poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 21- I will save you from yourself...






Odpowiedź przyszła zaskakująco szybko i chwilę potem dziewczyna stała przed niewielką szafą i 
planowała strój na dzisiejsze wyjście. Uśmiechnięta od ucha do ucha przeglądała ubrania i podśpiewywała słowa ulubionej piosenki chodzącej jej po głowie od samego rana. Pewnie stroiłaby się jeszcze bardziej i dłużej, ale przerwał jej dzwonek telefonu rozbrzmiewający w całym domu.
-Muszę go sobie kiedyś zmienić...- pomyślała, a z jej ust wydał się cichy pisk kiedy zauważyła kto dzwoni. Drżącymi rękoma odebrała rozmowę.
-Dzień dobry, mam przyjemność rozmowy z panią Cassie Answorth?
-Tak.- odpowiedziała cicho.
-Dzwonię z uczelni, do której pani będzie uczęszczać od jutra.- wstrzymała na chwilę oddech i czekała na dalszą część wypowiedzi.- Chciałam tylko powiedzieć, że dostała się pani na dodatkowy kurs fotografii.
-Dziękuję bardzo, od kiedy zaczynam?
-Jutro dostanie pani potrzebne dokumenty do uzupełnienia. Do widzenia.
Chciała skakać z radości, ale w tym momencie nie miała czasu na takie ekscesy. Skończyło się tylko na łzach w oczach spowodowanych tym ogromnym szczęściem, które ją spotkało. Wiedziała, że tylko nieliczni dostają się na owe zajęcia. Tylko najlepsi mieli szanse uczyć się od mistrzów, by samemu nim zostać. Ten kurs otwierał jej drogę w świat, dawał tysiące, nawet miliony możliwości.
Dzięki telefonowi dużo szybciej wybrała strój na dzisiejszą okazję. Może to przez tą ogarniającą ją zewsząd radość, albo to presja czasu. Sama tego nie wiedziała, ale czuła, że od teraz wszystko się ułoży i będzie tak, jak być powinno. Zapomni o Jaredzie, o tym jak ją skrzywdził i zapomniał o niej przy pierwszej lepszej okazji. Na samo wspomnienie o tym mężczyźnie łzy zbierały jej się pod powiekami, ale z trudem je powstrzymała.
-Stop! Nie możesz ryczeć tylko jak o nim pomyślisz, bo nigdy go nie zapomnisz...- wykrzyczała prosto w niczemu winne lustro, które lekko zaprotestowało w chwili, kiedy uderzyła w nie otwartą dłonią.Opamiętała się i po pięciu minutach stała przed drzwiami do domu i szukała do nich kluczy. Przeklinała w myślach swoje roztrzepanie i przeszukując torebkę oparła się o ścianę obok. Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. Gdzieś musiały być. Uspokoiła nerwy, a do jej głowy zaczęły powracać tematy, o których najlepiej by zapomniała.
Widziała obrazy tamtej nocy, przebłyski pamięci napadły na nią ze zdwojoną siłą i zaatakowały w najmniej oczekiwanym momencie. Opadła bezgłośnie na posadzkę i zamknęła twarz w dłoniach. Nie obchodziła jej już późna godzina, czy fakt, że jeszcze trochę i spóźni się na spotkanie, na które tak się cieszyła. Minęła radość z kursu fotograficznego i dotknęła jej szara rzeczywistość, w której się znajdowała.
Przyjechała tu aby spełniać marzenia, osiągać to co nie jest osiągalne, a jedyne czym się teraz zajmowała to użalanie się nad przeszłością i tym jak to ją skrzywdzono. Otarła łzę spływającą po jej pomalowanej twarzy i wróciła się do mieszkania. Postanowiła coś sobie i chciała dotrzymać tej cichej obietnicy.
-Już nigdy, przenigdy nie pomyślę o tym człowieku. Nawet gdyby stanął mi przed twarzą w tej chwili.- powiedziała pokrzepiająco, podczas gdy poprawiała niedoskonałości w makijażu.Zakluczyła drzwi i opuściła mieszkanie. Była pewna swego i silna. W tamtej chwili czuła, że nic nie jest w stanie jej złamać. Nawet TEN Jared Leto, albo szczególnie nie on.
****
Szybkimi łykami wypijał gorącą jeszcze kawę. Parzyła go delikatnie w usta, a zapach unoszący się nad nią zachęcająco łaskotał jego nozdrza. Uśmiechnął się sam do siebie i odetchnął zrelaksowany. Oparł nogi o biurko wsłuchał się w odległe głosy studentów.
Dzisiaj był jego pierwszy dzień w nowej pracy. Co prawda próbny i nie wiadomo ile tu zostanie, ale czuł się jak prawdziwy nauczyciel. Od dziecka wmawiał sobie, że jak kiedykolwiek nim zostanie to nie będzie tak wredny jak ci, co uczyli go za młodych lat.
Teraz dobrze wiedział, że tak nie będzie i jak pierwszy lepszy smarkacz podejdzie do niego z pretensjami to będzie próbował, aby go jakoś nie uszkodzić. Co w jego przypadku będzie dość trudne, ponieważ do najspokojniejszych to nie należał.
Drzwi do sali otworzyły się i powoli zaczęła się przez nie wsypywać grupka roześmianych studentów rozmawiających o egzaminach, przygodach z ostatniej nocy. Uśmiechnął się na sam ich widok. Byli tacy młodzi i niewinni. Mieli całe życie przed sobą, podczas gdy on był już na jego półmetku.
Skończył swoje wywodu i założył na nos okulary, po to, aby dodać sobie pewności oraz autorytetu. Wyciągnął aparat z plecaka i głośno odchrząknął. Nie wywołało to zbyt wielkiej reakcji, więc ponowił czynność tylko dużo głośniej. Znowu to samo.
Na szczęście jakaś dobra duszyczka w pierwszym rzędzie odwróciła się do reszty i pomogła mu w uciszeniu rozbawionej grupy. Podziękował jej wzrokiem i nieśmiałym uśmiechem. Nabrał powietrza do ust i wyrzucił z siebie zdanie, które prawie stanęło mu w gardle.
-Dzień dobry, nazywam się Shannon Leto i będę was uczył podczas tego kursu.- uspokoił nerwy. Już najgorsze było za nim. Teraz tylko wyuczona formułka na temat zasad, regulaminu i podobnych nudnych spraw. Potem zacznie się prawdziwa przyjemność; praca z aparatem.- Macie do mnie jakieś pytania na temat tego kim jestem i tak dalej? Potem nie będzie na to okazji.
****
Weszła do sali gdzie miały odbywać się zajęcia i usiadła w jednym z pierwszych rzędów. Była taka szczęśliwa oraz przepełniona pozytywną energią, że bała się, że nie usiedzi w miejscu i rozsadzi tą salę. Uśmiech nie schodził jej z twarzy dopóki nie zobaczyła kto będzie ją uczył.
Przed nią siedział nikt inny tylko ten cholerny Leto. Zawsze, ale to zawsze jak coś zaczynało się układać w jej życiu pojawiał się ktoś, kto to kompletnie zniszczy i zdepcze. Zacisnęła pięści w akcie złości i pozwoliła powietrzu opuścić jej zdenerwowane płuca. Wzrok skierowała centralnie na perkusistę i starała się ukryć targające ją emocje.
Wsłuchała się w jego słowa i musiała przyznać, że nie jest aż taki zły. Co prawda, był bratem tego idioty, ale znał się na rzeczy. Nawet nie zauważyła, kiedy rozluźniła ręce i zaczęła pochylać się w jego stronę, tak aby usłyszeć jeszcze więcej. Mogłaby tak siedzieć i słuchać godzinami, ale wybiła godzina, o której kończyły się jej zajęcia. Musiała się śpieszyć, bo następne miała na drugim końcu uczelni, ale nie omieszkała podejść do wykładowcy. Chciała zobaczyć jego reakcję.
Uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła głową w jego stronę. Nawet z większej odległości mogła zobaczyć jak jego usta układają się w ciche „kurwa”.
-Cassie? Co ty tu robisz?- zaczął niezbyt grzecznie, ale był w takim szoku, że zapomniał o tych wszystkich uprzejmościach.
-Powinnam chyba zapytać co ty tutaj robisz?- odpowiedziała spokojnie, ale w środku była jednym, wielkim kłębkiem nerwów.
-Dostałem etat jako nauczyciel. Pomyślałem, że przyda mi się robota w przerwie między koncertami...- wypaplał akurat to, czego miał nikomu nie mówić. Mieli ogłosić takową przerwę dopiero za tydzień, a on już szasta informacjami na prawo i lewo. Brawo Shanny, jesteś większym idiotą od braciszka. Zadowolony?
-O... Czemu robicie przerwę, coś nie tak?- zaciekawiło ją to wręcz niemiłosiernie. Miała cichą nadzieję, że to przez fakt, że Jared załamał się po takim końcu ich „związku”. Niestety, wiedziała, że prawda jest zupełnie inna i z pewnością chodzi o chorobę Emmy lub kogoś z MarsCrew.
-Wiesz, to nie jest rozmowa dobra dla takiego miejsca. Może pójdziemy do kawiarni po zajęciach? Tutaj naprzeciwko jest całkiem przyjemna.- jak już szaleć to szaleć. Poszedł za ciosem i zaprosił byłą dziewczynę brata na kawę. Jak nisko musiał upaść?
****
Wybiegła z uczelni tuż po dzwonku oznaczającym koniec zajęć. Skierowała się w stronę kawiarni, w której umówiła się z nowym wykładowcą.
Jaki ten los jest parszywy... Ostatnim razem jak się spotkali na osobności nie skończyło się to za dobrze. W większości to przez ich „rozmowę” zakończył się jakże krótki, ale intensywny związek jej i Jareda. Niby minęło już trochę czasu, ale wciąż pamiętała nieobecny wzrok Shannona mówiący jak bardzo ten mężczyzna cierpi. Zrobiło jej się go nawet żal. Pomyślała, że jak złapie z nim jakąkolwiek nić porozumienia, to zapyta go co mu się w tamtym momencie stało.
Jak już skończyła obmyślać plan zaprzyjaźnienia się ze starszym z braci dotarła akurat do wspomnianej przez niego kawiarni.
Weszła do środka i pierwsze co zobaczyła, to były malutkie stoliki poustawiane jeden obok drugiego, każdy przykryty czerwonym obrusem w białą kratkę. Poczuła się przez chwilę jak u babci w domu. Pamiętała go jeszcze z beztroskich lat dzieciństwa, kiedy to biegała po babcinym sadzie pełnym jabłek i krzewów malin rosnących dookoła drzew.
W rogu pomieszczenia zauważyła perkusistę siedzącego na małym, drewnianym krzesełku. Wyglądało to dość zabawnie, biorąc pod uwagę jego posturę, która przepięknie kontrastowała z krzesłem rodem z pałacyku dla dzieci. Uśmiechnięta podeszła do niego i przywitała się zdawkowo. Jak na razie nie przyszła tu zawierać przyjaźnie. To później, teraz musiała wybadać teren.
- To czemu nie gracie? Opowiadaj.- zapytała prosto z mostu patrząc mu w oczy z lekką premedytacją.
- Widzę, że przechodzisz do sedna sprawy. Okej, jak już powiedziałem a, to czas na kolejne litery alfabetu.- uśmiechnął się delikatnie i podsunął jej pod nos zamówioną wcześniej kawę. Wzięła łyk i już wiedziała, że od teraz tylko jemu będzie powierzać wybór tego oto napoju. Smakowała jak wszystkie szczęśliwe wspomnienia zebrane w kubek i zaparzone. Westchnęła z roszkoszy i czekała na dalszą część jego wypowiedzi.- Niestety, Jared czuje się coraz gorzej. Wiem, że z pewnością nie masz ochoty słuchać zbyt wiele na jego temat. Ja na twoim miejscu też bym nie chciał, ale właśnie o niego chodzi. Przyjechał tutaj ze mną w ramach urlopu i z pewnośćią leży teraz w łóżku i rozpacza jak bardzo spieprzył.- wyrzucił z siebie na jednym tchu. Spojrzał w jej oczy szukając jakiejkolwiek dezaprobaty, albo innego sygnału, aby przestał mówić. Ale nie znalazł nic. Pustkę. Postanowił kontynuować.- Wtedy, w tym klubie widział ciebie jak wychodziłaś. Chciał się nawet za tobą rzucić, ale uznał, że wszystko jest już stracone.
-Nic nie jest jeszcze stracone...- wyszeptała sama do siebie przerażona nagłym zwrotem całej sytuacji. Ale to i tak nie było najstraszniejsze. Najbardziej przeraziła się uczucia, które odżyło w niej na nowo.

********************

Jak Wam się podobał? Zapraszam do wszelkich komentarzy i opinii. Niestety, do 4 czerwca nic się nie pojawi, więc mam nadzieję że to zaspokoi waszą ciekawość co dalej z fabułą :)
*MarsHugs*
A, i coś mi się z kolorami merda i nie mam pojęcia dlaczego tekst jest dwukolorowy :c 


5 komentarzy:

  1. Dobry rozdział, jak zwykle :)
    Najbardziej spodobała mi się sytuacja na wykładach... tak nagle Shannon przed jej oczami. Wcale się nie można dziwić jej reakcji. Jednak pod koniec, kiedy spotkali się w kawiarni i on jej powiedział o Jaredzie to takie... o, jest nadzieja :)
    Tak więc, życzę dużo weny i trzeba teraz uzbroić się w cierpliwość do 4 czerwca ^^
    Pozdrawiam <30

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże. Czemu Ty mi to robisz kobieto? Nie wytrzymam tyle :C to wszystko takie cudowne, że się prawie poryczałam pod koniec ;-; Mam nadzieję, że ta przerwa szybko zleci, bo nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału <30

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny pomysł z Shannonem na wykładach. :) Podoba mi się ich rozwijająca się relacja, niby odnoszą się do siebie w sposób średnio koleżeński, ale można wyczuć tam jakąś więź. :) No i ciekawa jestem, czy Cassie będzie chciała coś naprawić z Jaredem, czy faktycznie im się uda.. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra.
    Jared cierpi... i mimo, że jest chamem, to nie lubię, jak cierpi, niech go ktoś pocieszy.. :c *ZGŁASZA SIĘ NA OCHOTNIKA, NICZYM KATNISS*
    SZANON, SŁODKI JEZU, CO TY WYPRAWIASZ?! TYLKO SPRÓBUJ MI SIĘ WPIERDZIELIĆ MIĘDZY TĄ DWÓJKĘ, A CIĘ ZNAJDĘ, CHOPIE. I JA NIE GROŻĘ, JA CIĘ TYLKO INFORMUJĘ.
    Co z tym kolesiem z kawiarni?! Umieram z ciekawości! ugh.
    Czemu tak krótko.... ;ccccccc
    CHCĘ WIĘCEJ. WIĘCEJ. WIĘCEJ.
    Jak na początku nie lubiłam głównej bohaterki, to teraz coraz bardziej się do niej przekonuję. Może kiedyś ją polubię :D W końcu wiesz, konkurencja i te sprawy...
    Reasumując, BOŻE, KOCHAM CIĘ, PISZ DALEJ, ŻADNEJ PRZERWY MI NIE RÓB.
    Świetnie. Czekam. Kocham. Pozdrawiam.
    ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie wiem skąd wy tyle bierzecie tej weny, tych pomysłów. Shannon nauczyciel? Ah rozmarzyłam się. Wtedy biegłabym na lekcje w podskokach. <3
    Jared jaki debil, mógł pobiec przecież za nią, jestem na niego zła ale też mi go szkoda. Ale ta laska ma szczęście, albo sobie na Jareda wpadnie w pubie albo na Shannona na uczelni no hahahah zazdro. Wygrała życie. Oby się między Cass i Jaredem ułożyło no i weny kochana weny. Mam nadzieję że wytrzymam do 4 czerwca. :o

    OdpowiedzUsuń