czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 14- Lust.


Otworzył oczy i to co ujrzał przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Leżał na kanapie w czyimś domu i w pierwszej chwili nie wiedział co się dzieje. Chciał zacząć już się zbierać, jak zawsze miał w zwyczaju po upojnej nocy z przypadkową dziewczyną. Jednak po chwili przypomniał sobie wszystko co działo się wczorajszej nocy; to dlaczego nie znajduje się w hotelu, oraz czemu jest bez koszulki i jakaś dziewczyna przez całą noc leżała na jego klatce piersiowej.
Zrozumiał co i dlaczego się stało. W głowie ciągle kołatała mu się historia Cassie. Na samą myśl, że taka młoda osoba tyle w życiu przeszła i wcale, a wcale nie są to przyjemne rzeczy. Nie mógł pojąć jak to jest żyć ze świadomością, że trzy lata z twojej młodości zostały zabrane przez jeden głupi błąd.
Chodził chwile po pokoju i zastanawiał się jak może jej pomóc w tym wszystkim. Czuł się dziwnie odpowiedzialny za tą małą osóbkę. Chciał zostać jej przyjacielem, może nawet dla bezpieczeństwa weźmie ją w trasę… To byłoby dobre wyjście, gdy wiedział o niej trochę więcej niż to, że przez trzy lata była w śpiączce. Musiałby też przekonać do tego Tomo i Shannona. Z tym drugim byłby problem. Brat miał bardzo profesjonalne podejście do ich zawodu. Uważał, że w trasę nie powinna jeździć żadna kobieta, oprócz Emmy. Nawet Vicky z nimi nie podróżowała, dlatego aby nie rozpraszać zbytnio Toma. To nie było jedyne dziwne zachowanie jego brata. Ostatnio stał się bardziej oschły w stosunku do Jareda, nie wiedzieć czemu trzymał go na dystans. Ciągle powtarzał, że jest już zmęczony tym wszystkim, że ma już dość. Jay bał się, że Shann zrezygnuje z grania w zespole i pewnego dnia po prostu odejdzie. Nie chciał go stracić, przez ich szalony tryb życia brat i gitarzysta zespołu byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Czasami miewał różne wizje, w których to budzi się, a obok niego na poduszce leży karteczka zapisana koślawym pismem Shannona. Sięga po nią i może przeczytać, że brat ma go dość, tej całej bieganiny, wywiadów, koncertów i tak dalej…
Czasem nawet on miał chęć rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać na jakąś bezludną wyspę, ale momentalnie przypominał sobie jak ciężko było mu dotrzeć tam, gdzie się teraz znajduje. Nie po to tyle pracował nad sobą i swoimi słabościami, żeby tak łatwo z tego zrezygnować. Jak tylko pomyślał o tym, że tyle nerwów, nieprzespanych nocy i głodówek miałoby pójść na marne, od razu nabierał więcej energii i ochoty do dalszej pracy.
Co do dziewczyny musiał się jeszcze nad tym zastanowić, chęć pomocy tej zagubionej duszyczce kompletnie zajęła jego myśli. Szybko sobie zanotował w głowie, że musi poważnie porozmawiać z bratem i poszedł pomyszkować w kuchni. Zastanawiał się czy dziewczyna ma coś wegańskiego do jedzenia. Nabrał wielkiej ochoty na naleśniki, niestety w lodówce nie było potrzebnych składników.
Poszedł do łazienki i szybko się obmył, jego koszula była jeszcze wilgotna, więc zarzucił kurtkę na nagą klatę i szybko wybiegł do sklepu. Modlił się w duchu, aby nikt go nie rozpoznał, bo nie widziało mu się tłumaczenie Emmie co robił półnagi w angielskim sklepie spożywczym. Na szczęście obeszło się bez paparazzich, chyba nie wiedzieli, że gwiazdy są jeszcze w Londynie. Koncert był dopiero za parę dni, a oni mieli w zwyczaju przyjeżdżać dzień przed nim.
Wrócił szybko do jej domu i z zadowoleniem zauważył, że dziewczyna jeszcze śpi. Było około siódmej rano, więc jej się nie dziwił. Uśmiechnął się pod nosem i zabrał się do przygotowywania śniadania. Nie należał do najlepszych kucharzy, nie mógł równać się z Tomo, ale ciągle próbował nauczyć się gotować najprostszych rzeczy. Raz nawet udało mu się upiec tort dla Shannona na urodziny, ale dziwnym trafem braciszek nie kwapił się do próbowania prezentu Jareda, który zdemotywowany zachowaniem Shanna, poleciał szybko do sklepu po nową gitarę. Akurat na ten prezent Shannon się ucieszył.
Zdeterminowany mężczyzna wrócił do pichcenia smakołyków dla Cassie.  
****
Obudził ją delikatny zapach spalenizny. Tak bardzo chciała go zignorować i powrócić do przyjemnego snu. W swoich marzeniach sennych przypominała sobie wszystkie przyjemne momenty z Jaredem. Oczywiście z tym, o którym śniła przez trzy lata. Rozmowa z jego ,,prawdziwą” wersją bardzo jej pomogła. Pokazała jej, że w rzeczywistości jest kochany i opiekuńczy. Nie tego naczytała się na różnych forach i blogach. Najczęściej pisano, że ten człowiek to gwałciciel, że lubi się zabawić i był już z większością celebrytek w  Hollywood. Zawsze jak czytała plotki takie jak powyższe, zastanawiała się jak to jest naprawdę. Teraz już wiedziała, że wszystkie te informacje są wyssane z palca, a Jared to jedna z najczulszych osób jakie znała. Chyba, że udawał, był przecież aktorem.
Swąd palonego jedzenia coraz bardziej jej przeszkadzał. Nie mogła już zwyczajnie ignorować, więc z  przerażeniem otworzyła oczy. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to to, że spała w salonie. Nie poświęciła temu zbyt wielkiej uwagi i pobiegła szukać źródła zapachu. Przystanęła w drzwiach kuchni i to co tam zastała doprowadzało ją jednocześnie do płaczu i śmiechu.
Ujrzała Jareda dosłownie walczącego z patelnią. Chyba próbował przewrócić jakiś placek, niestety z marnym skutkiem. Zauważyła, że prób musiało być więcej, bo cała kuchnia wyglądała jak pobojowisko. Wszędzie walała się mąka i rozlane mleko. Cieszyła się, że jej mama tego nie widzi, bo z pewnością już rzuciłaby się do sprzątania.
Stała tam wystarczająco długo, aby zobaczyć jak mężczyzna kompletnie sobie nie radzi. Niewiele myśląc, niezauważalnie podeszła do niego i odebrała mu z rąk patelnie. Uśmiechnęła się na widok jak podskoczył ze strachu. Obrócił się w jej stronę i odpowiedział jej takim samym uśmiechem, w którym dostrzegła nieme podziękowania.
- Siadaj, już dość ubrudziłeś mi kuchnie jak na jeden raz.- powiedziała do niego ze śmiechem, a w odpowiedzi on wystawił do niej język.
- Chciałem się jakoś odwdzięczyć za przenocowanie…- tłumaczył się tak, jakby rozmawiał z osobą, która w każdej chwili może go za to skarcić. Stresował się jak na pierwszej randce, co było dość dziwne.
- Ależ dziękuję, za wspaniałe śniadanie, tylko pozwól, że ja się tym zajmę.- odpowiedziała, odwrócona do niego tyłem. Przez to nie widziała, jego spojrzenia, które gdyby tylko mogło wypaliłoby dziurę w jej krótkiej sukience.
****
- Gdzie do cholery jasnej jest ten idiota?!- Shannon chodził dookoła pokoju z telefonem w ręce.- Zawsze pałęta się każdemu pod nogami, a jak jest potrzebny to znika! Kurwa za każdym razem tak jest!
Kolejny raz jego brat pokazał wszystkim jak bardzo w dupie ma ich karierę. Oczywiście, dawał z siebie wszystko jeśli chodziło o zespół, ale czasem odwalało mu bardziej niż powinno. Nie odzywał się od wczorajszego wieczoru. Najpierw Shann myślał, że może Jay położył się wcześniej, po niedawnej głodówce był jeszcze osłabiony.
Martwił się o niego straszliwie, przecież to był jego młodszy braciszek, o którego zobowiązał się dbać. Byli w mieście, którego nie znali tak dobrze. Nie obchodziło go, że był to czterdziesto-trzy letni facet, a do tego światowa gwiazda. Miał prawo zamartwiać się o niego, jakby to był mały, zagubiony chłopczyk.
Zdenerwowany wyszedł ze swojego pokoju i w pośpiechu skierował się do tego zajmowanego przez jego brata. Na szczęście miał zapasowy klucz, jakby coś się miało stać. Wszedł szybko i zastał to, czego się spodziewał. Brak portfela, telefonu i krótki liścik zapisany pismem Jay’a.
-Nie martw się bracie, wychodzę się przejść, może wpadnę do baru. Dzwoń jakbyś coś chciał. Jay.- przeczytał na głos i wszystko zaczęło układać się w jedną całość.
Znając brata spędził upojną noc z jakąś przypadkową laską i wróci niedługo nieźle skacowany. Nie zmieniało to faktu, że dalej był na niego wkurzony. Nawet więcej niż wkurzony. Ale z drugiej strony podziwiał umiejętność brata pozwalającą mu nawiązywać szybkie i intensywne kontaktu. Ostatnio się podobno zmienił, szukał miłości, czy czegoś w tym stylu. Shann zbytnio mu nie wierzył. Rola w filmie otworzyła mu oczy, ale czy naprawdę? Czy może znowu grał na pokaz, po to aby zmylić wszystkich.
Nie wiedział już co ma o tym wszystkim myśleć. Odpuścił pokój brata wciąż myśląc o zaistniałej sytuacji. Sam już od dawna szukał tej ,,jedynej”. Niestety, gdy tylko dowiadywały się co robi na co dzień chciały zawsze wymusić na nim darmowe wejściówki do barów, na różne wydarzenia. Połowie zależało na jego dobrach materialnych, a drugiej na kontaktach. Oczywiście, miał świadomość, że jest przystojnym facetem, ale co z tego jeśli nikt nie chciał go z powodu jego osobowości, charakteru. Miał dość całego tego hollywoodzkiego zakłamania, najlepiej by rzucił to w cholerę, ale za bardzo to kochał. Czuł by się strasznie pusty, gdyby nie mógł co noc spełnić marzenia tysięcy ludzi przychodzących na ich koncert. Jedynie miłość do tego co robi pozwalała mu przetrwać z dnia na dzień.
Już miał się kierować do pokoju, kiedy wpadł na pewien pomysł. Może też wykorzysta szanse jak brat i pójdzie do jakiegoś baru, pobawi się trochę i zapomni o tym co Jay wymyślił. Skierował się do pokoju zajmowanego przez Tomo, wolał mu powiedzieć gdzie idzie, nie chciał się zachowywać jak jego dziecinny młodszy brat.
-Tomo, wychodzę.- oznajmił gitarzyście, wchodząc do jego pokoju bez pukania. Na szczęście zastał go w ubraniu.- Nie wiem kiedy wrócę, może jutro.
- Zamieniasz się w Jay’a Shannon, martwię się…- odparł ze śmiechem przyjaciel.- Tylko nie zrób się taki zniewieściały jak on w tym filmie. Nie zniósłbym widoku ciebie w spódniczce…- Tomo śmiał się już na cały głos, przez co oberwał poduszką.
-Ehh… Tak czy inaczej wychodzę, a ty rób co chcesz, tylko nie zdradzaj Vicky.- odpowiedział mu perkusista i skierował się w stronę drzwi. Za sobą usłyszał jakąś wiązankę niezbyt przyjemnych słów.- Misja wykonana.- zaśmiał się pod nosem i skierował się do wyjścia z hotelu.
Chciał znaleźć jakieś ustronne miejsca w Londynie, wzgórza czy coś podobnego. Miał potrzebę pobycia samemu, a dopiero potem napicia się czegoś.
****
- Smakowało?- zapytała go dziewczyna. Nie odzywali się zbytnio, byli zajęci jedzeniem naleśników przygotowanych przez nią. Nie wiedziała dlaczego go zapytała, przecież zjadał już dziesiątego pod rząd. Przyjemnie jej się patrzyło jak komuś smakowało to co przyrządziła.
- Jeszcze się pytasz? Lepsze niż robi Tomo…- nie miał pojęcia, czy ona w ogóle wie kto to jest, ale nie obchodziło go to w tej chwili. Miał swoje ukochane jedzenie, jeszcze do szczęścia brakowało mu pierogów, ale niestety niewiele osób poza polską potrafi je zrobić.
- No to panie Leto, proszę umyć naczynia.- powiedziała mu z uśmiechem. Jak nabrudził to niech chociaż posprząta, nawet jeśli jest wielką gwiazdą muzyki i filmu.
Jared wstał zrezygnowany, ale szczęśliwy i podszedł do zlewu. Nie lubił wykonywać tej czynności, ale czego się nie robi dla dziewczyny tak wyjątkowej jak ona. Słyszał jak wychodzi z kuchni i zostawia go samego. Zaczął sobie podśpiewywać jedną z jego ulubionych piosenek, które napisał.
- ,,Year zero, another hero
Is anybody alive here across the line?
Buy a new face, start a new race
It doesn't matter, it's all just to save your face
It doesn't matter, it's all just to save you
It doesn't matter, it's all just to save your face
It's all just to save you”
Niezbyt przyjemna czynność minęła mu dość szybko, więc po piętnastu minutach mógł już uznać, że skończył. Wszedł do salonu i zastał dziewczynę stojącą do niego tyłem. Patrzyła w okno, więc nie miał jak zobaczyć wyrazu jej twarzy. Przez jego głowę przeszła jedna, szalona myśl, a magia chwili spowodowała, że chciał ją zrealizować.
Podszedł do niej od tyłu i delikatnie ją objął. Dziewczyna delikatnie napięła mięśnie pod wpływem szoku, ale już za chwilę rozluźniła się. Odwrócił ją do siebie przodem i spojrzał w jej piękne, czarne oczy. Mógłby tak stać godzinami, ale wystarczyło tylko jedno spojrzenie na jej usta, aby poczuł niesamowite pożądanie. Pochylił się nad nią odrobinę i dosłownie wpił się w jej usta. Najpierw powoli, tak jakby muskał delikatny płatek róży. Nie mógł się za bardzo opanować, więc kontynuował coraz to intensywniej. Dziewczyna w stu procentach odpowiadała na jego ruchy i już po chwili namiętnie się całowali.
Jego ręce wędrowały po jej plecach i biodrach. Starał się omijać jej piersi i pośladki, nie chciał, aby pomyślała, że chce się z nią tylko przespać. Ona nie pozostawała mu dłużna. Jej ręka dość szybko znalazła się w jego włosach, następnie na karku.
Była zaskoczona tym co się przed chwilą stało. Nie miała pojęcia, że Jay żywi do niej jakiekolwiek uczucia inne niż litość i ciekawość. Nie chciała, aby całował ją tylko dlatego, że jest mu przykro z powodu tego co przeszła. Nie chciała być traktowana jak pięciolatka.
Bardzo przyjemnie całowało jej się z nim, ale wiedziała, że nie mogą tego robić. Powinni skończyć i o tym zapomnieć, ale ona tak bardzo tego chciała. Potrzebowała poczuć coś więcej niż rozpacz i smutek. Jared był jej jedynym ratunkiem, ale nie była pewna, że on ją chce.
Oderwała się od niego i ze smutkiem spojrzała mu w oczy. Już nie były tak błękitne jak zawsze. Barwą przypominały ciemny ocean, wzburzony wiatrem.
-Jay…- zaczęła niepewnie.
- Nic nie mów, proszę.- przerwał jej szybko. Widział tą rozpacz w jej oczach i nie miał pojęcia czym była spowodowana.- Wiem, że nie powinniśmy, znamy się dwa dni, ale czemu nie możemy spróbować?- spojrzał na nią i mógł przysiąść, że w jej oczach dostrzegł nadzieję. Nadzieję na nowe, lepsze jutro.
****

Mam nadzieję, że się podoba :) 
Trochę się z nim namęczyłam, ale jest :) 
Zapraszam do opinii i komentarzy,
*MarsHugs*

3 komentarze:

  1. Ooooooo <3 I co dalej?! Czekam na kolejny rozdział, świetne opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. NO NIECH ONA SOBIE WRESZCIE PRZYPOMNI NO :OO
    ZAJEKURWAWCHUJEBISTE (y)
    Czekam na kolejny :3
    Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww! Świetny rozdział! Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona ;) Fajnie, ze napisałaś też perspektywę Shannona.
    Po ostatniej scenie czekam na wiecej! :)

    OdpowiedzUsuń