sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 5- Jesus, save me, I'm in love with this hell...

WSTAWKA MUZYCZNA 
Dzięki sugestii mojej kochanej Oli proponuję wam dwie piosenki do słuchania podczas czytania tego rozdziału :)
Ja słuchałam w trakcie pisania Save me :) 
A tak to polecam-
Stranger in the strange land- Thirty Seconds To Mars
Albo
Witness- też Marsiaków :)

Zapraszam do rozdziału numer 5 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 - Jared, nie. Proszę cię nie teraz. Zaufaj mi, że pragnę tego tak bardzo jak ty, ale moim marzeniem nie jest stracenie dziewictwa na środku Los Angeles i do tego przed więzieniem.- ufff, udało mi się zachować trzeźwy umysł i nie ulec mu tak łatwo.
 - Ty... Jeszcze nie wiesz.. Tego? Ale, że taka dziewczyna jak ty- chyba nie może  w to uwierzyć. Co we mnie takiego wyjątkowego? Raczej nic.
 - Tak, taka dziewczyna jak ja. Poza tym jak chcesz to ze mną zrobić to najpierw muszę schudnąć. Chyba nie chcesz kochać się ze słoniem?- w moich oczach pojawiają się pierwsze łzy. Nienawidzę mówić o swojej wadze, o swoim wyglądzie. Czy to jest naprawdę takie trudne? Jestem gruba i to widać, nie trzeba zadawać dodatkowych pytań. Najbardziej dobijające są te spojrzenia kiedy wspomnę coś o tym jak wyglądam albo ile chcę ważyć. Chciałabym choć raz w życiu poczuć się taka piękna i kochana, jakbym była ósmym cudem świata. Niestety grube osoby nie mają miejsca na tym świecie, każdy nas wyśmiewa, nikt nie chce zrozumieć dlaczego tak jest. Przykre, lecz prawdziwe.
 Odchodzę od młodszego Leto i kieruję się w miejsce spotkania z Shannonem. Mijaliśmy je w drodze do więzienia, więc nie mam problemów z trafieniem. Na razie chcę od niego uciec. Nie chcę by ktokolwiek oglądał moje łzy. One są dla mnie oznaką słabości, a kiedy ją okazujesz zostajesz sam.
                                                                      ****
                                            *Perspektywa Jareda*
Znowu. Nie potrafię zrozumieć tego, co siedzi w jej głowie. Przecież tak bardzo staram się, aby czuła się wyjątkowo. Czy ona tego nie widzi? Ten jej sposób poruszania, to jak coś mówi, uśmiecha się. Jest taka delikatna, chcę ją chronić przed wszystkim co jest złe na tym świecie. Wiele dziewczyna w życiu przeszła, po części jest mi jej straszliwie żal i szkoda, ale z drugiej strony powinna otworzyć oczy na to co się dzieje wokół niej. Widziałem te spojrzenia przechodniów  ukradkiem jej rzucane. Jest boginią seksu, ale nie umie tego dostrzec. Co w tym takiego trudnego? Jestem już stracony, oplotła mnie wokół swojego palca, a ja reauguję na każde jej skinienie. 
 Zabawne, że taki ktoś jak ja zakochał się w tak wspaniałej dziewczynie. Jedyne na co liczę to, to że nie dowie się o mojej paskudnej przeszłości. Już wie, że brałem, nie da się tego ukryć. Przez te cholerne blizny po igłach nie potrafię dostać pracy na dłużej niż parę miesięcy. Prędzęj czy później zawsze zauważają te malutkie ślady. Przynajmniej o tyle dobrze, że zszdeł mi ten paskudny, fioletowy kolor z ręki. 
Staram się dotrzymać kroku mojej pani w czarnych włosach. Wygląda jak taki drobny, czarny aniołek. Jest spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Jak patrzy na mnie z pożądaniem, miękną mi kolana a mózg odmawia współpracy. Cholera stary, musisz się pozbierać i przestać fantazjować. Dziewczyna popadła w takie kompleksy, że zanim ci uwierzy, że ci się podoba miną wieki. Ale dla takiej osoby warto tyle czekać.
                                                                             ****
Jezu... Jak ten chłopak się strasznie wlecze! Stoję na miejscu już od dobrch paru minut a tego małego zazdrośnika jeszcze nie ma. Z nerwów wypalam kolejne papierosy, chyba jedyna rzecz oprócz żyletek, która mnie uspokaja. Właśnie, jak tylko Jared wróci muszę go namówić aby oddał mi moje przyjaciółki. Tak strasznie kusi aby znów to zrobić. Chcę poczuć przyjemny dreszcz podneicenia kiedy zimna stal dotyka mojej skóry. Tęsknie za widokiem pojedynczych kropelek krwi zlewających się w jedną, potężną, która sunie po moich udach. Już jak skończymy te chore akcje z Shannonem to wracam do Nowego Jorku i kończę z tym marnym światem. Może przed tym wszystkim zrobię to z Jaredem. Naprawdę go polubiłam, podoba mi się strasznie więc czemu nie? Jednak nikt ani nic nie odciągnie mnie od tego pomysłu. Mam już zwyczajnie dość wszystkiego co mnie otacza. Tego zakłamanego społeczeństwa pełnego plastikowych cycków i chyba mózgów. Nie poznałam jeszcze nikogo, kto powiedziałby mi w twarz prawdę. Wsztstko teraz się odbywa za twoimi plecami słonko.
 Wreszcie widzę jak mój niedoszły kochanek nadchodzi. Z twarzy nie znima mu ten jego specjalny, bezczelny uśmiech, ale widzę jak bardzo się denerwuje. Zza niego udaję mi się dostrzec Shanna. Czyli realizacja planu trwa dalej. Zakładam maskę spokojnej osoby, nie jest to dla mnie problemem, ponieważ robię to każdego pierdolonego dnia. 
 - Cass, teraz twoja kolej. Gliny praktycznie siedzą nam na ogonach. Weź idź z nim gdzieś coś zjeść i dokładnie za dwadzieścia minut macie wejść do hotelu, o którym mówiłem. W razie czego będę zaraz za wami.- szybko streszcza Jared i odchodzi na papierosa. Zostawia mnie w stresie i z poczuciem winy z drugim najseksowniejszym facetem na ziemii. Będzie dobrze, nie ma innej opcji, ale nerwy mnie zżerają od środka. 
 - Chodź kociaku, zabieram cię na kolację. Ja stawiam.- uśmiecha się do mnie mięśniak. Chyba jedyne co ma wspólnego ze swoim bratem to ten bezczelny wyraz twarzy jak jest czegoś pewny. Właśnie temu nie mogę się oprzeć. Starszy Leto doskonale wszedł w swoją rolę, więc coraz bardziej się rozluźniam. Czuję jego rękę na mojej talii i staram się nie myśleć o tym co się działo w więzieniu. To tylko część tego chorego planu, to zdanie zapętliło się w mojej głowie, a mój mózg jak katarynka powtarza te słowa. 
                                                                            ****
Siedzę sobie z mężczyzną w jakimś tanim barze i udaję, że interesuje mnie mój talerz z frytkami. Prawda jest taka, że po pierwsze to dalej odczuwam wstręt do jedzenia, a po drugie boję się spojrzeć mu w oczy. Nie chcę by widział jak na mnie działa, sama nie chcę tego tak odczuwać. Wiem, że podobam się jego bratu, a on mimo wszystko jest lepszą partią do związku niż Shannon. 
 - Muszę przyznać, że świetnie całujesz młoda.
 - Ty też niczego sobie.- postanawiam ograniczyć wszelkie konwersacje do minimum. Nie chcę aby wyczuł stres w moim głosie. Za parę sekund powinniśmy wyjść i jako szczęśliwa i rozpalona para wstąpić do małego motelu prowadzonego przez dobrego przyjaciela obu braci. Trzy, dwa jeden wychodzimy. Łapię go szybko za rękę i ciągne za sobą w strone umówionego miejsca. Kątem oka udaje mi się dostrzec policjantów niby to spokojnie przechodzących przez ulicę. Dobrze wiem, że nas śledzą.
 We wcale nie przypadkowej studzience "przypadkiem" klinuje mi się obcas tych niebotycznych szpilek. Lekko przesadzenie krzyczę i zaczynam płakać, z tym drugim nie mam problemu; czasami udawałam szloch aby wzbudzić poczucie winy u rodziców. Taka ze mnie suka. 
 Shannon jak na zawołanie kuca przy mnie i pomaga mi wyswobodzić nogę z kanalizacji. W tym samym czasie możemy dostrzec jak "pijany" Jared zatacza się na jeden z wozów policyjnych i przy odrobinie siły wgniata sobą maskę. Plan działa i ma się dobrze. Jak tylko gliny zajmują się bełkoczącym  chłopakiem jego brat szybko bierze mnie na ręce a but zostaje w studzience. O tym mi nie powiedzieli! Nie mogą ustalać takich rzeczy beze mnie. Przecież jeden z nich dobrze wie jaki mam problem ze swoją wagą i z tym, żeby mnie ktoś podnosił. Jestem taka gruba, nie można mnie normalnie unieść bez pomocy jakiś noszy czy czegoś w tym rodzaju. Chyba jestem cała czerwona bo czuję jak mężczyzna dyszy, no tak, jestem przecież ciężka. Mój chory umysł nie pozwala mi zauważyć faktu, że sapie dlatego, że biegnie i jest cały zestresowany a ja jestem lekka jak piórko. Cóż, przekleństwo anorektyczek.
 Trafiamy na podwórko jakiejś restauracji, które prowadzi do motelu. Tutaj już mogę wyrwać mu się z ramion, co niezwłocznie robię. Zostawiam za sobą zaskoczonego chłopaka i biegnę do wejścia ukrytego za jednym z kontenerów. Wchodzę do środka i widzę całkiem nieźle umeblowane wnętrze. Swoją drogą świetny pomysł na biznes; znajdujesz miejscówkę zdala od wścibskich oczu i zapewniasz idealne warunki zbiegłym gangsterom ile tylko potrzebują. Oczywiście za sowitą opłatą. 
 Siedzimy już z Shannonem w przydzielonym nam apartamencie. Przytulnie tu i przede wszystkim ciepło. Czekamy już godzinę na jego brata i zaczynamy obydwoje odchodzić od zmysłów. Co się takiego dzieje, że tak mu długo zajmuje kompletne zgubienie policji. Nagle, jak na zawołanie otwierają się drzwi a w nich stoi nasza zguba. Lekko mówiąc śmierdzi gorzałą, ale to gwarantuje wiarygodność naeszego planu. Na jego ustach widzę ten zbawienny dla mnie uśmiech. Znowu czuję się bezpiecznie. Zza pleców wyciąga butelki wódki i oznajmia dość donośnym głosem, że mamy co świętować.
                                                                        ****
Kieliszek za kieliszkiem. Szklanka za szklanką aż w końcu butelka za butelką. To wszystko pochłania Shannon. My z Jaredem ograniczamy się się do kieliszka co jakiś czas. Bracia jakby dostali nowych sił, śmieją się i żarują, widać po nich, że za sobą tęsknili. Chciałabym mieć taki kontakt ze swoim rodzeństwem jak oni. Czują się w swoim towarzystwie tak swobodnie, zupełnie jak dwójka przyjaciół. Ja o sobie i moim rodzeństwie nie mogę tego powiedzieć. Zawsze między nami panowała dość sztywna atmosfera, może to ze względu na wiek, a może na różne charaktery. 
 Sielanka nie ma końca, ale w pewnym momencie wszystko zaczyna zmieniać się w koszmar. Dlaczego ponownie?
 - Stary, ja nie wiem skąd ty wytrzasnąłeś tą suczkę ale słuchaj. To co ta dziewczyna potrafi zrobić z językiem! Gdyby nie plan pomyślałbym, że naprawdę się wczuła! Przez bite pół godziny penetrowała wnętrze moich ust! Aż mi stanął.- śmieje się rubasznie Shannon. Co ja takiego kurwa zrobiłam, że koniecznie musiał o tym wspomnieć? Widzę zdziwienia a następnie wściekłość w oczach Jareda. Po chwili, w której obrzucał mnie oskarżycielskim spojrzeniem, wybiega z pokoju trzaskając głośno drzwiami. Zaskoczony Shann patrzy mi się w oczy a potem zasypia na siedząco. Cudownie. Przynajmiej mogę się teraz w spokoju  rozpłakać. Znowu zniszczyłam sobie szanse na lepsze życie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No to mamy piąty rozdział kochani :) Jak się podoba? Co myślicie? 
Następny już w środę, a w nim.... Sami zobaczycie :)

Czekam na opinie i komentarze ;) 
*marshugs*

2 komentarze:

  1. Szkoda, że nie ma mnie w tym opowiadaniu, bo właśnie wstałabym i podeszłabym do Cass, aby ją spoliczkować za to, że myśli, że jest gruba xD Zresztą problemy 1-ego świata, co tam Shannon, który ledwo co wyszedł z więzienia, co tam Jared, jej waga dla niej jest najważniejsza xD

    Fajne fajne, czekam na więcej *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne, fajne ^^ Boże, nigdy nie ogarniałam anorektyczek... No ale nic, wieżę, że Cass zwiąże się z Jaredem, będzie im razem dobrze i że Jared wkońcu przekona Cass, że wcale nie jest gruba i nie musi schudnąć. :D czekam już z niecierpliwością na następny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń