poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 22- Beksa.


Rozdział miałki, spóźniony... Mam nadzieję, że mimo tego się Wam spodoba. Zapraszam :) 
*
Zanim zdążyła się zorientować minął miesiąc. Był to okres pełen spotkań przy kawie, śmiechów i ciągłej nauki. Spodobała jej się fotografia, nawet bardziej niż myślała. Zaczęła oszczędzać na nowszy, porządniejszy aparat, który polecił jej nikt inny tylko jej nowy „profesor”.
Shannon Leto jako nauczyciel był hmm... Wyjątkowy. Przez cały okres trwania kursu (który niestety, zbliżał się ku końcowi) rozmawiała z nim więcej niż kiedykolwiek z jego bratem, o którym wciąż myślała jak już leżała w łóżku i starała się zasnąć.
Rano, przed wypiciem kawy gościł się w jej głowie i nie wychodził z niej przez cały dzień, a w nocy działał w niej nawet intensywniej. Parę razy walczyła z odruchem zadzwonienia do niego, wyjaśnienia tego wszystkiego i wrócenia do „normalności”. Zaśmiała się cicho na sam pomysł, ze ich relacje kiedykolwiek były normalne. Wszystko kręciło się wokół jej śpiączki i tego jak wielką litość okazywał jej byciem z nią przez te parę chwil. Wiedziała, że tak naprawdę jej nie kochał, nic do niej nie czuł. Niestety, nie wiedziała jak bardzo się myliła.
****
Odetchnął głęboko, może nawet zbyt głęboko. W płucach poczuł to denerwujące ukłucie towarzyszące mu coraz częściej. Podniósł się z łóżka na parę centymetrów, ale po chwili opadł na nie z tą samą bezradnością wypisaną na twarzy, co codziennie. Miał już po dziurki w nosie swojego obecnego trybu życia. Chciał wrócić do tego co było wcześniej, chciał móc dotknąć jej pięknych, kruczoczarnych włosów. Pogładzić jej dłoń i spojrzeć w oczy, o których śnił do tej pory.
Odwrócił się na drugi bok, co wywołało kolejny atak bólu. Nie pokazał tego po sobie nie licząc cichego syknięcia, które wydostało się spomiędzy jego zaciśniętych warg. Było z nim coraz gorzej. Nie tylko w sensie fizycznym, psychika zaczynała siadać i niektórzy zaczęli to zauważać. Uspokoił oddech i podniósł się na tyle, na ile pozwalał mu jego organizm. Przetarł zmęczone, podkrążone oczy i poprawił mocno rozczochrane włosy. Wstał z łóżka, a swoje kroki skierował do łazienki.
Spojrzał w lustro i się przeraził. Nie tak jak te wszystkie rozwydrzone dziewczynki piszące na prawo i lewo jak bardzo są niezadowolone z własnego wyglądu, nie. Jego teraźniejsze odbicie nie przypominało nic z poprzedniego, pełnego wigoru i chęci do życia. Wyglądał jak wrak człowieka zostawiony na brzegu bezludnej wyspy i zapomniany na wieki wieków. Przemył twarz, ale wiele to nie zdziałało i przed sobą miał starego człowieka, który zapomniał co to szczęście. No cóż, przynajmniej ona o tym pamiętała.
****
Dzisiaj kolejny raz z rzędu spotykała się z Shannonem. Umówili się na popołudniową kawę, ale jak zwykle skończy się to lampką wina u niej w domu. O dziwo, po tylu spotkaniach i lekkim zaprzyjaźnieniu się ani razu nie zaprosił jej do siebie. Nie żeby jej na tym zależało, ale wydawało się to być co najmniej podejrzane. Pierwszą myślą dlaczego tak robi było to, że może ma dziewczynę, współlokatora. Potem już przestała się nad tym zastanawiać, bo większe zainteresowanie wzbudzał sam Shann, niż to z kim tam sobie pomieszkuje.
Właśnie skończyła zajęcia dobre trzy godziny wcześniej niż powinna. Postanowiła wrócić do domu i przebrać się w coś bardziej stosownego na towarzyskie spotkanie. A mianowicie nie chciała się przed nim zaprezentować w przepoconej bluzce i luźnych, podartych spodniach.
Otworzyła drzwi do mieszkania i pierwszym co ją uderzyło był ten przyjemny, domowy zapach. Jego źródłem okazała się zostawiona paląca się świeczka, której z własnej głupoty nie zgasiła. Na szczęście nic się nie zajęło ogniem od tej jakże morderczej świeczki.
Zauważyła, że ostatnio stała się coraz bardziej roztrzepana i rozkojarzona. Wiedziała, że to z pewnością przez Jareda i jej tęsknotę za nim. Przynajmniej chciał to sobie wmawiać. Nie było też tak, ze kompletnie przestał zaprzątać jej głowę, bo sprawa prezentowała się zupełnie odwrotnie. Wywoływało to u niej ból i jakiś rodzaj cierpienia, ale całe jej życie nie składało się na niego, który z pewnością od momentu „rozstania” miał miliony, jak nie więcej dziewczyn na pocieszenie. Niestety, jej teoria kłóciła się z wersją Shannona, która powinna mieć w sobie choć odrobinę prawdy jeśli mężczyzna chciał zdobyć jej zaufanie.
Odrzuciła od siebie wszystkie czarne myśli i skupiła się na doborze stroju, co było ostatnio jej ulubionym zajęciem. Dzięki temu, że po mieście poruszała się pieszo i była w ciągłym pośpiechu, jej nogi z bezkształtnych klocków zmieniły się w coś na co dało się patrzeć.
Jako, że pogoda sprzyjała wychodzeniu z domu zdecydowała się na krótkie spodenki, w które wpuściła luźniejszą koszulkę z ulubionym zespołem. Nie wyglądała może zbyt elegancko, ale nie wybierała się na żadną randkę tylko przyjacielskie spotkanie z osobą, która na dodatek ją uczyła.
Z boku sytuacja mogła wydawać się podejrzana. Jak to, dziewczyna spotyka się z własnym profesorem? Przepraszam, żadnym profesorem tylko chwilowym prowadzącym kursu. Uwaga, bo to robi jakąkolwiek różnice dla kogoś, kto jest tak zacofany umysłowo, że każde spotkanie poza uczelnią wydaje się być dla niego seks schadzką.
Widziała te wszystkie krzywe spojrzenia rzucane w jej stronę jak tylko zażartowała z czegoś z Shannonem po wykładach. Każda dziewczyna w jej grupie nie wiedzieć czemu ( raczej bardzo świadomie i umyślnie ) właśnie na te zajęcia przychodziła odpicowana bardziej niż na spotkanie z królową Anglii. Śmieszyło ją to, nawet bardzo, bo wiedziała, że Shannon swoje uczucia już dawno ulokował w jednej osobie, o której nie chciał za wiele opowiadać. Nie wnikała, to nie była jej sprawa.
Liczyło się tylko to, że mimo wcześniejszych zawirowań między nimi teraz mieli zdrowy, normalny kontakt jak dobrzy znajomi. Śmiali się z tych samych żartów i mogli godzinami dyskutować o filmie, który wspólnie obejrzeli. Mogli porozmawiać o wszystkim. No może prawie wszystkim. Był pewien temat, którego nie poruszyli od ich pierwszego spotkania w kawiarni naprzeciwko uczelni. Jared. Za bardzo ją to krępowało, aby rozmawiać z nim o jego bracie, nie, to byłby kompletny niewypał.
****
Zrezygnowany opuścił tymczasowe mieszkanie i odetchnął pełen żalu. Miał go zdecydowanie dosyć, ten człowiek wyrabiał co mu się żywnie podobało i nie brał pod uwagę jego rad. Bo po co?
Zdenerwowany oraz wyprowadzony z i tak zachwianej równowagi. Tak się wtedy czuł. Nie miał pojęcia jak do niego przemówić, przecież wszystko szło tak jak sobie założyli i już niedługo mogłoby być dobrze. Ale jak zawsze szanowny pan i władca musi mieć swoje, odmienne zdanie, którego nie idzie zmienić. Najchętniej nie wróciłby już do domu i zostawił to wszystko w cholerę, ale nie mógł. Nie, że mu zabroniono, nie. To jego piekielne poczucie obowiązku kazało mu zostać tutaj i pilnować tego idioty. Dla jego dobra.
Jedyne na co mógł sobie teraz pozwolić to papieros. Nałóg, który skrzętnie ukrywał przed innymi. Wiedział co by się działo, gdyby tylko media się dowiedziały o jego paskudnym zwyczaju. Zaśmiał się cicho, bo zauważył, że już zachowuje się jak przestępca, który nie chce zostać przyłapany na gorącym uczynku.
-Oj Shanny, robisz się na to za stary...
****
Podjechał pod jej kamienicę, a ona stała już przed nią. Musiał przyznać, wyglądała fantastycznie biorąc pod uwagę, że miała na sobie zwyczajne, stare spodenki i koszulkę, która rozmiarem pasowałaby na niego. Uśmiechnął się na jej widok,a ona to odwzajemniła wsiadając do jego auta. Nie miał konkretnego planu gdzie zamierza ją zabrać, ale wiedział, że czas spędzony w towarzystwie tej oto dziewczyny nie będzie stracony. Postanowił zawieźć ją do ich ulubionej ostatnio kawiarni, a potem zastanowią się co dalej.
****
Uśmiechnięci, roześmiani. Tak określiłby ich pierwszy lepszy człowiek, który spotkał by tą dwójkę na ulicy. Może nawet uzyskali by miano szczęśliwych, zakochanych. Niestety wyglądali tak tylko z zewnątrz. W środku każdy z nich był zraniony, zagubiony. I to na domiar złego każdy z podobnego powodu. Miłości.
Mówią, że miłość uskrzydla, pozwala żyć pełnią sił. Nie zawsze się to sprawdza, nie wszystko musi iść po naszej myśli. Czasem miłość potrafi zranić bardziej niż największa nienawiść, bo tylko ona zagląda aż do środka duszy, odkrywa wszystkie sekrety, nawet te zakopane tak głęboko, że nie potrafimy ich odnaleźć. W takich chwilach nasze szczęście zależy tylko od tej drugiej osoby, która może zrobić z naszym sercem co tylko sobie wymarzy, czego zapragnie w danym momencie. Ryzykowne, lecz czym byłoby nasze życie bez adrenaliny otaczającej zewsząd, czyhającej na każdym kroku. To ona dodaje tego specyficznego uczucia, że już nigdy więcej możesz nie przeżyć danej chwili, która jest jedną na milion.
Dlatego tak bardzo warto korzystać z tego co podsuwa nam los. Ona wiedziała, że nie wykorzystała swojej szansy, czego żałowała z każdym kolejnym dniem.
****
Obiecał sobie, że na nich nie spojrzy. Nie mógł dać po sobie nic poznać. Gdyby tylko prawda wyszła na jaw mógłby mieć poważne problemy z nią, jak i z prawem. Będąc na swojej pozycji nie mógł sobie na to pozwolić. W myślach wciąż liczył do dziesięciu, aby uspokoić zszargane nerwy, ale to nie pomagało. Było mu kurewsko źle.
Czuł się zdradzony, oszukany i co najważniejsze samotny. Towarzystwo dookoła niego nie pocieszało go ani trochę. Chciał jej i tylko jej.

Żeby tylko wiedział, że ona pragnęła jego tak samo bardzo jak on jej...

3 komentarze:

  1. Zrobiłam największy błąd życia. Puściłam sobie do tego rozdziału jakiś zamulacz. Efekt? Rozryczałam się, a na tym fragmencie "Mówią, że miłość uskrzydla..." prawie zaczęłam szlochać, dobrze, że w sali wszyscy śpią. Nienawidzę Cię za to, co robisz z moimi uczuciami. I gdzie jest moje "kurewsko"? :c
    Następny ma być 67868 razy szybciej, zrozumiano? Pamiętaj, że mam Twój adres..... ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się podoba... taki mroczny, pełen bardziej równoważników myśli niż ich rzeczywistego brzmienia... lubię takie klimaty, byle nie za długo ;)
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. To opowiadanie jest świetne! Kiedy następny rozdział? Czyżby ten na końcu to był Jared? Już nie moge sie doczekac dalszych części :D

    OdpowiedzUsuń