sobota, 15 marca 2014

Rozdział 15- Wake me up.

Tak bardzo pragnęła, aby to nie był kolejny sen. Nie chciała obudzić się z łzami w oczach i wokół siebie ujrzeć tylko tą wieczną pustkę. Patrzeć jak wszystko dookoła niej ucieka i jedyne co zostaje to tęsknota, za tym czego tak naprawdę nigdy nie miała. Dawała sobie miliony szans na poznanie kogoś wartościowego, a kiedy właśnie taki ktoś stał tuż obok niej i całował ją czule w usta nie potrafiła go rozpoznać. To jak błądzenie we mgle, ciągłe poszukiwanie szczęścia w świecie pełnym wojen i krwi rozlanej za jakieś chore przekonania. Jedyne czego teraz potrzebowała to to, że kiedy po raz kolejny otworzy oczy ujrzy go przed sobą z takim samym uśmiechem jak wcześniej. Facet z jej snów stał tuż przed nią i czekał na jakąkolwiek odpowiedź. Nie wiedziała, czy powinna iść za głosem serca, czy posłuchać rozumu. Oczywiście nie mogła zapomnieć, że ten pierwszy wprowadził ją w śpiączkę. Bała się zaufać sobie samej na tyle, aby pozwolić sobie zakochać się w kimś ponownie.
Uznała, że powinna się jakoś odezwać. Powiedzieć mu cokolwiek, nie chciała żeby pomyślał, że ona go nie potrzebuje. Prawda jest zupełnie odwrotna. Potrzebowała go jak powietrza, był jedynym, który nie patrzył na nią przez pryzmat śpiączki. Zauważył w niej więcej niż ładną buzię i wzruszającą historię. Potraktował ją jak człowieka, a nie zlepek historii i niepowodzeń. Nie obchodziło jej już to, że zna go dwa dni, że jest sławny i pewnie zostawi ją po tygodniu związku. Liczyło się tu i teraz, nawet jeśli ich uczucie jest czymś przelotnym i mało trwałym. Chciała go całą sobą.
- Jay… Może, może ty masz rację…- wydusiła z siebie te słowa i spojrzała w jego piękne błękitne oczy. Nie widziała w nich litości ani smutku, czy zrezygnowania. Wydawał się być szczęśliwy.
- Zapamiętaj, ja zawsze mam rację.- odpowiedział jej z uśmiechem na twarzy, który nie chciał z niej zejść.
****
Jutro miał się odbyć koncert, na który została zaproszona. Stresowała się delikatnie, bo właśnie tam pozna Shannona, który podobno nie przepadał za towarzyszkami brata. Nie wiedziała jak ma się ubrać, a całe wydarzenie miało być za  dwadzieścia godzin. W między czasie umówiła się z jedyną osobą, która zna konkretne przyczyny jej samobójstwa. Szczerze to nie mogła określić, którego spotkania obawiała się bardziej.
Mieli pójść do kawiarni i pogadać o wszystkim co między nimi zaszło. Jednym słowem ona chciała się dowiedzieć i oczyścić swój umysł od ciągłego zastanawiania się nad tym co się wydarzyło. Zdecydowała się na normalny, luźny strój. Założyła zwyczajne czarne spodnie i koszulkę, którą dostała od Alex jak wyszła ze szpitala. Był to luźny, czarny t-shirt z nadrukiem przedstawiającym tygrysa. Kochała ten element swojego ubioru i gdy tylko mogła zakładała go.
Wyszła z domu i wsiadła do auta. Miała jeszcze piętnaście minut do spotkania w kawiarni, która znajdowała się tylko parę kilometrów od jej domu. Powoli dojeżdżała w umówione miejsce, a przy stoliku zauważyła tego, przez którego to wszystko się zaczęło. Zmienił się i wcześniej nie zdawała sobie sprawy jak bardzo człowiek może się zmienić przez trzy lata. Wcześniej był typem skatera, ubierał się na luzie, a teraz przed jej oczami siedział dorosły mężczyzna w skórzanej kurtce i czarnych spodniach. Włosy miał względnie ułożone, a pamiętała go z burzą loków rozwianych we wszystkie strony.
Siedziała tak sparaliżowana w samochodzie przez dobrych pięć minut nie mogąc się zebrać w sobie. Postanowiła wysiąść i załatwić to szybko. Na sam jego widok robiło jej się niedobrze, a co dopiero będzie się z nią działo, kiedy ten oto człowiek otworzy usta i coś powie. Weszła ze zdecydowaną miną do kawiarenki, a on odwrócił się w jej stronę. Spojrzał na nią niepewnie i wstał. Kiedy do niego podeszła nastała niezręczna cisza, a on wyciągnął w jej stronę rękę. Uścisnęła ją i wymusiła na swojej twarzy udawany uśmiech.
- Cześć Cass, co tam u ciebie?- zaczął niezręcznie rozmowę. Oczywiście, zawsze starał się być tym świętym. To akurat pamiętała.
- Co u mnie? Hmmm.. Wiesz, leżałam trzy lata w szpitalu, nie miałam kontaktu z rodziną, przyjaciółmi. Nic niezwykłego, a u ciebie?- w jej głosie można było wyczuć rosnącą coraz to bardziej wściekłość. Wiedziała już dlaczego tak na niego reagowała. Był najbardziej wkurzającą osobą na ziemi. Myślał, że jak zapyta co u niej to wszystko minie, a on będzie mógł wyjść z sytuacji czysty.- Ale nie spotkaliśmy się po to, aby rozmawiać o tym jak bardzo jest ci mnie żal. Chcę się dowiedzieć czegoś o mojej przeszłości, a ty wiesz o niej najwięcej. Zamieniam się w słuch.- słyszała jak głośno przełyka ślinę i bierze głęboki wdech. Zaczyna się opowieść.
- Ehh… Nie jest mi przyjemnie o tym opowiadać, więc postaram się streścić. Jak już wiesz, byliśmy razem i wszystko zapowiadało się świetnie. Kochałem cię całym moim sercem i ty mnie chyba też. Tylko, że ja jak się poznaliśmy miałem dziewczynę. Obydwoje darzyliśmy się uczuciem, więc mimo tego, że byłem z kimś związany to byłem z tobą. Codziennie mówiłaś mi, że masz już dość, a ja powinienem wybrać. Czułaś się jak kochanka, wątpiłaś w moje uczucia, ale ja naprawdę cię kochałem. Pewnego dnia powiedziałaś, że to już koniec i nie będziesz kolejny raz wysłuchiwać moich kłamstw. Zerwałaś ze mną, a ja zostałem z tą drugą. Zachowywałem się wtedy jak idiota i za to cię przepraszam, chociaż wiem, że nie mogę cofnąć czasu. Przyjaźniliśmy się jeszcze przez jakiś czas, ale ja podczas naszych rozmów cały czas mówiłem ci o tej drugiej. Nie miałem serca z nią zerwać, bo groziła mi, że się zabije. Nawet nie masz pojęcia jak wielkim ciosem było dla mnie to, że chciałaś zrobić to samo. Chyba cię to wszystko przerosło, całe te życie w kłamstwie, ukrywanie się. Nie mogliśmy nawet dać sobie buziaka w parku, bo byłem takim idiotą… Gdybym tylko wiedział, że ona nie jest warta mojego zachodu, nigdy bym się tak nie zachował  w stosunku do ciebie. – skończył. W jej oczach zauważył łzy. Domyślał się, że się rozpłacze, będzie na niego krzyczeć, ale ona zawsze była inna. Nigdy przy nim nie płakała, starała się ukrywać uczucia w sobie. Nawet podczas jednej z ich największych kłótni nie płakała, nie krzyczała. Wtedy uderzyła go po raz pierwszy i ostatni. Niedługo po tym zerwała i jeszcze później urwał się kontakt. Potem dowiedział się o jej próbie samobójczej.
Dziewczyna nie wiedziała co ma myśleć o tym idiocie. Nie miała pojęcia dlaczego tyle z nim wytrzymała. Nic mu na to nie odpowiedziała, nawet na niego nie spojrzała. Wstała i szybko wyszła z kawiarni. Miała  już dość wrażeń jak na jeden dzień.
Wsiadła do auta i pośpiesznie pojechała do domu. Nie zamierzała płakać w aucie jak jakaś porzucona idiotka. Nie będzie się zniżać do takiego poziomu. Starała się z dumą przejść do budynku, ale gdy tylko zamknęła drzwi zalała się łzami.
Nie pamiętała ile godzin już przepłakała. Była straszliwie głupia, jeśli wytrzymała z tym człowiekiem tyle rzeczy bez żadnego mrugnięcia czy większego sprzeciwu. Z jednej strony cieszyła się, że to wszystko się wydarzyło, bo dzięki temu poznała Jay’a i mogła z nim dzielić swoje emocje, odczucia. Ale z drugiej czuła się jak dziwka. Tak, czuła się dziwką, kochanką, czy kurwą. Jak kto woli. Miała sobie za złe, że była ślepa na jego gierki i wiernie trzymała się jego boku.
Gdyby nie jej wrodzony spokój i opanowanie, z pewnością przyłożyłaby mu porządnie w tej kawiarni. Tak bardzo chciała znać prawdę i poznała.
- Proszę bardzo Cassie, szczęśliwa?- zapytała siebie z jawną ironią w głosie. Daleko jej było do szczęścia.
Przez tego idiotę zapomniała kompletnie o jutrzejszym koncercie i spotkaniu z resztą zespołu. Pomyślała, że wymyśli coś jutro, a teraz weźmie gorącą kąpiel i położy się spać.
- Nie będzie aż tak źle… Shannon to nie jakiś potwór, tylko brat człowieka, który wywołuje uśmiech na twojej twarzy. Głowa do góry kochana…- powiedziała do siebie tuż przed zaśnięciem.
****
- Shannoooooon chodź tu do mnie chcę ci coś powiedzieć.- Jared jak zwykle subtelnie zawołał brata przez telefon. W odpowiedzi usłyszał tylko zbiór przekleństw, a po chwili rozległo się pukanie do jego drzwi. Podszedł do nich z uśmiechem i szybko je otworzył. Tak jak przewidział, Shann opierał się o nie, przez co prawie upadł, czym wywołał salwy śmiechu u swojego młodszego braciszka.
-Mam nadzieję, że to coś ważnego… Przerwałeś mi oglądanie filmu.- Shannon powiedział do niego zamiast przywitania. Nie był zachwycony wysłuchiwaniem kolejnego szalonego pomysłu Jareda, tuż po tym jak brat wrócił z półtora dniowej włóczęgi, o której nawet nic nie wspominał. Po prostu się pojawił i ignorował wszelkie pytania co do tego co tam takiego wyprawiał.
- Lepiej usiądź, bo to co ci powiem nieźle cię zaskoczy.- oho, zaczyna się. Tak jak Shannon zakładał. Pewnie nowy pomysł rozpowszechniania zespołu. Jednak posłuchał brata i zrobił to, co mu powiedział. Mierzyli się przez chwilę spojrzeniami, kiedy Jared szybko wypalił.- Poznałem kogoś.
- Ale, że na jedną noc i chcesz mi dać jej numer, bo aż taka dobra w tych sprawach, czy może ta jedna jedyna?- niewiele myśląc zapytał go Shann. Miał dość chwilowych miłostek braciszka.
- Wspiąłeś się na wyżyny dowcipu, naprawdę. Powinieneś założyć kabaret „Zabawny karzeł Shannon zaprasza do wspólnej zabawy”.- odparował wkurzony Jared. Zawsze,  za każdym razem bnrat kpił z jego dziewczyn. Niestety przy większości miał racje, ale jakim prawem mówił tak o Cassie. Może dlatego, że jej nie znał Dziadzie? Zapytał sam siebie w myślach.
- A mój braciszek jak zwykle uroczy. Kiedy ją poznam?- Shann walił prosto z mostu. Chciał wiedzieć, czy to kolejne chwilowe zauroczenie.
- Tak się składa, że zaprosiłem ją na jutrzejszy koncert.
- Czyli to prawda co piszą w gazetach… Mój brat oszalał.- zaśmiał się  Shannon za co oberwał poduszką. Wciąż się śmiejąc wyszedł z pokoju i zostawił zdenerwowanego brata samego sobie. Może napisze jakąś nową piosenkę.
****
„Do zobaczenia jutro, mam nadzieję, że ci się spodoba, Jay”
Naskrobał szybkiego smsa i poszedł wziąć prysznic. Musiał przyznać przed samym sobą, że nigdy wcześniej się tak nie stresował przed koncertem. Chciał wypaść jeszcze lepiej niż zazwyczaj, więc przedłużył swój rytuał higieny o nadprogramowe czynności. Może się to wydawać śmieszne, ale kiedy wiedział, że jest w stu procentach czysty, był dużo pewniejszy siebie.
Miał swoje małe „wspomagacze” przed występami, z których nie omieszkał nie skorzystać i tym razem. Umyty, ogolony i pachnący położył się do łóżka i wziął telefon, aby posprawdzać kto do niego napisał. Musiał przyznać, że od czasu do czasu wchodził na różne fora plotkarskie o nim. Najczęściej używał nicku ShannonsBitchForever wymyślonego przez obydwu braci podczas jakiejś hucznej imprezy.
Kolejne plotki na temat jego orientacji seksualnej. Niektórzy uważali go za krypto geja o heteroseksualnym nastawieniu, a reszta za jedną wielką hybrydę wszystkich odłamów seksualnych.
I tak najbardziej bawiły go niektóre fanfiction, w których czytaniu lubował się Shannon. Po prostu kochał naśmiewać się z miliona wyobrażeń na temat wielkości sprzętu jego brata. Jared oczywiście czytał tylko te opiewające świetność jego brata i śmiał się z przedstawiania go jako zagubionego w życiu romantyka pod przykrywką brutalnego zwierzęcia. Niektóre opisy zwalały go z miejsca, na którym obecnie siedział. Chyba o największe spazmy ze śmiechu przysparzał go zwrot „ich języki walczyły o dominacje”. Jak on miałby czytać jakieś erotyczne opowiadanie, to przy tym zdaniu całe jego podniecenie by wyparowało.
Oczywiście były też miliony normalnych ludzi piszących o nich całkiem dobrze przemyślane historie, ale zabawniejsze były te napalone dziewczynki opisujące każdy mięsień jego ciała.
Rozmyślałby o tym wszystkim, dopóki by nie zasnął lecz przerwał mu telefon od Cassie. Zaskoczony, że dziewczyna jeszcze nie śpi odebrał i jej przerywany oddech. Przeraziło go to nie na żarty.
- Cassie? Co się stało?- zapytał dziewczynę.
- Jared… Ja, ja nie mogę spać… Dowiedziałam się dlaczego to sobie zrobiłam i…-reszty wypowiedzi nie był w stanie usłyszeć, ponieważ szloch dziewczyny rósł na sile.

- Daj mi dziesięć minut, zaraz u ciebie będę.- zdołał powiedzieć i szybko się rozłączył. Z jednej strony chciał jej pomóc się uspokoić, a z drugiej zżerała go niesamowita ciekawość co się stało…
****
Trochę się z tym namęczyłam, jest strasznie osobisty i ryczałam przy jego pisaniu, więc mam nadzieję, że się spodoba choć trochę :)
mi niezbyt przypadł do gustu, ale obiecuję, że następny będzie lepszy
zapraszam do opinii i komentarzy :) 
*MarsHugs*

5 komentarzy:

  1. kurcze. masz talent! dla mnie rozdział jest świetny! i fajnie, ze trochę dłuższy ;) podziwiam odwagę Cassie, że spotkała sie ze swoim byłym i że dała rade. Późniejszy płacz jest całkowicie uzasadniony.
    czekam na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny. Uwielbiam to opowiadanie, uwielbiam Cassie i pisz dalej. :) uważam, że warto ciągnąć dalej to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie!!! Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję że pojawi się jak najszybciej! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawno mnie tu nie było, mój błąd, lecz naprawiłam go, tak myślę? :3
    Rozdział się bardzo podoba, tylko za krótki, mam niedosyt. Mam nadzieję, że następny będzie dłuższy? :)
    Jestem ciekawa jak to wyjdzie z tym koncertem, a raczej z poznawaniem się Shannona z Cass. Chcę wiedzieć jak najszybciej, więc życzę jak najwięcej weny do pisania.

    Pozdrawia Puzzel <30
    http://sue-historia-z-marsa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń