sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 7- You get me closer to God...

Muzyka

Polecam:
Stranger in a  Strange Land- Thirty Seconds To Mars
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od sytuacji w łazience minęły dwa tygodnie. Przez ten czas Shannon zdążył wyjechać do Europy w sprawie jakiś "ważnych" interesów w Chorwacji. Miał się odezwać jak coś znajdzie, ale milczy od kiedy opuścił Los Angeles. Nie twierdzę, że mi to przeszkadza, lecz trochę tęsknie za jego wrednym poczuciem humoru. Co do mnie i Jareda, to znaleźliśmy sobie malutkie, trzy pokojowe mieszkanko na obrzeżach Miasta Aniołów. Nie jesteśmy razem, ale bardzo zbliżyliśmy się do siebie nawzajem. Codziennie rozmawiamy ze sobą o swoich problemach, o tym co nas spotkało wciągu dnia. Mamy osobne sypialnie i jak na razie każdy śpi w swojej, choć znając zapał chłopaka niedługo może się to zmienić. 
Dostałam prace w pobliskiej restauracji jako kelnerka. Nie zarabiam milionów, ale wystarcza na opłacenie mojej części czynszu oraz drobne wydatki. Jared pracuje w fabryce i to on przynosi więcej pięniędzy do domu. Po jego zachowaniu mogę zauważyć, że bardzo się stara o moje względy, przy czym jest strasznie uroczy. 
Mam nadzieję, że to co się działo dwa tygodnie temu nigdy nie wróci, i że już nie dotknę więcej żyletek. Jay na każdym kroku zwraca uwagę czy wokół mnie nie ma ostrych przedmiotów, czy dobrze się czuję. Imponuje mi tym, ale denerwujące są jego telefony o każdej porze dnia i nocy czy napewno wszystko jest ze mną w porządku. 
Ja nie pozostaję mu dłużna; kontroluję czy aby nie jest pod wpływem przez co nasłuchałam się wielu komentarzy w moją stronę. Życie z nim jest takie wspaniałe. Nie czuję się zobowiązana by trwać przy nim cały czas, ale mimo to, to tego pragnę. Chcę widzieć jego uśmiechniętą twarz z samego rana, pomagać mu opatrzyć skaleczenia, co muszę przyznać jest przy nim lekko niemożliwe; nigdy nie spotkałam człowieka, który tak bardzo boi się krwi, szpitali oraz wszystkich medykamentów. 
Dzisiaj są moje urodziny i chyba Jared coś szykuje, ale za Chiny Ludowe nie chce powiedzieć czy coś wie. Siedzę sobie przy stole w kuchni z kawą w ręku i rozmyślam co słychać w mojej kochane Anglii. Znając klimat, jest tam pewnie milion razy zimniej, desz nieustannie pada, możliwe, że nawet śnieg nas zaszczycił. Chwilami chciałabym wrócić do domu, ale biorąc pod uwagę rzeczy, które pamiętam stamtąd mam co do tego mieszane uczucia. Wysłałam kartkę do mamy, że znalazłam pracę i jakieś studia, że może przyjadę na święta. W sumie to powinnam skę zapisać do jakiejś szkoły. Wiem, że Jay stara sie dostać na reżyserię, dlatego cały czas kręci te swoje filmy, w których ja muszę grać główne role. Chyba słyszę jak wchodzi do domu, więc szybko gaszę papierosa i otwieram okno, żeby zapach trochę zelżał.
Jestem! Znowu paliłaś?- już na starcie zaczyna te swoje dochodzenie czego to ja nie robiłam. Ehhh znowu się zaczyna.- Mówiłem tobie, że tego nie trawię...- nie zdążył dokończyć a ja już całuję go przelotnie w policzek i wychodzę do łazienki.- Co ja z nią mam...- słyszę zza drzwi i śmieję się pod nosem. Nie umiem sobie wyobrazic życia bez niego. Nie poznałam wczesniej tak kochanego i dbającego o mnie pod każdym względem. 
   Zrzuciłam z siebie przepoconą piżamę i odkręciłam gorącą wodę. Nie obeszło się bez mojego codziennego rytuału patrzenia w lustro i zaznaczania na sobe miejsc do poprawienia. Stałam nago przed swoim odbiciem z czarnym markerem w ręce. Jak zwykle zaczęłam od zakreślenia tych fałd na brzuchu oraz góry celulitu na udach. Przydałoby się powiększyć odrobinę moje już mikroskopijne piersi, które wyglądały jak dwa malutkie ugryzienia komara. Tak bardzo chciałabym być idealna. Chcę się starać dla niego, być perfekcyjną tylko po to by sprawić mu przyjemność. Ostatnio mówił mi, że musi zrobić parę aktów na zajęcia z fotografii, a ja jestem idealną modelką do tego typu zdjęć. Wspominał o tym jakiś miesiąc temu, to ja mu odburknęłam, że dzień po moich urodzinach czyli jutro. Stresuję się tym okropnie, bo nie chcę aby widział moje wszystkie fałdki i niedoskonałości. Jared wmawia mi, że jestem najpiękniejszą i najszczuplejszą dziewczyną jaką spotkął, ale ja jak zwykle mu nie wierzę. Wchodzę na wagę i kolejny raz widzę tą obrzdliwą liczbę. Czterdzieścicztery kilogramy. Co takiego zrobiłam światu, że tak mnie karze?  Zaznaczam na moim ciele te dwie cyfry tuż koło obojczyka. Niech ta liczba  przypomina mi o sobie codziennie dopóki nie zmaleje i mnie nie uszczęśliwi. Wchodzę powoli do wanny i zanurzam się w gorącej wodzie chcąc zmyć z siebie wszystkie smutki i żale. Nie wiem nawet ile czasu minęło. Chyba zbytnio się zamyśliłam i nawet się nie zorientowałam jak dobiła piętnasta. Słyszę ciche pukanie do drzwi i głos zdenerwowanego Jareda, który dopytuje się czy aby mi nie pomóc. Cholera jasna jak ten człowiek mnie chwilami denerwuje. Postanawiam, że będę go olewać jeszcze przez chwilę i wychodzę z wanny i odwracam się tyłem do drzwi z zamiarem wytarcia głowy. Niestety bez moją wrodzoną niezdarność upuszczam ręcznik. Przeklinam siarczyście, co na pewno usłyszał mój wychudzony podsłuchiwacz. Pochylam się po ofiarę mojego braku ogarniętości i kiedy trzymam już w ręce owy ręcznik słyszę jak drzwi się otwierają i wpada przez nie zdenerwowany i nadopiekuńczy Jay. Podskakuje jak oparzona i staram się zakryć tym mikroskopijnym skrawkiem materiału. 
Czy mógłbyś łaskawie wyjść?- staram się zachować spokój i schować wszystkie linie co narysowałam markerem jeszcze godzinę temu. Jego wzrok automatycznie pada na czarne kreski na moim ciele oraz te narysowane żyletkami. Jeszcze nigdy nie widział na raz  wszystkich moich ran. Czerwienię się strasznie i zamykam oczy by nie widzieć obrzydzenia na jego twarzy, które na sto procent się pojawi. Jestem potworem.
                                  ****
            Perspektywa Jareda
Nie mam pojęcia co się z nią dzieje. Ja rozumiem, że kobieta spędza mnóstwo czasu w łazience ale to jest już przegięcie. Ta kobieta chciała się parę razy zabić i robiła to właśnie w tym pomieszczeniu. Staram się delikatnie zasygnalizować jej, że się martwię pukając w drzwi ale chyba mnie nie słyszy. Chwile później przeklina głośno i słyszę jakieś szmery. Koniec tego, nie obchodzi mnie czy jest naga, ale coś złego może się dziać więc wchodzę. Moim oczom ukazuje się przepięknie wyćwiczone ciało Cass. Każdy jego centymetr wyzwala we mnie zwierzęce instynkty więc głośno wciągać powietrze do płuc. Czuję się jakby cała krew spłynęła z mojej twarzy i znajduje się znacznie niżej. Nagle dziewczyna się odwraca i dostrzega mnie stojącego jak ten kołek. Stara się nieumiejętnie zakryć ręcznikiem, który najwyraźniej upuściła przed sekundą. Dostrzegam wiele czerwonych ran na skórze, zapewne po samookaleczeniach. Obok tych czerwonych i wyblakłych są też czarne, jakby narysowane markerem jeszcze parę chwil temu. Widzę też zdania takie jak "Nigdy nie będziesz idealna" i inne w tym samym dołującym stylu. Spoglądam jej w oczy, w których widzę łzy i jakby wstyd za swoje ciało. Po chwili je zamyka i jakby czeka aż wyjdę i zapomnimy o tym wszystkim. W mojej głowie zapala się lampka podpowiadająca jedno szalone rozwiązanie. Nie myśląc wiele podchodzę do niej i obejmuję ją z całych sił. Czuję jak jej mięśnie się rozluźniają więc mogę chyba zaryzykować, więc całuję ją delikatnie w usta i czekam czy odwzajemni pocałunek. Miłym zaskoczeniem jest to, że oddaje go ze zdwojoną siłą i przylega do mnie jeszcze mocniej. Jej jeszcze mokre ciało dotyka mojego i nawet przez ubranie jestem w staniw poczuć jak bardzo jest rozpalone. Widać, że chce tego tak bardzo jak ja. Nie mam już siły na rozmyślania, więc odpływam w tym miłosnym uścisku. Szybko ściągam swoją koszulkę i kontynuuję ten długi już pocałunek. Rękami błądzę po jej ciele, od włosów aż po pośladki. Jest taka idealna, choć jak dla mnie zbyt chuda. Mimo swojej niewielkiej postury ma dość duże i pełne piersi, w które mógłbym wpatrywać się godzinami. Teraz czuję na mojej gołej skórze jak bardzo podoba jej się to co robię. Podnoszę ją tak, by nogami oplotła mnie w pasie i wciąż całując wynoszę ją do mojej sypialni i kładę na łóżko. Dalej nie mogę uwierzyć, że dziewczyna z moich snów leży przede mną naga i tylko czeka aż coś zrobię. W pośpiechu zrzucaj z siebie resztę garderoby i pochylam się nad moją kochanką. Moje usta dotykają jej rozpalonej szyi i schodzą coraz niżej aż...
Przeklęty dzwonek do drzwi. Dlaczego akurat w takim momencie. Szybko uświadamiam sobie kto to może być i zakładam bokserki a na to spodnie. Koszulkę jak na razie odpuszczę bo to tylko Shann z tym swoim kolegą przylecieli na urodziny Cassie. Jakaś dziewczyna tego Chorwata też powinna być, więc mam nadzieję, że moja królowa się nie zanudzić na swoim przyjęciu urodzinowym. Mówię jej, żeby się ubierała bo to goście na jej imprezę. Zaskoczona nie wie co się dzieje. Zostawiam ją nagą na swoim łóżku i czym prędzej idę do drzwi.
                                    ****
 - O widzę, że braciszek zaliczył.- słyszę komentarz  mojego jak zawsze gotowego, żeby coś zniszczyć brata.
 - Przymknij się Shann i się jakoś zachowuj. Przyszedłeś tu na urodziny Cass. O, a ty musisz być Tomo, tak?- staram się zachować spokój i ukryć przyśpieszony oddech i zarumienione policzki. Zapraszam gości do środka i ze smutkiem stwierdzam, że nie przyprowadzili ze sobą tej Vicky. Na moje pytanie o jej nieobecność odpowiadają, że jest chora albo coś w tym stylu. Nie zwracam na to zbyt wielkiej uwagi, bo do pokoju wchodzi moja piękność. Wygląda nieziemsko. Nie mam pojęcia jak jej się udało ubrać i ułożyć włosy w tak krótkim czasie. Moi rozmówcy mają podobne miny jak ja. W myślach karcę za to jednego i drugiego, ale jak na razie nie jestem z Cass i może robić co chce. Mimowolnie zaciskam pięści i na tym ja na razie muszę zakończyć okazywanie złości. Zapowiada się fascynujący wieczór, bo już widzę ile alkocholu przyniósł Shannon. Cudownie.
                            ****
                          Perspektywa Cassie
Tuż po tym jak Jared wyszedł z pokoju oprzytomniałam i zaczęłam się szybko ubierać. Na szczęście zostawiłam sukienkę u niego w pokoju po tym jak wczoraj pytałam go w co mam się ubrać. To co się właśnie zdarzyło nie może być prawdą. Spełniła się właśnie jedna z moich licznych fantazji z tym człowiekiem w roli głównej. No może prawie. Ale i tak to przeszło wszytko czego oczekiwałam po nim w najskrytszych marzeniach. Nie tylko jest idealnie zbudowany, lecz też świetnie wyposażony jak na dziewiętnastolatka. Skarciłam się w myśli za te zdanie i czym prędzej poprawiłam włosy i sukienkę. Ciekawostką jest to, że nie mam pod nią żadnej bielizny co może być przydatne jak już impreza się skończy... Cassie! Czy mogłabyś uspokoić swoje chore myśli i zająć się rzeczywistością? Tak? To to zrób.
Stoję teraz w salonie i obserwuję zdziwione spojrzenia Jay'a, jego brata i kogoś jeszcze. Czuję się jak obiekt w muzeum i lekko się czerwienię. 
 - To jest Cass, a to jest Tomo.-  Shannon przedstawia mnie chłopakowi obok niego. Witam się z nim grzecznie i soadam na kanapie obok Jareda. Lekko sztywne to przyjęcie, ale i tak lepsze od wszystkich organizowanych przez moją rodzinę. Doceniam starania braci i fakt, że Shann przyleciał aż z Europy, więc uśmiecham się i staram być miła.- No to co? Chluśniem bo uśniem!- komenderuje Shannimal i wypija pierwszego z wielu drinków tego wieczoru. Widać, że chce rozluźnić nieco spiętą atmosferę, więc podłapuję temat i biorę szklankę do ręki. Są moje urodziny, a to oznacza, że mogę pić ile zapragnę. 
                          ****
Jest już koło północy, alkochol leje się litrami a nas nie opuszcza dobry humor. Nasłuchałam się wielu historyjek z dzieciństwa braci od Shannona, nie rzadko lekko kompromitujących Jay'a. Dawno się tyle nie uśmiałam, ich towarzystwo sprawiło, że przestałam się zamartwiać swoim wyglądem i świetnie się bawiłam. Chorwat opowiadał chyba najzabwanjesze opowieści, jakie kiedykolwiek słyszałam czym wywoływał kolejne i kolejne salwy śmiechu. 
Kiedy już Shann z Tomo są  bardzo podpici i znaleźli się w swoim świecie, postanawiam sprawdzić wytrzymałość młodszego Leto. Sięgam po swój nowy telefon komórkowy, który dostałam od niego na urodziny i szybko kreślę sms'a do pana obok mnie. Widzę jak sięga do kieszeni i obserwuję jego reakcję na to co napisałam. "Nie mam pod spodem żadnej bielizny a idę się położyć za chwilę. Chcesz mnie ułożyć do snu?" Patrzę jak głośno przełyka ślinę i zerka na mnie ukradkiem, lecz udaję, że nie wiem o co chodzi. 
 - Panowie, musicie mi wybaczyć, ale nie mam tak mocnej głowy jak wy, więc idę się już  położyć. Wy jeszcze siedźcie jak macie ochotę.- mówię po chwili i wychodzę z pokoju. 
Wchodzę do mojej sypialni i cicho zamykam drzwi. Teraz pozostaje mi tylko czekać, więc siadam na łóżku i zaczynam rozmyślać. Co takiego jest w tym człowieku, że przy nim nie czuję kompleksów? Nie wstydzę się już swojego ciała, po tym, jak zobyczłam jakim wzrokiem na mnie spogląda. Jak na jakiś kawałek mięsa czekający aż go zje. Moje krótkie rozmyślania przerywa pukanie do drzwi.
 - Cassie...? Masz może problemy z zasypianiem? 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i mamy już 7 rozdział :) nie bijcie za to co tutaj się znajduje, proszę :D 
Zapraszam do opinii i komentarzy.

*MarsHugs*

4 komentarze:

  1. Hahah, jejku noo, świetny rozdział. Nie mogłam przestać się uśmiechać podczas czytania ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam tego bloga do Liebsten Blog Award. Więcej informacji tutaj: http://boulevard-of-hope-and-dreams.blogspot.com/p/nominacje.html :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję <3

      Usuń
  3. świetny rozdział ! ;D
    kiedy będzie następny bo nie mogę się doczekać ? :)

    OdpowiedzUsuń