Rozdział miałki, spóźniony... Mam nadzieję, że mimo tego się Wam spodoba. Zapraszam :)
*
Zanim
zdążyła się zorientować minął miesiąc. Był to okres pełen
spotkań przy kawie, śmiechów i ciągłej nauki. Spodobała jej się
fotografia, nawet bardziej niż myślała. Zaczęła oszczędzać na
nowszy, porządniejszy aparat, który polecił jej nikt inny tylko
jej nowy „profesor”.
Shannon
Leto jako nauczyciel był hmm... Wyjątkowy. Przez cały okres
trwania kursu (który niestety, zbliżał się ku końcowi)
rozmawiała z nim więcej niż kiedykolwiek z jego bratem, o którym
wciąż myślała jak już leżała w łóżku i starała się
zasnąć.
Rano,
przed wypiciem kawy gościł się w jej głowie i nie wychodził z
niej przez cały dzień, a w nocy działał w niej nawet
intensywniej. Parę razy walczyła z odruchem zadzwonienia do niego,
wyjaśnienia tego wszystkiego i wrócenia do „normalności”.
Zaśmiała się cicho na sam pomysł, ze ich relacje kiedykolwiek
były normalne. Wszystko kręciło się wokół jej śpiączki i
tego jak wielką litość okazywał jej byciem z nią przez te parę
chwil. Wiedziała, że tak naprawdę jej nie kochał, nic do niej nie
czuł. Niestety, nie wiedziała jak bardzo się myliła.
****
Odetchnął
głęboko, może nawet zbyt głęboko. W płucach poczuł to
denerwujące ukłucie towarzyszące mu coraz częściej. Podniósł
się z łóżka na parę centymetrów, ale po chwili opadł na nie z
tą samą bezradnością wypisaną na twarzy, co codziennie. Miał
już po dziurki w nosie swojego obecnego trybu życia. Chciał wrócić
do tego co było wcześniej, chciał móc dotknąć jej pięknych,
kruczoczarnych włosów. Pogładzić jej dłoń i spojrzeć w oczy, o
których śnił do tej pory.
Odwrócił
się na drugi bok, co wywołało kolejny atak bólu. Nie pokazał
tego po sobie nie licząc cichego syknięcia, które wydostało się
spomiędzy jego zaciśniętych warg. Było z nim coraz gorzej. Nie
tylko w sensie fizycznym, psychika zaczynała siadać i niektórzy
zaczęli to zauważać. Uspokoił oddech i podniósł się na tyle,
na ile pozwalał mu jego organizm. Przetarł zmęczone, podkrążone
oczy i poprawił mocno rozczochrane włosy. Wstał z łóżka, a
swoje kroki skierował do łazienki.
Spojrzał
w lustro i się przeraził. Nie tak jak te wszystkie rozwydrzone
dziewczynki piszące na prawo i lewo jak bardzo są niezadowolone z
własnego wyglądu, nie. Jego teraźniejsze odbicie nie przypominało
nic z poprzedniego, pełnego wigoru i chęci do życia. Wyglądał
jak wrak człowieka zostawiony na brzegu bezludnej wyspy i zapomniany
na wieki wieków. Przemył twarz, ale wiele to nie zdziałało i
przed sobą miał starego człowieka, który zapomniał co to
szczęście. No cóż, przynajmniej ona o tym pamiętała.
****
Dzisiaj
kolejny raz z rzędu spotykała się z Shannonem. Umówili się na
popołudniową kawę, ale jak zwykle skończy się to lampką wina u
niej w domu. O dziwo, po tylu spotkaniach i lekkim zaprzyjaźnieniu
się ani razu nie zaprosił jej do siebie. Nie żeby jej na tym
zależało, ale wydawało się to być co najmniej podejrzane.
Pierwszą myślą dlaczego tak robi było to, że może ma
dziewczynę, współlokatora. Potem już przestała się nad tym
zastanawiać, bo większe zainteresowanie wzbudzał sam Shann, niż
to z kim tam sobie pomieszkuje.
Właśnie
skończyła zajęcia dobre trzy godziny wcześniej niż powinna.
Postanowiła wrócić do domu i przebrać się w coś bardziej
stosownego na towarzyskie spotkanie. A mianowicie nie chciała się
przed nim zaprezentować w przepoconej bluzce i luźnych, podartych
spodniach.
Otworzyła
drzwi do mieszkania i pierwszym co ją uderzyło był ten przyjemny,
domowy zapach. Jego źródłem okazała się zostawiona paląca się
świeczka, której z własnej głupoty nie zgasiła. Na szczęście
nic się nie zajęło ogniem od tej jakże morderczej świeczki.
Zauważyła,
że ostatnio stała się coraz bardziej roztrzepana i rozkojarzona.
Wiedziała, że to z pewnością przez Jareda i jej tęsknotę za
nim. Przynajmniej chciał to sobie wmawiać. Nie było też tak, ze
kompletnie przestał zaprzątać jej głowę, bo sprawa prezentowała
się zupełnie odwrotnie. Wywoływało to u niej ból i jakiś rodzaj
cierpienia, ale całe jej życie nie składało się na niego, który
z pewnością od momentu „rozstania” miał miliony, jak nie
więcej dziewczyn na pocieszenie. Niestety, jej teoria kłóciła się
z wersją Shannona, która powinna mieć w sobie choć odrobinę
prawdy jeśli mężczyzna chciał zdobyć jej zaufanie.
Odrzuciła
od siebie wszystkie czarne myśli i skupiła się na doborze stroju,
co było ostatnio jej ulubionym zajęciem. Dzięki temu, że po
mieście poruszała się pieszo i była w ciągłym pośpiechu, jej
nogi z bezkształtnych klocków zmieniły się w coś na co dało się
patrzeć.
Jako,
że pogoda sprzyjała wychodzeniu z domu zdecydowała się na krótkie
spodenki, w które wpuściła luźniejszą koszulkę z ulubionym
zespołem. Nie wyglądała może zbyt elegancko, ale nie wybierała
się na żadną randkę tylko przyjacielskie spotkanie z osobą,
która na dodatek ją uczyła.
Z
boku sytuacja mogła wydawać się podejrzana. Jak to, dziewczyna
spotyka się z własnym profesorem? Przepraszam, żadnym profesorem
tylko chwilowym prowadzącym kursu. Uwaga, bo to robi jakąkolwiek
różnice dla kogoś, kto jest tak zacofany umysłowo, że każde
spotkanie poza uczelnią wydaje się być dla niego seks schadzką.
Widziała
te wszystkie krzywe spojrzenia rzucane w jej stronę jak tylko
zażartowała z czegoś z Shannonem po wykładach. Każda dziewczyna
w jej grupie nie wiedzieć czemu ( raczej bardzo świadomie i
umyślnie ) właśnie na te zajęcia przychodziła odpicowana
bardziej niż na spotkanie z królową Anglii. Śmieszyło ją to,
nawet bardzo, bo wiedziała, że Shannon swoje uczucia już dawno
ulokował w jednej osobie, o której nie chciał za wiele opowiadać.
Nie wnikała, to nie była jej sprawa.
Liczyło
się tylko to, że mimo wcześniejszych zawirowań między nimi teraz
mieli zdrowy, normalny kontakt jak dobrzy znajomi. Śmiali się z
tych samych żartów i mogli godzinami dyskutować o filmie, który
wspólnie obejrzeli. Mogli porozmawiać o wszystkim. No może prawie
wszystkim. Był pewien temat, którego nie poruszyli od ich
pierwszego spotkania w kawiarni naprzeciwko uczelni. Jared. Za bardzo
ją to krępowało, aby rozmawiać z nim o jego bracie, nie, to byłby
kompletny niewypał.
****
Zrezygnowany
opuścił tymczasowe mieszkanie i odetchnął pełen żalu. Miał go
zdecydowanie dosyć, ten człowiek wyrabiał co mu się żywnie
podobało i nie brał pod uwagę jego rad. Bo po co?
Zdenerwowany
oraz wyprowadzony z i tak zachwianej równowagi. Tak się wtedy czuł.
Nie miał pojęcia jak do niego przemówić, przecież wszystko szło
tak jak sobie założyli i już niedługo mogłoby być dobrze. Ale
jak zawsze szanowny pan i władca musi mieć swoje, odmienne zdanie,
którego nie idzie zmienić. Najchętniej nie wróciłby już do domu
i zostawił to wszystko w cholerę, ale nie mógł. Nie, że mu
zabroniono, nie. To jego piekielne poczucie obowiązku kazało mu
zostać tutaj i pilnować tego idioty. Dla jego dobra.
Jedyne
na co mógł sobie teraz pozwolić to papieros. Nałóg, który
skrzętnie ukrywał przed innymi. Wiedział co by się działo, gdyby
tylko media się dowiedziały o jego paskudnym zwyczaju. Zaśmiał
się cicho, bo zauważył, że już zachowuje się jak przestępca,
który nie chce zostać przyłapany na gorącym uczynku.
-Oj
Shanny, robisz się na to za stary...
****
Podjechał
pod jej kamienicę, a ona stała już przed nią. Musiał przyznać,
wyglądała fantastycznie biorąc pod uwagę, że miała na sobie
zwyczajne, stare spodenki i koszulkę, która rozmiarem pasowałaby
na niego. Uśmiechnął się na jej widok,a ona to odwzajemniła
wsiadając do jego auta. Nie miał konkretnego planu gdzie zamierza
ją zabrać, ale wiedział, że czas spędzony w towarzystwie tej oto
dziewczyny nie będzie stracony. Postanowił zawieźć ją do ich
ulubionej ostatnio kawiarni, a potem zastanowią się co dalej.
****
Uśmiechnięci,
roześmiani. Tak określiłby ich pierwszy lepszy człowiek, który
spotkał by tą dwójkę na ulicy. Może nawet uzyskali by miano
szczęśliwych, zakochanych. Niestety wyglądali tak tylko z
zewnątrz. W środku każdy z nich był zraniony, zagubiony. I to na
domiar złego każdy z podobnego powodu. Miłości.
Mówią,
że miłość uskrzydla, pozwala żyć pełnią sił. Nie zawsze się
to sprawdza, nie wszystko musi iść po naszej myśli. Czasem miłość
potrafi zranić bardziej niż największa nienawiść, bo tylko ona
zagląda aż do środka duszy, odkrywa wszystkie sekrety, nawet te
zakopane tak głęboko, że nie potrafimy ich odnaleźć. W takich
chwilach nasze szczęście zależy tylko od tej drugiej osoby, która
może zrobić z naszym sercem co tylko sobie wymarzy, czego zapragnie
w danym momencie. Ryzykowne, lecz czym byłoby nasze życie bez
adrenaliny otaczającej zewsząd, czyhającej na każdym kroku. To
ona dodaje tego specyficznego uczucia, że już nigdy więcej możesz
nie przeżyć danej chwili, która jest jedną na milion.
Dlatego
tak bardzo warto korzystać z tego co podsuwa nam los. Ona wiedziała,
że nie wykorzystała swojej szansy, czego żałowała z każdym
kolejnym dniem.
****
Obiecał
sobie, że na nich nie spojrzy. Nie mógł dać po sobie nic poznać.
Gdyby tylko prawda wyszła na jaw mógłby mieć poważne problemy z
nią, jak i z prawem. Będąc na swojej pozycji nie mógł sobie na
to pozwolić. W myślach wciąż liczył do dziesięciu, aby uspokoić
zszargane nerwy, ale to nie pomagało. Było mu kurewsko źle.
Czuł
się zdradzony, oszukany i co najważniejsze samotny. Towarzystwo
dookoła niego nie pocieszało go ani trochę. Chciał jej i tylko
jej.
Żeby
tylko wiedział, że ona pragnęła jego tak samo bardzo jak on
jej...
Zrobiłam największy błąd życia. Puściłam sobie do tego rozdziału jakiś zamulacz. Efekt? Rozryczałam się, a na tym fragmencie "Mówią, że miłość uskrzydla..." prawie zaczęłam szlochać, dobrze, że w sali wszyscy śpią. Nienawidzę Cię za to, co robisz z moimi uczuciami. I gdzie jest moje "kurewsko"? :c
OdpowiedzUsuńNastępny ma być 67868 razy szybciej, zrozumiano? Pamiętaj, że mam Twój adres..... ♥
A mnie się podoba... taki mroczny, pełen bardziej równoważników myśli niż ich rzeczywistego brzmienia... lubię takie klimaty, byle nie za długo ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!
To opowiadanie jest świetne! Kiedy następny rozdział? Czyżby ten na końcu to był Jared? Już nie moge sie doczekac dalszych części :D
OdpowiedzUsuń