środa, 3 września 2014

Rozdział 26- "Can you see I have changed, does it even matter to you?"*

*Dawid Podsiadło- Bridge
***
Krótko, wiem i bardzo przepraszam, ale ograniczenia czasowe i brak weny doskwiera mi ostatnio bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Następny rozdział pojawi się jak wyrazicie swoje opinie na temat tego. Sama nie jestem z niego zadowolona i chętnie poznam Wasze zdanie. 
P.S Zostały dwa, może jeden rozdział do końca opowieści.
***
-Jared?- mruknęła cicho kiedy jego dłonie objęły ją od tyłu. Poczuła wreszcie, że wszystko jest na
swoim właściwym miejscu, tam gdzie powinno się znajdować od dawien dawna.- Jak się spało?
Krótko.- skwitował, ale po chwili uśmiechał się od ucha do ucha. Na razie było dobrze, nie chciał tego psuć swoimi wyznaniami. Jeszcze nie teraz. Wtulił twarz w jej włosy i z ogromną przyjemnością zaciągnął się przesłodkim zapachem z nich płynącym. Uwielbiał kiedy nosiła je rozpuszczone. Wyglądały wtedy jak delikatne, czarne fale wzburzonego oceanu, który płynął po ramionach jego dziewczyny. Właśnie... Była jego i nie zamierzał tego zaprzepaścić. Przynajmniej nie tym razem.
Kawy?
Z wielką chęcią.- złożył delikatny pocałunek na jej głowie i odsunął się na tyle, że ze spokojem mógł usiąść na krześle stojącym obok.- Misiek.- dodał po chwili i z zadowoleniem na twarzy obserwował reakcję Cassie, która była urocza.
 ****
No to już koniec naszych zajęć. Mam nadzieję, że się czegoś nauczyliście i nie poprzestaniecie na robieniu sobie zdjęć w lustrze.-uśmiechnął się, a przez salę przebiegła cicha fala śmiechu.- Możecie iść, puszczam was wcześniej.- ostatnie zdanie wywołało więcej radości u studentów niż cała wcześniejsza część jego wypowiedzi. Wstali z krzeseł i po chwili siedział na biurku w pustej sali. Właśnie zakończył swój pierwszy w życiu kurs i czuł się tak jak po udanym koncercie. Wiedział, że robi coś co jest właściwe.
Zebrał się i jeszcze trochę rozejrzał po byłym miejscu pracy. Na razie nie będzie miał innych okazji do zarabiania w taki sposób, bo jeśli brat pogodził się z Cass to dość szybko wrócą do koncertowania. Tęsknił za tym i to dość mocno jeśli miał przyznać, ale odrobina "normalności" wywarła na nim same pozytywne wrażenia. Poczuł się po raz pierwszy od dawna jak zwykły, poukładany człowiek, który pracuje od ósmej do piętnastej i dopiero po tym może wrócić do cichego, spokojnego domu.
Nie żeby codziennie czuł się jak jakaś światowej klasy gwiazda, ale jego dzień był daleki od tego na co narzeka miliony pracowników wielkich korporacji.
Wyszedł z budynku i uznał, że ma wystarczająco czasu, aby wpaść do domu i przebrać się w jakieś bardziej przyzwoite ubrania.
****
Myśleliście kiedyś, że wasze życie to tylko puszczony specjalnie dla was film? Że oglądacie je bez możliwości wprowadzenia zmian, tak, jakby wszystko to co powiecie jest zaplanowane z góry? Nikt nie wie jaka jest prawda, czy to co właśnie napisałam jest idiotyczną bajką, którą powtarzam coraz częściej próbując w nią uwierzyć. Dlaczego?
Czy to życie zmusza nas do wiary w baśnie, przesądy? Nie ma mowy, aby było tak okropne, aby samo z siebie chciało nam zaproponować wiarę w coś innego niż ono samo. To jest... Niewłaściwe?
Tylko co na tym świecie jest właściwe? To, że matka nie może wychować swojego dziecka samodzielnie tylko dlatego, że ją na to nie stać? A może to, że nastoletnia dziewczyna z rozpaczy chce się zabić? Właśnie... Nic nie jest tak jak powinno, a najgorsze jest to, że za nic nie potrafimy tego zmienić.
Politycy? Nic nam nie dadzą, tylko zatrują nasze umysły obietnicami, wizjami utopii.
Zastanawiacie się pewnie jaki to ma związek z tym opowiadaniem, możecie nawet uznać, że przesadzam, że mnie poniosło.
Nic bardziej mylnego...
Ten właśnie człowiek, którego losy śledzimy razem od wielu rozdziałów czuł się jak w filmie, gdzie nic nie jest na swoim właściwym miejscu.
****
-Że co proszę?- zapytał nie dowierzając słowom wypowiedzianym przez własną matkę.
-Słyszałeś.
-Mamo...- ściszył głos ze strachu, że Cassie mogłaby go usłyszeć.- Nie mam pięciu lat i będę robił to co mi się żywnie podoba.
-Tak?- jej drwiący ton doprowadzał go do szału.- To może przestań się tak zachowywać. Nie będę się z tobą wykłócać przez telefon, więc łaskawie przyjedź to starej matki i wtedy porozmawiamy.
- Nie zostawię jej przez twoje chore wymagania!- warknął i rozłączył się szybciej niż początkowo planował.- Kurwa mać!- krzyknął nie mogąc pohamować swojej złości na rodzicielkę.
-Jay? Coś jest nie tak?- zapytała dziewczyna wchodząc do pokoju. Zdziwiona patrzyła na mężczyznę, który stał obrócony do niej tyłem.
-Wszystko nie jest tak jak być powinno.- powiedział cicho, zdecydowanie za cicho.- Czy ja jestem aż tak okropny?- zapytał, na co ona zaprzeczyła ruchem głowy.- Jestem jakimś potworem, któremu można kazać to i siamto i liczyć, że wykona polecenie bez słowa sprzeciwu? Cassie, proszę cię... Będziesz dzisiaj moja?
-Ja... Tak.- wydukała na tyle głośno, aby mógł ją usłyszeć.

Nie potrzebował więcej sygnałów z jej strony, wiedział, że jest gotowa. Podszedł do niej powoli, nie spieszył się, bo zwyczajnie nie miał po co. Ujął jej drobną twarz w dłonie i spojrzał w oczy, które mimo lekkiego niepokoju były rozświetlone jak jego ukochane Miasto Aniołów nocą. Nie czekając dłużej złożył słodki pocałunek na ustach, które nie byłyby w stanie skrzywdzić nikogo. Spijał każde niewypowiedziane słowo, każde pojedyncze westchnienie dziewczyny. Wiedział, że ona potrzebuje go tak bardzo jak on jej, więc w tamtym momencie postanowił oddać jej całego siebie. Bez wyjątku.
Wypuścił ją z ramion i popchnął delikatnie w kierunku sypialni. Otworzył drzwi i z przyzwyczajenia zamknął je za nimi. Momentalnie jej ręce wylądowały na jego torsie i swobodnie jeździły wzdłuż niego. Odchyliła głowę do tyłu nie mogąc już dłużej znieść rozkoszy jaką dawał jej język sunący bo jej szyi, zahaczający o dekolt. Rozpraszał jej wszystkie myśli, nawet te skupione na Jaredzie. Nie mogła już dłużej wytrzymać i z jej ust wydobył się cichy jęk zwiastujący gotowość na to co miało po chwili nastąpić.
Szybko zsunął z jej ramion niepotrzebny już sweter i rzucił na podłogę. Następnie jego los podzieliły spodnie, tak, że dziewczyna stała przed nim w samej bieliźnie. Już brał się do rozpinania swoich, lecz drobna ręka Cassie mu przerwała.
-Nie, ja to zrobię.- wyszeptała.
Co prawda rozpięcie paska sprawiło jej delikatną trudność, co tylko rozczuliło jego właściciela, to po bardzo krótkiej chwili prezentował jej swoje czarne bokserki.
-Jesteś pewna, że tego chcesz?-zapytał prawie bezgłośnie.
-Zamknij się Leto i chodź ze mną do łóżka.- odpowiedziała mu już leżąc i czekając aż zbierze się i dokona tego na co tak oboje czekali.
  • ****
Ostrożnie wysunął się z niej i położył tuż obok. Musiał odrobinę odsapnąć, bo mimo tytułu Bożka Seksu miał swoje lata i nie był tak sprawny jak dwadzieścia lat wcześniej.
-I jak?- zapytał z wzrokiem utkwionym w jej nagiej klatce piersiowej unoszącej się i opadającej w tak hipnotyzującym tempie, że czuł się jak jeden ze słynnych węży w wiklinowym koszu.
-Jesteś cudowny, wiesz?- uśmiechała się od ucha do ucha i złożyła czuły pocałunek na jego policzku.- Niestety, po tym wszystkim nie mam już na nic siły, więc dobranoc misiek.
-Kocham cię mała.- wyszeptał słowa, których sam się nie spodziewał w jej włosy i przytulił ją od tyłu.
****
-Długo czekałeś?-zagaiła czerwonowłosa.
-E tam, chwilę.- zaśmiał się zawstydzony jej obecnością perkusista.
-Mam nadzieję.- obdarzyła go uśmiechem tak powalającym, że w tamtym momencie cieszył się, że siedział wygodnie na fotelu.
-Czego się państwo napiją?- kelner bezczelnie przerwał ich pseudo rozmowę
-Poproszę czarną kawę, bez cukru.- wypowiedzieli niemal jednocześnie, po czym spojrzeli na siebie zaskoczeni tym co się przed chwilą zdarzyło.
-Widzę, że masz dobry gust.- stwierdził Shannon i upił łyka gorącego napoju postawionego przed nim.- Jezu, gdzie są moje maniery! Jak masz na imię?
-Helen.
-Piękne imię, tak jak i jego właścicielka.
Rozmowa toczyła im się przyjemniej niż się spodziewali. Nawet się nie zorientowali kiedy minęły dobre dwie godziny, a oni wciąż siedzieli pochyleni w swoją stronę i gestykulowali pochłonięci dyskusją.
***
Cały ranek spędzili w łóżku leżąc, rozmawiając. Oboje czuli się cudownie, lepiej niż powinni. Z uśmiechami na wypoczętych twarzach podnieśli się z łóżek, aby się jako tako ogarnąć.
Cassie poszła do kuchni przygotować coś do jedzenia, bo po wczorajszym wysiłku bardzo zgłodniała, chwilę potem dołączył do niej Jared przy akompaniamencie swojego burczącego brzucha.
-Głodny?
-I to jak.- rozmarzył się i zasiadł na swoim stałym miejscu przy stoliku.
-Zaraz będzie śniadanie. - odpowiedziała uśmiechającemu się mężczyźnie. Obróciła się do niego przodem i spojrzała w te piękne, niebieskie oczy. Powoli badała wzrokiem jego twarz, nos i usta, które wczoraj poznała całkiem na nowo. Teraz pozostała jej tylko jedna rzecz.- Jay, czemu twoja matka nie chce abyś się ze mną wiązał?

4 komentarze:

  1. 1. Plis, powiększ czcionkę w następnym, słabo się czyta.
    2. Chcę takiego Jareda, co będzie się buntował dla mnie ♥
    3. JAK TO KONIEC OPOWIADANIA?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejuu cudowny! <3 Koniec? Tak szybko? :<<

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ^_^ i nie możesz już go skończyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz dalej! Żałuje ze znalazłam tego bloga dopiero teraz. Albo chociaż jakiś prolog napisz. ������

    OdpowiedzUsuń