piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 3- Lost in the City of Angels...


- Kurwa! Dlaczego ten człowiek nie potrafi choć raz zrobić tego o co się go grzecznie prosi? Czy to ejst takie trudne nie pakować się w każde gówno leżące na ulicy? Dlaczego on myśli, że jak sobie spierdoli życie to ja nie będę chciał mu pomóc?- Jared od jakiś pięciu minut chodzi koło telewizora i krzyczy. Domyślam się, że to jest ten jego zaginiony brat. Przystojny, nie powiem, że wygląda jak grecki bóg, ale na pewno ma "to coś". Wydaje się być dużo niższy od mojego gospodarza, bardziej krępy i umięśniony. Na jego ramionach i nadgarstkach dostrzegłam liczne tatuaże, dla mnie wyglądające na jakies plemienne bzdety.
 -Jared.. Spokojnie, proszę cię usiądź i się uspokój bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.- staram się być opanowana aby chłopak jeszcze bardziej się nie stresował. Z jednej strony nie powinny mnie obchodzić jakieś tam tragedie małego narkomana i jego braciszka dilera, ale z drugiej ten oto ćpun dał mi dach nad głową i wysłuchał mojej przydługiej, smęcącej opowieści. Dlatego chcę mu pomóc. Nie wiem jeszcze jak, ale to zrobię, nawet jeśli miałabym go uciszać i pocieszać.
 - Czy ty siebie słyszysz kobieto?! Jak mam być spokojny jak mój szanowny brat postanowił dać się złapać? Szukałem go cztery lata i dowiaduję się o tym gdzie jest z jakiejś podrzędnej stacji telewizyjnej! Rozumiesz! Z jebanych wiadomości! Jemu już naprawdę wyżarło mózg przez te dragi...
 - Mogę jakoś tobie pomóc? Jest coś co mogłabym zrobić?- oferuję mu pomoc, mam nadzieję, że doceni moje marne starania. Wreszcie ktoś ma większe problemy niż ja. Chcę się poczuć potrzebna, choć raz.
- Nie... Właściwie to tak- zmienia szybko zdanie. Gdybym tylko znała go lepiej pewnie bym się domyśliła co się kryje w tej jego ślicznej główce. Wiem jedynie tyle, że ma plan.- Nie chcę się narzucać czy coś, wiem, że znamy się od paru godzin, ale pojedź ze mną do Los Angeles. Mam pewien plan i grasz w nim dość znaczącą rolę. Proszę cię, potem dam tobie spokój już na zawsze, a tak przynajmniej będziesz mogła pomóc zagubionemu narkomanowi i jego bratu...
 - Kiedy jedziemy? Chciałabym się umyć i ogólnie odświerzyć przed drogą...- nawet się nie zastanawiam nad odpowiedzią. Co innego miałabym powiedzieć? "Wiesz, dzięki za wszystko, ale spierdalaj to nie moja sprawa"? Poza tym to dla mnie wspaniała okazja, żeby poznać trochę świata, a kto wie może po drodze znajdę kogoś kto mnie pokocha taką jaką jestem. Cholera! Znowu moje marzenia o wielkiej miłości dają się we znaki. Przez te wszystkie lata wmawiałam sobie, że nie ma nic gorszego niż zakochani ludzie, że oni wszyscy kiedyś ze sobą zerwą, i tak się nie kochają... Niestety w tym czasie rodziła się we mnie głęboka, pełna niewiadomych tęsknota bycia kochanym. Tak, może się to wydać zabawne albo nawet kuriozalne alę tęsknie za czymś czego nigdy nie było dane mi doświadczyć. Chcę być dla kogoś tą jedyną. Osobą, dla której wstawał by wcześniej by tylko zrobić jej poranną kawę, robiłby jej zdjęcia i śmiął się z nich razem z nią. Muszę oprzytomnieć, przecież wyruszam na poszukiwanie przestępcy z ledwo poznanym chłopakiem. Ciekawe doświadczenie, nieprawdaż?
                                                                     ****
Stoimy z Jaredem na lotnisku. Nie mam pojęcia jak udało mu się załatwić nam miejsca na ten lot. Kiedy ja brałam przysznic najwidoczniej gdzieś wyszedł. Jak już przebrałam się we względnie czyste ubrania, wpadł do domu lekko poturbowany ale z biletami. Wolę nie wnikać skąd je ma, na moje pytania odpowiada, że mam się o to nie martwić. Najbardziej zastanawia mnie fakt, że jadę z nim. Nic między nami nie zaszło, nie licząc pamiętnego pocałunku, który zmienił jego jak i moje życie. 
 - Za ile lecimy?- pytam chłopaka.
 - Niedługo, Cass- uśmiecha się do mnie. Dlaczego on musi mieć tak zniewalający sposób mówienia, poruszania się i chyba wszytskiego. Onieśmiela mnie sobą, swoją szczerością w tym co robi.- Możesz nie patrzeć na mnie jakbyś mnie chciała brutalnie zgwałcić?- bezczelnie pyta. A co jeśli wie, że mi się podoba?
 - Pierdol się Leto.- mam nadzieję, że nie zauważył mojego zawstydzenia. Chyba się rumienię, cholera.-   Chodźmy już na odprawę bo się jeszcze spóźnisz Panie Doskonały- mówię z udawaną obojętnością i ruszam w stronę bramki. 
 Szkoda, że tak szybko się oddaliłam. Przez to nie  miałam okazji zobaczyć co się dzieje  z moim pewnym siebie rozmówcą. Jared stoi z delikatnie mówiąc bananem na twarzy, szczerze to przypomina dzieciaka, który cieszy się z nowego autka. Tylko, że w tej chwili on otrzymał coś znacznie lepszego.

                                                                    ****
 Odprawa przebiegła zadziwiająco szybko. Przez cały czas Jared patrzył się na mnie z dziwnym uczuciem bijącym z jego oczy. Lustrował każdy mój ruch, każde westchnięcie. Czuję się lekko skrępowana przez to jego palące spojrzenie ale idzie się przyzwyczaić. Nie powinnam teraz myśleć o tym jak bardzo podoba mi się sposób w jaki zachowuje się wobec mnie młodszy Leto. Muszę się teraz martwić na jaki szatański plan wpadł chłopak. Jaka jest w tym moja rola? Jeśli sądzi, że zrobię wszystko co mi powie to się grubo myli.
 Siedzimy już w samolocie na miejscach sto razy wygodniejszych niż te, na których tu przyleciałam. Nie jest to pierwsza klasa, ale przynajmniej mogę rozprostować nogi i prawdziwie odpocząć. Załatwił nam miejsca przy oknie, więc mogę spokojnie podziwiać to co dzieje się wokół mnie. 
 Czekają nas długie godziny lotu, może nawet lepiej, że się polubilyśmy; w razie ataku nudy zawsze możemy porozmawiać na wspólne tematy. Odkryłam, że interesuje się taką samą muzyką jak ja, lubi te same filmy i ma podobne patrzenie na życie. Miła odmiana dla osoby przyzwyczajonej do wszechobecnego plastiku, inaczej mówiąc: pokolenia Britney. Nie mam nic do tej kobiety, ale proszę niech przestanie śpiewać, reszta jest w porządku. 
 - Ej Cass, mam pytanie- stara się mnie zagadać. Powodzenia życzę. Po tej akcji na lotnisku wstydzę się spojrzeć mu w oczy. Znowu ten przeklęty głosik w mojej głowie naśmiewa się z mojej naiwności. Przecież taki ktoś jak on nie może się tobą zauroczyć, to nie jest możliwe. Nie zdarza się takim słoniom jak ty kochana.- Czy zawsze się tak rumienisz kiedy ktoś cię przyłapie na spojrzeniu, które zachęca człowieka do jednego?
 - Chcę ci łaskawie przypomnieć, że lecimy do Los Angeles aby zrobić coś ze sprawą twojego brata. Jak na razie możesz darować sobie te komentarze.- staram się być poważna, ale moje kąciki ust odmawiają mi posłuszeństwa. Uśmiecham się jak ten przysłowiowy głupi do sera. Tylko ten mój "ser" ma nieziemskie błekitne oczy oraz bezczelną naturę.
 - Nie chcę już nic mówić, ale znowu się rumienisz kochana.- odpowiada z tym zniewalającym uśmiechem i wkłada słuchawki do uszu. 
 Mam spokój i czas na ochłonięcie, zakrycie rumienców. Przez jakieś dwie godziny pewnie będzie czegoś słuchał. Szukam w moim ukochanym plecaku zeszytu gdzie zapisuję wszystkie swoje myśli. Naszła mnie wena, może coś napiszę...

,,-Nic. Spadło z szafy i potoczyło się po podłodze. Uderzyło o kant biurka i popłynęło dalej niesione na skrawkach naszych wspomnień. Wspólnych chwil i rozczarowań.
Jestem nikim. Nic mnie nie rani, nic nie wzrusza. Odleciałam w przestworza bezmyślnej namiętności tamtych lat.
Nic. Jest pełne nadziei. Przypomina mi nas. Takich szczęśliwych, głupich a zarazem tak mądrych i obeznanych w trudnej sztuce przetrwania. 
Czasem  dopadają mnie słowa. Jak bardzo bym chciała się ich pozbyć. Może nawet je zabić. Zagłuszyć krzykiem beznamiętnym jak ja. Taka pusta ale w tej samej chwili pełna uczuć. 
Myśl. Myślę o niczym. Wypełnia mnie niezdefiniowana chęć życia. 
Nic. Cierpi na bezsenność. Siedzi godzinami przy oknie. Co planuje? Na co czeka? Dlaczego nie może spać? 
Sen. Śnię o niczym. Urywki koszmaru wkradły się do moich snów i zawładnęły nimi. Tak brutalnie. Wtargnęły bez pukania i niszcząc wszystko na swojej drodze dotarły do mnie.
Słowo. Boli bardziej niż najgłębsza rana. Nie rań mnie już. Proszę.
Nic. Też potrafi cierpieć. Jego cierpienie objawia się jako te powolne jęki ciszy podczas konwersacji z tobą. Niby takie swawolne i oddane, lecz w głębi duszy zagubione.
Nic. Dlaczego krwiawi? Kolejny raz skrzywdzone przez Słowo. Widzisz jak niszczysz wszystko wokół ciebie? Może tego chciałeś, to twoje skryte pragnienie. Płomienie pożerają Nic  swoimi pieszczotliwymi językami nienawiści. 
Zastanawiałeś się kiedyś co czuje Nic?
Potrzebujesz miłości. Nic ci już nie pomoże. Nic nie będzie patrzeć jak umierasz w samotności, na którą sam zapracowałeś. Jesteś taki słaby.
Nic też było słabe. Urosło w siły jak ujrzało swojego oprawce w ramionach krzyku i rozpaczy. 
Też to widzę. Wiesz jak się teraz czuję? Jestem szczęśliwa. Myślami błądzę w odmentach twojego umysłu i widzę tą samą pustkę co była we mnie. 
Nic już się nie boi. Jest tak samo odważne i pełne wigoru jak ty byłeś. 
Kiedy Nic spadnie? Potoczy się znów po podłodze i zepchnięte w kąt pozostanie zapomniane? Czy Nic dalej jest tak słabe jak ty? 
Nie widzisz go? Jest przy tobie zawsze gdy zadajesz mi cios i pokornie wchłania twoją agresje. Kiedyś przestanie. Wtedy Nic ci nie zostanie...-przerwała swój wywód pełen psychodelicznych sformułowań i zawiłych fraz-Koniec już na dziś.- pomyślała odkładając tabletki do szafki z lekami. Tam gdzie ich miejsce."*
                                                                  ****
Dolecieliśmy dosłownie chwilę temu. W samolocie Jared obwieścił mi swój misterny plan. Nie powiem, zaskoczył mmie zdeczka, ale obiecałam mu pomóc to to zrobię. Obyło się bez większych problemów z policją, nawet nie zdziwili się kiedy Leto zapytał ich jak dostać się do więzienia przy sądzie najwyższym. Dziwni ludzie, wszystko w tym mieście wydaje się być dla mnie takie inne, nikt cię nie zna, możesz być anonimowy.
Jadąc metrem wiele nie zobaczyłam, ale teraz idziemy już jedną z najbardziej ruchliwych ulic jakie są w Los Angeles. Infrastruktura jest wspanaiła, budynki górują nad nami jak srebrni strażnicy pokoju. Myślę, że lepiej sprawdziły by się na służbie niż tutejsza policja. Widzą wszystko ale zauważąją jedynie jedną piątą z tego.
Dotarliśmy do gmachu "więzienia na przeczekanie", zatrzymują tu tych co albo przepili całą noc i muszą wytrzeźwieć, albo czekających na rozprawę i ten sprawiedliwy lub nie wyrok. 
 Jared zaciągnął mnie w jakiś róg i jeszcze raz powtórzył cały plan podkreślając moją rolę w całej sprawie. Po paru poprawkach w moim wyglądzie  wykonanych przez chłopaka jestem już gotowa na wejście do budynku. Jeśli miałabym być delikatna powiedziałabym, że wyglądam jak wyjątkowo skąpo ubrana kurtuzana z bronxu. Czego się nie robi dla przypadkowo poznanego chłopaka, który zawrócił mi w głowie.
                                                                            ****
W głowie cały czas powtarzam sobie plan działania: "Wchodzisz, mówisz kim jesteś i spotykasz się z nim. Całujesz go, nie zwracasz uwagi, że może cię odepchnąć. W ustach masz liścik, który przekazujesz podczas pocałunku. Nie jest głupi zorientuje się, że Jared za tym stoi, że chcesz mu pomóc. Jak wszystko dobrze pójdzie spotykacie się podczas jego ostatniej godziny na wolności przed wyrokiem". No ja nie wiem czy takiej ostatniej. 
- Dzień dobry, przyszłam spotkać się z moim misiem pysiem. Macie mojego chłopaka.- mówię ciągle żując wymownie gumę. Poszli na tą ściemę, widać to po ich minach.
- Imię i nazwisko więźnia?- pyta mnie podstarzały mężczyzna w okularach spadających na jego garbaty nos.
- Shannon Leto.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

* opowiadanie napisane przeze mnie na miniatury literackie w tamtym roku :) 

No to mamy kolejny rozdział :) mam nadzieję, że błędów jest coraz mniej. Co o tym myślicie? Czekam na opinie i komentarze :) 
A co do postu na facebooku to Aleksandra Dara miałaś rację :) w nagrodę dostaniesz jutrzejszy rozdział już dzisiaj wieczorem :) 
Jedyne co musisz zrobić to napisz mi w wiadomości prywatnej na facebooku swój adres e-mail to wyślę go tobie koło 22.

*MarsHugs*

1 komentarz:

  1. Dużo błędów ortograficznych, może w wordzie czy gdzie tam piszesz nie widzisz, ale na blogspocie, jak wklejasz rozdział, powinnaś widzieć, jak Ci wszystko podkreśla.

    OdpowiedzUsuń