Tak bardzo
pragnęła, aby to nie był kolejny sen. Nie chciała obudzić się z łzami w oczach
i wokół siebie ujrzeć tylko tą wieczną pustkę. Patrzeć jak wszystko dookoła
niej ucieka i jedyne co zostaje to tęsknota, za tym czego tak naprawdę nigdy
nie miała. Dawała sobie miliony szans na poznanie kogoś wartościowego, a kiedy
właśnie taki ktoś stał tuż obok niej i całował ją czule w usta nie potrafiła go
rozpoznać. To jak błądzenie we mgle, ciągłe poszukiwanie szczęścia w świecie
pełnym wojen i krwi rozlanej za jakieś chore przekonania. Jedyne czego teraz
potrzebowała to to, że kiedy po raz kolejny otworzy oczy ujrzy go przed sobą z
takim samym uśmiechem jak wcześniej. Facet z jej snów stał tuż przed nią i
czekał na jakąkolwiek odpowiedź. Nie wiedziała, czy powinna iść za głosem
serca, czy posłuchać rozumu. Oczywiście nie mogła zapomnieć, że ten pierwszy
wprowadził ją w śpiączkę. Bała się zaufać sobie samej na tyle, aby pozwolić
sobie zakochać się w kimś ponownie.
Uznała, że
powinna się jakoś odezwać. Powiedzieć mu cokolwiek, nie chciała żeby pomyślał,
że ona go nie potrzebuje. Prawda jest zupełnie odwrotna. Potrzebowała go jak
powietrza, był jedynym, który nie patrzył na nią przez pryzmat śpiączki. Zauważył
w niej więcej niż ładną buzię i wzruszającą historię. Potraktował ją jak
człowieka, a nie zlepek historii i niepowodzeń. Nie obchodziło jej już to, że
zna go dwa dni, że jest sławny i pewnie zostawi ją po tygodniu związku. Liczyło
się tu i teraz, nawet jeśli ich uczucie jest czymś przelotnym i mało trwałym. Chciała
go całą sobą.
- Jay… Może,
może ty masz rację…- wydusiła z siebie te słowa i spojrzała w jego piękne
błękitne oczy. Nie widziała w nich litości ani smutku, czy zrezygnowania. Wydawał
się być szczęśliwy.
- Zapamiętaj,
ja zawsze mam rację.- odpowiedział jej z uśmiechem na twarzy, który nie chciał
z niej zejść.
****
Jutro miał się odbyć koncert, na
który została zaproszona. Stresowała się delikatnie, bo właśnie tam pozna
Shannona, który podobno nie przepadał za towarzyszkami brata. Nie wiedziała jak
ma się ubrać, a całe wydarzenie miało być za
dwadzieścia godzin. W między czasie umówiła się z jedyną osobą, która
zna konkretne przyczyny jej samobójstwa. Szczerze to nie mogła określić,
którego spotkania obawiała się bardziej.
Mieli pójść do kawiarni i pogadać
o wszystkim co między nimi zaszło. Jednym słowem ona chciała się dowiedzieć i
oczyścić swój umysł od ciągłego zastanawiania się nad tym co się wydarzyło. Zdecydowała
się na normalny, luźny strój. Założyła zwyczajne czarne spodnie i koszulkę,
którą dostała od Alex jak wyszła ze szpitala. Był to luźny, czarny t-shirt z
nadrukiem przedstawiającym tygrysa. Kochała ten element swojego ubioru i gdy
tylko mogła zakładała go.
Wyszła z domu i wsiadła do auta. Miała
jeszcze piętnaście minut do spotkania w kawiarni, która znajdowała się tylko
parę kilometrów od jej domu. Powoli dojeżdżała w umówione miejsce, a przy stoliku
zauważyła tego, przez którego to wszystko się zaczęło. Zmienił się i wcześniej
nie zdawała sobie sprawy jak bardzo człowiek może się zmienić przez trzy lata. Wcześniej
był typem skatera, ubierał się na luzie, a teraz przed jej oczami siedział
dorosły mężczyzna w skórzanej kurtce i czarnych spodniach. Włosy miał względnie
ułożone, a pamiętała go z burzą loków rozwianych we wszystkie strony.
Siedziała tak sparaliżowana w
samochodzie przez dobrych pięć minut nie mogąc się zebrać w sobie. Postanowiła wysiąść
i załatwić to szybko. Na sam jego widok robiło jej się niedobrze, a co dopiero
będzie się z nią działo, kiedy ten oto człowiek otworzy usta i coś powie. Weszła
ze zdecydowaną miną do kawiarenki, a on odwrócił się w jej stronę. Spojrzał na
nią niepewnie i wstał. Kiedy do niego podeszła nastała niezręczna cisza, a on
wyciągnął w jej stronę rękę. Uścisnęła ją i wymusiła na swojej twarzy udawany uśmiech.
- Cześć Cass, co tam u ciebie?-
zaczął niezręcznie rozmowę. Oczywiście, zawsze starał się być tym świętym. To akurat
pamiętała.
- Co u mnie? Hmmm.. Wiesz, leżałam
trzy lata w szpitalu, nie miałam kontaktu z rodziną, przyjaciółmi. Nic niezwykłego,
a u ciebie?- w jej głosie można było wyczuć rosnącą coraz to bardziej
wściekłość. Wiedziała już dlaczego tak na niego reagowała. Był najbardziej
wkurzającą osobą na ziemi. Myślał, że jak zapyta co u niej to wszystko minie, a
on będzie mógł wyjść z sytuacji czysty.- Ale nie spotkaliśmy się po to, aby
rozmawiać o tym jak bardzo jest ci mnie żal. Chcę się dowiedzieć czegoś o mojej
przeszłości, a ty wiesz o niej najwięcej. Zamieniam się w słuch.- słyszała jak
głośno przełyka ślinę i bierze głęboki wdech. Zaczyna się opowieść.
- Ehh… Nie jest mi przyjemnie o
tym opowiadać, więc postaram się streścić. Jak już wiesz, byliśmy razem i wszystko
zapowiadało się świetnie. Kochałem cię całym moim sercem i ty mnie chyba też. Tylko,
że ja jak się poznaliśmy miałem dziewczynę. Obydwoje darzyliśmy się uczuciem,
więc mimo tego, że byłem z kimś związany to byłem z tobą. Codziennie mówiłaś
mi, że masz już dość, a ja powinienem wybrać. Czułaś się jak kochanka, wątpiłaś
w moje uczucia, ale ja naprawdę cię kochałem. Pewnego dnia powiedziałaś, że to
już koniec i nie będziesz kolejny raz wysłuchiwać moich kłamstw. Zerwałaś ze
mną, a ja zostałem z tą drugą. Zachowywałem się wtedy jak idiota i za to cię
przepraszam, chociaż wiem, że nie mogę cofnąć czasu. Przyjaźniliśmy się jeszcze
przez jakiś czas, ale ja podczas naszych rozmów cały czas mówiłem ci o tej drugiej.
Nie miałem serca z nią zerwać, bo groziła mi, że się zabije. Nawet nie masz
pojęcia jak wielkim ciosem było dla mnie to, że chciałaś zrobić to samo. Chyba cię
to wszystko przerosło, całe te życie w kłamstwie, ukrywanie się. Nie mogliśmy
nawet dać sobie buziaka w parku, bo byłem takim idiotą… Gdybym tylko wiedział,
że ona nie jest warta mojego zachodu, nigdy bym się tak nie zachował w stosunku do ciebie. – skończył. W jej oczach
zauważył łzy. Domyślał się, że się rozpłacze, będzie na niego krzyczeć, ale ona
zawsze była inna. Nigdy przy nim nie płakała, starała się ukrywać uczucia w
sobie. Nawet podczas jednej z ich największych kłótni nie płakała, nie
krzyczała. Wtedy uderzyła go po raz pierwszy i ostatni. Niedługo po tym zerwała
i jeszcze później urwał się kontakt. Potem dowiedział się o jej próbie
samobójczej.
Dziewczyna nie wiedziała co ma
myśleć o tym idiocie. Nie miała pojęcia dlaczego tyle z nim wytrzymała. Nic mu
na to nie odpowiedziała, nawet na niego nie spojrzała. Wstała i szybko wyszła z
kawiarni. Miała już dość wrażeń jak na
jeden dzień.
Wsiadła do auta i pośpiesznie
pojechała do domu. Nie zamierzała płakać w aucie jak jakaś porzucona idiotka. Nie
będzie się zniżać do takiego poziomu. Starała się z dumą przejść do budynku,
ale gdy tylko zamknęła drzwi zalała się łzami.
Nie pamiętała ile godzin już
przepłakała. Była straszliwie głupia, jeśli wytrzymała z tym człowiekiem tyle
rzeczy bez żadnego mrugnięcia czy większego sprzeciwu. Z jednej strony cieszyła
się, że to wszystko się wydarzyło, bo dzięki temu poznała Jay’a i mogła z nim
dzielić swoje emocje, odczucia. Ale z drugiej czuła się jak dziwka. Tak, czuła
się dziwką, kochanką, czy kurwą. Jak kto woli. Miała sobie za złe, że była
ślepa na jego gierki i wiernie trzymała się jego boku.
Gdyby nie jej wrodzony spokój i
opanowanie, z pewnością przyłożyłaby mu porządnie w tej kawiarni. Tak bardzo
chciała znać prawdę i poznała.
- Proszę bardzo Cassie, szczęśliwa?-
zapytała siebie z jawną ironią w głosie. Daleko jej było do szczęścia.
Przez tego idiotę zapomniała
kompletnie o jutrzejszym koncercie i spotkaniu z resztą zespołu. Pomyślała, że
wymyśli coś jutro, a teraz weźmie gorącą kąpiel i położy się spać.
- Nie będzie aż tak źle… Shannon
to nie jakiś potwór, tylko brat człowieka, który wywołuje uśmiech na twojej
twarzy. Głowa do góry kochana…- powiedziała do siebie tuż przed zaśnięciem.
****
- Shannoooooon chodź tu do mnie
chcę ci coś powiedzieć.- Jared jak zwykle subtelnie zawołał brata przez
telefon. W odpowiedzi usłyszał tylko zbiór przekleństw, a po chwili rozległo
się pukanie do jego drzwi. Podszedł do nich z uśmiechem i szybko je otworzył. Tak
jak przewidział, Shann opierał się o nie, przez co prawie upadł, czym wywołał
salwy śmiechu u swojego młodszego braciszka.
-Mam nadzieję, że to coś ważnego…
Przerwałeś mi oglądanie filmu.- Shannon powiedział do niego zamiast
przywitania. Nie był zachwycony wysłuchiwaniem kolejnego szalonego pomysłu
Jareda, tuż po tym jak brat wrócił z półtora dniowej włóczęgi, o której nawet nic
nie wspominał. Po prostu się pojawił i ignorował wszelkie pytania co do tego co
tam takiego wyprawiał.
- Lepiej usiądź, bo to co ci
powiem nieźle cię zaskoczy.- oho, zaczyna się. Tak jak Shannon zakładał. Pewnie
nowy pomysł rozpowszechniania zespołu. Jednak posłuchał brata i zrobił to, co
mu powiedział. Mierzyli się przez chwilę spojrzeniami, kiedy Jared szybko
wypalił.- Poznałem kogoś.
- Ale, że na jedną noc i chcesz mi
dać jej numer, bo aż taka dobra w tych sprawach, czy może ta jedna jedyna?-
niewiele myśląc zapytał go Shann. Miał dość chwilowych miłostek braciszka.
- Wspiąłeś się na wyżyny dowcipu,
naprawdę. Powinieneś założyć kabaret „Zabawny karzeł Shannon zaprasza do
wspólnej zabawy”.- odparował wkurzony Jared. Zawsze, za każdym razem bnrat kpił z jego dziewczyn. Niestety
przy większości miał racje, ale jakim prawem mówił tak o Cassie. Może dlatego,
że jej nie znał Dziadzie? Zapytał sam siebie w myślach.
- A mój braciszek jak zwykle
uroczy. Kiedy ją poznam?- Shann walił prosto z mostu. Chciał wiedzieć, czy to
kolejne chwilowe zauroczenie.
- Tak się składa, że zaprosiłem ją
na jutrzejszy koncert.
- Czyli to prawda co piszą w
gazetach… Mój brat oszalał.- zaśmiał się
Shannon za co oberwał poduszką. Wciąż się śmiejąc wyszedł z pokoju i
zostawił zdenerwowanego brata samego sobie. Może napisze jakąś nową piosenkę.
****
„Do zobaczenia jutro, mam
nadzieję, że ci się spodoba, Jay”
Naskrobał szybkiego smsa i poszedł
wziąć prysznic. Musiał przyznać przed samym sobą, że nigdy wcześniej się tak
nie stresował przed koncertem. Chciał wypaść jeszcze lepiej niż zazwyczaj, więc
przedłużył swój rytuał higieny o nadprogramowe czynności. Może się to wydawać śmieszne,
ale kiedy wiedział, że jest w stu procentach czysty, był dużo pewniejszy siebie.
Miał swoje małe „wspomagacze”
przed występami, z których nie omieszkał nie skorzystać i tym razem. Umyty,
ogolony i pachnący położył się do łóżka i wziął telefon, aby posprawdzać kto do
niego napisał. Musiał przyznać, że od czasu do czasu wchodził na różne fora
plotkarskie o nim. Najczęściej używał nicku ShannonsBitchForever wymyślonego
przez obydwu braci podczas jakiejś hucznej imprezy.
Kolejne plotki na temat jego
orientacji seksualnej. Niektórzy uważali go za krypto geja o heteroseksualnym
nastawieniu, a reszta za jedną wielką hybrydę wszystkich odłamów seksualnych.
I tak najbardziej bawiły go
niektóre fanfiction, w których czytaniu lubował się Shannon. Po prostu kochał
naśmiewać się z miliona wyobrażeń na temat wielkości sprzętu jego brata. Jared
oczywiście czytał tylko te opiewające świetność jego brata i śmiał się z
przedstawiania go jako zagubionego w życiu romantyka pod przykrywką brutalnego
zwierzęcia. Niektóre opisy zwalały go z miejsca, na którym obecnie siedział. Chyba
o największe spazmy ze śmiechu przysparzał go zwrot „ich języki walczyły o
dominacje”. Jak on miałby czytać jakieś erotyczne opowiadanie, to przy tym
zdaniu całe jego podniecenie by wyparowało.
Oczywiście były też miliony
normalnych ludzi piszących o nich całkiem dobrze przemyślane historie, ale
zabawniejsze były te napalone dziewczynki opisujące każdy mięsień jego ciała.
Rozmyślałby o tym wszystkim,
dopóki by nie zasnął lecz przerwał mu telefon od Cassie. Zaskoczony, że
dziewczyna jeszcze nie śpi odebrał i jej przerywany oddech. Przeraziło go to
nie na żarty.
- Cassie? Co się stało?- zapytał
dziewczynę.
- Jared… Ja, ja nie mogę spać…
Dowiedziałam się dlaczego to sobie zrobiłam i…-reszty wypowiedzi nie był w
stanie usłyszeć, ponieważ szloch dziewczyny rósł na sile.
- Daj mi dziesięć minut, zaraz u
ciebie będę.- zdołał powiedzieć i szybko się rozłączył. Z jednej strony chciał
jej pomóc się uspokoić, a z drugiej zżerała go niesamowita ciekawość co się
stało…
****
Trochę się z tym namęczyłam, jest strasznie osobisty i ryczałam przy jego pisaniu, więc mam nadzieję, że się spodoba choć trochę :)
mi niezbyt przypadł do gustu, ale obiecuję, że następny będzie lepszy
zapraszam do opinii i komentarzy :)
*MarsHugs*
kurcze. masz talent! dla mnie rozdział jest świetny! i fajnie, ze trochę dłuższy ;) podziwiam odwagę Cassie, że spotkała sie ze swoim byłym i że dała rade. Późniejszy płacz jest całkowicie uzasadniony.
OdpowiedzUsuńczekam na więcej! :)
Piękny. Uwielbiam to opowiadanie, uwielbiam Cassie i pisz dalej. :) uważam, że warto ciągnąć dalej to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie!!! Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję że pojawi się jak najszybciej! <3
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie było, mój błąd, lecz naprawiłam go, tak myślę? :3
OdpowiedzUsuńRozdział się bardzo podoba, tylko za krótki, mam niedosyt. Mam nadzieję, że następny będzie dłuższy? :)
Jestem ciekawa jak to wyjdzie z tym koncertem, a raczej z poznawaniem się Shannona z Cass. Chcę wiedzieć jak najszybciej, więc życzę jak najwięcej weny do pisania.
Pozdrawia Puzzel <30
http://sue-historia-z-marsa.blogspot.com/
kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuń