środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 18- Demolition Lovers.


Taki krótki wstęp ode mnie :)
 Rozdział pisany pod wpływem gorączki i dość dużych emocji, więc może być lekko inny od pozostałych. Mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam do wszelkich opinii i komentarzy ( tych pozytywnych, jak i negatywnych), każdy jest mile widziany.
P.S Dziękuję Wikusi mojej kochanej, dzięki której w ogóle powstał ten rozdział :)  

****


Uwinęła się z tą robotą wcześniej niż sobie założyła. Właśnie kończyła wypełniać ostatnie rubryki i postanowiła odnieść to do Emmy w obecnym stanie. Powieki kleiły się jedna do drugiej ze zmęczenia i nie potrafiła powstrzymać ciągłego ziewania. Była wyczerpana ciągłym czytaniem i studiowaniem papierów.
Przeciągnęła się i podnosząc się ociężale z krzesła przypomniała sobie o wizycie u Shannona. Przez ten ogrom pracy kompletnie zapomniała o tym co ją dzisiaj czeka. Starszy brat Jay’a lekko ją przerażał. Nie mówił zbyt wiele, zawsze milczał. Jak już coś powiedział, wypowiadał to tonem pełnym tajemniczości. Bała się go skrycie i nie miała pojęcia co przyniesie ich dzisiejsza rozmowa. Spodziewała się najgorszego i wolała się na to nastawiać. Nie lubiła się na kimś zawodzić, więc i tym razem nie chciała doświadczyć tego potwornego uczucia.
Swoje kroki skierowała do garderoby perkusisty. Emma nie powiedziała jej zbyt wiele o tym czego powinna się spodziewać po tej wizycie. Sama nie miała pojęcia o co chodzi mężczyźnie, ale radziła jej nie przejmować się za bardzo tym co jej powie. Chciała ją wesprzeć, widać to było w każdym pokrzepiającym uśmiechu wysyłanym w stronę dziewczyny. Przynajmniej ona nie okazywała jej żadnych negatywnych odczuć. Co do Jareda to nie była pewna, że szczerość jego intencji jest taka, jaka być powinna, ale powiedziała samej sobie „Czemu nie? Warto spróbować…”. Serce kazało jej dać mu szanse i pozwolić, by się do niego wkradł, ale rozum podpowiadał, że niedługo nastąpi koniec wszystkiego co dobre i przyjemne. Właśnie tego bała się najbardziej…
Zapukała cicho do drzwi, ale nie otrzymała żadnego potwierdzenia, że może wejść do środka. Ponowiła tą czynność i już po chwili stała twarzą w twarz z Shannonem. Przełknęła szybko ślinę i spojrzała mu w te tajemnicze, czekoladowe oczy. Przez chwile miała wrażenie jakby znowu znalazła się w swoim śnie.
Pamiętała więzienie i to jak patrzył na nią z taką namiętnością w oczach, że na samą myśl o tym miękły jej kolana. Przeklinała swój mózg, że akurat w takim momencie musiała sobie przypomnieć ten jakże piękny sen. Każdy jego dotyk, pocałunek, który utknął w jej wyobraźni doprowadzał ją do białej gorączki w tamtej chwili.
Gestem dłoni zaprosił ją do pomieszczenia i zamknął za nią drzwi, które cicho trzasnęły. Usiadła na wygodnej, skórzanej kanapie w czarnym kolorze i oczekiwała najgorszego. Nawet nie wiedziała dlaczego tak bardzo obawiała się tego spotkania, przecież Shann nie mógł jej zbyt wiele zrobić. Pewnie to świadomość o tym, że był dość znaczącym elementem jej trzyletniego snu przerażała ją najbardziej. Gdyby nie to, to z pewnością nie stresowałaby się jego obecnością tak bardzo jak teraz. Patrzyła jak spokojnie siada w fotelu naprzeciwko niej i zakłada nogę na nogę. Widać było po nim, że jest stoicko spokojny i nie przejmuje się tą rozmową za bardzo.
Patrzył na nią z lekkim rozbawieniem w oczach. Na kilometr było czuć zdenerwowanie dziewczyny, że tylko jego ślepy brat tego nie zauważał. Właśnie, znając jego właśnie obraca kolejną napaloną fankę, kiedy to jego rzekoma ukochana siedzi nieświadoma na jego kanapie. W gruncie rzeczy było mu jej straszliwie szkoda, marnowała się przy nie tym co powinna. Przez jego głowę przeleciała mu szybka i dość głupia myśl; a gdybym to zabrał ją braciszkowi, może by wreszcie zauważył co traci przez swoje bezmyślne zachowanie.
Uśmiechnął się, bo wiedział jak bardzo niemożliwe jest to, co właśnie przed chwilą wymyślił. Mimo wszystko postanowił zaryzykować.
-Napijesz się czegoś?- zapytał z udawanym luzem w głosie. Nie mogła domyśleć się co chodziło mu po głowie od kiedy zaproponował jej to spotkanie.
- Chętnie.- odpowiedziała mu uśmiechając się słabo.
-Wody, piwa czy coś mocniejszego?
- Jak masz whisky, to poproszę.
- Widzę, że nie jesteś z tych dam, co preferują delikatne i kobiece drinki?- zapytał z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.- Podoba mi się to…- dodał już o wiele ciszej, tak, żeby dziewczyna nie mogła tego usłyszeć. Podał jej szklankę z trunkiem i sobie nalał tego samego. Wykrzywił usta w czymś, co miało przypominać szczery uśmiech, ale jak zwykle mu nie wyszło. Zaklął w myślach i spojrzał na zestresowaną Cassie.
Jej biust podnosił i opadał w miarę tego jak oddychała. Włosy układały się delikatnie na ramionach i spływały z tyłu, na plecy. Nie wyglądała na starszą niż dwadzieścia pięć lat. Kolejna młoda i naiwna…
Wziął łyk złocistego płynu i automatycznie przypomniał sobie kiedy po raz ostatni miał go w ustach. Wszystkie wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą, przez co zakrztusił się i gdyby nie pomoc dziewczyny, leżałby martwy na tym czarnym, miękkim dywanie.
****
Dwadzieścia pięć lat wcześniej
-Jesteś pewna, że tego chcesz?- zapytał dziewczynę o wdzięcznym imieniu Cassandra. W odpowiedzi uśmiechnęła się do niego blado i pokiwała twierdząco głową.
Zestresowany chłopak zrobił to co powinien i po chwili oboje oddali się miłosnemu uniesieniu…
****
Leżał na łóżku z jedną ręką pod swoją głową, a drugą obejmował dziewczynę w pasie. W popielniczce na stole dogasał papieros, który został wypalony tuż po tej jakże przyjemnej czynności. Uśmiechał się pod nosem zadowolony z tego, co się przed chwilą stało. Wreszcie poczuł się jak mężczyzna. Jak od niej wróci to pochwali się braciszkowi, który mimo faktu, że był o rok młodszy, te sprawy miał już za sobą.
Spojrzał na śpiącą towarzyszkę i w jednej chwili powróciły wszelkie obawy. Nie miał pojęcia czy chce z nią być, czy może woli, żeby sprawy zostały tak jak jest teraz. Niestety, po tym co się przed chwilą wydarzyło ona z pewnością zażąda od niego miliona deklaracji, słów, których ona bał się wypowiedzieć nawet w myślach.
Przerażony tymi myślami wstał w pośpiechu z łóżka i narzucił na siebie wcześniej zdjęte ubranie. Na skrawku papieru naskrobał parę słów, jak bardzo mu się podobało oraz, że mu przykro, ale musi już iść. Poprosił jeszcze, aby nie dzwoniła do niego. Zakończył jednym, krótkim słowem; przepraszam.
Opuścił mieszkanie, w którym się znajdowali i udał się do najbliższego baru. Był tam po raz pierwszy, więc obawiał się, że nie będą chcieli go wpuścić do budynku. Na szczęście udało mu się to bez żadnych większych problemów. Okazał tylko dokument stwierdzający, że jest już pełnoletni i wszedł do środka.
Podszedł do baru i nie wiedząc co zamówić, zasugerował się wszystkimi zagubionymi mężczyznami z filmów, które tak lubił oglądać.
 -Poproszę whisky.- powiedział niepewnym głosem do ponurego barmana, rodem z najstraszniejszych horrorów.
- Pierwszy raz w takim miejscu, co nie?- zapytał go głosem zupełnie nie podobnym do jego wyglądu. Brzmiał… Przyjemnie.
- Aż tak to widać?- odpowiedział zrezygnowanym głosem.
- Poznałem tylko dlatego, że masz wzrok wystraszonej surykatki.- zaśmiał się i podał Shannonowi to, o co poprosił.- Problemy z dziewczyną?
- Żeby tylko…
- Jakaś grubsza sprawa widzę.
- W filmach zawsze barmani dają najlepsze rady, więc przyszedłem tutaj.
- Co ja mogę powiedzieć… Jeśli oddała się tobie bezpowrotnie i jak jesteś przy niej to czujesz się jakbyś mógł przenosić góry na własnych plecach, to biegnij do niej. Więcej taka szansa się nie powtórzy… Jak jeszcze jesteście już po „tym”, to tym bardziej. Nie zmarnuj tego chłopaku, bo dziewczyna jak zając; szybko ucieknie jak zobaczy twoje wątpliwości.- po wypowiedzeniu tych słów wrócił do polerowania reszty szklanek.
Shannon spojrzał na niego z niedowierzeniem. Wszystko się zgadzało… Jednym haustem wypił zawartość swojej szklanki i zostawił większą część swojej gotówki na blacie. Wybiegł z baru i skierował się do domu dziewczyny.
W tamtym momencie wiedział, że to co robi jest właściwe.
****
Wszedł do mieszkania i zastał wszystko w takim samym stanie, jak wtedy kiedy je opuszczał. Uśmiechnął się mając nadzieję, że Cass nadal śpi i zrobi jej niespodziankę swoją deklaracją. Otworzył drzwi do sypialni i ujrzał puste łóżko. Zaskoczony zrobił dwa kroki do przodu i przerażony odkrył, że nie ma listu, który jej zostawił.
Przeklinał w myślach swoją głupotę. Podszedł do stolika, na którym wciąż dogasał ten sam papieros i zauważył jakąś inną kartkę papieru. Ciekawość przezwyciężyła wszystko inne i już po chwili zagłębił się w lekturze tego, co zostało tam napisane.
„Do tego, kto znajdzie to jako pierwszy…
Kochałam go. Całą sobą. Niestety, zostawił mnie jak pierwszą lepszą dziwkę. Nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie. Wzięłam tabletki, za jakąś godzinę powinny zadziałać i na zawsze zniknę z tego świata. Zadowolony jesteś? Pewnie tak, byłam tylko przypadkową przeszkodą na twojej drodze.
Wiedz, że byłeś moim pierwszym, a zarazem ostatnim. Kochałam cię Shannonie Leto. Szkoda, że ty tego nie czułeś…
Cassandra”
Łzy ściekały mu po policzkach. Nie miał nawet siły aby ustać na nogach, więc upadł na podłogę przewracając przy tym stół. Jak on mógł jej to zrobić? Miała tylko siedemnaście lat, była jeszcze dzieckiem...
Wpadł w szał, zaczął niszczyć wszystko co stanęło na jego drodze. Tamtego dnia przysiągł, że nigdy więcej nie pokocha nikogo, tak jak jej. W ogóle nikogo nie pokocha.
****
- Shannon? Wszystko w porządku- z zamyślenia wyrwał go głos Cassie. – Mam kogoś wezwać?
- Nie…- odpowiedział dużo ciszej niż planował.- Nie, jest ok. Wiesz co? Może przełożymy tą rozmowę na później? Czuję się zmęczony.
- Okej… Jakby co, jestem w grupowej garderobie.- powiedziała i wyszła z pomieszczenia.
Nie miała pojęcia co spowodowało tak dziwne zachowanie perkusisty. Nie przejmowała się tym zbytnio, bo mimo wszystko nie darzyła go zbyt wielką sympatią.
Zamiast do garderoby skierowała się do bocznego wyjścia z chęcią zapalenia. Zabawne, jak tak prozaiczny nałóg potrafi kompletnie zawładnąć duszą i umysłem człowieka. Jak już znalazła się na dworze, otoczona przez ciemność to wyciągnęła z kieszeni paczkę ulubionych papierosów.
-Cholera, jak zawsze zapomniałam o zapalniczce.- powiedziała sama do siebie i już miała wracać do swojej torebki po przedmiot, który potrzebowała.
Nagle, tuż przed jej twarzą wyrosła męska dłoń trzymająca ową rzecz. Zdziwiona, lekko przestraszona przyjęła go i po chwili z jej ust wydobywał się ten zbawienny, smolisty dym.
- Dziękuję za zapalniczkę.- rzuciła w ciemność, ponieważ nie potrafiła zlokalizować pomocnego człowieka.
- Zawsze do usług.- odpowiedział jej przyjemny, męski głos. Uśmiechnęła się na samą myśl, że jego właściciel może wyglądać tak samo dobrze, jak brzmi jego głos. Po chwili skarciła samą siebie w myślach, bo przypomniała sobie o Jaredzie.- Mogę się do ciebie przyłączyć?-zapytał ją mężczyzna.
- Oczywiście, Cassie jestem.- wyciągnęła do niego dłoń w geście przywitania. Już za chwilę stał obok niej w całej swojej okazałości. Na czoło opadały mu lekko dłuższe, czarne włosy, a ciemne oczy błyszczały uwodzicielsko.
- Gerard. Miło mi ciebie poznać, członkini Mars Crew jak mniemam?- zapytał ją uśmiechając się szeroko. Odsłonił przy tym dwa rzędy  śnieżnobiałych zębów, czym dodał sobie jeszcze więcej w jej oczach.
- Tak, jestem tutaj nowa. Dzisiaj zaczęłam pracę. A co Ciebie tu sprowadza?
- Powiedzmy, że jestem umówiony z twoim szefem.- po raz kolejny zabił ją swoim uśmiechem i zaciągnął się własnym papierosem. Według niej wyglądał w tamtym momencie jak grecki Bóg po przejściach z lekko zmęczonym spojrzeniem. Mimo faktu, że wyglądał na nieźle zmordowanego życiem, co nie wpłynęło znacząco na jego urodę, mogła zauważyć, że był dużo młodszy od jej Leto. Na spokojnie określiłaby go jako dwudziestolatka, ale znając magię operacji plastycznych, mogła się bardzo pomylić.
Nie mówili nic więcej, tylko cieszyli się chwilą spokoju, która za chwile miała zostać przerwana przez upierdliwego „szefa” dziewczyny. Obydwoje powoli dopalali swoje papierosy obserwując dym, który ulatniał się z nich w zwolnionym tempie.
Gerard chciał przerwać tą wcale nie niezręczną ciszę. Cassie zafascynowała go swoją otwartością i miał ochotę poznać ją jeszcze bardziej. Nabrał powietrza w zniszczone nałogiem płuca i już miał coś powiedzieć, ale przerwał mu huk otwieranych drzwi.
****
Denerwował się bardziej niż powinien. Przecież to była tylko zwykła, formalna rozmowa pomiędzy pracodawcą a pracownikiem. I to jeszcze nie on miał brać w niej udział. Bał się, że Shannon powie Cassie prawdę o nim, o jego nawykach podczas trasy. Nie chciał pamiętać o swojej przeszłości, nie chciał wspominać na nowo tego okresu kiedy co noc miał inną kobietę w łóżku. Ten związek z Cass miał zakończyć na dobre jego stary tryb życia. Niestety, brat mógł wszystko zepsuć i doprowadzić o rozpadu, czegoś co mogło go uratować. Po dzisiejszej kłótni wolał spodziewać się wszystkiego co najgorsze.
Miał w planie pójść do nich i wpaść do pokoju w najmniej oczekiwanym momencie pod jakimś durnym pretekstem. Zatrzymywały go tylko resztki godności i instynktu samozachowawczego, nic więcej.
Sięgnął po telefon i zadzwonił do przyjaciela, który akurat przebywał w mieście. Miał dla niego propozycje, która mogłaby naprawić to, co zepsuje Shannon. Powiedział mu, że za chwile powinien się pojawić za halą, obok bocznego wyjścia z obiektu. Dlatego też Jared musiał się w miarę szybko wyszykować.
****
- Hej Gerard!- krzyknął i przytulił artystę. Dawno się nie widzieli, więc taki akt czułości nie był niczym dziwnym.- Postarzałeś się, czy ja tam widzę siwe włosy?- zażartował i przypatrzył się swojemu przyjacielowi. Obok niego zobaczył jakąś postać w cieniu, która próbowała unikać jego spojrzenia.- Cassie? A co ty tutaj robisz…?
- Przyszłam zapalić po rozmowie z twoim bratem.- odpowiedziała krótko i zniknęła w budynku. Nie wiedzieć czemu zbierało jej się na płacz. Przecież nic złego się nie stało, ale widok Jareda rozbroił ją kompletnie. Przed chwilą była jeszcze gotowa go zdradzić, ale tylko jak na niego spojrzała poczuła ogromne wyrzuty sumienia. Był tutaj dla niej, załatwił jej pracę i obronił przed wszystkimi. Miała dość tego, że każdy martwił się o nią i wszystko za nią robił.

Wybiegła z hali nie zostawiając żadnego listu. Chciała zwyczajnie od nich uciec. 

5 komentarzy:

  1. O kurde, o kurde, O KUR - DE. No nie wierzę. Shannon był tym chłopakiem przez którego Cassie chciała popełnić samobójstwo? No nie. To opowiadanie jest cudowne nooo. Moja reakcja jak czytałam retrospekcję Shannona :" o ku*wa, o ku*rwa. Serio? Nie wierzę? Omg." po prostu cudowne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, no. Tak się cieszę, że moja piosenka kochana, mój Gee kochany i w ogóle... płakam. Moja zdolniacha! :* Wspaniale, jak zawsze! ♥
    Cieszę się, jak głupia, że mogę czytać na bieżąco i wciskać swoje 3 grosze XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahah kocham twój nick... <3 no wszystko dzięki Tobie skarbie, dzięki, że pomagasz <3

      Usuń
  3. co ona tak ucieka ? XD Jared rusz się i biegnij za nią :) czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fakfakfakfak ;__; Kurwa dziadu biegnij za nią róbcie coś jezu nie ma czasu na poprawną interpunkcje blog zajebisty autorka też czekam na więcej aaa matko *-* KOCHAM CIĘ <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń