczyna przestała szlochać i zaczęła mu się przyglądać.
- Myślisz o zostawieniu mnie tutaj, prawda?- jej cichy, słaby głos przerwał jego rozmyślania. Jak ona mogła go przejrzeć… Przecież nigdy nikomu się to nie udało.- Widzę to w twoich oczach, Jay.
- Cass…- nie wiedział jak zacząć rozmowę. Czuł się nieswojo po tym co mu powiedziała. Musiał koniecznie opracować nową technikę ukrywania swoich prawdziwych zamiarów.- Nigdy nie mógłbym zostawić cię samej w takim momencie. Opowiesz mi co się dokładnie stało?- czuł się podle. Jak największa męska świnia na świecie. Dziewczyna przeżywała w tym momencie jedne z najtrudniejszych chwil w jej życiu, a on myślał o zostawieniu jej samej sobie. Gratulacje Jared, dostałeś medal idioty.
****
Obudził ją jakiś dziwny ciężar napierający na jej bok. Przeraziła się, nawet bardzo. Nie przypomina sobie, aby zasypiała oglądając serial do późna, więc wersja, że to komputer odpadała. Spróbowała się odwrócić na drugi bok, aby zobaczyć co uciskało ją tak mocno. Niestety, to też jej się nie udało. Spojrzała w dół i na swoim brzuchu ujrzała dużą, męską dłoń. Momentalnie przypomniały jej się wszystkie wydarzenia z wczorajszego dnia. Były chłopak, jej parogodzinny płacz i Jared, w którego oczach wyczytała wszystko to czego się obawiała. Łzy napłynęły jej do oczu na samo wspomnienie jego spojrzenia. Jednak postanowiła mu zaufać i uwierzyć w szczerość jego intencji. Przecież został z nią całą noc i do niczego nie doszło, musiało mu choć trochę zależeć na jej osobie. Z taką nadzieją w głowie wydostała się z jego objęć i spojrzała na mężczyznę, leżącego w jej łóżku.Wyglądał tak uroczo zawinięty w różową kołdrę w małe kwiatuszki. Zrobiłaby mu zdjęcie, ale dźwięk spustu migawki mógłby obudzić jej towarzysza.
Skierowała się do łazienki i obmyła się z trudów wczorajszego dnia. Wyglądała jak siedem nieszczęść, a dzisiaj miała poznać najważniejszą osobę w życiu jej… Właśnie… On był jej chłopakiem, znajomym, czy przyjacielem, z którym się całuje i właśnie poznaje jego rodzinę. Przy najbliższej okazji musiała się dowiedzieć na czym stoją, bo w tej chwili nie miała zielonego pojęcia.
Skończyła brać prysznic i szybko wysuszyła włosy, ułożyła je i nałożyła lekki, delikatny makijaż. Dochodziła godzina ósma rano, więc powinna już obudzić Jareda ze snu. Weszła po cichu do pokoju i zastała go odwróconego do niej plecami, w samych bokserkach przeklinającego na cały świat. Musiał tak zasnąć, bo patrząc na obcisłość jego dżinsów, nie dałby rady spać w nich ze spokojem.
Oparła się o framugę drzwi i podziwiała jak wraz z poruszaniem się Jay’a jego mięśnie napinają się i rozluźniają. Wyglądało to jak jakaś sztuka, nie mogła uwierzyć, że stoi tuż obok niego i ma możliwość podziwiania tego co się dzieje tuż przed jej oczami. Chciała podejść, dotknąć i przekonać się czy to na co patrzy jest naprawdę prawdziwe, czy może dzieje się to w jej chorej głowie.
Na jej nieszczęście, a może też i szczęście odwrócił się do niej i uśmiechnął się szeroko.
- Tak się zastanawiałem czy moja księżniczka poszła się umyć, czy ode mnie uciekła.- powiedział ze śmiechem i podszedł do niej. Zostawił delikatny pocałunek na jej czole i sam poszedł pod prysznic.
Za parę godzin zaczynało się meet and greet, więc po dziewiątej powinien być na hali i przygotowywać się z resztą do koncertu. I tak wiedział, że dostanie ochrzan od starszego brata, który uwielbiał bawić się w ojca rodziny. Zawsze pouczał Jareda co powinien robić, a czego mu nie wypada. Sam oczywiście nie był w żadnym stopniu święty, ale uważał się za lepszego od Boga. Jay często się z niego śmiał, że to przez kryzys wieku średniego zrobił się taki zdziadziały, ale wtedy dochodziło już do rękoczynów ze strony Shannona. Innymi razy dogryzał mu, że to wszystko przez brak odpowiedniej dziewczyny, co by go utemperowała i postawiła do pionu. Po takich tekstach zostawał dosłownie mordowany spojrzeniem starszego brata. Mimo, że nie chciał się z nim  kłócić aż tak bardzo, bawiło go zachowanie zdenerwowanego Shanna. Brat go śmieszył całą swoją zakręconą osobą.
Wyszedł spod prysznica świeży i zadowolony. Spojrzał w lustro i tylko jak zobaczył swoją twarz dostał nagłego ataku wstrętu do własnej osoby. Jak śmiał pomyśleć takie rzeczy o dziewczynie, która mu bezgranicznie zaufała. Czuł się strasznie z tym, że miał czelność rozważać, żeby wyjść z jej domu i tak po prostu ją zostawić. Może te wszystkie wątpliwości odpadły na niego tak nagle, że nie mógł sobie z tym poradzić, czy to przez jego paskudny charakter. Brat pewnie by postawił na drugie, przecież zawsze wspierał Jareda w podjętych przez niego decyzjach. Pomyślał z przekąsem i poszedł owinięty ręcznikiem do pokoju zajmowanego przez dziewczynę. Zastał ją siedzącą na łóżku z podkulonymi nogami i komputerem znajdującym się na nich. Widać było, że coś namiętnie czyta, bo jej wzrok biegał od jednego końca ekranu do drugiego i tak w kółko.
Ze śmiechem podszedł do niej i usiadł tuż obok. Musiał się trochę powyginać i cudem objął zajętą komputerem dziewczynę. Spojrzała na niego przelotem i wróciła do studiowania tego, co tak bardzo ją absorbowało.
- Zamierzasz tak iść na koncert?- zapytała go w przerwie w przeglądaniu Internetu.
- Wiesz, takie widoki są zarezerwowane tylko dla ciebie.- powiedział zalotnie i musnął ustami jej odkrytą szyję co spowodowało dreszcz, który przeszył całe jej ciało. Starała się zachować jako taki spokój i nie poddawać się urokowi słynnego Leto. Wyswobodziła się z jego objęć, co wywołało śmiech u mężczyzny. Patrząc na jego zachowanie miał on ochotę na niektóre rzeczy, dość przyjemne, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Nie w pierwszych dniach znajomości.
- Po tym co widziałam w Internecie, do tych widoków ma najczęstszy dostęp Terry Richardson.- odpaliła, byle żeby zmienić temat na coś mniej jednoznacznego. Wolała aby się na nią w tej chwili obraził, niż rzucił i zrobił rzeczy, na które tak czekała.
Od zerwania z pamiętnym chłopakiem i wypadku nie miała żadnego kontaktu z mężczyznami. Była zielona w tych sprawach i bała się na razie to zmienić. Jeszcze nie była psychicznie gotowa na takie ekscesy, ale przy tym facecie to kto wie. Może mu ulegnie jak każda zresztą.
-Phi… Lepszej riposty nie umiałaś znaleźć? Pamiętaj, przed urokiem Leto nie ma ratunku, raz wpadniesz i już się nie wydostaniesz.- zaśmiał się i położył się tuż obok niej.
- Jak ma na mnie zadziałać twój urok, jeśli będziesz za chwilę martwy bo nie pojawiasz się na hali?- zaśmiała się z mężczyzny i wstała odkładając komputer na szafkę. Objęła już taktykę radzenia sobie z młodszym, więc miała nadzieję, że na starszego również podziała. Przez te wszystkie problemy osobiste kompletnie zapomniała, że Shannon jest chwilami niezrównoważony i nie wiadomo jak ją przyjmie. Zanim Jared wparował pół nagi do jej pokoju czytała wypowiedzi fanów na temat spotkań z perkusistą. Oczywiście, dla nich mógł zachowywać się nawet jak Matka Teresa, ale jak Cassie mu się nie spodoba może ją zniszczyć jednym słowem wypowiedzianym w stronę Jay’a na jej temat. Tego bała się najbardziej. Nie chciała, aby Jared zostawił ją przez słowa tego idioty. Już wolała zostać porzucona przez to co robiła niż przez jakieś plotki i pomówienia. Co to to nie.
****
Wysiedli tuż przed halą i mimo wielkich kolejek do niej, nikt nie zwrócił na nich większej uwagi. Widok faceta w bluzie od dresu i niebieskich spodniach od piżamy nie zrobiła na nich żadnego wrażenia. Zabawne, że ich największy idol mógł przejść obok nich zupełnie niezauważony. Jednak ślepota ludzi w dzisiejszych czasach jest przerażająca.
Kiedy znaleźli się już w obiekcie gdzie miał odbyć się koncert jej przerażenie zaczęło rosnąć na sile. Wszędzie kręciło się mnóstwo ludzi, którzy patrzyli na nią jak na intruza wdzierającego się na ich terytorium. Uśmiechała się do nich blado, a oni odpowiadali jej tymi sztucznie wymuszonymi wyrazami twarzy mającymi przypominać uśmiech. Nie wychodziło im to najlepiej. Skierowali się w stronę, gdzie znajdowały się garderoby, a ona ze stresu poczuła się słabiej. Nie uszło to pilnej uwadze Jareda, który patrzył na nią badawczo odkąd znaleźli się w korytarzach poświęconych dla artystów i personelu. Pokiwała głową na znak, że wszystko jest jak w najlepszym porządku co strasznie mijało się z prawdą, ale nie chciała go dołować jeszcze bardziej. I tak miał stres przed spotkaniem z bratem, który chyba był dla niego dość dużym autorytetem.
Weszli do garderoby opatrzonej znakiem Marsów. W środku siedziały trzy postacie i zawzięcie o czymś dyskutowały. Na ich widok umilkli, a atmosfera zrobiła się dość nieprzyjemna. Wszyscy patrzyli na Cassie z niemym pytaniem „kto to do cholery jasnej jest” wypisanym na ich twarzach. Już miała uciekać, biec jak najdalej od nich, kiedy odezwał się Jared, jej wybawca.
- Słuchajcie wszyscy to jest Cassie, moja….- tu zawahał się chwilę. Nie miał pojęcia co ma im powiedzieć. Postawił na coś bezpiecznego, najwyżej później się jej wytłumaczy o co mu chodziło.- Nowa przyjaciółka.- wybrnął.- Cassie, to jest Shannon mój ukochany starszy braciszek, tamten dziwny mężczyzna obok niego to Tomo, a tam siedzi mój większy i mądrzejszy mózg, Emma.
Nie poszło aż tak źle. Emma zdobyła się nawet na to, żeby podejść do dziewczyny i uścisnąć jej dłoń. Jedynie ona wydawała się nie szufladkować jej jako potencjalnego zagrożenia. Jej uśmiech był szczery, przynajmniej taką nadzieję miała Cassie.
-Jared, kolejny nowy członek Mars Crew? Nie za dużo ich ostatnio zatrudniłeś?- jak zwykle uprzejmy Shannon okazał swoją delikatność i dyskrecję. Jay miał ochotę go zadźgać tępym nożem na oczach wszystkich fanów perkusisty. Na razie ograniczył się do zaciśnięcia pięści i uśmiechu pełnego skrywanej nienawiści do brata.
- Nie kochany, tym razem nie. Chciałem aby pomagała nam przy teledyskach, wiesz mój główny asystent i zastępca.- jego promienny uśmiech zbił wszystkich z tropu. Jednak potrafił być dobrym aktorem jeśli tego bardzo chciał. A macie krytycy. Pomyślał i zaśmiał się w duchu z własnej dziecinności.
- Och, to wspaniałe bracie. Pozwolisz, że zamienię z tobą słowo na temat naszego koncertu, który gramy dzisiaj i mam nadzieję, że o tym pamiętasz. Twoja urocza towarzyszka zostanie na tą chwilę z Tomo i Emmą,  jeśli pozwolisz.- Shannon wycedził przez zęby i uśmiechnął się tak sztucznie, że chyba pobił tym biust nie jednej aktorki filmów pornograficznych.

Wyszli razem na korytarz i Jared już wiedział, że nie szykuję się kolejna przyjacielska pogawędka z braciszkiem.
****
Tyle ode mnie, długo mnie nie było i mam nadzieję, że się podoba ;)
Zapraszam do wszelkich opinii i komentarzy :) 
*MarsHugs*

6 komentarzy:

  1. Jednym słowem cudowny! Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny !!! <30

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo, cudo, cudo, CUDO! Jak każdy zresztą :D a ten tekst o biustach aktorek filmów porno po prostu powalił mnie na łopatki XD proszę, proszę pisz dalej, już nie mogę się doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. cieszę się że dodałaś :D czekam na nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny! Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba się, podoba :)
    Ale ta końcówka była najlepsza, tak na przytupnięcie. Dobre :D
    Lubię czytać Twojego bloga. Jest pisany bardzo przyjemnie i jak już jestem pod koniec rozdziału to :" to już? tak mało?" Chce się zwyczajnie więcej. W takim razie czekam na kolejny wpis i mam nadzieję, że już nidługo.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń