czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 2- I'm on my time with everyone...

O Idę wraz z Jaredem  poprzez Nowy Jork, miasto, które już w pierwszym dniu mojego pobytu w nim zmieniło moje życie. Oznacza to tyle, że plotki są prawdziwe, że może jest dla mnie nadzieja. Jeśli tak, jestem na dziewięćdziesiąt procent pewna, że moja szansa idzie obok mnie. 
 Nie zamieniliśmy wielu słów w ciągu tych pięciu minut marszu. Jak na razie wystarcza mi uczucie, że nie jestem sama. Myślę w tej chwili, że komuś na mnie zależy. Chciałabym aby to była prawda, to, że ktoś mnie kocha. Za bardzo wybiegam w przyszłość. Liczy się tu i teraz, nic więcej nie jest w stanie mnie dzisiaj obchodzić. 
 Dochodzimy do jego "miejscówki". Miał racje; nie jest to miejsce dla ludzi z wyższych sfer. Oczywiście nie twierdzę, że mieszka w jakiejś zatęchłej melinie, ale luksus to to nie jest. Jesteśmy na obrzeżach tego magicznego miasta. Jest tu o wiele spokojniej, nie słychać aż tak bardzo samochodów oraz pijanych przechodni. Można powiedzieć, że to miejsce ma swój klimat, chce się tutaj wrócić, usiąść na ławce i pomyśleć.
 Jared otwiera przede mną drzwi i zapraszającym gestem wskazuje na wnętrze mieszkania. Wchodzi za mną, zapala światło i słyszę jak odetchnął z ulgą. Pewnie dlatego, że w pokoju jest nienagannie czysto. Uśmiecham się, wyobrażając sobie jak chłopak wszystko pucuje i czyści. Całkiem zabawna myśl biorąc pod uwagę jego wątłe ciało odziane w fartuszek z falbanką a w jego zmaltreowanej rączce podskakująca miotełka do kurzu w rytm ulubionej piosenki. Omal nie parsknęłam śmiecham, ale powstrzymałam się nie chcąc urazić mojego gospodarza. 
 Po lekko krępującym momencie ciszy Jared stwierdza, że musi iść przygotować herbatę i łóżko dla mnie. Nie oferuję swojej pomocy, przynajmniej mam czas aby rozejrzeć się po salonie. 
 Na środku pokoju stoi stara kanapa pokryta jakimś rodzajem koca pełnego dziur po papierosach- pewnie popadł w nałóg tak jak ja. Po prawej stronie od owego mebla stoi mały telewizor na szafce, której kolor przypomina kolor moich oczu. Wokół tego wszystkiego jest parę komódek i wieża stereo. To chyba wszytko co jest warte uwagi w tym pomieszczeniu. Ściany pokrywa nieciekawa, żółta farba a na podłodze leży dywan z wątpliwej jakości wełny. Mimo wszytsko muszę przyznać, że pokój tak jak i okolica jest w miarę przytulny.
 Postanawiam rozsiąść się na kanapie, ponieważ moje plecy odzywaiły się od takiego luksusu jakim jest miękkie podłoże. W samolocie załatwiłam sobie miejsca po taniości; nie można było tego nazwać nawet biznes klasą. 
 Czuję pod sobą ciepło materiału i powoli odpływam. Z pewnością bym zasnęła, gdyby nie fakt, że Jared wchodząc do salonu z herbatą i przekąskami głośno mi obwieszcza co ma dobrego do jedzenia. 
Właśnie, kolejny problem. Po dość długiej chorobie wciąż nie potrafię normalnie sięgnąć po coś co sprawi, że przytyje. Nie umiem. 
 Patrzę jak chłopak siada obok mnie i podaje mi zieloną herbatę. Ciekawe skąd on wie, że to moja ulubiona. Staram się już nie myśleć o idiotycznej herbacie i biorę kubek od niego. 
 - To teraz jak już masz co jeść, jest ci względnie ciepło, to opowiesz mi dlaczego to robisz? Dlaczego tak się krzywdzisz?
 Zaczynam opowiadać mu to co wyrzuciłam z siebie na samym początku. Mówię mu o tym co robiłam, co się ze mną działo. Nagle przerywa mi mój wywód:
 - Nie chodzi mi o to co robiłaś, gdzie trafiłaś i kto ci chciał pomóc. Chciałbym wiedzieć co spowodowało tą przerażającą autoagresję u ciebie?
 - Ohh... Dobrze, powiem ci o tym wszystkim, ale pod jednym warunkiem- odpowiadam mu i znowu staram się ukryć swoje uczucia do niego. Poruszył mnie swoim zachowaniem, sprawił, że znowu pomyślałam: "O, popatrz komuś zależy!". Wydaje się być taki miły i bezinteresowny. Coraz częściej przyłapuję się na patrzeniu na jego usta. Cholera, chciałabym go znowu pocałować, ale nie ma na to zbytnio szans. Muszę się otrząsnąć i udawać, że jest dobrze. Przecież jestem w tym mistrzynią.- Najpierw ty opowiesz mi swoją historię.
 - Nie mam pojęcia od czego by tu zacząć. Jedyne co pamiętam z dzieciństwa to przeraźliwą biedę i matkę zapraszającą różnorakiej maści hipisów na darmowe zioło. Zajebisty start w przyszłość, nieprawdaż? Mojemu kochanemu braciszkowi udało się wyrwać jak skończył szesnaście lat. Do tej pory nie udało nam się go znaleźć. Z jednej stronu cieszę się, że chociaż jemu udało się odciąć od naszej toksycznej rodzicielki, a z drugiej to cholernie tęsknie. Był moim jedynym przyjacielem, teraz nie mam nikogo by się zwierzyć, zapytać o radę... Z domu uciekłem dwa lata temu w moje siedemnaste urodziny. Matka była zbyt zjarana, żeby dostrzec jak wychodzę po raz ostatni z domu. Dużo ryzykowałem biorąc pod uwagę, że w Bossier City każdy mnie znał i mógł wydać policji. Wsiadłem w pierwszy lepszy pociąg i tak trafiłem tutaj, do miasta pełnego nadzieji. Nie miałem pieniędzy na życie, więc dorabiałem u jednego z baronów narkotykowych. Miałaś okazję go zobaczyć, to on ścigał mnie w parku. Przez to wszystko popadłem w nałóg i skończyłem tutaj. Jestem dziewiętnastoletnim ćpunem po nieudanym odwyku. Chyba opowiedziałem ci wszstko o sobie, teraz twoja kolej Cass.
- Jak zwykle zaczęło się od głupich i rzekomo niewinnych żartów. W wieku trzynastu lat byłam dość pulchną blondyneczką, więc otrzymałam ksywkę "świnka". Pamiętam jak strasznie płakałam po nocach, nie chciałam chodzić do szkoły i symulowałam choroby byleby tylko zostać w domu. W tym samym czasie starsze rodzeństwo się wyprowadziło, pewnie mieli dość życia w tym zakłamanym domu. Rodzice zaczęli się kłócić i niedługo po wyprowadzce Tonego i Effy, rozwiedli się. Przez te wszystkie problemy w szkole nie obeszło mnie to za bardzo. Ludzie dalej mnie wyzywali coraz to bardziej wymyślnymi nazwami. Raz byłam słoniem, świnią albo tłustą szmatą. Zaczełam zapisywać sobie te przezwiska po to aby pamiętać co sobą reprezentuję. Popadłam w anoreksję oraz ciężką depresję. Każda blizna na moim ciele odpowiadała każdemu obraźliwemu komentarzowi. Dwa lata później, po pobycie w szpitalu z powodu mojej głodówki, koszmar zaczął się ponownie. - w tym momencie nie wytrzymałam i po moich policzkach popłynęły pojedyncze łzy. Jednak kontynuowałam opowieść- W szkole pojawił się pewnien chłopak. Był inny, tak jak ja. Miał długie włosy i jak na mężczyznę był dosyć niski. Od razu złapaliśmy wspólny język, rozmawialiśmy godzinamy przez telefon a w szkole spędzaliśmy razem przerwy. Niestety to nie trwało długo, coś jak zwykle musiało się spieprzyć. Pamiętam jak któregoś marnego dnia poprosił mnie, żebym przyszła wcześnie rano w nasze miejsce. Kiedy dochodziłam do ławki on już tam był, podniósł głowę jak mnie zobaczył i się uśmiechnął. Powiedział mi wtedy, że mnie kocha, odpowiedziałam mu to samo. Rozumiesz, ktoś mnie kochał! Dla mnie to było taką nowością, że nie wiedziałam jak się zachować. Przez jakiś tudzień było pięknie, nieśmiałe uśmiechy, liściki i chodzenie razem za rękę gdy odprowadzał mnie do domu po lekcjach. Kiedy po tym cudownym tygodniu przyszłam do szkoły oświadczył mi, że żartował i, że nikt nigdy nie pokocha takiego słonia jak ja. Dla mnie to było już za dużo. Nie wytrzymałam i z powrotem popadłam w depresję. Potem szło już jak z górki; pycholodzy, psychiatrzy i szpital dla wariatów. Nic mi nie pomogło, jedynie zrobili ze mnie zimną sukę.
 - Cass... Chodź tu do mnie.- mówi Jared i przytula mnie bardzo mocno. Jak on cudownie pachnie! Czuję woń wody kolońskiej zmieszanej z dymem papierosowym oraz niebywały spokój i opanowanie; pachnie dla mnie jak dom. Wtulam się w niego mocniej a on włącza telewizor tłumacząc się zamiłowaniem do wiadomości. Leżę mu na ramieniu i powoli zasypiam. Nagle, słyszę komunikat, który pewnie za wiele dla mnie by nie znaczył ale chłopak podrywa się z kanapy słysząc te słowa:
 - Groźny diler narkotykowy z Los Angeles wreszcie zatrzymany. Policja pochwyciła przestępce dosłownie parę minut temu i już jest w drodze do więzienia stanowego. Proces sądowy odbędzie się za dwa dni w sądzie najwyższym. Shannon Leto nie będzie już bezkarnie panoszył się po ulicach miasta aniołów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No to mamy kolejny rozdział i lekkie zaskoczenie na koniec :P co myślicie o tym? 
Mam nadzieję, że jest mniej błędów i starałam się nie używać skrótów :) 
Zapraszam do opinii i komentarzy ^^
 *MarsHugs*

6 komentarzy:

  1. OMG
    POMOCY
    JESTEM W SZOKU OK
    CZEKAM NA NASTĘPNY ;_______;

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne ! Mniej błędów i oczywiście skrótów :D Shannon jako zaginiony brat i diler narkotyków :D ? To dopiero będzie ciekawe ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG, szok :o zakończenie sprawiło, że już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieeeeeee, biedny Shanny... :(
    Ale na pewno jakoś się z tego wyplącze, mam rację? :D
    Genialne ff, pisz dalje kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego Shannon!?!?!!? Mój idol taki zły ;____;

    OdpowiedzUsuń
  6. Dalej nie mogę wyjść ze zdziwienia.. Shannon...

    OdpowiedzUsuń